Rozdział 21

Dwa dni wolnego minęły braciom niczym mrugnięcie oka. Dla Alana było to niezwykle krótkie mrugnięcie, zbyt szybkie. Dla Ryana długie, piekące, z piaskiem i wiatrem w oczy.

Alana twarzy nie opuszczał uśmiech, co tylko pogorszało stan bruneta. Ryan był zły częściowo na Alana, częściowo na samego siebie. Dobrze zdawał sobie sprawę, że spieprzył to co było między nimi. Zbyt wiele razy, twardo wypierał się wszystkiego. Za późno dopuścił do siebie swoje rzeczywiste uczucia.

Gdy chciał to wszystko naprawić na horyzoncie musiał się ktoś pojawić i to oczywiście nie jakiś tam paszczur, którego biłby na głowę. Tylko ta sama liga co on – wglądowo, jak i prawdopodobnie względem charakteru. A to się Ryanowi tym bardziej nie podobało.

Dlatego teraz musiał zaciskać zęby i patrzeć na blondyna chodzącego całego w skowronkach, w ciszy cierpiąc i licząc na szybki rozpad tego niby związku.

Młodszy nie rozmawiał z swoim przyjacielem przez weekend, dlatego z zniecierpliwieniem wypatrywał go na szkolnym korytarzu. Miał nadzieję, że nie zjawi się na ostatnią chwilę przed zajęciami, ponieważ liczył na rozmowę z nim przed rozpoczęciem dnia szkoły. Pech chciał, że Paul niemal zaspał i pojawił się w szkole równo z dzwonkiem.

Chłopcy z rozmowami musieli zaczekać do kolejnej przerwy, wcześniej zmierzając się z niezapowiedzianą kartkówką z matematyki.

Po niezwykle stresujących czterdziestu pięciu minutach pierwszej lekcji, przyjaciele w końcu mogli ze sobą porozmawiać.

– Mów jak było, bo nie wytrzymam! – Odezwał się podekscytowany Alan.

Tym razem to on nie mógł powstrzymać emocji. Był niezwykle ciekaw jak wypaliły plany przyjaciela, jednocześnie nie chcąc być tym, który pierwszy opowiada o swojej sobocie.

Pojawiający się na twarzy chłopaka uśmiech, tylko utwierdził go w przekonaniu, że plany się udały. Zaraz miał okazję wysłuchać opowieści o romantycznym obiedzie, wspólnym oglądaniu filmów w jego pokoju, aż w końcu samej akcji.

– A wiesz co najlepsze? – Dodał na koniec. – Ledwo co się ogarnęliśmy, a usłyszałem jak starzy wchodzą do domu. Rozumiesz to szczęście?!

– I nie było żadnych podejrzliwych spojrzeń w waszą stronę czy dziwnych pytań?

– Nie. Powiedzieli, że nam nie przeszkadzają i poszli do siebie oraz zajęli się Molly, żeby nam nie truła dupy.

– Wow. Mają do ciebie duże zaufanie. Ciekawe czy nie za duże. – Dodałem lekko się śmiejąc.

– Przecież wiem co to gumki. Poza tym Agnes bierze tabletki. Uwierz, żadne z nas nie chce bawić się w nastoletnich rodziców.

Na wsłuchiwaniu się w historię Paula minęła blondynowi cała przerwa.

– Na następnej twoja kolej. – Zapowiedział przyjaciel. – Nie wywiniesz się.

A Alan nie miał takiego zamiaru. Z chęcią chciał opowiedzieć mu jak wyglądała randka. Dlatego bez stresu mógł skupić się na lekcji, nie obawiając się nadchodzącej przerwy.

– No dajesz. Chcę wiedzieć wszystko ze szczegółami! – Odezwał się brunet od razu po opuszczeniu klasy.

Blondyn zaczął opowiadać przyjacielowi wszystko od godzinnych przebieranek, przez wizytę w kinie i kawiarni, aż po wspaniałe pożegnanie.

– Nie wierzę, że to ty go pocałowałeś! – Paul patrzał z szeroko otwartymi oczami.

– Ja samo w to nie wierzę.

– Mój mały Alanek w końcu dorósł. – Brunet wytarł z twarzy niewidzialną łzę wzruszenia.

