Rozdział 9

Alan od samego przybycia do szkoły był atakowany przez przyjaciela pytaniami o weekend. Paul stanął na wiadomości o podłym potraktowaniu go przez Cud Chłopca, nie mniej był jednak ciekawy czy wydarzyło się coś więcej oraz chciał znać szczegóły całego zajścia.

Chłopak bronił się przed tym, rewanżując się pytaniami o jego spotkania z dziewczyną. Na całe szczęście Paul bardzo chętnie opowiadał o spotkaniu z Agnes, będąc szczęśliwy z faktu, że w końcu ma dziewczynę, której tak długo nie mógł się dorobić.

Później swobodne rozmowy przerwał stres przed sprawdzianem z chemii. Alan czuł się przygotowany, ale nie wiedział czym zaskoczy ich chemiczka. Nie zawsze zakres materiału i przerobione ćwiczenia odpowiadały tym, które postanowiła im dać podczas kratówek czy prac klasowych.

Długa przerwa okazała się wybawieniem po intensywnych czterdziestu pięciu minutach.

– Mam nadzieję, że chociaż na trzy napisałem. – Westchnął Paul.

– Ja niby zrobiłem wszystko, ale wyniki jakieś takie dziwne mi wyszły. Poza tym w zamkniętych prawie wszędzie miałem odpowiedź B.

– Serio? Mi wychodziło ładnie po kolei A, B, C, D i to też mi się nie podoba. – Stęknął.

Alan coraz bardziej zaczął się obawiać o swoją ocenę z sprawdzianu.

– Ał. – Skrzywił się, gdy ramieniem zahaczył o przechodzącą z naprzeciwka osobę.

– No patrzcie, sam się pcha. – Zaśmiał się Ryan, zaraz chwytając młodszego za bluzę.

Alan poczuł jak momentalnie jego serce przyspiesza swój rytm. Spojrzał na całą trójkę. Wydawało mu się, że Garcia patrzy na niego wyjątkowo nieprzychylnie, najwyraźniej nadal mając w głowie ostatni raz, kiedy próbował się im postawić. Ryan spoglądał na niego tak samo jak zawsze w tych sytuacjach. Jason natomiast przyglądał się mu z wyjątkową uwagę, przez którą młodszy poczuł się dosyć niepewnie.

– Zobaczymy co słodkiego dla mnie przyniosłeś.

Starszy wyszarpał mu plecak i zaczął go przeszukiwać w poszukiwaniu jedzenia. Znalazł torbę podpisaną jego imieniem. Palcem odkleił karteczkę i wyciągnął samą reklamówkę.

– Mam nadzieję, że coś dobrego. – Powiedział odrzucając plecak na bok.

Trójka starszych odeszła, a Alan schylił się po swoją własność. Prychnął niezadowolony pod nosem, otrzepując plecak z brudu.

– Masz co jeść? – Spytał przyjaciel.

Chłopcy nie zdążyli jeszcze nic zjeść, a Paul obawiał się, że starsi zabrali mu całe przygotowane śniadanie. Alan udawał, że przeszukuje plecak, doskonale wiedząc, że została mu jeszcze jego część jedzenia.

– Coś zostawił. Opłacało się wrzucić wszystko dla niego w jedno. – Uśmiechnął się. – Chociaż nie wierzyłem, że to zadziała.

Alan wraz z przyjacielem usiedli pod gabinetem, w którym mieli mieć kolejną lekcje. Wyciągnęli śniadanie, chcąc napełnić żołądki.

– Dobra, prawie nikogo nie ma, to mów czy sprawa z Cud Chłopcem jakoś się rozwiązała. Nie wyglądasz na zbytnio przybitego. – Zagadnął Paul, nie zamierzając odpuścić tematu.

Alan uśmiechnął się spuszczając wzrok, na wspomnienie stopy Ryana. Przyjemne ciepło rozeszło się po jego wnętrzu, gdy przypomniał sobie również te chwile, kiedy byli blisko siebie, a starszy go nie odpychał.

– Coś jest na rzeczy. – Poruszył się podekscytowany. – Co się stało?

– Przeprosił mnie za to co powiedział.

– Czyli nie taki skończony dupek. – Stwierdził z delikatnym uśmiechem. – Ale mówił coś więcej?

– To była dosyć dziwna i stresująca sytuacja, ale ostatecznie powiedział, że nie to miał na myśli.

– A co miał na myśli?

– Tego nie powiedział. Ale zdaje się, że wszystko między nami jest tak jakby po staremu.

– Tak jakby? To tego typu, jak gdy zobaczysz kogoś nagiego i już nie umiesz patrzeć na niego tak samo. Albo jak ktoś się z kimś przeliże i wtedy nie umiesz zachowywać się przy nim jakby nic się nie stało.

Alan spojrzał na przyjaciela, bo trochę w tym racji miał, że zachowanie ich obojga się zmieniło. Bo przecież starszy nigdy wcześniej nie macałby go stopą pod stołem, on nie odważyłby się na tak śmiałe słowa i zachowania, jakie miały miejsce w niedzielę.

– A powiedz chociaż... dobrze całuje?

