Rozdział 6
Chłopcy unikali się w domu i nie odzywali się do siebie prawie w ogóle bez konkretnego powodu. Tak jakby...
Alan uratował brata przed niewygodną sytuacją, nie otrzymując żadnego podziękowania czy wdzięczności. Postanowił więc nie odzywać się do starszego.
Ryan był zły, że przyłapano go na oglądaniu gejowskiego porno. A to przecież wszystko przez tą głupią rozmowę z Alanem. W dodatku brat jeszcze śmiał podważać jego orientację. Dlatego również postanowił milczeć.
W szkole jednak wszystko wyglądało niemal jak dawniej. Tyle że przez te kilka dni ich bliskie starcia zamieniły się raczej w krótkie potyczki.
Jednak rozdzielenie czasu na szkołę i dom kończy się wraz z ostatnią piątkową lekcją. Braci czeka weekend – dwa i pół dnia razem. W dodatku Lucy wyjeżdżała dzisiejszego wieczora na szkolenie i nie będzie miał kto braci utemperować, by nie pozabijali siebie nawzajem lub starszy młodszego.
Ryan jako pierwszy kończył lekcje, rozpoczynając weekend jeszcze przed godziną drugą. Do domu jak zawsze mu się nie spieszyło. Wraz z dwójką przyjaciół miał w planach udać się na jakieś niezdrowe jedzenie. Plany popsuła pewna blond włosa piękność, która przykleiła się do mężczyzny.
Namówiony przez swoją dziewczynę udał się z nią do pobliskiej kawiarni. Dał się jej nakłonić na gorącą czekoladę oraz ciasto. Sam kupił sobie kawę oraz tosty, które zdawały się jako jedne nie być deserem, a czymś czym względnie można się najeść.
Usiadł z zamówieniem przy stoliku, podając dziewczynie jej słodkości, a sobie dosładzając kawę.
Dwójka miło spędzała czas, siedząc blisko przy sobie, narzekając na szkołę oraz dyskutując na temat wspólnie słuchanych zespołów. W międzyczasie wypielęgnowana dłoń Lisy wylądowała na kolanie mężczyzny. On złapał ją i przeniósł na jej udo.
Para spędziła ze sobą niemal dwie godziny, po których dziewczyna musiała wracać do domu. Ryan jak prawdziwy gentelman odprowadził ją pod same drzwi, dopiero udając się do siebie.
Wszedł do domu niemal od razu mogąc usłyszeć mamę.
– Później się nie dało? – Skarciła go na początku. – Jadłeś już coś?
– Tak.
Co nie zmieniało faktu, że nadal pozostawał głodny. Dlatego pierwszy kierunek jaki obrał był w stronę kuchni.
– Przyrosłeś do tego stołu czy jak? – Odezwał się Ryan zaczepnie w stronę brata, który zasiadał przy stole między kuchnią a salonem.
Młodszy jednak nie dał się sprowokować. Na twarzy mężczyzny pojawił się grymas, ponieważ po części miał dosyć tej cichej wojny. Podobnie zresztą jak Alan, lecz żaden z nich jako pierwszy nie mógł się zmusić do przekroczenia tego muru.
Po zjedzeniu sytego posiłku Ryan udał się na górę, by przez chwilę się zrelaksować męcząc swoje mięśnie ćwiczeniami.
Alan w tym czasie zdążył odrobić wszystkie zadane lekcje by nie musieć się tym zajmować w weekend. Od teraz miał dwa dni tylko i wyłącznie dla siebie. Po odłożeniu wszystkich książek i zeszytów na swoje miejsce zszedł na dół. Po drodze chwycił leżącą na podłodze słomkę.
Ten cichy dźwięk podnoszącej z podłogi plastikowej rurki zdołał zbudzić śpiącego Pitagorasa, sprawiając, że zwierzę magicznie znalazło się przed Alanem.
Gdy kot zmęczył się, udał się na kolana swojego pana, który również zmęczony zabawą usiadł na kanapie. Alan z padem w ręku i kotem na kolanach skupiał swój wzrok na grze na ekranie telewizora.
W tym czasie Ryan po godzinie ćwiczeń, zażył świeżej kąpieli, a następnie zaczął się szykować na nocne wyjście. Nie zamierzał spędzać piątkowego wieczoru w domu.
Na nogach znalazły się spodnie równie czarne co jego włosy, które teraz były ułożone w ten kuszący przedziałek odkrywający czoło. Na górę założył szarą koszulkę na krótki rękaw z dekoltem na guziki.
– Jeszcze skóra i będzie bosko. – Powiedział do siebie, przeglądając się w lustrze.
Gotowy zszedł na dół. Kątem oka zerknął na brata grającego na konsoli oraz mamę kończącą pakowanie toreb na weekendowy wyjazd. Bez słowa udał się w stronę korytarzyka, chwytając swoją kurtkę z wieszaka.
– Wybierasz się gdzieś? – Spytała mama wyglądając z pokoju.
– Tak. Na miasto. Jest piątek. – Powiedział, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Zabierz ze sobą Alana.
Młodszy nawet nie zareagował na wspomnienie o nim, dalej zanurzając usta w kubku zbożowej kawy, przypatrując się ekranowi z zapauzowaną grą.
– Okej. – Odparł Ryan.
Zaraz dało się słyszeć jak Alan opluwa się pitym napojem, a pazurki uciekającego Pitagorasa skrobią gdzieś w głębi domu. Młodszy wychylił się znad kanapy, spoglądając zdziwiony na brata.
– Co się tak gapisz? Zbieraj się. Nie będę na ciebie wiecznie czekał.
Chłopak niepewnie spojrzał w stronę matki, ponieważ pierwszy raz miała miejsce tego typu sytuacja. Ryan nigdy nie zabrał Alana na żadne wieczorno-nocne wyjście. Młodszy wyczuwał podstęp.
– Dobrze ci zrobi wyjście z domu. – Odezwała się kobieta.
Bo poza bieganiem i rzadkimi wizytami w domu Paula, Alan za bardzo nigdzie nie wychodził. Nie czuł potrzeby by wyjść na miasto i się wyszaleć, lubił spędzać wieczory w domu.
Będąc przegłosowanym Alan udał się na górę by przebrać się w coś nieco bardziej wyjściowego. Domowe dresy zastąpiły ciemne jeansy i jasna koszulka. Chłopak narzucił na grzbiet kurtkę, w końcu stając obok zniecierpliwionego brata.