Chłopak wywrócił oczami, lecz sam czuł pewnego rodzaju dumę z swojego zachowania. Oboje na chwilę przerwali rozmowy widząc nadchodzącego Ryana i jego drużynę pierścienia. Spojrzeli po sobie zdziwieni, gdy minęli ich bez żadnej zaczepki.

– Kiedy teraz będziecie się widzieć? – Dopytywał przyjaciel.

– W środę.

– Jestem ciekaw kiedy pójdziecie do przodu o kolejny krok. – Zamyślił się brunet.

– Czyli?

Paul poruszył sugestywnie brwiami, na co Alan od razu zalał się czerwienią.

– N-nie śpieszy mi się aż tak. Poza tym przecież krótko się znamy.

– Z tobą, wstydziochu, to rzeczywiście za szybko dalej nie pójdziecie. A z Cud Chłopcem w sumie jak daleko byliście?

Blondyn chociażby nie wiem jak się powstrzymywał, to i tak nie udałoby mu się uniknąć spalenia jeszcze większego buraka niż w tym momencie.

– Halo! Czego ja nie wiem?!

– Możemy o tym teraz nie rozmawiać? – Zapytał nieco posępnym głosem ze spuszczoną głową.

Ostatnie o czym miał teraz ochotę myśleć to te intymne chwile spędzone z Ryanem. Je oraz inne wspomnienia ich bliskości chciał zakopać głęboko pod ziemią, a osobę których dotyczą widzieć jak najmniej.

– Ale powiedz mi, że jesteś jeszcze prawiczkiem. – Odezwał się przyjaciel nieco ściszonym i błagalnym tonem.

– Oczywiście, że jestem. – Odparł marszcząc brwi. – Ale dlaczego mam wrażenie, że mówisz to z nadzieją?

– Bo jakby się okazało, że jednak nie, a ja nic bym o tym nie wiedział, to bym się na ciebie poważnie obraził.

– Nie bój się. Czegoś takiego przed tobą bym nie ukrywał. – Zapewnił go.

Rozmowy przerwał dzwonek na lekcję. Dotarli pod klasę, a po chwili zjawił się również nauczyciel wpuszczając klasę do gabinetu.

Dzień Ryana mijał równie spokojnie, lecz mniej miło. Na przerwach starał się nie wchodzić młodszemu w drogę, nie chcąc psuć sobie nastroju jeszcze bardziej. Udając zainteresowanie wysłuchiwał historii przyjaciół.

Jego umysł zadręczał go cały czas widokiem Alana i Chrisa razem, podsuwając do głowy myśli, że zapewne młodszy teraz zapewne myśli tylko i wyłącznie o nowym znajomym, chwaląc się przy tym wszystkim swojemu przyjacielowi.

– Ej, Ryan. Coś ty dzisiaj jakiś taki nieobecny? – Odezwał się w końcu Antonio, gdy kolejny raz został częściowo zignorowany.

– Kiepski weekend za mną. – Odparł bez emocji.

– Ja bym powiedział kiepski miesiąc jak nie lepiej. Co z tobą ostatnio? Chodzisz jakiś taki bez życia.

– On ma rację. – Dołączył się Jason. – Co jest?

– Brakuje ci dupy. – Odezwał się niższy z nich.

Ryan spodziewał się podobnych wniosków po przyjacielu. Antonio był dosyć prostolinijny w myśleniu. W jego świecie dużo rzeczy kręciło się wokół dziewczyn, weekendowych przygód, alkoholu i zabawy, omijając szerokim łukiem domowe problemy.

Jednak wzrok Evansa był bardziej czujny i spostrzegawczy. Nie podzielał wniosków przyjaciela, chociaż również uważał, że coś jest na rzeczy. On również zauważył, że Ryan od jakiegoś czasu chodzi nieco przybity, bez energii. Jakby stracił nieco z charakteru.

– Musisz sobie kogoś znaleźć. – Kontynuował Garcia. – Samotność nikomu nie służy. Zakręcisz się koło jakiejś laski to od razu ci się polepszy. Nikt nie jest do życia, kiedy nie ma go kto zaspokoić.