Młodszy uśmiechnął się, czując czerwień pojawiającą się na policzkach.

– Rany, jak ja bym chciał wiedzieć jak wygląda ten twój chodzący ideał!

Rozmowy przerwało pojawienie się większej ilości osób. Uczniowie powoli zjawiali się pod klasą, by po dzwonku nie gnać pod gabinet z drugiego końca budynku.

Ryan wraz z przyjaciółmi również spędził przerwę pod klasą, w którym miały odbywać się jego kolejne zajęcia. Jednakże śniadanie, które zdobył nie okazało się być tym czego oczekiwał. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy nie pomylił się i nie zabrał przez przypadek śniadania Alana.

– Co to ma być?!

Z niepewnością spoglądał na kanapki z dziwną zieloną pastą o nijakim zapachu oraz coś co miało przypominać batonik, lecz napisy „eko", „bio" oraz „bez cukru i glutenu" skutecznie go odstraszały.

– To według niego jest coś słodkiego? Głupi dzieciak.

Jednak po chwili namysłu, postanowił spróbować słodkości, które przygotował dla niego Alan. Naprawdę miał ochotę na coś słodkiego, a nie na porządny posiłek jaki również miał przygotowany.

– Tak w sumie czemu uwziąłeś się na tego szczyla? – Spytał Jason, gdy Ryan brał gryza batona.

Trochę zaskoczyło go to pytanie. Przecież to nie pierwszy rok, kiedy swoje dręczycielskie zapędy skupia na Alanie.

– Okazał się łatwym i dobrym celem. – Mówił, przeżuwając. – Skoro okazał się strzałem w dziesiątkę to nie widzę sensu szukać teraz jelenia, który niemal codziennie będzie mnie karmił bez większych zarzutów.

– Ale dlaczego tylko on?

– Tak wyszło. Garcia też ma tego swojego okularnika z drugiej. Taki wygrany wśród przegranych.

Jason jedynie skinął głową, a Ryan kontynuował mielenie w buzi batonika, który z każdym kawałkiem stawał się odrobinę mniej ohydny. Po zjedzeniu słodyczy, starszy wziął się niepewnie za kanapki. One również okazały się nie być wcale takie złe, chociaż szału smakowego nie było.

Po dzwonku mężczyźni weszli do klasy by rozpocząć matematykę. Ryan jak zawsze udawał niezainteresowanego, bazgrząc to co mu przyjdzie do głowy w brudnopisie, uważnie słuchając jednak tego co tłumaczyła nauczycielka i kątem oka spoglądając na tablicę.

Podniósł wzrok, kiedy usłyszał pukanie i otwierające się drzwi. Cała klasa na moment umilkła, spoglądając na nauczyciela, który pojawił się w progu.

– Przepraszam, że przeszkadzam. Mogę na chwilę prosić na zewnątrz kilku chłopców? – Spytał kobietę prowadzącą lekcję.

– Bardzo proszę.

– Jason Evans, Ryan Singh, Bernard Servas. – Wymienił.

Wspomniani chłopcy wstali z ławki i wyszli wraz z nauczycielem z klasy.

– W przyszłym miesiącu rozpoczynają się turnieje koszykówki. Chciałem, żebyście zagrali. Evans i Singh w pierwszym składzie, Servas w rezerwie. Do tego czasu widziałbym was na treningach w środy o piętnastej.

– Nie ma problemu. – Odparł Jason.

– Ale chciałbym was kilka razy zobaczyć na treningu. Szczególnie ciebie Ryan. Wiem, że dobrze grasz, ale przydałoby się poćwiczyć trochę grę zespołową.

Starszy jedynie skinął głową, zamierzając rozważyć propozycję nauczyciela o pojawianiu się na treningach.

– To wszystko co od was chciałem. Do zobaczenia w środę.

Chłopcy wrócili do gabinetu, próbując zrozumieć co stało się na tablicy, podczas ich krótkiej nieobecności. Ryan czas do końca tej, jak i wszystkich kolejnych lekcji brał na przetrwanie. Chciał jak najszybciej znaleźć się w domu i przy okazji zjeść coś normalnego.

Gdy w końcu nadeszła ta upragniona dla starszego chwila, z uśmiechem na ustach wracał do siebie. Zauważając brak samochodu mamy na podjeździe zrozumiał, że do wieczora są z Alanem sami.

Po przekroczeniu progu poczuł zapach gotowanych warzyw.

– Powiedz proszę, że jest coś normalnego do jedzenia.

– Nie wiem. – Młodszy wzruszył ramionami, stojąc przy kuchence. – Sprawdź sobie lodówkę.

– Oby coś było, bo na tej zielonej kanapce i pseudobatoniku to ciężko było wytrzymać.

Alan nic nie odpowiedział. Ryan natomiast zajrzał do lodówki w poszukiwaniu jedzenia. Nieco zwątpił widząc zapiekankę, jednak ulżyło mu, widząc że w środku znajdują się kawałki kurczaka.

– Kawy? – Zaproponował starszy, po włożeniu swojej porcji jedzenia do mikrofali.

