Rozdział 39

Alan leżał na kanapie, za oknami pomimo popołudniowej pory panowały już ciemności. W uszach miał słuchawki, z których sączył się mało przyjemny głos wykładowcy. Ostatnie egzaminy tym roku zbliżały się nieubłaganie, więc trzeba było przysiąść nad teorią. Szczególnie, że blondyn potrzebował regularnej nauki by nie mieć z nią trudności. Podstawa to znać własne słabości.

Czując ssanie w żołądku wstał i udał się do kuchni. Wyciągnął z lodówki warzywa zaczynając przygotowywać sobie posiłek.

– Dla mnie też zrób. – Odezwała się przechodząca dziewczyna, przebijając się przez monotonny głos wykładowcy.

Alan zatrzymał nagranie. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że Aurora nawet nie spytała co on będzie jadł. To było dla niej typowe. Jedzenie to jedzenie.

– Jak zrobisz kolację. – Odparł.

– Deal.

Mężczyzna pokroił większą ilość warzyw niż początkowo miał w zamiarze, po czym wrzucił wszystko na patelnię. Podczas smażenia, poczuł wibrację telefonu w kieszeni.

Jedną ręką odłożył przyprawy, drugą wyciągnął urządzenie.

Wielki Pan Hetero Again: Masz czas w środę?

Alan: Pracuję. Czwartek?

Wielki Pan Hetero Again: Mam kosza.

Blondyn poczuł lekką irytację i złość. W piątek mieli się wszyscy ponownie spotkać u Ryana i Kath. Ten tydzień widniał pod znakiem ani chwili wspólnej tylko dla siebie.

Alan czując nagły przypływ odwagi i chęci działania zadzwonił do bruneta.

– Tak?

– Robisz coś w tej chwili? – Spytał beznamiętnie.

– Wracam właśnie do domu. – Odparł nieco niepewnie nie wiedząc jaki cel w tych pytaniach ma młodszy.

– To zmień kierunek. Spotkajmy się za pocztą, tą obok mnie.

– Co? – Był wyraźnie zaskoczony.

– Będziesz czy nie?

– Będę, ale coś się stało?

To się jeszcze okaże.

– Musimy chyba porozmawiać. – Oznajmił, po czym się rozłączył.

Mężczyzna dokończył smażenie, po czym przesypał połowę zawartości patelni na talerz.

– Żarcie! – Krzyknął w głąb mieszkania.

W kuchni zaraz pojawiła się rudowłosa dziewczyna, łakomym wzrokiem spoglądając na swoją porcję.

– A ty nie jesz? – Spytała wyraźnie zdziwiona.

– Muszę na sekundę wyjść. Zjem jak wrócę. – Oznajmił, nie zamierzając nic więcej wyjaśniać.

Wytarł ręce w ścierkę i udał się do przedpokoju. Ubrał na siebie kurtkę, by ochronić się przed jesiennym chłodem, po czym opuścił mieszkanie.

Na chodnikach panował mały ruch. Niemal wszystko przesłaniały ciemności, które jeszcze jakiś czas temu można było się spodziewać jedynie wieczorem, a nie późnym popołudniem.

Na miejscu zjawił się jako pierwszy. Stanął pod ścianą budynku tak by osłonić się przed chłodnym wiatrem i wpatrując się w czubki swoich butów, czekał na pojawienie się starszego.

Poniósł wzrok dopiero, kiedy zobaczył obce buty tuż naprzeciwko swoich. Szybko odnalazł ciemnoniebieskie oczy wpatrujące się w niego z niewypowiedzianym pytaniem. Na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.

Ryan pochylił się w stronę blondyna, skradając mu szybki pocałunek. I jak wcześniej miał jakieś domysły, że coś może być nie tak, to po tym krótkim całusie miał już pewność, że coś jest nie w porządku.

– Coś się stało? – Spytał troskliwie, chwytając jedną z dłoni młodszego.

– Mam tego dosyć Ryan. – Zaczął twardo Alan.

– Kocie. – Powiedział miękko brunet.

Starszy podświadomie wiedział, co na myśli miał Alan, co mu przeszkadza. Zresztą, nie tylko jemu. Jednak on jak na razie nie widział wyjścia z tej sytuacji.