– Bawcie się dobrze chłopcy. Tylko grzecznie! – Pożegnała się z synami.
Bracia wyszli z domu. Alan bez słowa dał się pokierować w stronę centrum.
– Naprawdę zamierzasz gdzieś mnie zabrać czy każesz mi zaraz spadać by spotkać się z kolegami? – Wyburczał pod nosem młodszy.
Ryan zaśmiał się, co nieco zbiło go z tropu, jednak nadal był pewien, że zaraz zostanie spławiony.
– Nie byłem dzisiaj z nikim umówiony. Idziemy pić, gówniarzu.
Alan ponownie tego dnia by się opluł, gdyby teraz coś pił. Stanął w miejscu, wpatrując się w plecy brata szeroko otwartymi oczami. Starszy zatrzymał się po chwili, odwracając się i z rozbawienie patrząc na młodszego. Cofnął się kilka kroków i chwytając nadgarstek Alana ruszył go z miejsca.
– Nigdy z Paulem nie byłeś pić na mieście?
– Nie.
– A nie na mieście? – Dopytywał starszy.
– Nie. – Powtórzył.
Ryan spojrzał na brata spod zmarszczonych brwi.
– Ty chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie miałeś w ustach alkoholu?!
– Przypominam ci, że mam siedemnaście lat.
– Właśnie. Siedemnaście, a nie siedem. Ja w twoim wieku chyba z trzy razy zaliczyłem zgona.
– Gratulacje. – Prychnął.
– Eh, dzieciaku. Trzeba się za ciebie wziąć, bo co z ciebie wyrośnie. – Powiedział, niczym mentor, który właśnie ma zamiar dać swojemu uczniowi bardzo ważną lekcję.
Alan milczał, nie zamierzając skomentować dorosłości jego wypowiedzi.
Chłopak uważnie przyglądał się drodze, nie za bardzo wiedząc, gdzie zamierza zabrać go jego brat. Z pewnej strony był nieco podekscytowany, że Ryan naprawdę zabierze go do jakiegoś baru. Z drugiej strony obawiał się właśnie tego samego. Starszy był doświadczonym zawodnikiem, a on siebie nie mógł nazwać nawet amatorem.
– Daleko jeszcze? – Spytał Alan, po kilku minutach spaceru.
– Jeśli chcesz trafić do jakiegoś podrzędnego lokalu to nie. Nie chcę, żebyś króliczku padł od razu po wejściu.
Serce Alana zabiło szybciej na zwrot, który według właściciela miał być obraźliwy, a który w uszach młodszego zabrzmiał zdecydowanie zbyt pieszczotliwie. Zresztą tak samo zabrzmiał on w uszach Ryana po powiedzeniu tego na głos, zauważając nieumyślne zdrobnienie. Dlatego starając się ukryć zakłopotanie, przyspieszył kroku.
Wbrew przekonaniom Alana wcale nie udali się do żadnego baru w centrum. Kroczyli przedmieściami, w końcu wchodząc do lokalu, zachęcającego do wejścia obracającym się logo na elewacji budynku.
Młodszy rozglądał się ciekawsko po wnętrzu częściowo oświetlonego przez białe lub kolorowe światło. Po prawej stronie ustawione były trzy stoły do bilardu, a po drugiej znajdował się bar oraz wysokie stoliki.
Blondyn zajął jeden z wolnych miejsc, a Ryan zajął się zamówieniem. Po chwili starszy dołączył do brata, który nadal wyglądał na nieco zdezorientowanego sytuacją.
– Co?
– Nadal trochę ciężko mi uwierzyć, że gdzieś mnie zabrałeś. – Wytłumaczył Alan.
– Tylko nie myśl sobie za dużo. – Zaczął. – To w ramach podziękowań. – Dodał znacznie ciszej.
Alan uśmiechnął się dyskretnie, ucieszony tymi słowami. Po chwili kelner zawołał imię starszego po odbiór zamówienia. Ryan wstał by wrócić do stolika z dwoma kuflami piwa. Młodszy spoglądał na naczynie z podejrzliwością. Warto było zauważyć, że to młodszego miało w sobie słonkę i kostki lodu.
– Dlaczego moje inaczej wygląda?
– Bo mojego byś nie wypił. – Odparł starszy. – Spróbuj swoje, a później moje i zrozumiesz.
Alan upił łyk przez niebieską słomkę ze zdziwieniem stwierdzając, że napój jest słodki i dobry. Następnie sięgnął po drugi kufel upijając z niego łyk i od razu się krzywiąc, na co Ryan zaśmiał się rozbawiony.
– Już rozumiesz. To jest koktajl piwny. Smaczne, a w dodatku tańsze niż drinki, których jest o połowę mniej.
– Dobra. – Musiał przyznać młodszy. – Ale pewnie zawiera niezdrowe ilości cukru.
– Alan, proszę cię, odpuść. Na pewno twój organizm przeżyje, jeśli raz na pół roku zalejesz go cukrem. Przynajmniej będziesz miał z czego robić swój detoks.
Alan nie wydawał się być do końca przekonany, jednak postanowił ten jeden raz się poświęcić. Chciał spędzić z bratem trochę czasu.
– Działo się coś ciekawego, gdy mnie nie było? – Odezwał się Ryan, chwytając w dłoń kufel.
– Było nad wyraz spokojnie. Nie miał kto mamie podnosić ciśnienia. No może Pi, gdy zaczął drapać to co nie trzeba.
– Spotyka się z kimś nowym? – Dopytywał dalej.
– Nie wiem. Nie wtykam nosa w jej życie prywatne czy łóżkowe.
– Zawsze znajduje sobie jakiś dupków. – Burknął. – Jakoś nie wierzę, żeby kolejny facet okazał się być inny.
– Jeśli będzie z kimś szczęśliwa, to dlaczego...
– Szczęśliwa? Z twoim ojcem nie była szczęśliwa? A twój kiedy ostatni raz cię odwiedził czy chociażby zadzwonił? Mój również nie lepszy i chyba wolałbym, żeby nie pokazywał się tak jak twój.
Alan umilkł spuszczając wzrok na dół.
– Nie ma co się nad tym rozwodzić. – Ryan zakończył temat. – Jak sobie radziłeś w szkole? Nikt ci za bardzo nie dokuczał?