– Tak, ale zbożowej. – Przypomniał mu.

Wywrócił oczami, lecz przygotował bratu napój kawopodobny jak sobie życzył. Parujące kubki zaniósł do stołu, na którym zaraz wylądowała również jego porcja obiadu. Długo nie musiał czekać na pojawienie się Alana.

– Jak poszło ci z chemią? – Zagadnął młodszego.

– Zobaczymy. Możliwe, że nienajgorzej, ale kompletnie nie jestem pewien wyników.

Bracia jedli obiad, a Ryan był pod pewnego rodzaju wrażenie, że pomimo tych dziwnych sytuacji, które miały między nimi miejsce, wszystko jest między nimi po staremu. Dobrze.

Chłopcy siedzieli na przeciwko siebie w ciszy, jednakże Ryan odczuwał pewną pustkę, pomimo jego oczywistego towarzystwa. Po krótkiej chwili wahania wysunął do przodu jedną z nóg pod stołem. Zaraz mógł poczuć jak młodszy wykonuje taki sam gest. Jedli dalej w ciszy, stykając się nogami, a na twarzy mając delikatne uśmiechy.

Talerze jednak w końcu zrobiły się puste. Subtelny dotyk urwał się, a każdy z nich rozszedł się do swojego pokoju. Ryan nie mając nic na jutro zadane, a przynajmniej nie coś na co musiałby w rzeczywistości się pouczyć, usiadł za biurkiem przed swoim laptopem. Alan natomiast musiał powtórzyć materiał z dzisiejszych lekcji, którego nie rozumiał, by nie robić sobie tyłów na kolejnych zajęciach.

Samotne siedzenie w pokoju zaczęło jednak szybko doskwierać młodszemu z braci. Wiercił się po łóżku, przekładając zeszyt z miejsca na miejsce, co jakiś czas zastanawiając się co w pokoju obok poczyna starszy.

Alan mając tego wszystkiego dosyć wstał z łóżka i chwytając dwa zeszyty, wyszedł z pokoju. Zapukał do drzwi obok, a gdy po dłuższej chwili nie dostał odpowiedzi, zajrzał do środka. Mężczyzna siedział do niego odwrócony plecami z słuchawkami na uszach.

Jednak starszy dostrzegł nowe źródło światła w pokoju. Obejrzał się za siebie by spojrzeć kto wszedł do środka. Chociaż w rzeczywistości nie miał za dużego wyboru. Mężczyzna spojrzał na brata z niemym pytaniem.

– Mogę posiedzieć i pouczyć się u ciebie?

– Jak chcesz to chodź. – Odpowiedział, zaraz z powrotem nakładając słuchawki na uszy i wracając do gry.

Alan wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Usiadł na środku łóżka, znajdującego się na przeciwko biurka. Miał stąd doskonały widok na wszystko co robił starszy. Zmusił się jednak do powrotu do nauki.

Ryna skupiał się przejściu misji w grze, lecz co jakiś czas spoglądał w odbiciu monitora na brata.

– Zapal sobie światło, wzrok sobie zniszczysz. – Zwrócił mu uwagę.

Alan jednak zapalił jedynie nocną lampkę przy łóżku i przesunął się bliżej niej. Starszy westchnął kręcąc głową.

Chłopcy siedzieli razem w pokoju w ciszy, każdy skupiając się na swoim zajęciu. Ta wspólna obecność dawała im mimo wszystko nieco więcej komfortu niż samotne siedzenie. Ryan cieszył się z obecności młodszego w jego pokoju, a Alan, że starszy pozwolił mu tu siedzieć.


Każdy kolejny dzień tygodnia niemal przeleciał wszystkim przez palce. Dni do weekendu znikały bezpowrotnie. W szkole nauczyciele jak zawsze zadawali całą masę pracy domowej jakby ich przedmiot był jedynym do nauki.

Ryan nie przejmował się tym jak zawsze, a Alan starał się samodzielnie wszystko ogarnąć.

Jednocześnie między braćmi nastąpiła dziwnego rodzaju cisza i spokój o nieco intymnym zabarwieniu. Czas wolny spędzali w swoim towarzystwie, często nawet ze sobą nie rozmawiając. Nieśmiały i delikatny dotyk dłoni obok siebie czy chociażby nóg pod stołem podczas wspólnych posiłków towarzyszył im co dzień chociażby na krótką chwilę.

W końcu nastał piątek. Wszyscy traktowali ten dzień niemal tylko i wyłącznie na przetrwanie. Uczniowie żyli właściwie od weekendu do weekendu.

– Nie wpadłbyś do mnie jutro? – Zaproponował Paul. – Nie widzę się z Agnes, a nie mam ochoty cały weekend siedzieć samemu.

– Mam rozumieć, że jestem opcją ratunkową? – Alan uniósł jedną brew do góry, przyglądając się przyjacielowi.

– Oj przecież wiesz, że nie o to mi chodziło. – Stęknął. – Ej, Al, szykuj śniadanie.

– Co?

Blondyn podążył za wzrokiem Paula. Dostrzegł trójkę starszych uczniów kroczących wprost w ich kierunku.