– Nie próbuj mnie zmiękczyć. Mam dość. – Blondyn zabrał swoją dłoń. – Jest jeszcze gorzej niż jak byliśmy w szkole średniej, a już wtedy było to ciężkie.

– Minęło dopiero kilka tygodni. – Ryan starał się jakoś załagodzić sprawę.

– To znaczy, że nie mam prawdo do narzekania? – Alan jednak nie odpuszczał, nadal będąc w bojowym nastroju. Jak gdyby to co kumulowało się w nim przez jakiś czas miało zamiar teraz ujrzeć światło dzienne. – Ile mam jeszcze czekać? Miesiąc? Dwa? Aż będę miał prawo nie zgadzać się z tym jak mnie traktujesz.

– Nie przesadzaj.

– Wtedy mieliśmy miejsce i sposobność, lecz ty walczyłeś ze swoim Wielkim Panem Hetero, który co chwila dochodził do głosu. Teraz wydaje się, że już się z tym pogodziłeś, ale co... Nie mamy gdzie pobyć bez krępacji sami, znowu się ukrywamy i ponownie masz dziewczynę. Znowu czuje się jak twoja kochanka. – Powiedział oburzony.

– Skąd wiesz kto tu jest kochanką?

– Nie próbuj odwracać kota ogonem. Drugi raz się nie dam! Nie chcę kogoś kto gra na dwa fronty. To nie jest fair w stosunku do żadnego z nas. Ani mnie, ani Kath.

– Myślisz, że mi jest łatwo? Że dla mnie to komfortowa sytuacja? – Starszy postanowił nie być jedynie biernym odbiorcą zarzutów. – Myślisz, że po szkole nie wolałbym przyjść do domu i zastać cię w nim, móc bez ogródek się do ciebie przytulić, wygadać i być po części zmuszanym do picia tych zbożowych szczochów, które po czasie smakują lepiej niż bym chciał? Nie chciałbym wspólnie obejrzeć wieczorem jakiegoś serialu, wysłuchać się od ciebie, że znowu opycham się niezdrowym żarciem?

Słuchając tego wszystkiego serce blondyna zabiło mocniej.

– Tylko nie ja tu jestem problemem. – Starał się dalej trzymać przy swoim. – Tylko ty i fakt, że nie masz odwagi zakończyć tego wszystkiego z Kath.

– Daj mi trochę czasu.

– Ile jeszcze czasu potrzebujesz?!

– Ja... Nie wiem. Nie chce z nią się tak rozstawać bez słowa wyjaśnienia.

– Super. Nie chcesz przed nią wyjść na drania, ale umawianie się ze mną za jej plecami już ci nie przeszkadza, tak?

– Alan, przecież wiesz, że to nie tak...

– Tydzień. – Oznajmił stanowczo. – Masz tydzień, żeby to z nią zakończyć. Chyba, że tak naprawdę wolisz być z nią?

– Nie mów tak.

– Tydzień.

– W piątek przecież znowu się wszyscy u nas. – Przypomniał, licząc, że dostanie więcej czasu.

– Ja swoje powiedziałem. Masz czas do soboty. – Oznajmił, skracając termin o jeden dzień. Był nieugięty, patrząc brunetowi prosto w oczy. – A do tego czasu nie zbliżaj się do mnie.

– Alan. – Powiedział smutno, robiąc krok w stronę młodszego i wyciągając rękę by złapać jego dłoń. Ten jednak odsunął się do tyłu uciekając przed jego dotykiem. – Proszę cię.

– Kochasz mnie w ogóle? – Spytał, zdając sobie sprawę z ryzyka i powagi tego pytania.

– Oczywiście, że tak. – Odarł patrząc mu prosto w oczy, co sprawiło, że serce młodszego zakuło boleśnie.

To dlaczego nam to robisz?

– Więc to ja cię proszę. Jeśli naprawdę ci na nas zależy to nie rób nam tego dłużej i doprowadź sprawę do końca. Dla dobra wszystkich. Nie zbliżaj się do mnie, nie pisz do mnie, nie dzwoń, chyba, że z informacją, że wszystko już wyjaśnione.

I chociaż ciężko było mu to zrobić, to odwrócił się i bez oglądania za siebie skierował się w stronę domu. Serce kłuło go niemiłosiernie i już dawno zdążył zapomnieć, że był głodny.

