Rozdział 45

Sylwester już wyglądał zza rogu, a sytuacja między mężczyznami nie za bardzo się poprawiła. Z tą różnicą, że coraz bardziej Alan pragnął mieć Ryana z powrotem przy sobie, wewnętrznie mu wybaczając.

W przeddzień Sylwestra, gdy kładli się spać, Alan trzymał go jeszcze na dystans, zastanawiając się jednak jak przełamać ten wątły mur, który między nimi wzniósł.

W nocy, a właściwie można by już rzec, nad ranem Ryan przebudził się czując kolejny raz szturchanie. Otworzył oczy i z grymasem na twarzy z powodu przerwanego snu, rozejrzał się wokół siebie.

Ujrzał jedynie śpiącego Alana. Jego sen jednak zdawał się nie należeć do spokojnych, ponieważ młodszy przekręcał się z boku na bok, z lekkim grymasem na twarzy.

Brunet obserwował go przez chwilę, zastanawiając się czy nie powinien go obudzić, widząc że ten najwyraźniej trwa w jakimś koszmarze.

Nim zdążył podjąć jakąkolwiek decyzję jasnobrązowe oczy otworzyły się, patrząc w górę z niepokojem, a klatka piersiowa młodszego unosiła się nie spokojnie.

– Ej, wszystko w porządku? – Zapytał półszeptem.

Blondyn gwałtownie obrócił głowę i spojrzał na niego. Zdziwił się, gdy po chwili ciało młodszego przylgnęło mocno do niego.

Ryan objął go, przyciskając mocniej do siebie.

– Spokojnie, to był tylko sen.

– Całe szczęście. – Wyszeptał niewyraźnie w jego koszulkę.

– Też w nim byłem?

Poczuł jedynie jak odpowiada skinięciem głowy.

– Też byłem takim chujem jak na co dzień?

Tym razem odpowiedź przecząca.

– To to nie mógł być aż taki zły sen. – Starał się go pocieszyć, za co zaraz został klepnięty w ramię. – To tylko sen, wszystko w porządku.

– Często śnią ci się koszmary? – Spytał półszeptem blondyn, nadal będąc wtulony w ciało starszego.

– Nie. Moje sny są często po prostu dziwne. Czasem bardzo dziwne.

– Śniła ci się kiedyś burza?

– Chujku mały... – Burknął. – Chyba raz. Może dwa. Jak byłem młodszy. Jako dziecko bardziej to przeżywałem.

Między nimi zapadła cisza, jednak nadal przez ten cały czas trwali przy sobie. Ryan nie zamierzał przerywać kontaktu, kiedy po tak długim okresie trzymania go na dystans, w końcu mógł mieć jego ciało przy sobie.

W końcu starszy zaczął się z powrotem kłaść na łóżku, cały czas trzymając blondyna przy sobie. Cieszyła go ta bliskość, jednocześnie szybko stając się niewystarczająca. Sprawnie przekręcił ich tak, że to młodszy znajdował się na dole, leżąc na kanapie, a on zawisł nad nim z wzrokiem wlepionym z mężczyznę pod nim.

– Zwariowałeś? – Szepnął blondyn.

– Ćśś. – Odparł jedynie Ryan, zniżając się bliżej młodszego.

Wisiał nad nim, sunąc nosem po jego skórze. Po linii szczęki, szyi, fragmencie obojczyka, znowu szyi.

– Ryan, zwariował... – Powtórzył się Alan, lecz został uciszony pocałunkiem.

– Lepiej bądź cicho i nasłuchuj, czy nikt się nie budzi. – Powiedział, mając na myśli tylko jedną osobę, będącą z nimi w domu.

Powrócił do drażnienia się z młodszym tymi ledwie muśnięciami. Dłonią gładził jego uda, między którymi się znajdował.

Z satysfakcją zauważył jak klatka piersiowa Alana unosi się niespokojnie, tym razem nie przez zły sen. Jak na niego działa, jednocześnie w końcu go nie odtrącając.

Ryan językiem przesunął po szyi młodszego, zaraz zaczynając składać na niej czułe pocałunki. Dłonie zawędrowały pod materiał koszulki, tam pragnąć dotknąć jakby każdego kawałka jego skóry.

Alan leżał z przymkniętymi oczami, oddając się tym pieszczotom, jednocześnie cały czas nasłuchując, czy rzeczywiście kobieta nagle się nie obudziła chcąc chociażby skorzystać z łazienki.

Te istniejące ryzyko wywoływało dodatkowy dreszczyk emocji, który działał na nich pobudzająco.

W końcu blondyn sięgnął po twarz starszego i przyciągnął go swoich ust. Ich języki splotły się razem, spragnione i stęsknione.