Ich rozmowę przerwał dźwięk komórki. Ryan zdziwił się czując wibracje w kieszeni. Wyciągnął urządzenie dziwiąc się widząc nieznany numer.

Szybko kątek oka spojrzał na przyjaciół po czym odebrał połączenie odchodząc kawałek na bok. Na korytarzu panowała względna cisza, przy której dało się jeszcze rozmawiać.

– Tak?

– Dzień dobry. Dzwonimy z przychodni ProMed. Przepraszamy, że tak długo, ale pańskie wyniki jakimś nieszczęśliwym trafem nie trafiły do nas od razu po wykonaniu badań za co najmocniej przepraszamy. Chciałabym pana umówić na konsultacje wyników z lekarzem.

Mężczyzna wyprostował się na te wieści. Myślał, że skoro nie dzwonią przez tak długi czas to wszystkie wyniki są w porządku i nie ma po prostu o czym mówić.

– Coś jest nie tak?

– Tutaj już musi pan rozmawiać z lekarzem, ja zostałam jedynie poproszona o kontakt z panem i umówienie wizyty. On panu wszystko wyjaśni. Czy pasuje panu...

Przez chwilę milczał starając się wszystko przetrawić w głowie. Jakieś wyniki nie są w porządku? Ale minęło już przecież sporo czasu. Nic mu nie jest, nic już nie boli. Wszystko jest w porządku.

Zaraz jeszcze szybko powrócił myślami do rzeczywistości. Zgodził się na zaproponowany przez recepcjonistkę termin, po prostu zamierzając sobie zrobić przerwę w szkole.

Zaraz pożegnał się z kobietą i wrócił do przyjaciół.

– Kto dzwonił? – Zapytał Jason.

– Z przychodni. Coś tam chcieli omówić z wynikami. – Wzruszył niby od niechcenia ramionami. – Nie mam co robić tylko chodzić jeszcze po lekarzach. – Marudził, chociaż w rzeczywistości nie zamierzał odpuścić wizyty.

– Ja nie wiem po co oni umawiają na godziny, skoro i tak nigdy nie chodzisz na czas. – Prychnął Antonio.

Tym sposobem mężczyźni zaczęli narzekać na służbę zdrowia, nie dopytując jednak o jakie badania i jakiego lekarza dokładnie chodziło Ryanowi. A sam mężczyzna mógł chociaż przez chwilę zapomnieć o blond problemie kręcącym się po szkole.

Po zakończeniu lekcji bracia udali się prosto do domu. Pierwszym, który się zjawił był Alan, kończąc lekcje dwie godziny wcześniej niż starszy.

Po powrocie jak zawsze w pierwszej kolejności postanowił zatroszczyć się o swój i koci brzuszek. Następna w domu pojawiła się mama wracająca z pracy. Ostatni był Ryan, który mimo wszystko z szkoły wrócił prosto do domu.

W domu panowała dosyć specyficzna atmosfera. Alan chodził cały zadowolony z uśmiechem na ustach, co oczywiście cieszyło jego mamę. Ryan natomiast był niecodziennie milczący. Lucy w tym przypadku cieszyła się, że przynajmniej rodzeństwo się ze sobą nie kłóci.

– Jak w szkole? – Postanowiła dopytać synów.

– Dobrze. W tym tygodniu mamy luz. – Odparł radośnie blondyn.

– Ryan?

– Dobrze. – odparł krótko.

– Tata wczoraj dzwonił. Dopytywał się co u ciebie, ponieważ ze szkoły dawno nie dzwonili.

– Jak wydzwaniają do niego, bo niby coś zrobiłem to źle. Cisza to też mu nie pasuje.

– Uznaj to za komplement. Ja cieszę się, że ostatnio nie sprawiasz żadnych kłopotów.

– Dzięki. – Burknął niezbyt zadowolony.

Kłopoty się dopiero zaczną jak nie uda mi się rozdzielić Alana z tym podejrzanym wężem, który się próbuje do niego zbliżyć.

Ryan niezbyt angażował się w rozmowę. Po posiłku udał się do salonu i niezbyt uważnie wpatrując się w telewizję w głowie obmyślał plan jak pozbyć się podstępnego Chrisa z ich, a przede wszystkim blondyna, życia.

