Rozdział 14

Młodszy patrzał na zdziwioną twarz przyjaciela i miał nadzieję, że uwierzy w tę historię i nie będzie musiał się bardziej szczegółowo tłumaczyć.

– Z jednej strony jestem w szoku, a z drugiej... jestem w szoku. – Oznajmił w końcu. – Przecież średnio ci idzie gra w kosza.

– Tak, ale podobno moja kondycja mu wystarcza. Pilnie potrzebowali zawodnika. Nie mam pojęcia kto mu mnie podsunął.

– Pewnie nasz nauczyciel wuefu. – Zaproponował Paul, a Alanowi podobał się ten tok myślenia. – Trochę kiepsko bo będziesz musiał grać z Ryanem. Jakoś tego nie widzę. Ale z drugiej strony szkoda, że ten ostatni mecz nie jest rozgrywany u nas w szkole. Chętnie bym to zobaczył.

– Jestem jako rezerwa. Jest szansa, że nawet nie wejdę na boisko.

– Skoro mają zmniejszony skład to pewnie pojawisz się na jakiś czas, chociażby po to by jeden z nich mógł odpocząć.

Chłopcy dalej kierowali się w stronę gabinetu, w którym mieli zajęcia.

– Napisz mi jak poszedł mecz jak już będzie po wszystkim. I nie daj się zabić Ryanowi i Jasonowi. W szatni będzie cała masa osób, raczej mord przy świadkach odpada.

– Dzięki za wsparcie. – Prychnął.

– Na pewno nie będzie tak źle. Od której lekcji już cię nie ma?

– Idę po czwartej.

– No i zostawiasz mnie na matmę i biologię. – Jęknął cierpiętniczo Paul. – Wielkie dzięki.

Alan za to uśmiechnął się cwaniacko na fakt, że nie będzie go na dwóch godzinach matematyki. Cieszył się, że zamiast tego czas spędzi na meczu. Może trochę obawiał się Jasona, lecz wierzył, że jak Ryan nie będzie zaczynał to i on nic nie zrobił. Poza tym mieli przecież mecz do rozegrania.

Przez wszystkie lekcje młodszy skupiał się na tym by jakoś je przetrwać. Chciał już wraz z pozostałymi członkami drużyny udać się do szkoły, w której rozgrywane są finały. Podobny plan na dzień w szkole miał Ryan.

W ten sposób bracia od razu po zakończeniu czwartej lekcji z uśmiechami na twarzy udali się do części sportowej szkoły. Spotkała się tam cała obecna drużyna koszykarska, która po kilku minutach pod okiem nauczyciela zmierzała w stronę szkoły, w której mieli rozegrać decydujące mecze.

Ryan trzymał się Jasona, a Alan drugiego chłopaka, który również dzisiaj dołączył do drużyny. Wszyscy byli podekscytowani i zdeterminowani by dać z siebie wszystko.

Na miejscu oprócz gospodarzy znajdowała się też trzecia grupa, z którą mieli dzisiaj walczyć. Finałowa trójka. Uczniowie zajęli szatnię zarezerwowaną dla ich szkoły by się przebrać.

– Wiem, że jesteśmy w nowym składzie, ale wierzę, że to nie przeszkodzi nam spuścić wpierdol pozostałym. – Odezwał się Ryan przed opuszczeniem szatni. – Dajcie z siebie wszystko, a reszta sama się ułoży. Rozglądajcie się uważnie gdzie znajdują się pozostali. Wykorzystujcie każdą okazję do podań lub rzutów. Chcę widzieć, że dajecie z siebie wszystko.

Wszyscy pokrzepieni mową kapitana udali się na halę by rozgrzać się przed meczami. Tam również trener wygłosił kilka słów i skupił się na poprowadzeniu odpowiedniej rozgrzewki. Ostatnie czego brakowało to kontuzja któregoś z zawodników.

Gdy nadszedł czas na mecze, szkoła Ryana i Alana jako pierwsza usiadała na ławce. Miała okazję oglądać rywali w akcji. Trybuny szalały dopingując gospodarzy.