– Na początku zaczepiało mnie dwóch chłopaków, ale przestali gdy Garcia i Jason to zauważyli i sami zaczęli mnie zaczepiać jakby zazdrośni, że robi to ktoś inny. Jednak później chyba się znudzili i miałem w sumie spokój.
I Alan się cieszył z tej krótkiej interwencji przyjaciół Ryana, ponieważ poprzednich dwóch mężczyzn nie było zbyt subtelnych i delikatnych w swoich zaczepkach.
– A jak było przez ten rok u taty? – Zapytał młodszy. – Jak szkoła?
– Daj spokój. – Prychnął. – Ojciec myślał, że będę się go słuchał jak przykładny synuś i będzie mógł mnie kontrolować. Jego niedoczekanie. A w budzie sami idioci, a poza tym banda snobów, jak to w prywatnej szkole. Ja nie wiem jak z moją średnią mnie tam przyjęli, ojciec musiał nieźle sypnąć groszem. Z moimi ocenami, które były równie niskie co zawsze nie było mowy bym tam został. I całe szczęście.
Ryan odłożył na stół pusty kufel piwa.
– Dopijaj szybko, a ja zamówię kolejne. – Odparł widząc, że w naczyniu Alana jeszcze coś zostało.
Tak mijał braciom czas. Na wspólnych rozmowach przy kolejnych kuflach piwa. Mama po jednym kontrolnym telefonie czy na pewno są razem, nie przeszkadzała im więcej. Chłopaki nawet nie trudzili się by spoglądać na zegar.
Nawet, gdy Ryan poczuł krótkie wibracje telefonu, nie przejmował się czasem.
– Lisa. – Burknął jedynie.
ANALisa: Hej, rodzice właśnie wyszli. Nie masz ochoty wpaść do mnie na noc?
Alan przysunął się do niego, zaciekawiony, śmiejąc się krótko pod nosem z nazwy kontaktu, jednocześnie pochmurniejąc przez fakt, że dziewczyna do niego napisała.
Ryan poczuł jak jego bicie jego serca gwałtownie przyspiesza. Przełknął ciężko ślinę, karcąc siebie za taką reakcję. A przecież Alan jedynie się do niego przysunął, zbliżył się do niego sprawiając, że ich nogi się dotykały. Nawet gdy trzymał dłoń na udzie Lisy, tak blisko tego strategicznego miejsca, nie poczuł takiej gorączki jak teraz.
Czuł się jakby z Lisą był na jakimś przyjacielskim wypadzie, a teraz był na jakiejś głupiej randce. A przecież było zupełnie odwrotnie!
Mężczyzna jednak postanowił zrzucić winę na wypity alkohol.
Ryan: Nie mogę, mama mnie nie puści, a nie mam jak wyjść
Alan poczuł pewną zwycięską radość, że to on jest teraz z Ryanem, a nie ta podstępna blondynka. Jednak chłopak nie był do końca przekonany czy ta mała wygrana go satysfakcjonuje.
– Ryan, dlaczego właściwie znowu z nią jesteś? – Alan spojrzał na brata.
Starszy, gdy zauważył, że twarz młodszego jest tak blisko jego, obrócił głowę, wpatrując się w puste szklanki.
– Mówiłem ci. Spytała czy znowu będziemy razem i się zgodziłem.
– Pomijając fakt, że nie rozumiem dlaczego ci to zaproponowała, to zgodziłeś się chodzić z dziewczyną, z którą sam zerwałeś. Co się zmieniło?
– Lisa to jedna z najgorętszych lasek w szkole. – Odezwał się Ryan.
– I co z tego? To znaczy, że jeśli cię o to spytała to trzeba się zgadzać? Jeśli ty jako jeden z najprzystojniejszych facetów w szkole zaproponowałbyś komuś chodzenie, to znaczy, że trzeba się zgadzać? Czy trzeba należeć to tak pięknej elity, kręcicie się tylko we własnym gronie?
– Po prostu się zgodziłem. Lubię ją.
– Lubisz czy coś więcej? – Alan kontynuował temat, a Ryan czuł się coraz bardziej
– Jakie to ma znaczenie?
– Dla mnie ma. – Odparł ściszonym tonem. - Nieważne. Ona nie jest ciebie warta. Woziła się z kim popadnie podczas twojej nieobecności. Może i rozpaczała na początku, lecz dosyć szybko się pozbierała. – Mówił, a Ryan miał wrażenie, że słyszy porcję jadu w głosie brata.
Starszy początkowo nie wiedział co na to wszystko odpowiedzieć.
– Odezwał się doświadczony w związkach. Jak będziesz w jakimś czy chociaż w kimś się zakochasz to możemy porozmawiać i powymieniać się opiniami.
Ryan nagle dostrzegł na twarzy młodszego dziwnego rodzaju uśmiech.
– Idę sobie jeszcze coś zamówić, chcesz jeszcze coś pić?
– Tak, weź mi to imbirowe. – Poprosił.
Bracia jeszcze przez godzinę siedzieli w barze, nie rozmawiając już na tak ciężkie tematy, a na ich twarze wrócił beztroski uśmiech.
– Chyba pójdę siku. – Odezwał się Alan.
– W końcu. Piłeś tyle co ja, a ja już trzy razy do kibla latałem. Bałem się, że zaczniesz robić pod siebie.
Chłopak wstał z krzesła, a przy pierwszym kroku lekko się zachwiał.
– Pomóc ci?
– A co, chcesz mi potrzymać? – Zaśmiał się młody z lekko przebiegłym uśmiechem.
– Sam sobie nie radzisz? Słaby w trzymaniu? – Spytał prowokacyjnie.
– Chcesz się przekonać?
Ryan przyglądał się bratu, u którego miał wrażenie dostrzec przez chwilę dziwny błysk w oku. Zrobiło mu się nieco cieplej od tego wzroku.
– Idź, bo się posikasz. – Burknął.
Młodszy poszedł, a starszy poprawił się na krześle. Próbował przekonać swój nieco podpity umysł, że zastanawianie się czy Alan rzeczywiście dobrze trzyma nie jest wcale dobrym pomysłem.
Podczas wizyty młodszego w łazience, Ryan postanowił uregulować rachunek. Wystarczająco wypili jak na jeden raz. Szczególnie młodszy. Mężczyzna czuł, że jemu już zdążyło zaszumieć w głowie, więc Alanowi tym bardziej starczyło jak na pierwsze picie.
– Dobrze, że mamy już nie ma. – Powiedział, chowając telefon, którym płacił, do kieszeni.