Ponieważ Ryan był sto procentowo przekonany, że nie jest on kimś odpowiednim dla Alana, a znajomość z nim przyniesie młodszemu tylko same kłopoty. Na pewno nie zamierzał zostawić sprawy tej dwójki bez interwencji.


Kolejne dni mijały. Alan wraz z Chrisem pisali do siebie codziennie, a widzieli się co drugi dzień. Parze bardzo dobrze się rozmawiało i spędzało wspólnie czas. Ich znajomość szybko szła do przodu, jednocześnie przestrzeń miedzy nimi robiła się coraz mniejsza.

– Alan, słuchaj. – Zagadnął przyjaciel młodszego w drodze pod kolejny gabinet lekcyjny. – Dawaj jak zrobi się cieplej na jakąś podwójną randkę czy coś.

– Tak właściwie to oficjalnie jeszcze osobiście nie poznałem twojej dziewczyny.

– Ty się tak nie cwaniaku, bo ja na żywo to nawet nie widziałem tego twojego przystojniaczka. – Zrewanżował się Paul.

– Czekaj. – Odezwał się blondyn czując wibracje swojego telefonu.

Dwójka stanęła przy parapecie, by nie blokować przejścia. Chłopak uśmiechnął się szeroko po zobaczeniu nazwy kontaktu. Najwyraźniej rozmową wywołali wilka z lasu.

– Cześć. – Przywitał się przykładając telefon do ucha.

– Cześć. – Usłyszał znajomy głos. – Mam nadzieję, że mnie wzrok nie myli, ale chyba na drugim piętrze twojej szkoły widzę jakiegoś przystojniaczka.

Alan zmarszczył brwi i spojrzał przez okno za sobą. Zaraz mógł dostrzec opierającego się o ogrodzenie i machającego do niego bruneta.

– Co ty tu robisz? – Spytał od razu.

Paul na te słowa natychmiast przykleił się do szyby, by wypatrzeć mężczyznę, który zawrócił jego przyjacielowi w głowie. Gdy ujrzał swój cel pokiwał z aprobatą głową i pokazał blondynowi kciuk w górze. Miał jego zgodę.

– Nie masz może ochoty przejść się w jakieś miłe miejsce?

– Co? Teraz? – Wyprostował się nieco. – Mam jeszcze dwie lekcje.

– Jakie?

– Geografię i angielski.

– Daj spokój. Na pewno ktoś może ci przekazać co było na lekcji. A ja ci mogę później wszystko wyjaśnić. Nie chcę się chwalić, ale niektórzy mówią, że co nieco mam w tej głowie.

Alan stał z telefonem przy uchu nie wiedząc do odpowiedzieć. Kątem oka widział przyjaciela, który intensywnie mu się przypatruje, będąc ciekaw czego dotyczy rozmowa. On natomiast był rozdarty. Jeszcze nigdy w życiu nie był na wagarach.

– Słońce, nie daj się prosić. – Powiedział miękko niskim tonem.

I w tym momencie Alan stwierdził, że jest wystarczająco stary by w końcu zaliczyć swoją pierwszą ucieczkę z lekcji.

– Zgoda. Poczekaj chwilę, zaraz do ciebie zejdę.

– Czekam.

Chłopak rozłączył się spoglądając na swojego przyjaciela.

– No i? Co chciał? – Dopytywał z wyraźnym podekscytowaniem.

– Chyba właśnie idę na swoje pierwsze wagary. – Odparł sam jeszcze w to nie wierząc.

Paul patrzał na niego będąc w szoku, lecz zaraz na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.

– Mój Alan naprawdę dorasta. To nawet ja kilka razy zwiewałem z lekcji przed sprawdzianem.

Blondyn klepnął go w ramię.

– Z tej odległości wygląda jak totalne ciacho. Ty to umiesz się zakręcić. Zadzwoń wieczorem, to podeślę ci notatki z lekcji.

– Dzięki, jesteś najlepszy.

– Leć już i dobre zabawy.

Alan poprawił plecak i ruszył w stronę szatni, by następnie wydostać się ze szkoły. Paul stał w miejscu przyklejony do okna i przyglądał się mężczyźnie, z którym miał odejść jego przyjaciel.

– Ej, Hampted!