– Masz dzisiaj coś? W tym tygodniu miałeś wyjątkowy spokój.

On jedynie skinął głową w odpowiedzi. Wstał z miejsca zastanawiając się czy lepiej będzie zacząć uciekać czy grzecznie na nich poczekać. Zdecydował się na modyfikowaną pierwszą wersję. Ruszył szybszym, lecz nadal spokojnym krokiem w stronę schodów.

– A ty gdzie, króliku?!

Dopadli go szybciej niż się spodziewał. Antonio przytrzymywał go przy ścianie dosyć mało delikatnie.

– Mam nadzieję, że masz coś dla mnie. – Uśmiechnął się Ryan.

Nim mężczyzna zdążył cokolwiek zrobić, Jason podszedł do Alana i wyrwał mu z rąk plecak. Młodszy zdziwił się tym zachowaniem i jednocześnie trochę zaniepokoił. Zawsze to brat zajmował się rekwirowaniem jego jedzenia. Wiedział co jest przyszykowane dla niego.

Z ciężko bijącym sercem przyglądał się poczynaniom mężczyzny, podobnie jak Ryan. Oboje niecierpliwie wyczekiwali na finał.

Jason przez dłuższą chwilę grzebał w plecaku, w końcu wyciągając z niego opakowanie z jedzeniem. Odpowiednie opakowanie, które zawsze podpisywał samoprzylepną karteczką. Jedzenie Alana zostało w plecaku, tak samo jak karteczka z imieniem brata. Jednak żaden z nich nie wątpił, że chłopak musiał widzieć to oznaczenie.

Plecak wrócił do rąk właściciela, a Ryan otrzymał skradziony łup. Starszy z braci czuł się dosyć niepewnie, chociaż przyjaciel nie wykazywał oznak, że cokolwiek go zdziwiło. Nie pozostało im więc nic innego jak ciągnąć codzienną grę.

Alan patrzał jak starsi odchodzą, wierząc, że skoro Ryan nie zareagował to ma wszystko pod kontrolą. On natomiast sam zastanawiał się co to wszystko oznaczało, ponieważ był pewien, że Jason widział tę karteczkę. Poza tym nie zabrał młodszemu całego śniadania, tylko właśnie to przeznaczone dla niego. Nie rozumiał też jaki ma plan, skoro nie odezwał się ani słowem na ten temat.

Na całej długiej przerwie towarzyszyły mu wątpliwości. Skoro jednak żaden nie zaczynał rozmowy, wszyscy udawali jakby nic się nie stało, jakby Evans nie zobaczył niczego podejrzanego.

Na kolejnej przerwie do Ryana i jego przyjaciół dosiadała się blondynka, ubrana w obcisłe spodnie i koszulkę z dość pokaźnym dekoltem.

– Cześć. – Przywitała się ze wszystkimi, przyklejając się jednak zaraz do swojego chłopaka. – Ryan, to jak? Przyjdziesz dzisiaj do mnie na noc, prawda? Rodziców nie ma, siostra również wybywa. Pusta chata.

Ryan doskonale wiedział co to oznacza, z tego też powodu odczuł lekki stres. Mimo to...

– Oczywiście. Wpadnę po siódmej. Jason, w razie czego będziesz mnie krył?

Pomimo dzisiejszej dziwnej akcji, to wolał spytać jego. Do Antonia mama z mniejszą chęcią go puszczała, uważając, że ma na niego zły wpływ.

– Nie ma sprawy. – Puścił do niego oczko z znaczącym uśmiechem.

No to było ustalone. Teraz mieć nadzieję lub wręcz przeciwnie, że mama go puści.

Na każdej kolejnej przerwie Lisa trzymała się chłopaków, ciesząc się z wspólnej nocy sam na sam z Ryanem. On natomiast starał się za wiele o tym nie myśleć.

Starszy do domu wrócił godzinę później niż kończył zajęcia, spędzając jeszcze chwilę czasu z przyjaciółmi. Przekraczając próg od razu wyczuł zapach gotowanego obiadu. A że w powietrzu dość wyraźnie unosił się zapach mięsa, był pewien, że mama jest w domu. Uśmiechnął się na wieść o porządnym obiedzie.

– Nakryj do stołu i pootwieraj okna. Okap się zepsuł i w całym domu teraz...

– Przecież ładnie pachnie. – Zaoponował.

– Nie dla Alana. Otwórz cię proszę, niech się trochę przewietrzy. Poza tym straszny zaduch się zrobił.

Westchnął ciężko, lecz zrobił to o co mama poprosiła. Nie zdążyli. Ledwo Ryan skończył uchylać okna w salonie, a do domu wszedł ostatni z domowników.

– Co tu tak śmierdzi?

– Mówiłam! – Upomniała się Lucy. – Już otworzyliśmy okna, zaraz się wywietrzy.

– Ale tego, że mi cuchnie jego żarcie nikogo nie obchodzi?! – Poskarżył się najstarszy, lecz mama zignorowała tę uwagę.

Bracia po chwili siedzieli przy stole, czekając na posiłek. Nieco zdziwili się, gdy Lucy nie przysiadła się do nich.

