Rozdział 1
Alan siedział przy kuchennym stole, wpatrzony w swój telefon, leniwie przesuwając palcem po ekranie. Jego mama w tym czasie siedziała na kanapie w salonie, skacząc po kanałach w telewizorze. Chłopak podniósł swój wzrok znad urządzenia, kiedy przez kuchenne oko zawitało światło samochodu parkującego przed domem.
Nastolatek zostawił swój telefon, wyciągając z uszu słuchawki. Na jego twarzy pojawił się mało dyskretny uśmiech, a serce w piersi delikatnie przyspieszyło swój rytm. Chłopak z zniecierpliwieniem wpatrywał się w stronę wejściowych drzwi.
Jego zapał nieco opadł, a jasnobrązowe oczy straciły swój blask, kiedy jego uszu dobiegło głośne trzaśnięcie samochodowych drzwi.
Już wiedział jak to się skończy. I wcale się nie mylił. Właściwie było dokładnie tak, jak się spodziewał, jak przewidywał czarny scenariusz. Po prostu nic się nie zmieniło.
Po chwili w domu można było usłyszeć krótkie skrzypnięcie otwieranych drzwi wejściowych, a następne donośny huk, gdy ponownie spotkały się z futryną. Ciemna postać niemal przemknęła przez korytarz, znikając zaraz na schodach, prowadzących na górne piętro.
Alan poczuł pewnego rodzaju radość na fakt powrotu brata do domu, jak i lekkie ukłucie rozczarowania na to, że został przez niego po prostu zignorowany.
– Wracaj tutaj! – Domownicy zaraz usłyszeli męski głos.
Ponownie w domu rozległo się trzaskanie drzwi, tym razem tych na pierwszym piętrze.
– Dzień dobry. – Przywitał się uprzejmie Alan, widząc mężczyznę, który jak zawsze zignorował jego obecność.
Chłopak już dawno przestał czuć się w takich momentach pominięty i małoważny. Prawie. Praktycznie więcej razy niż mniej, potrafił zignorować pewnego rodzaju ukłucie smutku.
– Michael, już wróciliście? – Odezwała się matka, zjawiając w przedpokoju. – Mieliście być dopiero wieczorem.
– A to nie ty jeszcze wczoraj narzekałaś, że planowałem go przywieść wieczorem, kiedy następnego dnia ma rozpoczęcie roku? – Powiedział uszczypliwie. – Bierz go z powrotem. Zaraz przyniosę jego rzeczy. Poza tym nie wiem czy będę go brał jeszcze kiedykolwiek do siebie.
Mężczyzna zaczął cofać się do swojego samochodu zaparkowanego przed domem.
– Co? O czym ty mówisz? – Kobieta wyszła za nim oczekując odpowiedzi.
Alan spojrzał z niepewnością w stronę schodów. Ostatecznie wstał, owijając telefon dookoła słuchawkami i chowając go do kieszeni. Wspiął się po drewnianych schodach na piętro.
Spojrzał na dwie pary drzwi po lewej stronie. Jedne należały do jego pokoju, drugie do brata. Zatrzymał się przy tych, położonych dalej od schodów. Wpatrywał się w nie, jakby w ten sposób mógł dojrzeć co dzieje się po drugiej stronie.
Bał się zapukać, a tym bardziej wejść do środka pomijając tę czynność.
Zawsze po wakacjach było prawie to samo. Starszy z braci wracał po nieco ponad dwumiesięcznej nieobecności w domu i zachowywał się gorzej niż kobieta szargana zmieniającymi się hormonami.
Na powrót stawał się opryskliwy w stosunku do wszystkich, bardziej wybuchowy niż zawsze oraz ukazywał swą buńczuczną naturę.
W stosunku do innych był taki od czwartej klasy podstawówki. Jednak do końca szkoły podstawowej wyjątkiem był jego brat. Później wszyscy znaleźli się pod jedną kreską, ponieważ nastała szkoła średnia. Był to istny rozkwit buntu Ryana. A uwieńczeniem tego wszystkiego było nie uzyskanie promocji do następnej klasy.
Po tym incydencie jego ojciec postanowił zabrać go do siebie i zapisał do prywatnej szkoły blisko jego domu. Nie do pomyślenia było dla niego, że jego własny syn nie zdał do następnej klasy. Jego syn, który w podstawówce był najlepszym uczniem w szkole.