Ryan starał skupić się na nadchodzących meczach i dobrze mu to wychodziło. Nie martwił się o brata wiedząc, że ten da radę, gdy przyjdzie jego kolej, a wcześniej nic mu nie groziło. Jason, który mógł być jedynym zagrożeniem również mocno był zaangażowany w myśl o wygranej.

W końcu przyszła ich kolej. Wyszedł pierwszy skład, który od pierwszych minut dawał z siebie wszystko, czego efektem była regularnie wzrastająca liczba punktów. Jednak wysokie tempo gry dawało się we znaki wszystkim, dlatego wykorzystywano dwóch dodatkowych graczy, mając nadzieję, że nie pogorszą jakości gry.

Na szczęście oboje spisywali się na medal. Alan z swoją kondycją i zwinnością bez trudu męczył zawodników przeciwnej drużyny, pilnując tylko by nie zrobić za dużej ilości kroków z piłką.

Wszyscy krzyknęli zadowoleni, kiedy udało im się wygrać mecz. Czekała ich jednak jeszcze jedna rozgrywka. Na parkiet wchodziła drużyna, która miała nieco dłuższą chwilę na odpoczynek, podczas gdy oni musieli rozegrać kolejny mecz, z krótką chwilą na złapanie oddechu.

– Chłopaki, nie poddajemy się. Gracie tak samo dobrze, dacie radę. – Odezwał się Ryan, ostrym wzrokiem mierząc przeciwników.

Ponownie na boisku pojawił się główny skład, rezerwę zostawiając na późniejsze minuty meczu.

Trybuny aż drżały od krzyków kibiców, którzy dopingowali swoją drużynę. Ławki z dodatkowymi zawodnikami podnosiły się niespokojnie po każdej kolejnej akcji. Emocje w pełni porównywalne do rozgrywek zawodowców.

Gdy przyszła kolej na zmianę i na boisko wkroczył Alan, wymienili się z starszym zdeterminowanymi spojrzeniami, widząc co mają robić.

Młodszy miał zamiar przejąć każdą piłkę, która rozgrywała się blisko niego, a Ryan miał zamiar przypilnować by znajdować się pod koszem, by móc wykonać celne rzuty.

Minuty meczu szybko uciekały, a punktacja szła łeb w łeb. Nie można było zaprzeczyć, że było to najbardziej emocjonujące spotkanie tego turnieju.

– Tak, kurwa! – Krzyknął starszy, gdy rzucona przez niego piłka celnie wpadła do kosza, a zaraz rozbrzmiał gwizdek sędziego oznajmujący koniec meczu. – Mamy to!

Zawodnicy siedzący na ławce wybiegli na boisko by złączyć się w zwycięskim uścisku i podskokach wraz z pozostałymi. Trener patrzał na to z zadowolonym uśmiechem. Chociaż ich drużyna koszykarska była kompletowana jedynie na mecze to i tak był dumny z uczniów, którzy świetnie sobie poradzili.

– Dobra robota chłopaki. – Pochwalił ich szczerze. – Zasłużyliście.

Po rozdaniu medali i pucharu oraz szybkim wspólnym zdjęciu, grupa mogła udać się do szatni by przebrać się z przepoconych szkolnych strojów w swoje ciuchy. Nauczyciel jeszcze raz pogratulował uczniom, po czym życzył im miłego weekendu. Jednak po takim meczu nie mógł on rozpoczynać się lepiej.

Ryan wszedł do szatni jako ostatni. Reszta chłopców była już w połowie przebrana.

– Brawa dla naszego kapitana! – Rozległ się okrzyk.

– Ryan! Brawo! Wygraliśmy! Tak! – Zaczęły się nawoływania.

Niemal wszyscy zaczęli zbliżać się do mężczyzny by ponownie przybić piątkę z kapitanem drużyny i wspólnie przeżywać odniesiony sukces.

– Wszyscy daliście z siebie wszystko. Zasłużyliśmy na pierwsze miejsce.