Będąc pod blokiem zastanawiał się czy na pewno ma ochotę wracać do środka i być pod ostrzałem badawczego wzroku Aurory.

Ze względu na niezbyt przyjazną pogodę wolał jednak przeboleć własną decyzję w ciepłych czterech ścianach mieszkania.

Wrócił do domu. Po zapalonym świetle w łazience, wnioskował, że Aurora bierze prysznic. Sam w tym czasie udał się do kuchni by dokończyć zimny podwieczorek.

Gdy skończył jeść, usłyszał dziewczynę wychodzącą z toalety. Wyczuł w tym okazję. Szybko przemknął obok niej oznajmiając, że teraz to on zajmuje pomieszczenie. Chciał po prostu niknąć jakichkolwiek pytać.

Tam bez pośpiechu umył się, przebrał w piżamę i przygotował do spania. Nie mając siły na nic innego po prostu położył się w łóżku mając nadzieję, że starszy jak najszybciej poinformuje go, że rozwiązał całą tę beznadzieją sytuację.


Dni mijały, a ze strony Ryana panowała głucha cisza. Stosował się do słów młodszego i nie nalegał na kontakt z Alanem, nie pisał do niego, nie dzwonił. To w pewien sposób bolało chłopaka jeszcze bardziej.

Pierwszą połowę dnia blondyn brał dzisiaj na przetrwanie. Cieszył się z nocnej zmiany w klubie licząc, że tam praca zajmie go na tyle, by nie myśleć o osobistych problemach.

To był też pierwszy raz od dawna, gdy Alan i Aurora mieli zmianę razem. A przynajmniej częściowo. On zaczynał pierwszy, później razem pracowali przez chwilę, by na sam koniec została tylko ona.

Nie rozmawiał z ludźmi z pracy za wiele. Klienci próbowali go zagadywać, lecz odpowiadał niezbędne minimum.

Na jego nieszczęście zjawiła się również cała Fantastyczna Piątka, co było niespotykaną rzeczą w środku tygodnia.

– Rozwesel się, słońce. – Odezwał się Viva.

– O co wam chodzi? Przecież wszystko jest okej.

– Nas nie oszukasz. – Lui pokiwał głową, patrząc na niego spod wachlarza doklejonych rzęs. – Nie wiem co cię gryzie, ale nie ma co się przejmować. Wszystko będzie dobrze.

– Może po pracy dołącz na chwilę do nas i się rozerwij. – Zaproponował Erick, co w sumie było małym zaskoczeniem. Przeważnie był jedynie cichym i spokojnym towarzystwem, rozgadanego i wesołego Oscara. Taka propozycja bardziej pasowała do jego partnera.

– Wiesz co... – Odezwał się niespodziewanie Alan, kończąc wycierać szklankę. – Chyba masz rację.

Może rzeczywiście to był sposób by zapomnieć o Ryanie, który na ten moment dał sobie z nim spokój. Nie miał przecież nawet pewności, że do soboty zbierze się w sobie i zakończy wszystko z Kath, jeśli naprawdę tego chce. A gdyby miał nie wywiązać się z terminu, Alan nie zamierzał dawać mu kolejnej szansy. Nie chciał dłużej cierpieć.

– I to mi się podoba! – Ucieszył się Liam.

Fantastyczna Piątka nie zaczepiała go więcej. Odeszli od kontuaru, zajmując jeden z stolików. Odpoczywali przy drinkach i spędzając czas na rozmowie, by później przez chwilę zajmować parkiet i tańczyć w rytm muzyki.

Lui dzisiaj zdawał się mocniej przyklejać do Vivy niż zazwyczaj, jednak blondyn wiedział, że i tak nic z tego nie będzie. Starszy nie interesował się drugim, nie widział w nim potencjalnego partnera.

– Lui i Viva coś tego? – Spytała Ara, przechodząc za jego plecami.

– W życiu. – Pokręcił głową. – Lui może nie ma zbyt dużych wymagań, lecz Vivie musiałabyś znaleźć jakiś wolny odpowiednik Oscara.

– Nie mów tego przy nich, bo Erick cię za to zje.