Mężczyzna kiepskie wyniki w nauce i chuligańskie zachowanie zrzucał na brak odpowiedniego wychowania przez jego matkę.
Jednak podczas roku bycia samotnym ojcem, sam mógł doświadczyć tego co znaczy wychowywanie nastolatka. Takim oto sposobem, Michael Singh na powrót oddał syna matce, nie chcąc mieć już z nim za wiele wspólnego.
Podczas gdy dorośli i z pozoru odpowiedzialni ludzie, kłócili się teraz w najlepsze przed domem, Alan nadal stał przed drzwiami, nie wiedząc co zrobić. Ponieważ teraz było inaczej. Teraz to nie były dwa miesiące nieobecności, a całe szesnaście.
Nie miał pojęcia czego może się spodziewać po bracie po takim czasie nieobecności. Po roku praktycznie zerowego kontaktu, ponieważ z czasem Ryan przestał odpowiadać na niemal wszystkie jego wiadomości. Chłopak zastanawiał się, jak bardzo starszy mógł zdziczeć przez ten czas.
Przeważnie przez cały rok szkolny powoli udawało im się z poziomu zero, dochodzić na jakieś wyższe kondygnacje zrozumienia i wzajemnej tolerancji. A później wakacje ponownie wszystko zerowały.
Jednak po takim czasie chłopak bał się jak bardzo na minusie jest ich aktualny poziom sympatii. Minus pięć czy minus sto?
– Ryan? – Alan odezwał się niepewnie, chwytając w dłoń klamkę.
– Nie wchodź. Spadaj!
Chłopak westchnął smutno, po czym odszedł od drzwi. Skierował swoje kroki z powrotem na niższe piętro. Tam widząc piętrzącą się górę bagaży, zaczął zanosić je pod drzwi ich właściciela.
Na koniec wrócił na swoje miejsce przy kuchennym stole. Wyglądając przez okno nie było już śladu po wcześniej zaparkowanym samochodzie. Jednak Alan świetnie dostrzegał zdenerwowanie mamy po spotkaniu ze swoim wcześniejszym partnerem.
Do wieczora każde spędziło czas osobo. Lucy Collins, matka dwójki chłopców, uspokajała się po spotkaniu z Michaelem przed telewizorem, oglądając romansidła, a następnie szykując się do pracy. Alan nie ruszał się z miejsca, trzymając swój mały chodzący grzejnik na kolanach. A Ryan nie dawał znaku życia.
– Chyba pora na kolację. – Odezwała się kobieta, wchodząc do kuchni. – Pójdź po Ryana.
Chłopak zsunął z kolan kota, który ziewnął i przeciągnął się po odłożeniu na podłogę. Blondyn mlaszcząc bosymi stopami o podłogę, podreptał na górę. Zauważając uchylone drzwi do pokoju starszego brata podszedł do nich z zainteresowaniem.
Podczas jego nieobecności wchodził tam jedynie kilka razy ze szmatką, by w pomieszczeniu nie zaległ kurz. Wiedział, jak pokój wygląda, a mimo to zaglądał do niego, jakby przez ten czas mogło się cokolwiek zmienić. Bo przecież Ryan już wrócił.
Bagaże były ułożone pod szafą, która stała niemalże przy wejściu. Spojrzałem w prawo. Pościel na dużym łóżku była naruszona, co sugerowało, że właściciel już na nim spoczywał. Co w rzeczywistości było prawdą, ponieważ Ryan zaraz po wejściu do pokoju i trzaśnięciu ostentacyjnie drzwiami rzucił się na swoje łóżko.
Teraz jednak starszy z braci zażywał długiej, odprężającej kąpieli w łazience naprzeciwko swojego pokoju. Alan połączył ze sobą fakty, dopiero po ujrzeniu światła, wydobywającego się spod drzwi za nim.
– Ryan, kolacja! – Zawołał z nadzieją, że po skończonej kąpieli dołączy do posiłku.
Alan zszedł na dół i pomógł mamie w przygotowaniu kolacji. Jednak podczas jej robienia, jak i później, drugi z braci się nie pojawił. Pomimo że minęła godzina i na pewno Ryan wyszedł z łazienki. Nie silili się na ponownie wołanie go na posiłek, wiedząc, że i tak nie przyniesie to żadnego skutku.