Emocje nadal trzymały się wszystkich. Nikt nie myślał o korzystaniu z nieznanych pryszniców, nie mogąc się doczekać powrotu do domu i pochwalenia się osiągnięciem.

– Trzeba to chyba jakoś opić. – Oznajmił Jason.

– Pamiętaj, że teraz nie wszyscy są pełnoletni. – Zwrócił uwagę Ryan, mając na myśli dwóch rezerwowych zawodników, którzy jako jedyni nie byli z najstarszego rocznika.

– Co nie zmienia faktu, że mogą wpaść. Zrobicie jak uważacie, jesteście zaproszeni.

Jason wyjaśnił w jakim lokalu drużyna ma zamiar świętować ostateczne zwycięstwo. Drugi z chłopców wydawał się być zainteresowany możliwością spędzenia czasu z starszymi kolegami. Alan zostawił sobie te rozważania na później po konsultacji z Ryanem, chociaż nie widział przeciwwskazań by wspólnie świętować zwycięstwo.

Szatnia jeszcze przez kilka minut ekscytowała się wygraną, po czym wróciła do ubierania. Mieli już wolne, każdy z nich po ciężkiej walce mógł udać się do domu z wiszącym na szyi złotym medalem.

Ryan przebierał się niespiesznie. Kątem oka widział, że Alan niemal gotowy do wyjścia przedłuża chwilę opuszczenia szatni. Pomieszczenie sukcesywnie zaczynało pustoszeć, ostatecznie zostawiając w nim ich samych.

– Gratuluję Ryan. – Alan zbliżył się do starszego, by osobiście złożyć mu gratulację. – Świetnie grałeś.

– Ty również świetnie się spisałeś. Nikt nie nadążał za twoim tempem. – Uśmiechnął się. – Bez ciebie by się nie udało.

Ryan włożył koszulkę, ostatni element swojej garderoby, przez głowę, po czym wstał z miejsca. Między chłopcami było zaledwie kilka centymetrów wolnej przestrzeni. Młodszy planował zrobić pół kroku do tyłu, lecz powstrzymała go przed tym dłoń Ryana delikatnie chwytająca jego biodro.

– Świetnie sobie poradziłeś. – Mruknął złączając przelotnie ich usta.

A ten krótki dotyk rozbudził w starszym chęć ponownego spróbowania malinowych ust.

Chęci zostały jednak bardzo szybko przygaszone. Chłopcy odskoczyli od siebie słysząc krótkie, niskie chrząknięcie. Oboje przerażonym wzrokiem spojrzeli w stronę drzwi, w których oparty o framugę stał Jason.

– Idziesz? – Spytał Evans tonem, jakby przed chwilą niczego nie widział.

Ryan przestraszony szybko zabrał swoje rzeczy i dołączył do przyjaciela, zostawiając zszokowanego Alana samego. Bez słowa skierowali się w stronę wyjścia ze szkoły.

– Odprowadzę cię. – Usłyszał mężczyzna, czym jeszcze bardziej się przeraził.

Nie dość, że przyłapał go i Alana w jednoznacznej sytuacji, z której nie miał pojęcia jak się wytłumaczyć, to tylko brakowałoby tego, by spotkał młodszego pod jego domem. Jednak nie miał jak niepostrzeżenie wysłać wiadomości do brata. Miał po prostu nadzieję, że ten znajdzie się na miejscu szybciej niż oni lub dużo, dużo później.

Ryan wraz z przyjacielem szedł chodnikiem nie odzywając się do siebie słowem. Każdy z nich trzymał ręce w kieszeni, wzrokiem obserwując drogę przed sobą. Tylko brunet co jakiś czas spoglądał przestraszonym wzrokiem na swojego towarzysza, próbując wywnioskować coś po wyrazie jego twarzy.

– Jason, słuchaj to nie tak... – Postanowił sam zacząć.

– Ryan, wiem o was od dawna. – Przerwał mu przyjaciel.

– Co? – Mężczyzna obrzucił go pełnym zdziwienia spojrzeniem. – Skąd? Od kiedy?