Chłopak słysząc swoje nazwisko odwrócił się nieco sztywno, od razu rozpoznając ten głos.

Ryan stanął przed niższym od siebie chłopakiem, który zdawało się, że stracił trochę koloru na jego widok. Zdziwił się nie widząc przy nim blondyna, z którym był niemal zawsze nierozłączny.

– Gdzie ta pokraka? – Dopytał starszy nieprzyjemnym tonem.

– Nie ma go.

Ryan zamrugał kilkukrotnie, nie rozumiejąc co chłopak ma na myśli.

– Co znaczy „nie ma"? Przecież jeszcze na poprzedniej przerwie kręciliście się razem.

On tylko wskazał okno za sobą. Starszy przechylił się, spoglądając na plac przed szkołą. Zaraz rozpoznał kurtkę blondyna. Zdziwił się widząc go na zewnątrz o tej porze. Jednak widok osoby, do której zmierzał zdziwił go jeszcze bardziej.

Ryan zacisnął zęby, starając nie dać po sobie niczego poznać. Jednak widok młodszego wychodzącego z terenu szkoły, podczas gdy czekały go jeszcze dwie godziny lekcyjne całkowicie wybiły go z rytmu.

Przecież Alan nigdy nie wagarował. Nawet gdy miał nienauczony zjawić się na sprawdzianie. Nawet gdy brało go jakieś choróbsko, a nie powaliło go na tyle by zatrzymać w łóżku. On po prostu nigdy nie opuszczał lekcji.

I w tym momencie Ryan zyskał całkowitą pewność, że nie mylił się co do tego chłopaka. To na pewno nie jest ktoś odpowiedni dla Alana.

Teraz jednak nie pozostało mu nic innego jak zaciśnięcie zębów i powrócenie do rzeczywistości, w której udaje, że nic wielkiego się nie stało.

Ryan ruszył dalej przez szkolny korytarz zostawiając za sobą zdziwionego Paula. Starszy cieszył się, że nie ma przy nim jego przyjaciół. Antonio na pewno dopowiedziałby sobie za dużo, postanawiając gnoić młodszego jeszcze bardziej. A Jason zapewne zacząłby obserwować starszego jeszcze uważniej.

Chociaż sam miał w tej chwili zwiać z kolejnych lekcji, to postanowił zostać. Potrzebował zająć czymś głowę by nie myśleć o młodszym. Obawiał się, że gdyby postanowił uciec mógłby nie powstrzymać się od próby wyśledzenia blondyna i jego nieodpowiedniego towarzystwa.

Alan w czasie nieobecności na lekcjach udał się z Chrisem w pierwszej kolejności na spacer, podczas którego każdy opowiadał jak minął mu dzień. Obaj pisali ze sobą codziennie, więc i tak byli na bieżąco z tym co u drugiego słychać.

– Masz ochot może do mnie wpaść? – Zaproponował starszy. – Dzisiaj jest dosyć chłodno. Ogrzalibyśmy się trochę.

– Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko?

Przeważnie w rozmowach unikali tematy swoich rodzin. Żaden z nich nie czuł powodu by chwalić się swoją sytuacją rodzinną.

– Wspominałem ci, że nie jestem stąd. – Napomknął. –Wynajmuję z kolegą dwupokojowe mieszkanie. Każdy ma swój pokój i swoje sprawy. Nie wchodzimy sobie w drogę.

W głowie blondyn szybko przeanalizował wszystkie za i przeciw.

– Zgoda. – Przystał na propozycję.

Christian zaczął prowadzić chłopaka w stronę swojego mieszkania, które znajdowało się niedaleko szkoły, do której uczęszczał starszy.

Po kilkunastu minutach chłopcy wspinali się po schodach, by dotrzeć przed odpowiednie drzwi. Brunet z uśmiechem na ustach zaprosił młodszego do środka.

– Kuchnia, łazienka i mój pokój. Nic specjalnego. – Mówił wskazując na odpowiednie drzwi.

Starszy otworzył drzwi swojego pokoju wpuszczając ich do środka. Niewielki pokój w którym nie znajdowało się za dużo mebli. Kanapa, biurko, szafa na ubrania regał na książki i niewielki telewizor na małym stoliku.

– Coś ciepłego do picia?

– Z miłą chęcią.