Młodszy napełnił jeszcze miski kota świeżą karmą oraz wymienił wodę, po czym z nietkniętym talerzem z kolacji, ruszył na górę. Zostawił jedzenie przed drzwiami pokoju brata wraz z karteczką, informującą go, na którą godzinę jest rozpoczęcie roku szkolnego. Zapukał na odchodne, kierując się zaraz do swojego pokoju.
Chłopak zamknął się u siebie z zamiarem przyszykowania się do jutrzejszego dnia. W tym czasie Ryan wychylił się ostrożnie z pokoju, upewniając się, że nikt go nie widzi. Kucnął i podniósł talerz wraz z wiadomością.
Mężczyzna prychnął pod nosem, chowając się z powrotem w pokoju.
To ja jestem starszy i to do mnie należy opiekowanie się tobą głupi, mały szczawiu. Nie to, żebym nagle postanowił się zaangażować w rolę starszego brata. Po prostu niech sobie nie myśli, że pozwolę mu się zachowywać doroślej i odpowiedzialniej wobec mnie.
Ryana myśli były tak samo negatywnie nastawione do wszystkich i wszystkiego, jak co roku o tej porze. I ani myślał, by coś się zmieniło. Fakt, że jest w ostatniej klasie i ma przed sobą egzamin, nie znaczy, że nagle zacznie dostawać same dobre oceny, jakich oczekuje od niego ojciec.
Wręcz przeciwnie. Po tym roku, wakacjach i awanturach jakie przeszedł, postanowił tym bardziej zostać przy swoich miernych wynikach cząstkowych. Tak samo jak nie zamierzał sprawiać mniej problemów nauczycielom i innym uczniom.
Gdy Ryan do późnej nocy rozpakowywał swoje torby, robił porządek w pokoju i wymieniał wiadomości z dwójką przyjaciół, Alan już dawno smacznie spał, chcąc się wyspać na jutrzejszy dzień.
Natomiast Lucy Collins przygotowywała się do kolejnego ciężkiego tygodnia w pracy, gdzie większość czasu spędzi poza domem.
Alan oczywiście wstał jako pierwszy. Nie licząc pani Collins, która od szóstej rano była już na nogach, a od siódmej poza domem. Chłopak wstał nieco później, ponieważ na zegarze było widać niemal ósmą. Do rozpoczęcia miał jeszcze dwie godziny.
Ubranie się i doprowadzenie do porządku chłopak zostawił na później. W pierwszej kolejności chciał wziąć się za śniadanie. Wsunął klapki na stopy, mając dosyć zimna paneli oraz założył na grzbiet niebieską bluzę, po czym zszedł na dół.
Widząc biegnące w swoją stronę kocię, wysunął nogę, wiedząc co zaraz nastąpi. Kot zwinnie skoczył, odbił się od uda i lekko chwiejąc znalazł się na prawym ramieniu.
Chłopak wyciągnął wszystkie potrzebne składniki na swoją owocową owsiankę. Kot wszystkiemu uważnie się przyglądał z jego ramienia.
Sam zapewne miał ochotę na małe co nieco. Jednak jego miseczka i brzuszek muszą jeszcze poczekać, bo w przeciwnym wypadku miseczka byłaby wylizana do czysta, a miska Alana poważnie zagrożona.
– Co to jest?! – Krzyknął Ryan, wchodząc do kuchni.
Alan obejrzał się zaskoczony, nie spodziewając się widzieć brata tak wcześnie na nogach. Właściwie to był prawie pewien, że spóźni się na rozpoczęcie. Chłopak szybko jednak wrócił myślami do rzeczywistości.
– Kot. – Odparł młodszy, jakby to była oczywistość, którą zresztą była.
– Dobrze, ale dlaczego on jest wywrócony na lewą stronę?! – Mężczyzna uniósł jedną brew do góry.
Alan wywrócił oczami, mierząc starszego brata nieprzyjemnym spojrzeniem.
– Jak to coś się nazywa?
Na twarzy młodszego pojawił się delikatny uśmiech, a Ryan już wiedział.
– Czekaj, nie mów, że... To ona, on czy ono?
– Ono?