Jason prychnął rozbawiony, a Ryanowi serce waliło jak oszalałe.

– Jakoś od połowy października. Wyszedłeś ode mnie przed burzą. Widziałem go jak po ciebie przyszedł.

Ryan szybko przypomniał sobie to wydarzenie w głowie. Wtedy co prawda niemal nic ich nie łączyło, chociaż z boku mogło to wyglądać dosyć dwuznacznie.

– Poza tym widziałem, że kradłeś mu żarcie jedynie przygotowane dla ciebie, jego zostawiałeś w spokoju.

Mężczyzna zaczął w głowie szukać jeszcze chwil, w których mogli wykazać się niedostateczną ostrożnością i dyskrecją. A ich po namyśle było całkiem sporo.

– Po zobaczeniu was po raz pierwszy i krótkiej obserwacji wszystko stało się bardziej jasne.

Serce szalało mu w piersi nadal bojąc się do czego to wszystko zmierza. Wcześniej jedynie słusznie podejrzewał ich o zbyt bliskie kontakty. Jednak przyłapanie na całowaniu się w szatni to już całkiem inna skala.

– Spokojnie, nikt poza mną o tym nie wie. – Usłyszał, na co od razu mu ulżyło. – Masz szczęście, że to ja, a nie Antonio.

Ryan poczuł się mocno niepewnie na wspomnienie o drugim przyjacielu. Wiedział o homofonicznych poglądach Garcii. Zdawał sobie sprawę również, że nie chciałby stać się jego wrogiem.

– Mam to totalnie gdzieś. – Powiedział Jason, a mężczyźnie ponownie ulżyło. – Ale uważajcie bardziej. Bo mimo wszystko trochę to nie smaczne i lepiej żeby się nikt nie dowiedział. Nie będziesz miał życia w szkole. Tego gówniarza i tak nikt nie obchodzi, ty natomiast jesteś na celowniku niemal całej szkoły, nie ma osoby, która cię nie zna.

Ryan czuł swoje serce walące jak młot, zastanawiając się czy zaraz nie wyskoczy mu z piersi.

– Poza tym, zastanów się. To nie jest normalne. Dla własnego dobra zakończyłbym tę znajomość. Pomyśl sobie co by się stało, jakby rozeszło się, że lizałeś się z jakimś facetem.

A jednak nie masz tego totalnie gdzieś oraz mimo wszystko jesteś homofobem.

– Na razie. Do jutra. – Jason pożegnał się z nim.

Nie dotarli jeszcze na miejsce. Przyjaciel zawrócił i skierował się w stronę swojego domu, jakby wykonał już swoje zadanie, jakby powiedział co miał powiedzieć. Ryan został sam na chodniku z mętlikiem w głowie.

Starszy samotnie kontynuował drogę do domu, chcąc już zamknąć się w swoich czterech ścianach i przemyśleć całą sytuację. Był przekonany, że trzeba coś zrobić. Bał się, że jak wszystko zostanie jak jest, to ktoś jeszcze się dowie, że informacja o jego pedlastwie wypłynie w świat.

Alan po opuszczeniu szkoły, w której rozgrywany był mecz, nie wiedział za bardzo co ze sobą zrobić. Podejrzewał, że Ryan wraz z Jasonem udali się w stronę domu, przez co on teraz nie mógł się tam znaleźć.

Postanowił zrobić sobie krótki spacer licząc, że gdy znajdzie się już w pobliżu domu, teren będzie już czysty. W tym czasie zdecydował się na telefon do przyjaciela, który już ponad pół godziny temu powinien skończyć lekcje.

– I jak poszło? I jak?! – Paul od razu zalał go falą pytań.

– Wygraliśmy. Pierwsze miejsce. – Odparł, siląc się na wesoły ton.

– Super! – Wykrzyczał radośnie. – Ciężko było? Na pewno. Wszedłeś w ogóle na boisko czy cały czas siedziałeś na ławce?

– Łatwo nie było. Wszyscy narzucili takie tempo gry, że nie było mowy by obyło się bez zmian.