Oboje zaśmiali się pod nosem i wrócili do pracy. Zmiana mijała mu bardzo szybko. Gdy nastała odpowiednia pora, po skończonej zmianie odwiesił służbową koszulę do swojej szafki, po czym założył na siebie zwykły t-shirt. Wrócił na salę od strony zaplecza.

Podszedł do baru, wychylając się mocno za niego.

– Aurora! – Powiedział patrząc kobiecie prosto w duże zielonoszare oczy. – Pilnuj, żebym za dużo nie wypił. – Oznajmił stanowczo. – Idę się trochę zabawić.

Przyjaciółka skinęła głową, podając mu zaraz słabego drinka. Dobrze wiedziała, że Alan nie posiadał mocnej głowy. Był dosyć ekonomiczny w piciu.

Blondyn z pewną siebie miną ruszył w głąb klubu. Zamierzał pić, tańczyć i bawić się. Potrzebował trochę odetchnąć, rozluźnić się. Wypił to co miał w kieliszku za jednym razem, minął stoliki, przy których pary i grupy spędzały spokojnie czas, a sam udał się na parkiet, by wmieszać się w tłum tańczących ludzi.

Nie pamiętał, kiedy ostatni razem bawił się w klubie. Przeważnie nie przepadał za tym rodzaje rozrywki, lecz tym razem czuł, że tego potrzebował. Piątka stałych klientów zaraz znalazła się przy nim.

Alan nigdy nie zastanawiał się nad tym, jednak na pewno mogli nazwać się znajomymi, jeśli nawet nie przyjaciółmi. Chociaż spędzali w większość czas w relacji pracownik–klient, to jednak często zwierzali się sobie z problemów, każdy wiedział co słychać u drugiego i pomagał w razie jakiś problemów.

Blondyn tańczył wraz z Oscarem, ponieważ Erick nie był fanem tego typu aktywności. Dołączył do nich Viva i Liam. W czwórkę bawili się, bujając ciałami w rytm muzyki.

W jednym czasie zrobili sobie przerwę przy stoliku, gasząc pragnienie alkoholem.

– Cześć. – Do Alana dosiadł się szatyn jego wzrostu. Miał szeroki uśmiech i intensywne spojrzenie. – Jesteś tutaj sam?

– Może. – Odparł niejednoznacznie. – Z przyjaciółmi.

– Masz ochotę zatańczyć.

– Czemu by nie. – Odparł, mając ochotę zrobić coś, czego by najpewniej nie zrobił.

Normalnie zapewne odmówiłby towarzystwa nieznajomemu. Kiedyś sobie powiedział, że nie będzie poznawał ani zbliżał się bliżej do ludzi poznanych w klubie. Nie chciał pogłębiać ani rozwijać żadnej znajomości rozpoczynającej się w tym miejscu. Tym razem postanowił jednak zrobić coś na przekór sobie.

Chyba gdzieś w głębi siebie chciał poczuć, że nie jest adorowany jedynie przez Ryana. Że brunet nie jest jedyną opcją, że na nim świat się nie kończy.

Ponownie udał się między grupę tańczących ludzi. Poruszał się do rytmu muzyki w towarzystwie szatyna, który okazał się być nienajgorszym tancerzem. Odległość miedzy nimi z czasem zaczęła się zmniejszać.

Alanowi, któremu pomimo zaledwie dwóch drinków, w głowie jednak zaczęło już przyjemnie szumieć. Zaczynał czuć te delikatne rozluźnienie spowodowane alkoholem. Nie za bardzo mu to przeszkadzało. Nie czuł potrzeby stawiania jeszcze jakichkolwiek granic.

Tego mi właśnie trzeba, by nie myśleć o prześladującym mnie problemie. Spróbowania jakiejkolwiek znajomości, nawet przelotnej. Dać sobie jakąkolwiek alternatywę.

Dziwnego rodzaju dreszcz przeszedł przez jego plecy, kiedy poczuł oddech wyższego od siebie mężczyzny blisko jego szyi.

Nim zdążył się odwrócić, czy jakkolwiek zareagować, usłyszał obok siebie znajomy głos.

– Ręce przy sobie. – Po obróceniu się Alan ujrzał Ryana trzymającego za nadgarstek szatyna, z którym tańczył.

Szybki rzut oka na bruneta pozwolił mu ocenić, że ten zdaje się nie być w najlepszym humorze. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, szatyn zapewne miałby się o co martwić.