– No jak panu kotu odetnie się to i owo. – Wytłumaczył pokrętnie.
– Nie, jest za młody na kastrację. Musi jeszcze poczekać. To chłopczyk. – Powiedział młodszy dla potwierdzenia.
– Nie mów, że...
– Pitagoras. – Odparł właściciel kota.
– Chyba Pitagolas. – Prychnął, nadal z nieufnością i pewnego rodzaju odrazą spoglądając na zwierzę na ramieniu brata.
Młodszy mimo wszystko ucieszył się z powodu tej niewielkiej nici porozumienia, która się między nimi pojawiła. Przeważnie takie momenty pojawiały się w drugim miesiącu od powrotu starszego do domu. Mężczyzna jakby zauważając to, szybko się zreflektował i obrzucił młodszego nieprzyjemnym spojrzeniem.
– Dlaczego on nie ma sierści? I dlaczego siedzi na twoim ramieniu jak papuga? Coś ty sprowadził do domu?
Czymś sobie musiałem zapełnić pustkę, pomyślał Alan, lecz ani myślał wypowiedzieć to zdanie na głos.
– To sfinks, widziałeś kiedyś sfinksa z sierścią? – Spytał ironicznie. – Ma dopiero pół roku. Chcesz zobaczyć jaki jest ciepły?
– Nie zbliżaj się z tym do mnie. – Cofnął się o krok. – Możesz się odsunąć od lodówki? Chciałbym coś z niej wziąć, a obawiam się, że to coś może się na mnie przeteleportować.
Młodszy z grymasem na twarzy przesunął się, kończąc przygotowywać swoje śniadanie.
Ryan w tym czasie uważnie przyglądał się wnętrzu lodówki. Dużą jego część zajmowały warzywa oraz inne kolorowe i zdrowie rzeczy. Poczuł nieco ulgi, widząc rozmrażające się filety z kurczaka, jednocześnie wyczuwając szansę na pyszny obiad.
Ostatecznie jednak sięgnął ręką w miejsce, gdzie powinno znajdować się mleko. W ostatniej chwili zorientował się i zmienił nieco kurs, ponieważ jego dłoń już chciała dotknąć czegoś co śmiało się nazwać mlekiem owsianym.
A Ryan nie mógł zrozumieć jakim cudem?! Przecież owsa nie wydoisz i nie weźmiesz z niego mleka. Co to ma być? Jego umysł jednak nie miał siły teraz dłużej się nad tym zastanawiać. Mężczyzna sięgnął po karton ze zwykłym mlekiem i w dodatku tłustym. Takie jakie lubi.
Z szklanką zimnego mleka usiadł przy stole, przy którym zaraz usiadł Alan. Kot znikł z jego ramienia, z wielkim zaangażowaniem pochłaniając to co miał w tej swojej miseczce.
– Nie sądziłem, że wstaniesz tak szybko. – Alan postanowił odezwać się jako pierwszy, wpatrując się głównie w swoje śniadanie. – Myślałem, że wstaniesz chwilę przed rozpoczęciem, o ile w ogóle się na nie zjawisz.
– Dobrze myślałeś. – Odparł, nim przyssał się do szklanki z mlekiem. – Z godzinkę się jeszcze zdrzemnę, a później idę spotkać się z Garcią i Evansem.
Chłopak był zaskoczony, ale tylko w połowie. W końcu jego przypuszczenia prawie się sprawdziły. Zdziwił się jedynie, że już zdążył się zgadać ze swoimi wcześniejszymi znajomymi. Może oni utrzymywali ze sobą kontakt przez cały czas, a tylko z nim postanowił ignorować, uważając za nieważny element? Młodszy nie był pewien która z jego myśli była prawdziwa.
Przez rok nieobecności Ryana, Antonio Garcia i Jason Evans dali mu spokój, z czego sam był w ogromnym szoku. Teraz już wiedział, jak będzie wyglądał jego kolejny rok szkolny.
– Wracamy do tego co było. – Powiedział chłodno starszy, uśmiechając się przy tym złowieszczo.
Budujące się powoli napięcie, przerwało pojawienie się kota, który wskoczył wpierw na kolana Alana, a następnie ochoczo spoglądał w stronę jego miseczki. Chłopak musiał zacząć pilnować, by koci język czy kocie łapki nie dosięgły zawartości.