Zauważając wracającego brata, zawołał go gestem ręki do siebie.
– Wychodzimy. – Oznajmił starszy.
Młodszy jedynie skinął głową. Ryan chwile dłużej przyjrzał się tym nieco rozbieganym jasnobrązowym oczom.
– Starczy ci. Chodź.
Ruszyli w stronę wyjścia. Na zewnątrz przywitało ich świeże powietrze, którego obydwóm brakowało. Odetchnęli pełną piersią powoli kierując się w stronę domu.
Ryan kątem oka obserwował czy brat jest w stanie iść samemu. Nieco zastanowiło go, gdy w pewnym momencie na twarzy młodszego zaczął widnieć dziwny uśmiech.
– Co jest?
– Hm? – Alan podniósł do góry głowę nie zmieniając wyrazu twarzy.
– Co się tak cieszysz jak głupi do sera?
– Cieszę się, że mnie zabrałeś.
Na twarzy starszego również pojawił się uśmiech.
– Ktoś musiał cię wyciągnąć z domu i pokazać trochę prawdziwego świata.
– Podobają mi się takie przeprosiny za ratowanie twojej gejowskiej dupy. – Zachichotał.
– Nie dopowiadaj sobie za dużo. – Ostrzegł go. – Nie jestem gejem.
– Mhm. A Brandta i Nasha to ja oglądałem.
Ryan spojrzał na niego szerzej otwartymi oczami.
– To już po chujach potrafisz ludzi rozpoznawać?
– A co, chcesz, żebym i twojego zapamiętał? – Odgryzł się, lecz starszemu ponownie zrobiło się ciepło. – Nie. Po prostu akurat ich lubię oglądać. Mają nawet własnego Snapchata.
– Wow. Nie wiedziałem, że z tobą aż tak źle.
– Nie oceniaj. Spróbuj i przekonaj się czy tak źle. – Młodszy zaśmiał się pijanym tonem.
– Wielkie wow. Co alkohol robi z ludźmi. Jak będziesz szedł pić z znajomymi to lepiej się pilnuj, żebyś później czegoś nie żałował.
Nastąpiła chwila ciszy. Alan grzecznie szedł obok brata. Gdy w pewnym momencie straszy stracił go z oczu, zwolnił i obrócił się za siebie. Widząc go idącego za sobą nieco mu ulżyło.
– Cieszę się, że wróciłeś. – Odezwał się młodszy opierając czoło na ramieniu brata.
– Niezwykła gaduła się z ciebie zrobiła po alkoholu.
– Nie było cię długo. Trzeba nadrobić. Tęskniłem trochę.
– Nie ma lepszego niż Ryan, co? – Powiedział dumnie.
– Nie ma. – Odszepnął.
Ponownie nastało kilka minut ciszy, podczas których Alan szedł grzecznie obok brata.
– Chce mi się siku. – Ponownie ciszę przerwał Alan.
– To idź w krzaki. Przecież poczekam.
– Eh, myślałem, że znowu spytasz czy mi potrzymać, a ja bym powiedział, że tak.
– A ja bym ci powiedział, żebyś sobie sam trzymał i nabierał wprawy, jak tak ci się podoba trzymać męskie chuje. – Odparł pewnie Ryan.
– Przecież jeszcze żadnego nie trzymałem. – Burknął jak gdyby urażony.
– A chciałbyś?
– A co, oferujesz się? – Alan spojrzał na niego łobuzersko.
No i Ryan nie wiedział co odpowiedzieć. Jednak starszy mógł już zauważyć, że po pijaku wychodzi z brata ta pewniejsza i bardziej dwuznaczna strona. Bo przecież na co dzień bliżej mu było do cichej wegetariańskiej myszki niż do... niż do kogoś pokroju Ryana.
– Ryan... Spałeś już... z dziewczyną?
– Alan, za dużo gadasz.
– A co chcesz, żebym zamiast tego robił. – Spytał dwuznacznie. – I jak było? W sensie z dziewczyną?
– Alan. Nie spałem z facetem to nie oczekuj ode mnie jakiś porównań.
– Bo mnie jakoś nigdy nie interesowały kobiety. Jakoś nie widzę w nich nic szczególnego. W czym te szerokie biodra są lepsze od męskiej wąskiej tali. Już nie wspominając o tych miejscach, które są po prostu mało apetyczne.
– Alan, za dużo gadasz. – Powtórzył się starszy.
Ryan nie chciał tego słuchać. Nie chciał słuchać od brata geja własnych spostrzeżeń. Nie chciał by ponownie robiono mu zamieszanie w głowie.
W końcu oboje dotarli pod drzwi domu. Ryan stanął przed wycieraczką wpatrując się wyczekująco w brata. Młodszy natomiast wpatrzony był w swoje buty, a myślami odpływając znowu gdzieś dalej. A konkretnie jak tu jeszcze podejść Ryana nim się rozdzielą u góry.
– Alan. – Mężczyzna próbował sprowadzić go na ziemię. – Klucze.
– Co?
– Otwieraj drzwi, kluczy nie wziąłem przecież.
– Ale ja chyba też nie. – Odparł niepewnie.
– Alan, nie żartuj sobie.
Oboje przez chwilę patrzeli na siebie przestraszonym wzrokiem. Nagle Alan zaczął gwałtownie przeszukiwać swoje kieszenie.
– Ale trzymaj pion przy okazji. – Powiedział Ryan, chwytają brata, gdy ten zaczął się niebezpiecznie chwiać. – Masz je?
– Nie wiem.
– Jak to nie wiem? Przecież za dużo kieszeni to nie masz do przeszukania. Skup się.
Mężczyzna jednak widząc, że to zadanie może być ponad jego obecne możliwości, sam zaczął zaglądać do jego kieszeni. I znalazł klucze niemal od razu.
– Jak ty szukasz?
Alan tylko wzruszył ramionami ze szczenięcym wzrokiem, a starszy musiał przyznać, że ten widok był niezwykle uroczy.
Mężczyzna używając kluczy młodszego otworzył drzwi, wpuszczając ich dwójkę do środka. Chłopaki ściągnęli z siebie buty, po czym ruszyli w stronę salonu.
– Pitagoras!
– A tego szczura po co wołasz?
– Pewnie jest głodny. Muszę mu dać jeść.
– Przecież ma michę z karmą dwadzieścia cztery na dobę.