Alan wciągnął gwałtowniej powietrze czując chłodną dłoń starszego na swoim członku. Sam w rewanżu również postanowił zawędrować pod materiał jego bokserek.

Mężczyźni starali się by ich niespokojne oddechy nie były zbyt głośne. Po chwili oboje doszli, brudząc swoją bieliznę.

– Są gdzieś chusteczki? – Szepnął Alan rozglądając się dokoła.

– W kuchni jest na pewno papier.

– Świetne przygotowanie. – Westchnął młodszy.

Ryan wstał i zajrzał do stojącej niedaleko szafki. Po przejrzeniu drugiej szuflady udało mu się znaleźć paczkę chusteczek. Po wyciągnięciu jednej, resztę rzucił w stronę młodszego.

Po chwili obaj byli nieco bardziej czyści niż przed chwilą i z powrotem pod kołdrą na kanapie. Obaj ułożyli się do spania twarzą w swoją stronę. Ich dłonie nieśmiało się ze sobą złączyły, a na twarzach widniał delikatny uśmiech.


Rano, chociaż nie tak wcześnie to Ryan obudził się jako pierwszy. Ostrożnie, tak by nie obudzić młodszego, wydostał się spod kołdry i udał się prosto w stronę łazienki, bo jednak na spodenkach został ślad po ich nocnym przebudzeniu.

Korzystając z tego gdzie się znalazł, wziął szybki prysznic, następnie przebierając się w czyste ciuchy. Gdy wyszedł zauważył mamę krzątającą się po kuchni.

W pierwszej kolejności podszedł do torby młodszego, wyciągając mu od razu czyste spodnie na przebranie i zostawiając tuż koło kanapy.

– No proszę, kto tu wstał jako pierwszy. – Odezwała się z uśmiechem Lucy. – Jestem w szoku.

– Raz na jakiś czas mogę czymś zaskoczyć.

– Dziwi mnie tylko, że Alan tak długo śpi.

– Niech śpi. W końcu wolne od uczelni i pracy. Ja się dziwię jak on tak daje radę. – Pokręcił głową. – Co na śniadanie?

– Co sobie kto zrobi.

Brunet zaczął przygotowywać sobie jedzenie, uważając przy okazji na mamę, również szykującą sobie pierwszy posiłek dnia.

Gdy już wszystko było gotowe usiedli razem do stołu. W spokoju i ciszy spożywali posiłek. Każde kątem okaz zauważyło, jak ostatni z domowników zaczął się budzić.

– Dzień dobry, słońce.

– Dzień dobry. – Odparł nadal nieco zaspany.

– Jak się spało?

– Dobrze.

– Nie wstawaj. – Odezwał się do niego Ryan nieco stanowczym tonem, mając nadzieję, że go posłucha. – Przyniosę ci kawy.

Wstał od stołu i szybko przygotował młodszemu jego zbożowe pomyje. Zaniósł mu kubek, kładąc na stoliku obok.

– Jak chcesz gdzieś iść na mamy widoku, to lepiej zmień spodnie. – Szepnął do młodszego, wzrokiem wskazując mu lezące na ziemi ciuchy.

Ryan wrócił na swoje wcześniejsze miejsce, a Alan w zaistniałej sytuacji postanowił poleżeć jeszcze na kanapie.

– Jakie plany na wieczór? – Spytała chłopców.

Ryan spojrzał na młodszego, mając nadzieję, że ten udzieli odpowiedzi i przy okazji będzie w tych planach uwzględniony.

– Z Ryanem spotykamy się z Paulem i jego dziewczyną i idziemy do miasta na pokaz fajerwerków.

Brunet poczuł ulgę na sercu.

– A ty? – Młodszy zrewanżował się pytaniem.

– Widzę się z kolegą, ale nie wiem czy będziemy siedzieć u niego czy tutaj.

Ryan ugryzł się w język, by odruchowo czegoś nie powiedzieć. W głowie mówił sobie, że to nie jego sprawa i nie było sensu drążyć, by mama nie zaczęła drążyć jego spraw sercowych i łóżkowych.

– Ubierzcie się ciepło. Dzisiaj w nocy ma ładnie przymrozić.

– Jasne.

W końcu Lucy wstała od stołu i udała się do kuchni. A gdy tylko to się stało Alan zaczął zmieniać pod kołdrą spodnie na czyste. Po przebraniu zauważył, że rzeczywiście również i na jego spodniach został niewielki ślad po ich nocnej chwili uniesienia.