– Jadłam wcześniej, a zaraz muszę wychodzić.

– Gdzie? – Dopytał starszy, dobrze zdając sobie sprawę, że niemożliwym jest by szła o tej godzinie do pracy.

– Kolega pomoże mi przy projekcie.

– Ten co ostatnio? Czyżby jakiś projekt z biologii? – Zapytał kąśliwie Ryan.

– Nie zachowuj się jak przedszkolak.

– Dobrze, ale wieczorem widzę się z Lisą, a później nocuję u Jasona.

Alan spojrzał na brata zaskoczony.

– Nie ma mowy! – Zaprotestowała kobieta.

– Ty możesz się bzykać z kolegami, a ja nie mogę nawet spotkać się z własną dziewczyną?

– Ryan!

– Nie zamierzam siedzieć w domu w piątkowy wieczór. Jak chcesz to poświęć swoje spotkanie i bądź tutaj, żeby przypilnować czy jestem.

Starszy gwałtownie wstał od stołu i udał się na górę. Lucy nawet nie miała siły na dalsze kłótnie. Westchnęła ciężko kierując się do swojego pokoju, by wyszykować się na spotkanie.

Alan siedział sam przy stole, spoglądając z wyrzutem na kawałek mięsa, który się zmarnuje. Chłopak wstał od stołu i zajął się schowaniem porcji brata, by zwierzę, które zginęło, nie zrobiło tego na marne.

Przez chwilę nawet zastanawiał się czy nie zanieść starszemu jego talerza na górę, lecz jakiś cichy głosik w głowie mówił mu – niech ta jego blondyna to zrobi. I posłuchał się go. Bo blondyn doskonale wiedział, że Ryan nie zamierzał nocować u przyjaciela tylko u dziewczyny.

Starszy rzadko kiedy nocuje u któregoś z przyjaciół. Jeśli wychodzi na noc, to po to by przez większą jej część się bawić, a pozostałą odsypiać w domu lub gdy ta skończy się wyjątkowo późno, a on będzie w wyjątkowo złym stanie, przespać się poza swoim pokojem.

Do wyjścia Lucy w domu utrzymywała się napięta atmosfera. Jednak nawet po wyjściu kobiety nie uległa ona dużej zmianie. Ryan zły na mamę i zamierzający postawić na swoim, siedział w pokoju by później wyszykować się na noc poza domem.

Alan natomiast leżał na swoim łóżku, wewnętrznie ugodzony faktem, że starszy zamierza spać u Lisy. Bo przecież domyślał się po co tam idzie, nie jest głupi. Oboje są dorośli, a skoro on ma u niej nocować, to na pewno nie będzie nikogo z pozostałych domowników. Cała sprawa jest oczywista i to było najgorsze dla Alana.

Młodszy późnym popołudniem przeniósł się do salonu na kanapę, by chwilę pograć na konsoli. W międzyczasie dosiadł się do niego Pitagoras. Chłopak głaskał kota, który mruczał uspokajająco, a tego w tej chwili potrzebował.

– Alan, wychodzę! – Krzyknął starszy zbiegając na dół.

Nie dostał jednak żadnej odpowiedzi. Po ubraniu butów rozejrzał się po domu. Stanął w progu dużego pokoju, spoglądając na brata intensywnie wpatrującego się w ekran telewizora.

– Alan ja teraz wych...

– Słyszałem. – Przerwał mu. – Miłej zabawy. – Powiedział z nieukrywanym jadem w głosie.

– Okej. – Odparł przeciągle starszy. – W razie czego dzwoń.

– Nie chcę trafić na nieodpowiedni moment. Poradzę sobie. – Nadal nawet kątem oka nie spojrzał na brata.

Ryan poczuł się nieco dziwnie w przypływie gniewu młodszego skierowanego w jego stronę. Nie mając ochoty na dłuższe zagłębianie się w ten temat, zawrócił, ubrał na siebie kurtkę i wyszedł z domu.

Gdy tylko drzwi wejściowe się zamknęły, Alan sapnął wściekły. Był zły na starszego, jak i na siebie. Bo przecież doskonale wiedział, że wszystko co między nimi działo się przez ten tydzień, sam sobie wyolbrzymiał. Jednocześnie czuł, że takie zachowanie wobec niego było nieco nie fair ze strony Ryana.

Bo przecież takie kontakty między dziewczyną a facetem nazwane zostałyby zwykłym delikatnym flirtem. Wiedział, że gdyby zarzucił takie coś Ryanowi ten wyparłby się wszystkiego, bo jego wielkie hetero ego nie pozwoliłoby mu się do tego przyznać.

Denerwowało go to, że Wielki Pan Hetero tak drażni się z nim, jakby zapominając o tym, że ten jest w nim zadurzony oraz o samym fakcie, że niby jest hetero.

– Głupi głupek. – Burknął Alan, poprawiając się na kanapie i starając się skupić na rozgrywanej grze.

Ryan po wyjściu udał się prosto w stronę domu Lisy. Postanowił przejść się do niej na pieszo, by nieco przedłużyć moment, w której znajdzie się pod jej drzwiami, a po chwili zostanie za nimi sam na sam z dziewczyną.