– Co ty tu... – Zaczął szeptem będąc w kompletnym szoku.

– Nie mówił, że kogoś ma. – Odezwał się nowy znajomy.

– Bo nie mam. – Powiedział blondyn, chcąc jednak dać wszystkim jasność sytuacji między nim a Ryanem.

– Tak więc, proszę się odwalić i nie przeszkadzać. – Kontynuował.

– Ja ci się zaraz odwalę. Trzymaj się od niego z daleka.

– Czyżby pies ogrodnika?

I chociaż te słowa nie były mocno obraźliwe, to w Ryana głowie pojawiła się przelotna miłość z szkolnych czasów Alana. Przed oczami zjawił się Christ, który równie szyderczym tonem wypowiadał w jego stronę te same słowa.

– Ryan przestań. – Chwycił ramię starszego, widząc jak ten chwyta koszulkę mężczyzny.

Nagle przy nich znaleźli się przyjaciele blondyna, którzy próbowali załagodzić całą sytuację. Dwójka z nich trzymała szatyna, który również zaczął być w bojowym nastroju, a Alan wraz z pozostałą dwójkę pilnowali Ryana, który wydawał się być gotowy do bójki.

– Nie ma potrzeby rozwiązywać tego siłą.

– Szczeniaczku, uspokój się nieco. – Odezwał się Viva, wraz z Alanem odciągając bruneta.

Ostatecznie grupie udało się rozdzielić mężczyzn i nie dopuścić do żadnych rękoczynów. Ochroniarz chociaż był gotowy zainterweniować w każdej chwili, zdecydował się mieć wszystkich na oku, na razie nie wypraszając nikogo z lokalu. Szatyn zniechęcony niedoszłą bójką zrezygnował i postanowił się opuścić klub.

– Zwariowałeś?! – Alan naskoczył od razu na starszego.

Ryan nic nie odpowiedział, jedynie patrząc na młodszego twardym i nieustępliwym wzrokiem. I Alan chociaż nie chciał tego przyznać, uważał, że w tym spojrzeniu było coś niesamowicie pociągającego.

– Wracaj już do domu, starczy chyba na dzisiaj.

– Nie będziesz mi rozkazywał. – Sprzeciwił się stanowczo.

– Do domu, już. – Chwycił młodszego za ramię i zaczął ciągnąć za sobą.

Alan zdziwił się, gdy Ryan zaprowadził go do stolika, przy którym wcześniej siedział z znajomymi. Zabrał ego kurtkę, po czym zaczął ciągnąć go w stronę wyjścia.

Blondyn z trudem powstrzymywał się od kłótni z starszym, jednak nie chciał wszczynać kolejnej awantury w klubie, kolejnego widowiska.

Gniewnie ubrał na siebie kurtkę i wszedł z lokalu. Na zewnątrz owiało ich chłodne jesienne powietrze.

Przyjaciele obserwowali jak wściekły Alan i Ryan wychodzą z klubu.

– Kto się spodziewał pojawienia smoka? – Odezwał się Oscar.

– Raczej księcia na białym koniu.

– Gdyby to był książę, to Alan nie trzymałby usilnie dystansu między nimi.

– Ja wam mówię, oni się będą dzisiaj bzykać. – Odezwał Viva. – Przecież z daleka widać, że miedzy nimi iskrzy.

– Oj, ale nie wiem czy to są miłosne iskry. – Zaoponował Liam. – Bardziej przeglądałbym jutrzejszą gazetę, czy nikogo nie oskarżono o morderstwo lub gdzieś nie znaleziono ciała.

– Przecież oni bosko ze sobą wyglądają. Poza tym nie wiecie, że kto się czubi ten się lubi?

– Koleś widać się stara, jednak musiał coś przeskrobać, skoro Alan nadal nie pozwala mu się zbliżyć do siebie.

– Robimy zakłady czy się zejdą? – Zaproponował Liam z przebiegłym uśmiechem.

Przyjaciele rozmawiali i dyskutowali, w tym czasie Alan i Ryan stali przed klubem.

– Odwaliło ci do końca?! – Chłopak naskoczył na bruneta. – Co ty wyprawiasz?! Ara była w klubie, co sobie o tym pomyśli?