– Szkoda, że tego nie widziałem. – Westchnął ciężko chłopak po drugiej stronie telefonu. – Ale nie wydajesz się być zbyt szczęśliwy. Coś się stało? Pewnie tych dwóch debili coś zrobiło.

W pewien sposób przyjaciel miał rację.

– Ogólnie było dobrze, tylko kilka kąśliwych uwag na koniec. Nic wielkiego. – Starał się go przekonać. – Dużo mam do nadrobienia z lekcji? – Spróbował zmienić temat.

– Wieczorem podeślę ci zdjęcia notatek. Trochę gorzej z matematyką, bo na drugiej lekcji zaczęliśmy nowy temat. W razie czego zadzwoń to wyjaśnię ci tyle ile będę mógł.

– Jasne, wielkie dzięki.

Rozmowa się zakończyła, a Alan był coraz bliżej domu. Zaczął się rozglądać w poszukiwaniu ewentualnej obecności brata wraz z jego przyjacielem. Wolał by się nie spotkali.

Na szczęście dotarł do domu w spokoju i sam. Zero obecności podglądacza, który nakrył jego i Ryana. W środku zauważył buty starszego, co podpowiedziało mu, że dotarł tu jako drugi.

– Słyszałam, że wygraliście! – Krzyknęła Lucy z salonu, będąca dumna z synów.

– Tak, udało nam się. – Odparł młodszy z uśmiechem, przechodząc w głąb domu.

– Obiad jest jeszcze ciepły, nałóż sobie.

Alan skierował się do kuchni by zjeść posiłek. Właściwie to był głodny jak wilk po takiej porcji wysiłku i emocji. Głaszcząc kota na kolanach pochłaniał posiłek, jednocześnie mając z tyłu głowy to, by porozmawiać z Ryanem.

Po skończonym obiedzie spędził jeszcze chwilę na dole, bawiąc się z Pi, który niezwykle intensywnie pokazywał potrzebę zabawy i okazania zainteresowania jego kocią osobą.

W końcu jednak mógł udać się na górę, gdzie w pierwszej kolejności zamierzał wziąć prysznic. Nadal czuł się przepocony po zawodach.

Chwytając klamkę swojego pokoju, odwrócił się słysząc otwierając się drzwi łazienki. Spojrzał na starszego, który wydawał się być zaskoczony jego obecnością. Krótki kontakt wzrokowy i oboje uciekli spojrzeniami gdzieś na bok.

Alan bardzo chciał zapytać jak poszła rozmowa z Jasonem, dowiedzieć się na czym stoją, ale obawiał się odpowiedzi. To nie wyglądało za dobrze. Młodszy widział ten na nowo stawiany mur.

– O czym rozmawialiście? – Spytał w końcu, nie mogąc wytrzymać tej ciszy.

Brunet wydawał się być jeszcze bardziej spięty niż wcześniej.

– Ryan... Powie komuś czy... – Próbował pociągnąć go za język.

– Nie. – Odparł cicho. – I tak już wiedział o nas wcześniej.

– Co? – Bąknął krótko zaskoczony blondyn.

– Tak. Widział nas w dwuznacznej sytuacji, poza tym obczaił nasz przekręt z żarciem.

Tego drugiego Alan akurat był niemal pewien, po jednej z akcji, gdzie to Jason wyciągał jedzenie z jego plecaka.

– Nikomu nie zamierza powiedzieć? – Chłopak wolał się upewnić.

Chyba żadnemu z nich nie zależało by w szkole wytykano ich od gejów.

– Jak widać jeszcze nikomu nie powiedział.

– Ale? – Dopytywał, bo czuł, że coś jest nie tak.

Ryan nerwowo wypchnął policzek językiem, spoglądając w bok. Nie wiedział jak ubrać w słowa to co chciał przekazać. Zdawał sobie sprawę, że jak tego nie powie, to najprawdopodobniej skrzywdzi młodszego. A Alan dobrze przeczuwał złe wieści, czując jak serce mocno bije w jego piersi, czekając na jakiekolwiek słowa starszego.