Czas mijał wszystkim spokojnie. Ostatni dzień w roku zdawał się dla wszystkich być łaskawy. Ryan w szczególności cieszył się, że Alan już mu wybaczył. I chociaż nie było między nimi tego ukrytego dotyku, jak pierwszego dnia po przyjeździe, to jednak młodszy nie odtrącał bruneta i zachowywał się w stosunku do niego normalnie.

Wieczorem, gdy Ryan spędzał czas na kanapie przed telefonem, Alan zaczął się szykować do wyjścia. Gdy skończył, starszy spojrzał na niego od stóp do głów.

– A to przepraszam, my gdzieś idziemy do jakiegoś klubu, że się tak wystroiłeś?

– Tego nie wiem, dlatego wolę być przygotowany. – Odpowiedział w pełni zadowolony ze swojego wyglądu, siadając obok starszego.

– Poszedłbyś w dresach i też byłoby dobrze. – Odparł wzruszając ramionami.

– Żeby nikt poza tobą na mnie nie spojrzał. – Powiedział półszeptem mrużąc oczy.

– Dokładnie tak. – Odparł pochylając się w stronę młodszego.

Alan prychnął pod nosem, w duchu jednak trochę cię ciesząc na ten zamaskowany komplement.

Gdy zbliżała się godzina wyjścia, Ryan sam poszedł się przebrać. Jak u Alana królowały jasne kolory, które jakby podkreślały jego delikatną urodę i całość jego osoby. Tak brunet odział się w czerń, która pasowała do niego jak nikogo innego. Para zdawała się być swoimi przeciwieństwami.

– Miłej zabawy chłopcy! – Pożegnała się z nimi Lucy. – Szczęśliwego nowego roku.

– Dziękuję. Tobie również udanej zabawy.

Oby nie zbyt udanej i nie w tym mieszkaniu, pomyślał Ryan, zachowując tę uwagę dla siebie.

Mężczyźni wyszli. Będąc na dworze Alan poprawił szalik pod kurtką. Nienawidził czuć zimna na szyi. To była część ciała, która zimą musiała być zawsze szczelnie okryta.

Spotkać mieli się w połowie drogi między domami każdego z nich. Ryan i Alan szli blisko siebie. Młodszy widząc czekającego przyjaciela uśmiechnął się i pomachał mu z daleka.

– Cześć.

– Hej, dawno cię nie widziałem. – Ryan przywitał się z dziewczyną Paula. – Zmieniłaś się. Na plus, żeby nie było.

– Wiesz, trochę czasu minęło. – Wzruszyła ramionami.

– Ciebie też miło widzieć. – Odezwał się Paul z lekkim grymasem.

– Ty się natomiast za wiele nie zmieniłeś.

– Mam wrażenie, że ty również. – Odparł, mając na myśli bardziej jego charakter niż wygląd.

– Jak już się wszyscy przywitali, to jaki jest plan? – Wtrącił się Alan. – Jest dosyć chłodno. Może przeczekamy czas do północy w jakimś lokalu? – Zaproponował, patrząc po zebranych czy ktoś sprzeciwia się pomysłowi.

– Chyba nie mamy wyjścia. – Odparł Ryan.

Całą czwórką ruszyli w stronę centrum na poszukiwanie lokalu, w którym znalazłby się wolny stolik. Jak można by się domyślić wszędzie był ścisk i tłum ludzi. W końcu udało im się znaleźć klub, w którym mogli zająć świeżo zwolnione wolne miejsca.

Wszyscy ściągnęli z siebie zimowe kurtki. W środku panował gorąc i lekki zaduch. Mimo że wcześniej nie umawiali się na przesiadywanie w żadnym lokalu, to jakby każde z nich było świetnie na to przygotowane.

– Myślałem, że upływ czasu będzie dla ciebie trochę mniej łaskawy, a jest odwrotnie. – Zauważył Paul. – Pewnie masz branie na uczelni.

– Nie wiem, nie zwracam na to uwagi. Jedyną uwagą jaką jestem zainteresowany już mam.

– Dobry jest. – Mruknął pod nosem szatyn.

– Nie lubicie się, co? – Zaśmiała się Agnes.

– Przyjaciółmi to oni raczej nie zostaną. – Westchnął blondyn. – Ale wcześniej nie było tak źle. Paul nawet się cieszył, kiedy Ryan zabierał nas na wspólne picie.

– Pamiętam. Chodził podjarany, bo to były jego pierwsze prawdziwe wypady na miasto.

– Możecie nie rozmawiać jakby nas tutaj nie było. – Wtrącił się Ryan.

– No właśnie. – Przytaknął Paul.

– Patrz, już zaczynają się dogadywać. Teraz będzie z górki. – Zaśmiał się blondyn, na co dziewczyna przytaknęła zgodnie.