– Tak, ale z suchą. A rano i wieczorem dostaje jeszcze mokrą.
Ryan powstrzymywał się by jego dłoń nie spotkała się z plaśnięciem z jego czołem.
– Wiesz co jest śmieszne. Że ten kot je więcej mięsa od ciebie.
– Bo koty to drapieżniki, mięsożercy. A ludzie nie. – Wyjaśnił Alan. – Pi, chodź jeść.
Nagle koło nóg starszego coś przebiegło, połowicznie na nie wpadając. Zrobił krok w tył, wpadając na brata, który w obecnym stanie, a szczególnie zachwianej równowadze, runął na podłogę przy okazji zwalając z nóg starszego.
W przedpokoju dało się słyszeć cierpiętnicze jęknięcie obu chłopaków.
– Nie uderzyłeś się w głowę? – Spytał Ryan, leżąc na bracie, gdy pierwszy szok upadkiem minął. – Jeśli będzie jeszcze gorzej niż jest, to nie dam z tobą rady. – Powiedział powstrzymując śmiech.
– Grubasie, złaź ze mnie. Ciężki jesteś. – Stęknął młodszy.
– Grubasie? Poczekaj, już wstaje.
Ryan swoim ciężarem postanowił sprawić bratu jeszcze więcej niewygody. Biodra obydwu będące niezwykle blisko siebie odczuły to najbardziej. Alan zamarł w bezruchu z lekko rozchylonymi ustami i ciężkim oddechem. Ryan podniósł się lekko na rękach, a krocza obu otarły się o siebie, ponownie uwalniając prąd, który przebiegał całe ciało. Ich klatki piersiowe falowały niemal w jednym przyspieszonym rytmie.
Ciemnoniebieskie oczy spoglądały teraz na twarz Alana. Na te rozchylone malinowe wargi. Alan przymknął oczy i zrobił niemal niezauważalny ruch biodrami, jednak to wystarczyło by ich wpół obudzone członki otarły się o siebie przez materiał spodni. Zdusił w sobie westchnienie, oblizując usta oraz czując ciepły oddech na swojej twarzy.
Ryan sam zaciskał zęby na dolnej wardze uważnie obserwując język młodszego sunącego po ustach. W końcu opadł na młodszego, opierając rozgrzane czoło o zimne kafelki.
Starszy sturlał się z ciała młodszego, przykrywając swoje oczy przedramieniem.
– Idź nakarm tego łysola.
Mężczyzna słyszał jak młodszy zbiera się z podłogi. Gdy miał pewność, że Alana już przy nim nie ma, odsłonił oczy i sam zaczął się podnosić. Udał się prosto do swojego pokoju. Starając się za dużo nie myśleć po prostu przebrał się, zakładając na siebie jedynie koszulkę oraz świeżą bieliznę i wszedł pod kołdrę.
Chciał jak najszybciej zasnąć i obudzić się z trzeźwo myślącym umysłem.
Alan podczas karmienia kota starał się doprowadzić do ładu szalejące emocje.
– Chłopie, ogarnij się, a nie jak napalona dziewica.
Starał się wykorzystać tę chwilową trzeźwość umysłu, by nakarmić Pitagorasa i bezpiecznie wrócić do swojego pokoju. Przytrzymując się barierki powolnymi krokami wspinał się po schodach. Im wyżej będąc tym bardziej robiło mu się niedobrze, jak gdyby wejście na piętro wywoływało u niego chorobę wysokogórską.
Będąc już niemal u celu skierował się do drzwi dalej położonych w głąb korytarza. Zapukał słabo, po czym zajrzał do środka. W półmroku szybko odnalazł postać brata leżącego już pod kołdra w łóżku.
– Ryan.
– Idź spać. – Starszy od razu starał się go zbyć.
– Nie dobrze mi.
– Będziesz rzygał? – Podniósł się natychmiast.
– Nie wiem. – Odpowiedział słabo, będąc niemal pewnym, że tak to się skończy.
Starszy wstał z łóżka i chwytając młodszego za ramię, zaprowadził go do łazienki. Tam Alan już sam doskoczył do ubikacji, otwierając ją i zaczynając opróżniać swój żołądek. Ryan patrzał na to z obrzydzeniem, po czym zaśmiał się mało dyskretnie.
– Mogę wiedzieć co cię bawi? – Spytał słabym głosem młodszy.
– Jeszcze nigdy nie wymiotowałem po alkoholu. A byłem już kilka razy nawalony jak messerschmitt.
– Gratulacje. – Bąknął przed kolejną falą wymiotów. – To przez nadmiar cukru.
– Skoro wydobywasz z siebie ten nadmiar cukru, to nie powinno wyglądać to nieco bardziej słodko?
Młodszy spojrzał na brata z wyrzutem, po chwili znowu pochylając się nad ubikacją. Zaraz jednak poczuł zimny ręcznik na karku oraz chłodną dłoń Ryana odgarniającą mu włosy z czoła.
Po kilku minutach od ostatniej fali mdłości Alan w końcu odsunął się od ubikacji, siadając na zimnej podłodze. Następnie początkowo na kolanach, a później na stojąco dopadł do umywalki by wypłukać usta.
– Lepiej?
– Czy ja wiem. – Mruknął. – Teraz jest źle w innym znaczeniu.
– Chodź spać. Rano może poczujesz się lepiej. Chociaż nie, zrozumiesz co to znaczy kac.
– Dzięki.
– Nie ma za co. – Odparł z uśmiechem.
Bracia wyszli z łazienki, jednak Alan nie dał się zaprowadzić do pokoju. Stanął w połowie korytarza, przez cały czas będąc nieco podtrzymywanym przez Ryana.
– O co chodzi?
– Mogę spać z tobą? Nadal kiepsko się czuję...
Chociaż to był ten drugi powód. Pierwszym był fakt, że po prostu chciał z nim spędzić jeszcze trochę czasu, być blisko niego.
– Niech ci będzie. Ale jeśli zwymiotujesz mi w pokoju to masz przesrane. – Ostrzegł.
Młodszy skinął niepewnie głową, a kiedy tylko wzrok starszego uciekł od niego, ten uśmiechnął się krótko i zwycięsko.
Znaleźli się w pokoju Ryana. Noc i ciemne ściany pogrążały pomieszczenie w jeszcze większym mroku. Jedynym źródłem światła był blask księżyca, który wpadał przez niezasłonięte okno.