Z każdym krokiem bliżej celu jego serce waliło coraz mocniej. Powiedzieć, że obawiał się tego, co zaplanowała dla niego dziewczyna, to mało powiedziane. Bał się jak cholera, że kolejny raz nie stanie na wysokości zadania, że mu nie stanie.

Im więcej o tym myślał tym było gorzej. Próbował się ratować w myślach na wszelkie możliwe sposoby. Spokojnie, jak nie będziesz dawał rady, pomyśl o jakimś dobrym pornolu, który ostatnio widziałeś.

Nie podziałało, bo do umysłu Ryana przyszedł obraz Brandta i Nasha, tych cholernych pedałów, których imiona poznał, bo przecież Alan to specjalista w gejowskim porno.

– Cholera. – Warknął. – Po mnie.

Szybciej niż tego oczekiwał znalazł się pod drzwiami domu Lisy. Nacisnął dzwonek starając się przełknąć gulę w gardle. Po krótkiej chwili mógł ujrzeć swoją dziewczynę ubraną w obcisłą spódnicę do połowy uda oraz bluzkę z dużym dekoltem.

A w tym czasie Alan wiercił się niespokojnie w domu. Nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Ostatecznie poszedł na górę i przebrał się w ciuchy do biegania. Postanowił jakoś rozładować to wszystko co się w nim gromadziło.

Godzina poza domem z słuchawkami w uszach nieco ukoiła w nim buzujące emocje. Po powrocie do domu wziął gorącą kąpiel z dużą ilością piany. Po odświeżeniu się zszedł na dół przygotować sobie kolację. Pełnym krytycyzmu wzrokiem spojrzał na nietknięty obiad.

Z kolacją zasiadł ponownie przed telewizorem. Tym razem postanowił obejrzeć jakiś film. Wybór padł na jedną z nowszych bajek Disney'a, którą od dłuższego czasu miał zamiar obejrzeć. Z tej kategorii miał trochę ekranizacji do nadrobienia, lecz rzadko kiedy miał czas usiąść by nadgonić zaległości.

Alan odczuwał emocje niemal tak samo mocno jak główna bohaterka. Cieszył się, gdy dostała pracę, z każdego jej sukcesu oraz smucił się z każdej porażki, jak i przeżywał równo wszystkie stresujące momenty.

Na sam koniec spoglądał dumnie na bohaterkę, awansującą i odznaczoną medalem, wierząc w nią od samego początku. Westchnął zadowolony końcem historii. Spojrzał na zegar. Zasiedział się, lecz nie miał ochoty jeszcze spać.

Po nakarmieniu Pi udał się na górę do swojego pokoju. Usiadł przed komputerem, chcąc zająć sobie jeszcze chwilę przed snem.

Minuty zamieniły się w godziny. Wzrok młodszego padł na wyświetlaną godzinę, gdy ta zamieniła się w cztery okrągłe zera.

– Dosyć. – Powiedział sobie.

Mamy nadal nie było, nie przeczuwał, żeby wróciła na noc. Został sam. Zszedł na dół by sprawdzić czy na pewno wszystkie drzwi są pozamykane. Upewniwszy się wszedł z powrotem na górę. Zawahał się jednak przed wejściem do swojego pokoju. Spojrzał na drzwi obok. Podszedł do nich, uchylając je delikatnie.

W pokoju starszego panował półmrok, który zdawał się tu również mieszkać za dnia. Blondyn wszedł do pomieszczenia, który z początku wydawał się emanować samymi niskimi wibracjami. Jednakże znajdowała się tutaj również cząstka Ryana, ta która kojarzyła się młodszemu wbrew pozorom z bezpieczeństwem i wieloma szczęśliwymi chwilami.

Zamknął za sobą drzwi, ostrożnie krocząc w głąb pomieszczenia. Stając przy łóżku rozejrzał się dookoła, sprawdzając czy aby na pewno jest sam i nikt go nie obserwuje. Następnie przysiadł na nim, zaraz kładąc się na pościel starszego.

Alan uśmiechnął się czując delikatny zapach żelu do kąpieli używany przez brat oraz aromat perfum o nutach drzewnych. Chociaż zapach Ryana był dla niego towarzystwem w tym pustym domu.

Gdy młodszy zadrżał z zimna, ponieważ przebrał się już w piżamowe szorty i cienką bluzkę na krótki rękaw, wsunął swoje ciało pod kołdrę. Uśmiechnął się i całkowicie rozluźnił w napływie pozytywnych bodźców.


Alan mlasnął dwa razy, po czym chciał się przekręcić na drugi bok, by odciążyć nieco rękę, na której częściowo leżał. Zdziwił się, kiedy poczuł opór za swoimi plecami. Powoli rozbudzał się coraz bardziej i coraz większa ilość szczegółów zaczynała do niego docierać.

Młodszy nadal znajdował się w pokoju brata. Za oknem widać było niebo skąpane w delikatnych, bladych barwach, sugerujących, że słońce niedawno wstało. Był wczesny ranek. A za nim mogła znajdować się tylko jedna osoba...