– Mam tylko zwykłą kawę, więc chyba lepszym wyborem będzie herbata. Mam rację?

– Tak, dzięki. – Uśmiechnął się blondyn.

Po chwili starszy zniknął udając się do kuchni, lecz Alan szybko postanowił dołączyć do niego. Oboje stali na niewielkiej przestrzeni czekając na zagotowanie się wody.

– Tak więc ciasne, ale własne. No prawie...

– Jest super. Trochę zazdroszczę braku rodziców nad głową. – Chociaż młodszy nie uważał jeszcze by z mamą miał najgorzej. – Ja zapewne dopiero wyniosę się z domu na studia. Jestem ciekaw jak to jest mieszkać samemu.

– Jest lepiej. Chociaż trzeba dobrze organizować swój czas, by ogarnąć rzeczy szkolne, domowe i jeszcze znaleźć czas dla siebie

– Czyli nie mam się czego obawiać.– Zaśmiał się, ponieważ nie uważał by miał z tym jakikolwiek problem.

– Nie zapomnę jak pierwszy raz miałem zrobić samodzielnie pranie. – Wspomniał Chris z rozbawieniem. – Bałem się jakbym co najmniej miał rozbrajać bombę.

– Serio? Dlaczego?

– Nigdy wcześniej nie robiłem prania! Nie żebym nie miał zielonego pojęcia o obowiązkach domowych czy coś. Po prostu akurat tego nigdy sam nie robiłem. – Wyjaśnił. – Bałem się, że jak nie tak posegreguje ubrania i źle nastawię pralkę to skończyłoby się to jakąś globalną katastrofą. – Zaśmiał się.

– I co? Po pierwszym praniu świat wybuchł?

– Na szczęście nie, choć nie wiele brakowało. Rodzice chyba specjalnie robili taką tajemniczą otoczkę wokół tej czynności, żeby był im wdzięczny, że sam nie musze tego robić. – Pokręcił głową. – Teraz wiem, że wystarczy, że podzielę ubrania na jasne i ciemne i w sumie tyle.

– Jeszcze nie zdarzyło ci się, że coś zafarbowało?

– Nie. – Wzruszył ramionami. – Różowe majtki nie zafarbowały mi koszulek. – Puścił oczko do młodszego.

Woda się zagotowała, a Chris mógł zająć się zalaniem dwóch szklanek herbaty gorącą wodą.

Ryan do końca zajęć nie mógł się do końca skupić na lekcji. I chociaż jak nigdy starał się uważać, by zepchnąć na dalszy plan wagarującego Alana, to jednak wracał do niego myślami niczym bumerang.

Po skończeniu lekcji pożegnał się z przyjaciółmi i udał się do domu, by sprawdzić czy może nie ma tam już młodszego. Naprawdę liczył, że dwójka jedynie chwilę razem pospacerowała, a później każdy z nich udał się do siebie.

Wracając do domu poczuł jedynie ukłucie rozczarowania nie widząc w przedpokoju butów blondyna. Z grymasem na twarzy ruszył w głąb domu.

– Gdzie Alan? – Spytała go matka, gdy tylko ujrzała starszego z synów.

– Skąd mam wiedzieć, nie jestem jego niańką. – Burknął niezadowolony.

– Kończył lekcje godzinę wcześniej od ciebie. Powinien już być. – Mówiła już bardziej do siebie niż do Ryana.

Kobieta chwyciła w dłoń telefon by sprawdzić w elektronicznym dzienniku plan lekcji młodszego z rodzeństwa. Była przekonana, że Alan powinien już skończyć lekcje i wrócić do domu.

Otworzyła szerzej oczy widząc dwie godziny nieobecności. Odświeżyła stronę, nie wierząc własnym oczom. Przecież Alan nigdy nie opuszczał lekcji. Jej spojrzenie uciekło w stronę Ryana.

– Gdzie on jest? – Spytała nieco zdenerwowana.

– Już mówiłem, nie jestem jego niańką. Niech smarkacz robi sobie co chce.

– Czyli coś wiesz. – Zauważyła mierząc go uważnym spojrzeniem.

– Nic nie wiem.

– Ryan!