– Naprawdę tylko to cię martwi? – Ryan nie przestawał obrzucać młodszego gniewnym i pewnym siebie spojrzeniem.

– Nie, ale ciebie miedzy innymi powinno.

– Nie obchodzi mnie co Aurora sobie pomyśli, czy ktokolwiek inny. – Odparł od razu. – Po to kazałeś mi się od ciebie osunąć?

– Nie. Ale może dobrze, że zauważyłeś, że nie jesteś jedynym zainteresowanym mną mężczyzną na świecie. – Wysyczał blondyn. – I zauważ nie kazałem ci się ode mnie odsunąć, tylko załatwić sprawę z Kath, jeśli to mnie z naszej dwójki masz wybrać.

Oboje przerwali rozmowę widząc grupę mężczyzn kręcących się w pobliżu klubu. Alan niepewnie spoglądał na wąskie przejście między blokami. Mimowolnie jego wzrok uciekł w stronę okien budynków. Wątpił, by ktokolwiek nawet jeśli coś widział, jakkolwiek zareagował.

– Chodźmy stąd. – Szepnął Alan. – Tędy.

Blondyn ruszył pierwszy. Starszy podążył za nim. Od klubu prowadziło przeważnie tylko jedno wyjście. Jednak dla bardziej wtajemniczonych było też przejście w bramie dla mieszkańców. Ona niemal zawsze była otwarta i można było z niej skorzystać, by nie natknąć się na grupę homofobów czających się w przejściu na jakąś ofiarę.

– Często takie typki się tu kręcą? – Zapytał Ryn, gdy znaleźli się przy głównej ulicy.

– Czasami. – Odparł. – Części udaje się przejść bez większych zaczepek, jednak ci bardziej rzucający się w oczy cofają się do klubu i przeczekują, do czasu aż tamci sobie nie pójdą.

– Bardziej rzucający w oczy... Jak ta trans dwójka twoich znajomych?

– Tak, na przykład.

Alan mimowolnie skierował się w stronę swojego domu. Jednak nieprzyjemnym wzrokiem zerkał w stronę bruneta, który cały czas koło niego szedł.

– Możesz już sobie pójść. – Burknął blondyn. – Punkt zepsucia mi wieczoru możesz sobie odhaczyć.

– Chcę mieć pewność, że dotrzesz do domu.

– Że nikt poza tobą mnie nie zgwałci w krzakach? – Prychnął. – Co ty tam w ogóle robiłeś? Kiedy przyszedłeś?

– Czy to ma jakieś znaczenie?

– Nie. Nie powinno cię tam być i tyle.

Alan szedł dalej starając się ignorować obecność starszego. Mijając przystanek autobusowy skorzystał z faktu, że autobus przejeżdżający obok jego domu miał za chwilę się pojawić.

Na jego nieszczęście, brunet również wsiadł do komunikacji miejskiej, gdy przybyła na miejsce.

Złość i irytacja blondyna rosły z każdą chwilą. Osiągnęły one swój poziom graniczny, gdy brunet wszedł za nim do bloku.

– Po jakiego za mną leziesz?! Nie ma opcji bym wpuścił cię do domu?! – Ponownie naskoczył na starszego. – Możesz wracać do swojej dziewczyny.

– Dlaczego musisz taki być? – Spytał, gdy winda pojawiła się na parterze.

– Jaki? Szczery? – Alan wszedł do windy, a brunet za nim. – Powtarzam, trzymaj się ode mnie z daleka, dopóki nie załatwisz sprawy z tym, z kim naprawdę chcesz być. Nie zgadzam się dłużej na bycie twoją kochanką!

Ryan przyciskiem na samej górze panelu zatrzymał windę między piętrami. Obawiał się, że nie zdąży porozmawiać z młodszym nim dojadą na górę i ten zaraz ucieknie do swojego mieszkania.

– Mówiłem, mnie też ta sytuacja się nie podoba. – Podszedł bliżej chłopaka. – Dałeś mi czas do soboty to trzymaj się tego terminu. Coś wymyślę.

– To sobie myśl. Dla mnie sprawa jest prosta. Trzymaj się ode mnie z daleka, dopóki nie zdecydujesz być ze mną na poważnie. Jako jedyny partner, a nie jedna z opcji.