– Ty chory stalkerze, wyjaśnisz mi co tutaj robisz? – Szepnął Ryan do ucha młodszego.

Alan całkowicie się rozbudził, lecz nadal pozostawał w bezruchu. Z pewnej strony uniemożliwiała mu to także ręka starszego przewieszona przez jego bok. Czuł przyspieszone bicie swojego serca, lecz starał nie dać po sobie poznać, jak to wszystko na niego działało.

– Spadaj. – Odparł blondyn równie cicho.

– To mój pokój, a przede wszystkim moje łóżko.

– Lisa się swoim nie podzieliła?

Ryan zamilkł na chwilę.

– Jesteś zazdrosny? – Brunet otworzył szerzej oczy.

– Nie. – Burknął.

– Jesteś. – Stwierdził krótko starszy.

Brunet leżał bokiem, jedną ręką podpierając głowę, drugą mając przewieszoną przez ciało młodszego. Stąd miał świetny widok na prawy profil twarzy blondyna, który usilnie wpatrywał się przed siebie.

– Alan. – Chciał zwrócić na siebie jego uwagę. – Alan. – Powtórzył.

Chłopak w końcu obrócił się, napierając mocniej plecami na ciało starszego. Przełknął ciężko ślinę, zauważając jak blisko niego się znajduje, a przede wszystkim jak blisko są ich twarze. Doskonale wyczuwał ciepły oddech bruneta przeciągnięty mało przyjemną nutą mentolowych papierosów.

– Chuchasz mi fajami.

– Nie spałem z nią. – Powiedział w pełni poważnym tonem.

– Co, nie dała ci? – Prychnął, jakby ta informacja była dla niego nie ważna, a było wręcz przeciwnie.

– Dostała okres. – Powiedział z lekkim rozbawieniem.

– I tylko to cię powstrzymało? – Wytknął mu.

– Ją na pewno. – Zaśmiał się. – A mnie między innymi.

Alan przyglądał się uważnie starszemu, samemu już nie wiedząc czy jest na niego zły czy ma się cieszyć z chwili bliskości.

– A te inne? – Dopytał młodszy.

Coś z czym nie mam problemu w niektórych sytuacjach przy tobie, pomyślał niechętnie przyznając się do tego. Przy niej to ciepło nie kumuluje się w tym jednym znaczącym miejscu, mały szatanie.

– Nieważne. – Odparł brunet. – Powiesz mi co robisz w moim łóżku?

– Spałem, nie było widać? – Alan starał się nie wychodzić z swojej roli. – Która w ogóle jest godzina?

– Po siódmej.

– Co?! Co ty o tej porze w weekend robisz na nogach?!

– Przyszedłem się wyspać, bo tam nie mogłem.

– To idź spać, dobranoc. – Młodszy zaczął wygrzebywać się spod kołdry.

– Myślałem, że posłużysz za przytulankę.

– Znajdź sobie inną. – Burknął gniewnie.

Ryan był zdziwiony zadziornym zachowaniem brata. Sądził raczej, że zostanie z nim, a przynajmniej wykaże się większym entuzjazmem. A Alan po prostu miał dosyć tego dziwnego pogrywania sobie z nim przez starszego. Kiedy chciał to był miły i sam zbliżał się do niego, a innego dnia był Wielkim Panem Hetero, który w życiu nie spojrzałby w ten sposób na innego faceta.

– Te swoje weekendowe napady czułości i łaski wobec mnie możesz sobie darować. – Młodszy odezwał się tracąc pewną dozę cierpliwości. – Skoro nie jesteś gejem i nie jarają cię faceci to nie zbliżaj się do mnie i nie dotykaj mnie. – Powiedział, co wymagało od niego dużo wysiłku.

Alan stał przy łóżku, poprawiając koszulkę i zamierzając wyjść. Ryan jednak błyskawicznie podniósł się i zatrzymał brata chwytając za jego nadgarstek.

– Nie jestem żadnym pedałem i...

– Uważaj, bo ci jeszcze stanie. – Wtrącił się młodszy wyrywając swoją rękę z jego uścisku.

Blondyn zmierzył Ryana ostrym wzrokiem, po czym opuścił pokój. Udał się do siebie by dokończyć sen. Starszy został w łóżku nie wyczuwając nadchodzących zmian, do których doprowadził.


Obaj chłopcy obudzili się ponownie przed obiadem. Alan nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak długo spał. Gdy zszedł na dół, zastał mamę krzątającą się w kuchni. Był ciekaw, o której wróciła, lecz nie zamierzał ją o to wypytywać.

Przywitał się grzecznie, po czym skupił swoją uwagę na Pitagorasie, domagającym się pieszczot. Chłopak obrócił się za siebie, słysząc podniesione głosy.

– Mnie nie wolno wychodzić na noc, a tobie wolno nie wracać do domu? – Głos starszego z synów rozbrzmiał w domu.

– Nie tym tonem.

Ryan wyczuł w tym momencie, że kobieta najprawdopodobniej nie wie o jego nocnej nie obecności. Uśmiechnął się w duchu, lecz mamę nadal mierzył niezadowolonym spojrzeniem.