Mężczyzna położył się po stronie łóżka znajdującej się dalej od drzwi. Usadowił się wygodnie pod kołdrą, następnie patrząc jak brat siada na brzegu łóżka, ściąga z siebie spodnie i samemu kładzie się na boku.
– A tylko dotknij mnie tymi zimnymi stopami to obiecuję, że cię zrzucę.
Blondyn ledwie zauważalnie skinął głową.
Wbrew pozorom to Alan był szybciej przeniesienia się do krainy snów. Jego oczy niekontrolowanie zamykały się na coraz dłużej, jednak nie mogło go opuścić uczucie zimna, pomimo szczelnego przykrycia kołdrą.
Ryan natomiast ani trochę nie odczuwał zmęczenia, a jego głowę zaprzątał chłopak, leżący przed nim. Wpatrywał się w nieco roztrzepaną burzę włosów, po raz kolejny zastanawiając się, dlaczego on tak na niego działa. Jak nikt inny dotychczas. I żadne racjonalne wyjaśnienia nie przychodziły mu do głowy.
Po dłużej chwili obserwowania brata, jak co jakiś czas drgał jakby z zimna, Ryan postanowił niejako to wykorzystać.
Starając się zamaskować swoją niepewność szybko przybliżył się do Alana i pewnie objął jego ciało od tyłu.
– Przestaniesz się trząść? Całym łóżkiem ruszasz.
– Przepraszam. – Szepnął.
– Śpij już.
Jednak jak Alan miał zasnąć, kiedy w jego piersi serce galopowało i właśnie wygrywało wyścig. Chłopcy leżeli w ciszy i bezruchu, udając sen przed drugim, a w głębi siebie walcząc z zrozumiałymi bądź też nie, emocjami.
Ostatecznie każdego z nich zmorzył sen.
Alan obudził się jako pierwszy. Nie zbudził go jednak dźwięk spadającego z łóżka telefonu, chociaż ten również nie pozostał niezauważony, a nawoływania pełnego pęcherza. Nim jednak wypełzł spod ciepłej kołdry, delektował się przez chwilę ręką Ryana przewieszoną przez jego talię oraz ciałem, które przylegało do niego szczelnie z tyłu.
Ostatecznie jednak wstał, podniósł telefon na poduszkę i powolnym krokiem udał się do łazienki. Tam oprócz opróżnienia pęcherza, po zobaczeniu swojej twarzy postanowił doprowadzić ją do względnego ładu.
Starszego podświadomie zbudził brak źródła ciepła, które miał przy sobie przez całą noc. Dotknął jeszcze ciepłej połowy łóżka, stwierdzając, że młodszy musiał dopiero co wstać.
Ciemnoniebieskie oczy szybko skupiły się na komórce leżącej na poduszce. Ryan chwycił w dłoń urządzenie brata. Zignorował powiadomienie widząc, że pochodzi ono z aplikacji. Jednak zwrócił uwagę na nową tapetę.
Dotychczas były to zawsze jakieś krajobrazy, najczęściej górskie czy leśne. Teraz widniał na niej czarno-biały fragment męskiego ciała. Kawałek żuchwy, pół szyi, obojczyki, kawałek ramienia i klatki piersiowej odzianej w luźną bokserkę.
Mężczyzna prychnął pogardliwie pod nosem, lecz zaraz powrócił do zdjęcia, szerzej otwierając oczy. Przyjrzał się mu uważniej. Zwrócił uwagę na trzy pieprzyki ułożonej w idealnie prostej linii pod linią kości obojczykowej.
– Pieprzony stalker. – Warknął pod nosem.
Kolejne fakty docierały do niego z lekkim opóźnieniem. Bo chociaż zdjęcie, musiał przyznać, wyszło młodszemu świetnie, to przecież zawierało fragment jego ciała. Jego własny brat miał ustawione na tapecie zdjęcie jego ciała, w dosyć kusząco męskiej perspektywie.
Kuszącej jak dla bab czy takich gejów jak Alan, poprawił się zaraz w myślach.
Dość ryzykownie, lecz słusznie zaczął dodawać do tego wczorajsze zachowanie brata podczas wyjścia. Jego dwuznaczne teksty, które choć odważne były jak najbardziej celowe.
– Kurwa, no nie. – Podsumował pod nosem.
– Ryan? – Starszego doszedł niepewny głos Alana.
Podniósł wzrok, zauważając brata w wejściu do pokoju.
– Ryan...
– Wyjdź. – Powiedział chłodno starszy.
– Daj mi...
– Wynoś się z tego pokoju!
Chłopak zagryzając dolną wargę wycofał się i zamknął drzwi. Zostawił w pokoju starszego swój telefon i spodnie z wczoraj, lecz nie miał zamiaru teraz się tym przejmować.
Alan zamknął się w swoim pokoju. Przez chwilę chodził po nim nerwowo zastanawiając się, czy aby na pewno Ryan dowiedział się o tym, że jest na jego sercowym celowniku. Wczoraj oboje po alkoholu byli dosyć otwarci, oboje rzucali podtekstami.
W telefonie przecież nigdzie nie pisał z nikim nic, co by mogło mu pomóc się domyślić. Było tylko zdjęcie.
– Domyśliłby się po tapecie? – Pytał sam siebie.
Nic innego mu nie przychodziło do głowy. Nie doceniał spostrzegawczości Ryana. Zaklął dwa razy w duchu.
Alan do południa siedział zamknięty w swoim pokoju, próbując wymyśleć jak porozmawiać z bratem. Nadal nie miał swojego telefonu, a nieco obawiał się wychodzić z inicjatywą spotkania, czy po prostu pokazywać rozjuszonemu bratu. Na razie wolał być poza jego zasięgiem.
Jednak chłopak musiał coś jeść. Wyszedł z pokoju słysząc jak brzuch wydaje pieśń swojego ludu. Będąc u dołu schodów natknął się na tego, którego obawiał się spotkać od rana.
Oboje stanęli patrząc na siebie, Alan wzrokiem pełnym niepewności, a Ryan odrzucenia.
– Ryan, porozmawiajmy. – Prosił blondyn.
– Nie zbliżaj się do mnie. – Warknął starszy.
– W nocy ci to jakoś nie przeszkadzało.
Mężczyzna obrzucił młodszego morderczym spojrzeniem.
– To nie tak jak myślisz. – Zaczął.
– Nie? Nie masz na tapecie swojego Cud Chłopca?