– Tak się nie cwaniakuj, chyba że mam ci przypomnieć jak się kończyły te twoje pierwsze wyjścia. – Ryan upomniał młodszego. Alan zamilkł i po chwili jego policzki przybrały lekko czerwony kolor. – Rany, nie to miałem na myśli!

Chociaż teraz również sobie przypomniał, że oprócz kiepskiego stanu młodszego, to często po takich wyjściach dochodziło między nimi do zbliżeń. Nawet jeśli z początku nieśmiałych i niepewnych, to właśnie były ich pierwsze bliskie kontakty ze sobą.

– Chyba nie chce wiedzieć. – Mruknął Paul

– Za pewne i tak wiesz. – Zauważył blondyn.

– Cieszę się, że nie pamiętam. – Poprawił się.

Atmosfera stawała się coraz lżejsza. Szatyn przestał pałać taką niechęcią do Ryana i wszyscy pogrążyli się w rozmowie.

– Jakim cudem dostałeś wolne w Sylwestra? – Zapytał Paul, a brunet stwierdził, że to bardzo słuszna uwaga.

– Pracowałem w zeszłym roku ciągiem po świętach i w Nowy Rok robiłem nadgodziny. Ugadałem się, że w zamian w przyszłym roku chcę mieć wolne. Aurora jest w pracy.

– Ajć, kiepsko.

– No niestety. W przyszłym roku najpewniej będzie znowu moja kolej.

– Będę mógł pić całą noc za twoje zniżki? Jak tak to nie najgorzej.

– Głupek. – Prychnął Alan, na co starszy zaraz lekko go szturchnął.

Pozostawało coraz mniej czasu do północy. W końcu zdecydowali się opuścić lokal, by zdążyć na pokaz fajerwerków w centrum miasta.

Opłacili rachunek za wypity alkohol, skorzystali z toalet i wyruszyli w drogę. Po mieście kręciła się cała masa osób, przeważnie nie do końca trzeźwych. Temperatura nie byłą łaskawa i chociaż na ziemi nie leżało dużo śniegu, to było dosyć mroźno.

Idąc Ryan poprawił szalik na szyi młodszego, zaciągnął mu kaptur na głowę i wsunął jego dłoń do swojej kieszeni. Alan szedł z uśmiechem na ustach schowanym za ciepłym materiałem.

– Ustawimy się chyba bardziej z brzegu, co? Nie ma sensu pchać się w ten tłum. Kawałek dalej też będzie wszystko widać. – Zaproponował najstarszy.

Wszyscy zgodnie przytaknęli na ten pomysł. Oddalili się na kawałek wolnej przestrzeni, skąd również będą mieć nienajgorszy widok.

Pozostało już im tylko czekanie. Z każdą mijającą minutą zjawiało się coraz więcej osób. Jednak każdy interesował się tylko sobą.

– Co może wspólna fota? – Zaproponował Paul.

Nikt nie wniósł sprzeciwu. Przyjaciele ustawili się razem blisko siebie. Światła lamp ustawionych wzdłuż ścieżki dawały na tyle światła, że na zdjęciu było cokolwiek widać.

– To co, może wspólna fota. – Szepnął Ryan do ucha młodszego, trzymając się blisko niego.

Alan spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem. Brunet wyciągnął telefon i nakierował na ich dwójkę. W ekranie widział jak wzrok młodszego przenosi się na niego.

Oboje czuli się jakby to była powtórka sprzed czterech lat, jednak przy całkiem innych okolicznościach, lepszych.

Para spojrzała na siebie, a następnie ich usta połączyły się w pocałunku. Ryan wykonał kilka zdjęć, po czym nie odrywając się od blondyna schował telefon, nie przerywając pocałunków. Pokaz fajerwerków rozpoczął się, jednak oni jeszcze przez chwilę byli zajęci tylko i wyłącznie sobą.

W końcu odkleili się od siebie. Starszy ustawił się za Alanem, obejmując go i opierając głowę o jego ramię. Trwali w tej chwili oboje szczęśliwi, obserwując wybuch kolorowych świateł na nocnym niebie. I Alanowi nawet przez te kilka minut nie przeszkadzał huk petard, który płoszył zwierzęta w odległości kilku kilometrów.

W końcu pokaz się skończył, a ludzie zaczęli rozchodzić się do swoich domów. Odczekali chwilę aż największe tłumy przejdą i będą mogli skierować się w stronę domów bez przeciskania się między masą obcych pijanych ludzi, chociaż oni również do trzeźwych się nie zaliczali.