– To każ mi się odsunąć, jak ci to przeszkadza. – Powiedział Ryan jeszcze bardziej zbliżając się do młodszego. Ten cofnął się, lecz napotkał za swoimi plecami ścianę. Zobaczył ten błysk zwątpienia w jasnobrązowych oczach. – Powiedz to... – Szepnął zbliżając swoją twarz do jego szyi. Jego oddech owiewał jego wrażliwą skórę, a wierzch nosa sunął delikatnie po szyi.– ... każ mi się osunąć. – Wyszeptał przez cały czas drażniąc młodszego, który stał niczym sparaliżowany z przymkniętymi oczami. – Powiedz, że nie chcesz mojego dotyku na swojej skórze.

Alan zaczynał mieć w głowie sieczkę. Niedawno wypity alkohol, plus przez cały czas gorący oddech starszego, który drażnił jego skórę, nie wspominając o delikatnym, niemal przelotnym dotyku nosa bądź warg, który zdawał się parzyć.

– Przestań. – Powiedział, będąc w szoku, że jest w stanie cokolwiek powiedzieć.

Ryan bez słowa wyprostował się patrząc prosto w jasnobrązowe oczy.

Po chwili oba ciała przylgnęły do siebie, a ich usta bez problemu się odnalazły. Ryan nie patrząc, ręką odszukał panel z boku i wcisnął przycisk ostatniego piętra.

Winda ponownie ruszyła. Gdy drzwi się otworzyły, nie odrywając się od siebie, przemieścili się pod właściwe drzwi.

W tym momencie musieli się od siebie osunąć. Alan szybko odnalazł w kieszeni klucze i otworzył drzwi. Gdy zamknęły się one za nimi, mężczyźni ponownie przywarli do siebie.

Po drodze ściągali z siebie buty i kurtkę. Chwilę później znaleźli się w sypialni.

Para nie ociągała się szybko zdejmując z siebie rzeczy. Chociaż się spieszyli, nie brakowało w ich gestach namiętności czy czułości.

Na koniec oboje leżeli na łóżku, wyrównując oddechy i nieco dochodząc do siebie po przebytym orgazmie. W tym czasie coraz więcej trzeźwego myślenia zaczęło przejmować umysł Alana.

– Wyjdź. – Powiedział nagle.

– Ale...

– To nic nie zmieniło. – Przerwał mu. – Moje ultimatum nadal obowiązuje.

Ryan spojrzał smutno na młodszego. Nie miał mu tego za złe. Wiedział, że oczekuje on od niego tego, co należało zrobić prędzej czy później. On jedynie pilnował by nie odwlekać tego w czasie.

Nie zamierzał się z nim kłócić. Nie był również pewny, kiedy jego współlokatorka kończy pracę, a wolałby by ich nie nakryła razem.

Bez słowa wstał, zabrał swoje rzeczy i skierował się w stronę wyjścia. Alan po chwili usłyszał dźwięk zamykających się drzwi.

Westchnął ciężko z zbolałym sercem. Miał nadzieję, że to nie był ich ostatni raz.

Po dłuższej chwili podniósł się i zamknął za starszym drzwi. Przy okazji odłożył na miejsce swoje buty i kurtkę. Ubrania w sypialni też wylądowały tam gdzie trzeba. Ubrał na siebie piżamę i położył się na swojej połowie łóżka ponownie mając mętlik w głowie.


Rano przez długi czas po obudzeniu leżał w łóżku, co było do niego niepodobne. Dopiero zauważając, że również jego współlokatorka zaczyna się przebudzać, podniósł się i wyszedł.

Po krótkiej wizycie w łazience, usiadł na kanapie. Siedział patrząc się w wyłączony telewizor. Po czasie dosiadła się do niego Aurora.

– Czemu nic nie mówisz? – Spytał Alan, po kilku minutach wspólnego milczenia.

Wczorajszego dnia się nie widzieli. Gdy Aurora wróciła po pracy do domu, blondyn już spał. Jednak dało się wyczuć zmianę atmosfery panującej w mieszkaniu. Przecież Alan dobrze zdawał sobie sprawę, że dziewczyna wszystko widziała i musiała mieć na ten temat swoje przemyślenia.

– A co mam mówić?

– O nic nie pytasz, tylko milczysz. – Zauważył, co przecież było dla niej nietypowym stanem.