Alan milczał, nie mogąc zaprzeczyć.
– Wszystko na ten temat. – Uśmiechnął się złośliwie.
Starszy wyminął chłopaka udając się na górę i z głośnym trzaśnięciem zamykając za sobą drzwi. W ten sposób jasno zaznaczył, że nie chce młodszego widzieć.
Alan bez słowa udał się do kuchni. Otworzył szerzej oczy widząc swoją komórkę na kuchennym blacie. Przynajmniej odzyskał telefon.
Przez całą sobotę bracia unikali się, a konkretniej Ryan starał się unikać Alana. Młodszy po prostu nie narzucał się ze swoją obecnością, doskonale rozumiejąc, że jest niemile widziany.
Weekend dla obojga niezwykle się dłużył. Zabawa w chowanego wcale nie była łatwa oraz nie sprawiała żadnemu z nich przyjemności.
Starszy niemal cały ten czas przesiedział w swoim pokoju. Nie mógł zrozumieć, jakim cudem Alan mógł upatrzeć go sobie jako obiekt westchnień. Dlaczego jak już musiał być gejem, to właśnie on musiał być na jego celowniku?
Przecież nie było go przy nim rok czasu. Czy już wcześniej coś zaczęło się dziać, a on tego nie zauważył? Kiedy to się stało?
Ryan miał nadzieję, że jeśli zacznie unikać i ignorować Alana, to wszystko wróci do normy. Bo przecież nie przyzna się, że sam przy młodszym czuje się jakoś inaczej. Jednak nie umiał tego nazwać, nie wiedział jakie właściwie emocje nim wtedy kierują.
Młodszy jak zwykle wstał jako pierwszy w poniedziałkowy poranek, nieco obawiając się dnia w szkole. Będąc w kuchni zabrał z lodówki dwa woreczki z jedzeniem, przyszykowane wczorajszego dnia.
Chłopak liczył na to, że może rozpoczęcie nowego tygodnia wszystko zresetuje i w jakiś sposób będzie jak dawniej.
Po wyjściu z autobusu blondyn niepewnie udał się w stronę budynku szkoły. Im bliżej był celu, tym bardziej nie wiedział czego się spodziewać w związku z weekendowymi wydarzeniami. Czy Ryan postanowi go dręczyć jeszcze bardziej czy wręcz przeciwnie, zacznie go ignorować?
Chłopak sam nie wiedział co byłoby gorsze. Bo chociaż docinki starszego potrafiły go zaboleć, to chociaż miałby z nim jakikolwiek kontakt, ponieważ w domu unikał go jak ognia.
Pogoda jakby nieco chciała odzwierciedlić jego wewnętrzny nastój zasłaniając całe niebo warstwą ciemnych chmur, ukrywając świat w przygnębiającej szarówce.
Alan spróbował się nieco rozchmurzyć, widząc uśmiechniętą szeroko twarz swojego przyjaciela, czekającego na niego przy klasie.
– Cześć. – Przywitał się. – Jak tam weekend?
– Wspaniale. – Odparł od razu pełen ekscytacji. – Jest świetna.
Alan starał się ukryć wyraz zdezorientowania. Zaraz jednak przypomniał sobie o spotkaniu z internetową znajomością, którą miał odbyć Paul. Jednocześnie zrobiło mu się głupio, że zapomniał o tak ważnej dla jego przyjaciela rzeczy.
– Cieszę się, że nie rozczarowałeś się. Ona również nie liczyła na nic innego?
– Nie. – Zaśmiał się. – Widzieliśmy się w sobotę i niedzielę.
– No to gratulacje. – Powiedział naprawdę ciesząc się szczęściem przyjaciela.
– A tobie jak minął weekend?
– Nie tak dobrze jak tobie.
Rozmowę chłopców przerwał dzwonek na lekcje.
– Później musisz mi koniecznie wszystko opowiedzieć.
Nauczyciel szybko zjawił się pod klasą. Podczas zajęć pilnował by żaden uczeń się nie nudził, więc przyjaciele nie mieli nawet chwili by zamienić ze sobą słowo.
Na przerwach również nie udało im się porozmawiać, na każdej kolejnej słychać było o ryzyku odpowiedzi, więc każdy przeglądał zeszyty i starał się zapamiętać z nich jak najwięcej. Co Alanowi się opłaciło, ponieważ był jednym z tych nieszczęśników, których w tym dniu wezwano do tablicy. Usiadł do ławki z oceną dobrą.
W końcu nadeszła długa przerwa.
– Dobra, teraz opowiadaj. Co działo się w weekend? – Mówił zniecierpliwiony.
– Widziałem się z nim. – Zaczął.
– Z Cud Chłopcem?
– Tak.
– No i po twojej minie przypuszczam, że nie było najlepiej.
Alan skinął zgodnie głową.
– Dowiedział się wszystkiego. – Westchnął.
– I nie przyjął tego zbyt dobrze? – Domyślił się przyjaciel.
– No nie.
Między chłopcami zapadła chwila ciszy. Oboje wykorzystali ten czas na zjedzenie swojego śniadania. Zaraz jednak plecak Alana poleciał półtora metra dalej pod wpływem kopnięcia. Blondyn podniósł wzrok, lecz sprawcą tego był przechodzący Antonio, uśmiechający się wrednie. Ryan natomiast nawet nie spojrzał w jego stronę. Szedł trzymając rękę na tali Lisy. Zabolało podwójnie.
Alan poszedł po swój plecak i usiadł z powrotem obok przyjaciela.
– Może po prostu nie jest gejem. – Zaproponował przyjaciel półszeptem by nikt nie usłyszał.
– Zarzeka się, że nie. Chociaż z drugiej strony wiem, że oglądał gejowskie porno. Poza tym były pewne nieco dwuznaczne sytuacje, w których sto procent hetero wydaje mi się, że trochę inaczej by zareagował.
– No to rzeczywiście ciężka sprawa. Ale odrzucił cię w ten sposób, że nie masz u niego żadnych szans czy jak?
– To było coś bardziej w rodzaju „tam są drzwi". – Wyjaśnił. – Chociaż on czasami miewa gorsze dni, w których zachowuje się wobec mnie dosyć chłodno.
– To może w weekend też miał gorszy okres?
– Na to właśnie liczę. – Przyznał z nadzieją.
Na pewien czas Paul zamilkł, a jego wyraz twarzy wyrażał pełne skupienie i zamyślenie.