– Czekaj. – Ryan wyprostował się nagle. – Zostawiłeś wczoraj talerz z kolacją przed moimi drzwiami. Skąd mam teraz wiedzieć czy ten... No nawet nie mogę go obrazić i powiedzieć sierściuch. – Sapnął wściekle. – Czy to łyse coś tego nie lizało?!
– Pi raz próbował wejść na górę, ale poślizgnął się na schodach i spadł na dół. Po tym jak na razie nie próbuje wejść na górę.
– Serio? Zdrobniłeś jego imię do „Pi"?
Starszemu ciężko było uwierzyć, że naprawdę nazwał kota Pitagoras i przezywał go Pi. Szczególnie pamiętając jego oceny z matematyki. Wątpił, żeby przez ten rok gówniarz się w tym podszkolił i pokochał ten przedmiot.
Równocześnie pamiętał zachwyt tego dzieciaka, gdy po raz pierwszy usłyszał słowo Pitagoras na podwórku od starszych dzieci, które zresztą często go dręczyły. Doskonale pamiętał jak mówił mu z dużymi, zachwyconymi oczkami, że jak będzie miał kiedyś zwierzaka to tak właśnie go nazwie.
Naprawdę nie spodziewał się, że ta mała obietnica się spełni. Szczególnie, gdy okazało się, że już od najmłodszych lat Alan ma problemy z przyswojeniem wiedzy z matematyki.
Młodszy zjadł swoje śniadanie, po czym z kotem na ramieniu, odłożył miskę do zlewu i zalał wodą. Zdziwił się, kiedy po odwróceniu się, tuż przed sobą zastał brata. Zmieszał się nieco tą nagłą bliskością.
– Masz. – Burknął, mało delikatnie wtykając mu w ręce niewielki kartonik. – Wszystkiego najlepszego, gówniarzu.
Po wypowiedzeniu tych słów mężczyzna zaraz ulotnił się z kuchni, nie chcąc by młodszy zauważył, że poczuł się nieco niezręcznie. Dokładnie jakby to jemu zaraz mieli śpiewać „sto lat", a on przed sobą miał wizję stania w miejscu i słuchania tego.
– Ten gówniarz jest od ciebie tylko dwa lata młodszy. – Burknął, lecz zaraz z zainteresowaniem zaczął przyglądać się paczce w swoich rękach.
Alan wraz z Ryanem już od dawna przestali obchodzić urodziny. Nie lubili hucznych zjazdów rodzinnych wyprawianych z tego powodu. Szczególnie, że tylko jeden z nich znał daną rodzinę, a i tak przyjeżdżało ich niewielu. Dlatego już od kilku lat zaprzestano wyprawiania jakichkolwiek przyjęć. W tym dniu silono się jedynie na prezent dla jubilata. Dla całej trzyosobowej rodziny ten pomysł był idealny.
Chłopak z powrotem usiadł przy stole, zaraz zabierając się za odzieranie prezentu z wierzchniej warstwy papieru. Na koniec zrobił z niej kulkę i poturlał ją po podłodze, wiedząc, że w ten sposób pozbędzie się tego małego grzejniczka na co najmniej piętnaście minut.
Przez chwilę zapatrzał się na pudełko. W końcu jego dłonie otworzyły wieczko, a oczy zalśniły się, widząc onyxową męską bransoletkę. Prezent zaraz znalazł się na prawym nadgarstku. Obracał rękę, podziwiając swoją nową biżuterię.
Jednak czas mijał nieubłaganie. Alan musiał przerwać zachwycanie się prezentem urodzinowym, a zacząć szykować do szkoły.
Podczas gdy młodszy z braci układał grzywkę na swoim czole oraz resztę włosów w odcieniu ciemnego blondu, poprawiał koszule, starannie wkładając ją w spodnie, Ryan właśnie przekręcał się w łóżku na drugi bok, nadal będąc w dresowych szortach i luźnej koszulce.
– Ryan, rozpoczęcie jest na dziesiątą! – Krzyknął Alan w ramach przypomnienia przed swoim wyjściem.