– Dlaczego nawet jak on coś przeskrobie to zaraz jest na mnie! – Obrzucił matkę oburzonym spojrzeniem. – Widziałem go jak na przerwie wychodzi ze szkoły z znajomym. I tyle. Nic więcej nie wiem.

– I nic nie zrobiłeś?

– A co miałem zrobić?! On ma siedemnaście lat, a nie siedem! Sam może odpowiadać za to co robi, gdzie i z kim. – Powiedział odwracając się i wychodząc z pomieszczenia zakańczając temat.

Zrezygnował z obiadu by uniknąć dalszych kłótni. Miał zamiar wrócić do kuchni, kiedy oboje nieco ochłoną i będzie mógł zjeść w spokoju i bez żadnych wyrzutów. W duchu liczył, że młodszy niedługo wróci i sam będzie się tłumaczył mamie.

Jednak Alanowi nie w głowie był powrót do domu.

Chłopcy po zalaniu herbaty wrzątkiem z parującymi kubkami w ręce wrócili do pokoju starszego. Usiedli na kanapie i przy włączonym telewizorze wrócili do rozmów.

Z czasem jednak rozmowy przestały wystarczać, a przestrzeń miedzy nimi znacznie się zmniejszyła.

Tym, który złączył ich usta razem jako pierwszy był brunet. Alan od razu ochoczo oddał pocałunek, natychmiast oddając się pieszczocie.

Ich dłonie błądziły po ciele drugiego. Młodszego przeszły przyjemne dreszcze, czując ciepłe dłonie bruneta pod swoją koszulką, które dokładnie i delikatnie sunęły po jego skórze.

Jednak spiął się nieco, gdy poczuł jak obce dłonie zmierzają w kierunku jego krocza. Przerwał pocałunek czując jak guzik jego spodni jest odpinany.

– Nie. – Powiedział przytrzymując rękę starszego.

Bo chociaż przez czas, który się spotykali bardzo się do siebie zbliżyli, a nawet w tej chwili młodszy czuł to miłe ciepło i podniecenie, które zachęcało go do podjęcia dalszych kroków, to jednak coś w głowie pokazywało mu wielki czerwony znak stopu.

– Jasne. – Odparł bez wyrzutu Chris, powracając do przerwanych pocałunków.

Alan poczuł ulgę i na powrót się rozluźnił. Cieszył się z tego, że brunet szanował jego granice i mocno nie nalegał na pójście o kolejny krok dalej.

Mężczyźni jeszcze przez chwilę oddawali się wzajemnym pieszczotą, po czym odkleili się od siebie. Alan oparł głowę o ramię starszego, wtulając się w niego.

Oboje sięgnęli po herbatę, która zdążyła już ostygnąć i zaczęli oglądać program w telewizji, co jakiś czas skradając sobie jeszcze krótkie całusy.

– Będę się chyba już zbierał. – Powiedział Alan zerkając na zegar. – Wielkie dzięki za zaproszenie.

– To ja dziękuję za towarzystwo. – Uśmiechnął się. – Odprowadzę cię.

– Nie trzeba. – Powiedział młodszy kręcąc głową. – Po drodze chyba zajdę do przyjaciela po notatki z lekcji.

– Jasne. Jakbyś czegoś nie rozumiał to dawaj znać.

– Oczywiście. Na razie.

– Do zobaczenia słońce. – Pożegnali się, nie takim krótkim pocałunkiem.

Alan wyszedł z mieszkania starszego kierując się w stronę najbliższego przystanku autobusowego. W rzeczywistości miał zamiar wrócić prosto do siebie, jednak wolałby ograniczyć wizyty starszego w pobliżu jego domu do minimum. Nie chciał by przez przypadek natknęli się na Ryana.

Będąc na miejscu widział samochód mamy na podjeździe co dawało jasny sygnał, że kobieta jest już w domu po pracy.

Poczuł lekki stres na myśl o konfrontacji z mamą, z powodu jego ucieczki ze szkoły. Szybko jednak sprostował swoje myśli i nastawienie na inny tor.

Jeszcze nigdy nie wagarował, miał dobre oceny. Chyba raz mu się od życia coś należy.

Wszedł do domu. Dobrze przeczuwał, że mama będzie już o wszystkim wiedzieć. Nie był tylko pewien czy była to sprawka Ryana, czy może dowiedziała się o jego ucieczce w jakiś inny sposób.