– Wiedziałam o was. – Wyznała cicho.

Blondyn spojrzał na dziewczynę wzorkiem pełnym zdziwienia i niedowierzania. W jego głowie zaczęła się rodzić masa pytań. Skąd? Od Jak długo? Jak dużo wie?

– I nic nie powiedziałaś?

– A co miałam powiedzieć, gdy mój przyjaciel wyrwał, umawia się... nawet nie wiem jak to nazwać, z chłopakiem mojej przyjaciółki?

Między przyjaciółmi zapadła niezręczna cisza.

– Nie popieram tego, ale nic nie mówię. To nie moja sprawa.

– Mi też się to nie podoba. – Dodał cicho Alan. – Skąd ty...

– Fantastyczna Piątka obgadywała was w klubie, widziałam jak się liżecie w kuchni u Kath i Paul powiedział mi, że Ryan to twój były.

Alan nie mógł uwierzyć, że wpadli aż trzy razy.

– Jak mogłeś mi o niczym nie powiedzieć?

– A co miałem powiedzieć? Jak sama zauważyłaś ponownie jestem spychany do roli kochanki, o której nikt nie wie.

– Znowu? – Dopytała z zainteresowaniem.

– Identyczna sytuacja była, gdy spotykaliśmy się w szkole średniej. – Wyznał, nie widząc w tej informacji nic złego, skoro dziewczyna już i tak dużo wie. – Nie jest to fair ani wobec mnie, ani Kathrine. Dobrze o tym wiem. Ale to on musi się zdecydować, a że jest ostatnim tchórzem... Dlatego chodziłem ostatnio taki drażliwy, a wczoraj w klubie wyszło jak wyszło.

– On jest bi?

– Co najśmieszniejsze - nie. Wielki Pan Hetero jest stuprocentowym gejem, laski w ogóle go nie podniecają. – Zaśmiał się nerwowo. – Ale znam go na tyle dobrze by wiedzieć, że po prostu wolał cierpieć w samotności i się oszukiwać, by nie dać nikomu powodów do podejrzeń jaka jest prawda. Wcześniej pomimo tego, że zdawał sobie sprawę, że dziewczyny go nie interesują, to zanim w końcu dopuścił do siebie myśl i możliwość, że jest gejem, to był to bardzo długi i wyboisty proces. I za każdym razem oczywiście ja z tego powodu obrywam w dupę.

Ara siedziała milcząc, przyswajając w głowie wszystkie nowe informacje.

– Dałem mu ultimatum. Do soboty ma wybrać. Nie zamierzam tak tego dłużej ciągnąć.

– Super. – Westchnęła ironicznie dziewczyna. – Czyli w weekend będę miała albo przyjaciela współlokatora ze złamanym sercem, albo przyjaciółkę samotną matkę.

Alan od razu spojrzał na dziewczynę pytającym wzrokiem.

– Jest w ciąży. – Powiedziała na głos to co wydawało się być oczywiste. – Wczoraj robiła test, nie jeden. Najprawdopodobniej drugi miesiąc. Nie mówiła jeszcze nikomu poza mną, miałam nikomu nie mówić.

Tak, powierzenie Aurorze tajemnicy nie było najmądrzejszym posunięciem.

Alan przeniósł wzrok na własne kolana. Czuł jakby świat mu się zawalał pod nogami. Może i Ryan był tchórzem i kawałem drania, ale nie takiego by zostawić kobietę, która jest z nim w ciąży. Blondyn dobrze wiedział, że postąpi odpowiedzialnie.

Czyli już teraz był na straconej pozycji.

Mężczyzna wstał bez słowa i udał się do sypialni. Tam przebrał się w sportowe ubrania i wyszedł z domu. Musiał pobiegać. Nawet pomimo męczącego go niewielkiego kaca i pustego żołądka. Potrzebował jakoś odreagować to co się w nim nawarstwia.

____________________

No to się porobiło. W ich życiu nie może być za spokojnie. Jak obstawiacie? Ryan zostawi Kath dla Alana? Jak i czy w ogóle dowie się o ciąży? Jak ta informacja wpłynie na ich dalsze losy?

Kolejny rozdział to piątkowa impreza, więc trzymajcie się mocno, bo będzie się działo 😈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top