Mimo wszystko nie chciał, by się spóźnił. Wiedział, że mama będzie go wypytywała czy był na rozpoczęciu, a jemu ciężko byłoby skłamać. Dobrze zdawał sobie sprawę, że w niektórych kwestiach będzie wykorzystywała go do kontrolowania tego co robi Ryan. Oraz używała go jako pretekstu by zabraniać starszemu niektórych rzeczy.
Alan udał się na przystanek autobusowy, skąd jego środek transportu miał zawieść go niemal pod sam budynek szkoły. W środku były tłumy, lecz tego można było się spodziewać. Na miejscu zjawił się piętnaście minut przed rozpoczęciem uroczystości.
Wzrokiem od razu zaczął szukać swojego przyjaciela. Mieli się spotkać przed głównymi drzwiami budynku. Po chwili błądzenia wzrokiem po różnych głowach, odnalazł tą należącą do przyjaciela. Nie było to najłatwiejsze zadanie, ponieważ nie zaliczał się on do osób, mogących pochwalić się swoim wzrostem.
– Z pewnej strony cieszę się, że to koniec wakacji, bo już nie miałem co w domu robić. Ale z drugiej strony jakoś nie mam ochoty zapełniać tego wolnego czasu szkołą. – Paul od razu zaczął narzekać.
Alan przyjrzał się jego ciemnobrązowym włosom, które jakby specjalnie z okazji rozpoczęcia roku szkolnego zostały krótko przystrzyżone.
– Od tygodnia mi narzekałeś, że nie miałeś co robić. Masz za swoje.
Przyjaciel jęknął cierpiętniczo, po czym oboje udali się na miejsce apelu.
– Ej, słyszałeś? Podobno Ryan Singh wrócił do szkoły. – Zaczął przyjaciel, gdy już znaleźli się przy swojej klasie.
– Wiadomo, dlaczego wrócił? – Alan starał udawać zainteresowanego tematem.
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Ale podobno tam już zdał do ostatniej klasy. Całe szczęście, bo w przeciwnym razie byłby w naszym roczniku i nie powiedziane, że nie trafiłby do naszej klasy.
Szczęście w nieszczęściu dla Alana.
– Jak myślisz, tym razem da ci spokój? Czy raczej znowu weźmie sobie ciebie jako cel do dręczenia? Jego przydupasy dały ci teraz spokój to może całą trójką znajdą sobie inny cel.
– Może zapomniał i skupi się na kimś innym.
Jednak Alan już wiedział, że wszystko będzie tak jak w poprzednich latach. Chociaż nie było to tak złe, jak jego przyjacielowi mogło wydawać.
Gdyby tylko ktokolwiek wiedział, jak jest naprawdę. Gdyby ktokolwiek poza dwójką braci wiedział, że są rodzeństwem... Lecz w to nie zostali wtajemniczeni nawet nauczyciele. Na zebraniach u Alana zawsze pojawiała się ich mama, a na Ryana wywiadówki zawsze przyjeżdżał zainteresowany jego ocenami ojciec.
Z głośników zaczęła grać ściszona muzyka, a następnie dało się słyszeć głos dyrektorki. Uczniowie powoli zaprzestawali rozmów, by chociaż w połowie skupić się na tym, co nauczyciele mają do przekazania.
Alan w tym czasie zaczął wpatrywać się w uczniów ostatniego rocznika. Szukał jedną z trzech osób. Będzie jeden z nich, będą i pozostali. Dopiero po czasie udało mu się ujrzeć Antonia Garcię, a zaraz za nim Jasona i Ryana. Czyli jednak zdążył wstać, ubrać się i nawet przyjść.
Czarne włosy, podobnie jak te młodszego lekko falowane, ułożone miał z przedziałkiem odsłaniającym czoło i dodającym mu nieco buntowniczego wyglądu. Czarna koszula z podwiniętymi pod łokcie rękawami była wsadzone w równie ciemne spodnie. Nawet ubrał się w miarę elegancko.
Jednak obecność Ryana nie trwała długo. Zaszczycił wszystkich swoim przybyciem jedynie przez pierwsze dziesięć minut. Po tym czasie cała trójka przyjaciół udała się w stronę bramy wyjściowej szkoły.
Pierwsi wagarowicze udali się do pobliskiego parku, gdzie zamierzali spędzić najbliższe kilkadziesiąt minut. W końcu nie widzieli się od roku. Trzeba było nadrobić stracony czas, ponieważ wiadomości przez telefon to nie to samo, co przeżywanie wszystkiego podczas rozmowy w cztery oczy.