– Ryan. – Podszedł do brata, lecz ten zrobił krok w tył.

– To koniec. – Szepnął

Młodszy poczuł gule w gardle. Ryan wyminął go udając się do swojego pokoju, a Alan nie zamierzał tak szybko odpuścić. Jednak kłótnia na korytarzu nie wydawała się dobrym pomysłem, dlatego udał się zanim i zamknął za sobą drzwi pokoju.

– Nie mówisz poważnie.

– Przestań. Przecież to od początku nie powinno mieć miejsca. – Mówił starszy nie patrząc na młodszego.

– Dotychczas jakoś ci to nie przeszkadzało.

– Od początku wiedziałeś jak to wygląda. To nie miało prawa się wyjść. Nie powinno w ogóle mieć miejsca.

Alana raniły słyszane słowa. Dobrze wiedział, że może to nie jest do końca normalne, jednak oboje od początku zdawali sobie sprawę. Miał za złe starszemu, że tak się nim bawił, ale gdy już dopuścił go do siebie, nie spodziewał się nagle takiego ciosu.

– Więc po co to wszystko było?! – Wyrzucił zranionym tonem. – Świetnie się bawiłeś?! Kolejny raz!

Ryan nadal unikał jego spojrzenia.

– Mam nadzieję, że sam poczujesz jak się teraz czujesz, jak w końcu Lisa stwierdzi, że już ma dosyć bawienia się tobą. Jej w ogóle na tobie nie zależy. Rzuci cię jak zużytą rękawiczkę z uśmiechem na ustach.

– Mhm, coś jeszcze masz do powiedzenia? – Starszy nie uwierzył w jego słowa.

– Myślisz, że żartuję? Ona naprawdę ma cię gdzieś.

– Skąd ty niby możesz to wiedzieć? – Prychnął ignorancko.

– Paul chodzi z młodszą siostrą Lisy. – Oznajmił Alan licząc, że to uwiarygodni jego wypowiedź.

– Z Lil Meow Meow?

– Że co? – O mało się nie zakrztusił.

– Długa historia. – Pokręcił głową. – Ale i tak nie mam podstaw by ci wierzyć.

– Po co miałbym cię okłamywać?

– Ty się jeszcze pytasz?

– Myślisz, że bym cię okłamał? – Spytał z pełną powagą.

Zapadła chwila ciszy.

– Odwal się ode mnie. – Warknął Ryan.

Jednak zraniony Alan nie poczuł chęci ucieczki w obecnej sytuacji. Miał ochotę wsadzić kij w mrowisko i trochę nim pogrzebać.

– Jak to jest być homofobicznym gejem, co? – Młodszy spytał prowokacyjnie.

– Nie jestem pedałem. – Brunet natychmiast zareagował zgodnie z oczekiwaniami.

– Nie uważasz, że dręczenie takich jak ty jest trochę głupie. – Zaczął zły. – Chcesz się popisać się przez innymi? Żeby sami nie nabrali podejrzeń. Teraz będziesz dręczył mnie jeszcze bardziej, żeby tylko nikt nie pomyślał i nie uwierzył, że sam wolisz chuje?

– Zamknij się. – Warknął ostrzegawczo.

– Kiedy w końcu przestaniesz to wypierać? Jesteś gejem, pedałem, homosiem, czy jak tam jeszcze wyzywasz innych.

Alan widział rosnącą wściekłość w oczach starszego, lecz to go nie zniechęcało. Miał dosyć jego zachowania.

– Zrozum to, że żaden hetero nie przylizałby się z facetem nie mówiąc już o...

Starszy pochwycił koszulkę brata i pchnął go na przeciwległą ścianę, przyciskając do niego jego ciało. Młodszy skrzywił się pod wpływem uderzenia jak i późniejszego przygniatania.

– Mówiłem ci, żebyś się zamknął. – Powiedział wściekle ściszonym tonem.

Alanowi zapaliła się, póki co, żółta lampka.