– Wiem! Musisz przestać być taką ciepłą kluską. – Powiedział niczym odkrycie roku.
– Że co proszę?
– Ostatnio czytałem fajny artykuł na temat pewności siebie i takich bzdet. No i nie można zaprzeczyć, że pewni siebie ludzie mają lepiej i inni też na nich lepiej patrzą i tak dalej. – Mówił w pośpiechu. – Tak więc musisz być mniej ciepła klucha, a bardziej takim... Patrz na przykład na Singha i jego ekipę. Nikt im nie podskoczy, przyciągają do siebie towarzystwo i mają powodzenie u dziewczyn.
– To wszystko raczej nie jest spowodowane tylko ich pewnością siebie. – Zauważył Alan, niezbyt ciesząc się z porównania jakiego użył przyjaciel.
– Może i nie. Ale może jest jakaś szansa, że taką postawą bardziej mu zaimponujesz lub zwrócisz na siebie jego uwagę w pozytywnym sensie. – Paul nie odpuszczał. – Chyba że może twój Cud Chłopiec lubi takie spokojniejsze osoby. Umawiał się już z jakimiś dziewczynami czy kimś? W jakim stylu były te osoby?
– Był z jedną dziewczyną. Zerwał z nią, ale nie wiem dlaczego. To nie jest typ osoby, za którą bym przepadał. Wydaje mi się fałszywa. Myśli, że jest ładna i to wystarczy.
– Jesteś zazdrosny o byłą? – Paul uniósł jedną brew.
– Nadal utrzymują kontakt, poza tym nie jestem zazdrosny. – Burknął.
– Dobra, niech ci będzie. Ale jak sądzisz, jakie osoby woli, jeśli chodzi o drugą połówkę?
Alan spojrzał w bok, zamyślając się na chwilę. W głowie szukał odpowiedzi na pytanie.
– Ciężko mi powiedzieć. Mogłoby się wydawać, że woli osoby z charakterem i sądzę, że totalnego cieplaka i fajtłapy by nie chciał. Lecz bywa też niezwykle troskliwy i czuły, do czego sam nie chce się przyznawać. Jest bardzo mądry, chociaż czasami zachowuje się jak ostatni tłuk, więc z byle osłem też się nie będzie pokazywać.
– Zdaje się, że dużo o nim wiesz. Właściwie skąd go znasz? Kiedy ty się z nim widujesz?
– Można powiedzieć, że z sąsiedztwa. – Uśmiechnął się nieco zakłopotany, myśląc jak właściwie odpowiedzieć. – Mieszkamy niedaleko siebie, czasami widzę się z nim po szkole.
– Gdzie chodzi do szkoły?
– Mogę nie odpowiedzieć?
– Nie chcesz powiedzieć, czyli na dziewięćdziesiąt procent do naszej. – Uśmiechnął się zwycięsko, a Alan poczuł lekki stres. – Ale wracając do tematu, to jak uważasz, ale możesz spróbować jakoś zwiększyć pewność siebie. Na złe ci to na pewno nie wyjdzie.
– Według ciebie co powinienem zrobić?
– Dużo osób w szkole widzi cię jako typ ofiary przez to jak Ryan i jego banda cię traktują. Tego raczej nie przeskoczysz.
A Alan w połowie miał już ochotę powiedzieć hop, lecz z skokiem postanowił się na razie wstrzymać.
– Zostaje ci tylko zachowywać się pewniej, gdy się z nim widzisz. – Wzruszył ramionami.
– Zastanowię się, ale dzięki za rady.
– Nie ma za co. Nie znam się na wyrywaniu facetów, ale zawsze służę pomocą. I będę trzymać kciuki, żeby jednak się ułożyło.
Chłopcy spojrzeli w górę, gdy na korytarzu rozbrzmiał dzwonek. Tyle było z ich dzisiejszych poważniejszych rozmów. Musieli na powrót skupić się na lekcji, chociaż w głowie blondyna co jakiś czas pojawiało się pytanie, jak powinien naprawić sytuację między nim a Ryanem i czy rady przyjaciela mogą w tym jakoś pomóc.
Do końca dnia w szkole nie rozmawiał już z Paulem na temat Cud Chłopca. Jednak wraz z zakończeniem zajęć, skończyła się łatwa, chociaż przymusowa separacja od brata.
Alan wrócił do domu oczywiście jako pierwszy. Mama od razu wyłapała go do pomocy przy przygotowywania wspólnego obiadu. Gdy chłopak kończył nakrywać do stołu, zjawił się starszy z rodzeństwa.
– Ryan, chodź! Pomożesz mi to nosić! – Krzyknęła w głąb mieszkania. – Alan, usiądź już sobie przy stole.
Młodszy skinął głową, posłusznie udając się na miejsce. Mijając brata spojrzał na niego z cichą nadzieją, lecz po jego minie mógł wywnioskować, że ignorowania nastąpi ciąg dalszy.
Po kilku minutach cała trójka siedziała już przy obiedzie.
– Jak miną wam weekend? – Spytała Lucy, nie mając jeszcze okazji porozmawiać z synami po powrocie.
– Nudno. – Odparł starszy, skupiając swój wzrok na jedzeniu.
Alan wyczuł na sobie spojrzenie matki, dlatego wyjątkowo długo przeżuwał jedzenie.
– Uczyłem się, zrobiłem Pi małe SPA, pograłem, poczytałem. – Wzruszył ramionami, nie mając ochoty poruszać za bardzo tematu minionego weekendu.
Kobieta westchnęła ciężko.
– Myślała, że te fochy na siebie już wam przejdą. Z wami to gorzej niż jakbym miała dwie córki. – Pokręciła głową. – O co znów poszło?
– O nic. – Odpowiedzieli chórem.
Bracia spojrzeli na siebie, niemal jednocześnie również opuszczając wzrok na talerze.
– Gorzej niż z dziećmi. Dobra, jak chcecie się na siebie złościć to wasza sprawa. Ale niech tylko dowiem się, że z tego powodu są jakieś problemy
Bracia w ciszy zjedli obiad. Pozostała część dnia wyglądała jak miniony weekend. Żaden nie wchodził drugiemu w drogę.
___________________________
No to mamy małe kłopoty w raju. Który przełamie się jako pierwszy? Jaki plan urodził się w głowie Alana i czy zadziała?
Jakie macie wrażenia odnośnie Alana i Ryana?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top