W szkole natomiast po zakończeniu apelu na zewnętrznym placu, każda z klas rozeszła się do swoich gabinetów. Wychowawcy zamienili z uczniami kilka zdań, rozdali nowe plany lekcji, a następnie puścili wolno do domów.
– Idziemy coś zjeść na mieście? – Zaproponował przyjaciel. – W końcu trzeba jakoś uczcić twoje urodziny.
Alan przystał na propozycję, nie mając ochoty spędzać popołudnia samotnie w domu.
Każdy z braci spędzał czas w towarzystwie swoich przyjaciół. Bardziej lub mniej spokojnie. Tak również wrócili do domu o bardziej lub mniej przyzwoitej godzinie. Alan niedługo po porze obiadowej był już w domu, a po zjedzeniu kolacji zamknął się w swoim pokoju.
W międzyczasie zjawiła się matka chłopców, wręczając młodszemu synowi prezent wraz z wiązanką życzeń urodzinowych, podczas których solenizant czuł się jak zawsze niezręcznie.
Ryan wrócił dopiero, gdy młodszy szykował się do kąpieli.
– Gdzie? Ja pierwszy zajmuję łazienkę. – Odezwał się mężczyzna, po wspięciu się na schody i ujrzeniu blondyna przy drzwiach.
– Niby dlaczego? – Oburzył się.
– Jestem starszy i to powinno ci wystarczyć.
Ryan wyminął brata, nie dając mu zbyt dużo czas na odpowiedź. Zamknął się w łazience z zwycięskim uśmiechem. Alan wściekle sapnął pod nosem i wrócił się do swojego pokoju.
Cierpliwie czekał na zwolnienie się łazienki, lecz kiedy minuty mijały, a brat nadal nie wychodził z pomieszczenia, postanowił poczekać na korytarzu. Usiadł pod swoimi drzwiami, mając na oku swój cel.
Podniósł wzrok, kiedy usłyszał szczęk zamka w drzwiach. Po chwili z pomieszczenia wyszedł mężczyzna w samym ręczniku na biodrach. Za nim widać było wydostającą się parę, jakby zażywał kąpiel w samych wodach piekieł.
Jednak Alan nie skupił na łazience, a na ciele, które miał przed sobą. Skarcił siebie w duchu za przyglądanie się mięśniom brzucha, delikatnie odznaczających się na skórze Ryana. Skarcił się dwa razy, ponieważ jasnobrązowe oczy zaczęły się przyglądać dwóm kościom nad linią ręcznika. Za dopuszczenie do trzeciego skarcenia się w duchu, miał ochotę dać sobie jeszcze porządnego kuksańca, ponieważ te uda i obojczyki ściągnęły na siebie za dużo jego uwagi.
– Ej, nie patrz się tak, bo się zakochasz. – Prychnął Ryan, podchodząc do młodszego brata.
Speszony i czerwony jak burak Alan, odwrócił wzrok, wstając z miejsca i szybko ewakuując się do zwolnionej łazienki. Tam na spokojnie oparł się o umywalkę, patrząc na swoją czerwoną twarz.
Głupi, dlaczego patrzyłeś na niego w ten sposób?! Pierwszy raz na oczy chłopa widziałeś? Nie. Zażyło się już przecież obejrzeć w Internetach roznegliżowanych panów. To na ich widok może ci się ewentualnie robić tak dziwnie, a nie na własnego brata!
Za długo go nie widziałem, to pewnie przez to.
Alan próbował sobie jakoś tłumaczyć to, dlaczego potraktował męskie ciało swojego brata, jak jakiekolwiek inne gorące męskie ciało. Chcąc wybić sobie to z głowy zaraz wszedł pod prysznic, puszczając na ciało strumień zimnej wody.
___________________
Mam nadzieję, że pierwszy rozdział się podobał. Powieść jest już skończona, więc nie musicie się obawiać o zawieszenie publikowania rozdziałów. Mam nadzieję, że wytrwacie do końca, bo przed wami 50 rozdziałów, zwroty akcji, kłamstwa, które wydawały się być oczywistością oraz trudne relacje i romanse nastoletniej młodzieży.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top