– Nie igraj z ogniem. Nie jesteś laską, żeby ominął cię wpierdol.

– Uderzysz mnie? – Spytał prowokująco, nieco ignorując czający się strach.

– Chcesz sprawdzić?

Blondyn w tym momencie nie był pewien czy starszy nie żartuje. Spróbował się wyrwać, lecz na wiele się to nie zdało. Między chłopcami wywiązała się szarpanina. Ostatecznie Alan został powalony przodem na ziemię. Ryan boleśnie ściskał jego przedramię, wykręcając je do tyłu oraz przyciskał głowę do zimnych paneli.

– To koniec. Nic między nami nie miało miejsca, zapomnij. Nie dotykaj mnie, najlepiej się do mnie nie zbliżał. – Jego słowa były chłodne niczym lód. – Rozumiesz?

Alan milczał, próbując przetrawić jakoś słowa, które godziły wprost w jego szybko bijące serduszko.

– Zrozumiałeś? – Spytał Ryan, szarpiąc za włosy chłopaka i ponownie przyciskając jego głowę do podłogi.

– Tak. – Warknął przez ściśnięte gardło.

Ryan puścił go i zszedł z brata. Ten natychmiast się podniósł i opuścił jego pokój z głośnym trząśnięciem drzwiami. Podobnie postąpił ze swoimi. Zamknął się u siebie, zaraz zawijając w kołdrę na łóżku i starając się nie rozkleić.

W drugim pokoju starszy chodził wściekły po pokoju, starając się niczego nie zniszczyć. Był zły na siebie, za swoje uczucia. Naprawdę ciężko było mu powiedzieć to wszystko młodszemu i patrzeć jak cierpi.

Jednak w tej chwili czuł, że tak będzie lepiej dla nich obojga. Gdyby w szkole ktoś się dowiedział, nie mieliby życia. On zaraz ją kończy, ale Alan musiałby to znosić jeszcze przez kolejny rok. Dla obojga będzie lepiej jak zapomną, że cokolwiek do siebie poczuli.

Oczywistym było, że Alan już nigdzie z domu się dzisiaj nie ruszy. Miał zamiar jak najmniej opuszczać swój pokój. W planach miał jedynie zejście na kolację i po Pitagorasa. Nie miał zamiaru pokazywać się na żadnej imprezie z okazji wygranego meczu.

Ryan natomiast miał zupełnie odwrotne plany. Nie chciał pokazywać Jasonowi, że cokolwiek jest nie tak. Miał zamiar udać się do baru i zachowywać się jakby jego serce nie doznało żadnej rysy.


Weekend dla obu braci przebiegł w dosyć napiętej atmosferze. Ponownie nastał okres, w którym nie odzywali się do siebie i wzajemnie ignorowali.

W szkole sytuacja wyglądała podobnie. Ryan minimalizował interakcje między nimi. Nie dręczył go tak często, właściwie niemal mu odpuszczając. Po prostu nie chciał mieć z nim kontaktu, by nikt niczego niewłaściwego sobie nie pomyślał.

Alan przez ten cały czas czuł się zraniony, a zachowanie starszego tego nie polepszało. Starał się jakoś z tym pogodzić. Obiecał sobie, że więcej nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć, jak znowu mu się odwidzi, że jednak pragnie bliższych interakcji z mężczyzną, a nie kobietą.

Jednak nadchodzące dni i tygodnie nie nastrajały optymizmem. Zaraz miała rozpocząć się przerwa świąteczna, jak i same święta, co oznaczało, że unikanie się braci stawało się niezwykle trudnym zadaniem.

_______________________________

Aż mnie serduszko zabolało. Biedny Alan. 

Kto spodziewał się tak okrutnego obrotu spraw? Jak teraz potoczą się losy byłej nie do końca pary?

Czy Ryanowi się odwidzi? Czy w ogóle powinien się łudzić, że może liczyć na drugą szansę? Czy Alan powinien dać sobie spokój z Wielkim Panem Hetero i spróbować ulokować swoje uczucia w kimś innym?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top