– Co za kolejnego świetnego mężczyznę swojego życia poznałaś?

Alan skrzywił się słysząc rozpoczynającą się kłótnie. Szybko zajrzał do kuchni, wziął coś do jedzenia oraz picia i wrócił się z wszystkim na górę. Po chwili zawrócił się po Pitagorasa, który początkowo niepewnie stąpał po piętrze, w końcu rozluźniając się i ciekawsko zwiedzając każdy kąt, szerokim łukiem omijając schody.

Talerz szybko opustoszał, a do spotkania z przyjacielem miał jeszcze chwilę czasu. Jedna z książek leżących na regale zaraz została pochwycona przez młodszego. Ułożył się wygodnie w łóżku, otwierając powieść na pierwszej stronie.

– Pora nadrobić zaległości. – Powiedział, rozpoczynając czytanie, zdając sobie sprawę, że będzie musiał skończyć szybciej niż by chciał.

Alan leżał na górze z książką, podczas gdy na dole właśnie kończyła się kłótnia. Ryan nadal w nerwach wziął swoją porcję obiadu i udał się z nią na górę. Kobieta starała się ochłonąć, opierając się o kuchenny blat.

Godzinę przed umówionym spotkaniem, młodszy odłożył z niechęcią książkę i zszedł wraz z Pitagorasem na dół. Poinformował mamę o swoim wyjściu, po czym ubrał się i ruszył w stronę przystanku.

Pod domem Paula znalazł się dziesięć minut przed czasem. Drzwi otworzyła mu mama przyjaciela.

– Cześć Alan. – Przywitała go ciepłym uśmiechem.

– Dzień dobry.

– Paul za chwilę powinien wrócić. Poszedł odprowadzić Agnes do domu. Możesz poczekać w jego pokoju.

Alan podziękował, po czym wszedł do środka i zaszył się w pokoju Paula. Usiadł na łóżku rozglądając się dookoła. Rzeczą, która rzuciła mu się w oczy była gumka do włosów pozostawiona na parapecie przy łóżku. Wątpił by należała ona do Paula. Trzycentymetrowe włosy raczej ciężko związać.

Odpowiedź była prosta. Jednak nasuwała się kolejna myśl, a konkretnie mem, który ostatnio widział z taksówkarzem i panią, która nie miała jak zapłacić. Alan zaraz pokręcił głową na boki, karcąc się za takie myśli.

Paul zjawił się w swoim pokoju po chwili.

– Nim spytasz o cokolwiek, to wyjaśnij mi tę gumkę do włosów.

Przyjaciel jedynie uśmiechnął się znacząco, a młodszy nie mógł uwierzyć w to, że jego myśl była prawidłowa. Zaraz oczywiście usłyszał całą historię od początku, gdy dziewczyna do niego przyszła, przez zawał, gdy rodzice prawie weszli mu do pokoju, podczas, gdy Agnes... była bardzo zajęta, aż w końcu skończył opowieść na odprowadzeniu jej pod drzwi domu.

Alan był pod wrażeniem.

– Szybko idziecie do przodu. – Stwierdził.

– Jakoś tak wyszło. Przynajmniej się nie ociągam jak ty z Cud Chłopcem.

– Cud Chłopiec ma u mnie minusa i na razie nie zamierzam mu się w ogóle dawać. – Burknął smętnie. – Niech spada na drzewo.

– Wow wow. – Paul otworzył szerzej oczy. – Coś się wydarzyło, a ja jeszcze o tym nie wiem.

– Niech nie myśli, że pozwolę mu się miziać z laską, a ze mną flirtować, kiedy mu się podoba. Wóz albo przewóz.

– Stanowczy Alan. To mi się podoba! Ale czekaj, on umawia się z jakąś panną?

Chłopcy przez chwilę jeszcze debatowali na temat Cud Chłopca, po czym ich rozmowy przeniosły się na temat odkrytej ostatnio przez przyjaciół gry.

Ryan natomiast przez długi czas nie zauważył nieobecności brata. Dopiero, gdy chciał spytać się go, czy nie pożyczał od niego słuchawek starszy wszedł do pustego pokoju, dziwiąc się brakiem gospodarza.

– Alan gdzieś wyszedł?! – Spytał, schodząc do połowy schodów.

– Do Paula!

Ryan wrócił na górę i postanowił przeszukać pobieżnie pokój młodszego w poszukiwaniu słuchawek. Gdy ich nie znalazł wrócił do siebie, postanawiając poszukać tam jeszcze raz. Znalazł zgubę pod poduszką.

____________________

No to nastał czas stanowczego Alana. Jednak Ryan nie do końca jest fair wobec niego, więc to chyba słuszna postawa. 

Czy Ryan opowie się za którąś ze stron? Zostawi ANALisę na rzecz Alana? Byłby do tego zdolny? Czy może kolejny raz stchórzy odsuwając się od młodszego?

Cóż, Ryan chyba tak czy inaczej musi się określić, ponieważ taka zabawa Alanem jednak jest trochę nie w porządku. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top