– I kolejne tysiące wydane na kilka minut radości tłumu i traumy dla zwierząt. – Odezwał się blondyn w czasie drogi.

– Alan, nie uruchamiaj się. – Hamował go Ryan.

– Ja to bym sobie zobaczył jakiś pokaz laserów jak robią w niektórych miastach na sylwestra. – Kontynuował swoją myśl.

– W sumie to sam bym coś takiego zobaczył. – Przyznał brunet.

– Jak byłam młodsza to kiedyś taki pokaz widziałam. – Odezwała się Agnes. – Było super.

Kobieta wraz z Paulem zaczęli opowiadać, na jakiś pokazach i imprezach Sylwestrowych im się udało być. W tym czasie Ryan skupiony był na młodszym idącym obok niego.

Jego ręka często dotykała dłoni młodszego, ale również znajdowała się na jego pośladkach, co zaraz spotykało się z karcącym spojrzeniem blondyna.

Po kilkunastu minutach drogi doszli do momentu, w którym musieli się podzielić, by wrócić do siebie.

– Na razie! – Pożegnał się Paul. – Odzywaj się częściej!

– Postaram się. Cześć.

Rozeszli się każdy w swoją stronę. Alana i Ryana do domu dzieliło kilka minut. Mimo to zaczepki starszego nie ustały.

– Przestań. – Blondyn zwrócił mu uwagę.

– Nie.

Młodszy zatrzymał się w miejscu lekko gromiąc bruneta wzrokiem. Ten nic sobie nie zrobił z spojrzenia godnego złego kociaka i schylił się by chwycić i podnieść mężczyznę na ręce.

– Ryan, odstaw mnie! – Alan rozkazał mu natychmiast, chwytając się go mocno by nie spaść. – Jesteś pijany!

– Może ociupinkę. – Zaśmiał się, zaczynając iść.

– Odstaw mnie na ziemię!

– Odstawić cię mogę, ale do łóżka.

– Przypominam, że dom może nie być pusty. – Przypomniał mu.

– Ale istnieje szansa, że będzie. – Odparł zadowolony

– Odstaw mnie na ziemię zanim nas ktoś zobaczy. – Ktoś znajomy, ktoś kto nie powinien.

Ryan przeniósł młodszego na rękach jeszcze kilka kroków po czym odstawił go na ziemię. Chociaż częściowo był zły na bruneta za ten wybryk, to jednocześnie w jakiś sposób go to rozczuliło.

Zaraz znaleźli się pod blokiem, a następnie pod drzwiami.

– Daj, ja otworzę, bo tobie to za długo zajmie. – Oznajmił Alan czując się bardziej trzeźwym i bojąc się, że straszy długo będzie celował kluczem do zamka.

– Boisz się, że w tym stanie nie będę potrafił włożyć? – Zaśmiał się, przybliżając do blondyna.

– Ryan! – Ponownie skarcił go, ponieważ znajdowali się na korytarzy, ich głosy bardzo się rozchodziły po pustej przestrzeni i ktoś mógł ich usłyszeć.

Po chwili weszli do środka.

– Mamo, jesteś?! – Wykrzyknął Ryan, gdy tylko drzwi się za nimi zamknęli.

Odpowiedziała mu cisza. Młodszy ledwo zdążył ściągnąć buty, kiedy poczuł jak usta starszego przylegają do tych jego, a ciało przyciska go do ściany za nim. Odwzajemnił pocałunek, zaraz czując napływające do niego ciepło.

Brunet ściągał z starszego kurtkę, zostawiając ją na podłodze, podobnie robiąc z swoją, a w międzyczasie pozbywając się butów.

Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne, a ręce obydwu zaczynały już krążyć po ciele drugiego.

– A jak mama wróci? – Alan chwytał się resztek trzeźwego myślenia.

– Nie chce nawet o tym myśleć, ale istnieje szansa, że jest równie zajęta co my.

– Odwieśmy chociaż kurtki po ludzki, żeby chociaż z tego się nie tłumaczyć. – Odparł młodszy.

Ryan odwiesił w pośpiechu kurtki, po czym ponownie przylgnął do Alana nie zostawiając między ich ciałami wolnej przestrzeni. Zaraz chwycił młodszego pod udami, podnosząc do góry. Jego nogi obwinęły się wokół niego, mocno przytrzymując się by nie spaść.

Brunet zaczął kroczyć w stronę kanapy, w duchu wyklinając, że nie rozłożyli jej nim wyszli z domu.

_____________________________

No to w tym roku chłopaki mają udanego Sylwestra.

Przed nami jeszcze 5 rozdziałów, będziemy kończyć równo na 50. Jak się trzymacie? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top