– Gdzie byłeś?! – Naskoczyła na niego od wejścia.

– Z kolegą.

– Jak mogłeś uciec z lekcji? – Mówiła z niedowierzaniem.

– Jeszcze nigdy nie wagarowałem, poza tym raczej nie możesz się przyczepić do moich ocen. Chyba mi też należy się trochę wolnego.

– Wolne to masz po lekcjach, a nie poza szkołą w czasie ich trwania.

– Bo tylko Ryanowi wolno zrywać się z lekcji, tak?

– Nie i nie uważasz, że akurat on nie jest najlepszym przykładem do naśladowania.

– I nikt nie mówi o naśladowaniu. Mam własny rozum, dlatego stwierdziłem, że nic się nie stanie jak ominą mnie dwie lekcje.

– Z pracy też tak będziesz się później zrywać, jak już ci się nie będzie chciało pracować?!

– Nie uważasz, że porównywanie szkoły z pracą nie jest odpowiednie?

– Nie, nie uważam. – Odparła twardo.

Chłopak nie miał ochoty na dalszą kłótnie. Widział, że do niczego to nie prowadzi. On nie zamierzał przepraszać za to co zrobił.

Wyminął kobietę udając się do siebie. Na górze natknął się na brata, którego bez słowa minął, by zniknąć za drzwiami swojego pokoju.

– Jeszcze nie skończyłam! – Krzyknęła za nim kobieta.

Ryan bez słowa wycofał się w głąb korytarza by przez przypadek gniew matki nie przeniósł się na niego. On sam musiał sobie poradzić z swoimi emocjami, które zaczęły w nim buzować po widoku lekkich różowych śladów na szyi młodszego, których ich mama najwyraźniej nie zauważyła.

Brunet wrócił do swojego pokoju czując złość, na myśl, że ktoś inny dotykał jego Alana. Bo to mógłby być on, gdyby tego wszystkiego co było miedzy nimi nie zepsuł. Nie mógł i nie chciał sobie wyobrażać, jak daleko oboje się posuwają będąc sam na sam.

Alan chociaż kłótnia z matką nieco wybiła go ze stanu równowagi, to starał się nie przejmować jej słowami. Leżąc na łóżku chwycił telefon w dłoń i zadzwonił do przyjaciela.

– Już w domu? – Usłyszał znajomy głos.

– Tak. – Przyznał z lekkim grymasem, który nie mógł zostać przez nikogo zauważony.

– I jak było na pierwszych wagarach? – Pytał podekscytowany.

– Dobrze.

– W to nie wątpię, patrząc na towarzystwo z jakim wyszedłeś. Gdzie poszliście?

– Zaprosił mnie do siebie. – W tym momencie nie mógł powstrzymać uśmiechu.

– Wow! To musiały być naprawdę przyjemne wagary.

– Oj tak.

– Jak bardzo? – Dopytywał Paul, będąc ciekaw jak skończyła się jego wagaro–randka.

– W granicach normy. – Odparł chcąc powstrzymać wyobrażenia przyjaciela, które mogły pójść o wiele dalej niż w rzeczywistości to miało miejsce.

Chłopcy rozmawiali jeszcze przez jakiś czas na temat tego co robił Alan, następnie przechodząc do tego, co działo się w szkole, podczas jego nieobecności. Paul zaraz streścił mu czego uczyli się na lekcjach, obiecując przesłać zdjęcia notatek po zakończeniu rozmowy.

A Alan w głowie obiecał sobie, że to nie będą jego ostatnie wagary. Koniec Alana niewiniątka, ciągle krzywdzonego i wykorzystywanego przez wszystkich. W końcu sam zamierzał coś wziąć z życia.

_______________________

No to Alan ma konkretne postanowienia wobec siebie. Czy dobre? Czy słuszne? Sądzę, że można mieć wątpliwości, jednocześnie nie można zaprzeczyć, że każdemu należy się coś od życia. 

Jednocześnie czy Ryan może mieć rację co do nowego towarzystwa blondyna, czy przemawia przez niego jedynie zazdrość i nad wyraz doprawia rogi Chrisowi?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top