Rozdział 32

Alan ostrożnie wstał z łóżka i podszedł do krzesła, na którym leżały jego ubrania przygotowane na dzisiejszy dzień.

– Możesz mi powiedzieć, dlaczego nadal chodzisz do szkoły? – Mruknął zaspanym tonem brunet.

– Obudziłem cię? Sorka.

Ryan nic nie odpowiedział. Jak mógł go nie obudzić, kiedy nagle zniknęło jego źródło ciepła.

– Dzisiaj jest już rada. To ostatni dzień. Później wszyscy zobaczymy się dopiero na zakończeniu roku.

– Ostatecznie powyciągałeś te dwie oceny? – Dopytał zaczynając szukać telefonu pod poduszką.

– Mam nadzieję, że dzisiaj w końcu powiedzą. Ja nie wiem czy oni czerpią jakąś satysfakcję z trzymania nas w niepewności do samego końca czy co?

– Oczywiście, że tak. Myślisz, że taki nauczyciel jakie może mieć inne atrakcje w życiu?

Alan skończył się ubierać. Podniósł swój plecak z ziemi i skierował się w stronę drzwi, lecz zatrzymał się przed nimi.

– Pojedziesz ze mną do taty po szkole? – Spytał odwracając się w stronę starszego.

– Co? Po co?

– Po prostu, dla towarzystwa. Chciałbym pojechać z tobą.

– Alan, nie chce mi się. – Skrzywił się.

– Proszę. – Powiedział blondyn z szczenięcymi oczami. – Co masz lepszego do roboty?

Alan już jakiś czas temu zauważył, że ten wzrok działa na starszego zmiękczająco. Nie chciał tego nadużywać, lecz to nie znaczyło, że nie zamierzał w ogóle tego wykorzystywać.

– Zastanowię się. – Burknął. – A teraz leć, bo się spóźnisz do szkoły kujonie.

– Jak coś to przyjedź autobusem pod szkołę i od razu pojedziemy do taty. – Rzucił przed wyjściem.

Będąc na dole przywitał się z mamą, zabrał śniadanie do szkoły i opuścił dom.

Dzień w szkole mijał spokojnie i nudno. Połowa klasy, która postanowiła zjawić się w szkole starała się wziąć ten dzień na przetrwanie, podobnie jak nauczyciele.

Uczniowie spędzali lekcje na telefonach lub rozmowach z przyjaciółmi, a pedagodzy zajmowali się papierkową robotą związaną z końcem roku szkolnego i dzisiejszą radą.

Wszyscy wydali pełne zadowolenia okrzyki na dźwięk ostatniego dla nich dzwonka. Z uśmiechniętymi twarzami wyszli z klasy by opuścić szkołę i wrócić do niej dopiero za kilka dni na uroczystość zakończenia roku szkolnego.

– Wracamy razem autobusem. – Odezwał się Alan.

– Jedziesz do taty?

– Tak.

Wyszli ze szkoły, a na twarzy blondyna pojawił się szeroki uśmiech na widok mężczyzny stojącego na przystanku autobusowym.

– On jedzie z tobą? – Spytał Paul zauważając bruneta.

– Najwyraźniej tak. – Odparł zadowolony.

– Twój tata wie, że wy...

– Nie. Myśli, że tylko się przyjaźniami. – Powiedział, co nawet nie było kłamstwem.

Chłopcy dotarli na przystanek.

– Cześć. – Przywitał się szatyn, który zdążył już przyzwyczaić się do towarzystwa Ryana.

– Jednak się namyśliłeś. – Odezwał się Alan.

– Truł byś mi później o to tyłek. – Wywrócił oczami. – Postawiłem na minimalizację szkód.

Cała trójka weszła do autobusu, który podjechał na przystanek. Zbliżający się koniec szkoły dało się wyczuć nawet tutaj. Wnętrze pojazdu było w połowie puste.

– Za dwa dni wyniki. Denerwujesz się? – Zagadnął Paul.

– Napisałem na tyle na ile umiałem. – Wzruszył ramionami. – Pytanie tylko jak poszło innym, którzy będą starali się dostać na ten sam kierunek co ja.

– Wow, chciałbym mieć tak wyluzowane podejście do tego. – Otworzył szerzej oczy. – A gdzie w końcu składasz papiery?

Alan popatrzał uważniej na starszego.

– Jeszcze nie zdecydowałem. – Odparł.

Ryan chciał unikać tego tematu jak najdłużej się dało. Nie znał jeszcze swoich wyników egzaminu i naprawdę jeszcze nie zdecydował czy zamierza uczyć się na tutejszej uczelni czy jednak będzie opuszczał miasto.

Chłopcom podróż minęła na rozmowach. W końcu musieli się rozdzielić. Gdy Alan i Ryan dotarli na miejsce, młodszemu uśmiech nie schodził z twarzy.

W końcu stanęli przed ciemnymi drzwiami mieszkania pana Grasse. Po chwili otworzyły się przed nimi, a w progu przywitał ich uśmiechnięty gospodarz.

– Cześć tato.

– Dzień dobry. – Przywitał się Ryan znudzonym tonem.

– Witajcie. Nie spodziewałem się ciebie Ryan.

– Jestem tu tylko ze względu na niego. – Wskazał blondyna. – Mi się tyłka z domu nie chciało ruszać.

Dwójka weszła do środka.

– Jest Carlos? – Spytał młodszy po ściągnięciu butów.

– Jeszcze nie. Kończy pracę za dwie godziny. – Odparł. – Ale mamy tymczasowo gościa, który chyba ci się spodoba.

Chłopcy zmarszczyli brwi i udali się za mężczyzną w głąb mieszkania. Ryan kątem oka widział jak Alanowi oczy zaczynają się świecić na widok małego psa śpiącego na kanapie.

Chłopak od razu spojrzał na ojca pytającym wzrokiem.

– Znajomi wyjechali na kilka dni i zostawili ją nam pod opieką. – Wyjaśnił. – Zoe.

Blondyn podszedł do niewielkiej czarnej śpiącej kulki, lecz nawet nie śmiał przerywać jej snu.

– Napijecie się czegoś?

– Tak.

– Mhm. – Mruknął Ryan.

Mężczyzna wstawił wodę, a pozostali usiedli przy stole. Nie zbliżali się do kanapy, nie chcąc przerwać snu szczeniaka.

– Jak w szkole? Już oceny wystawione? – Spytał William kładąc na stole gorące kubki.

– Tak. Dzisiaj jest rada, wiec nauczyciele musieli już ostatecznie podać oceny.

– I jak? Wspominałeś, że z dwóch przedmiotów jeszcze ci się wahała ocena.

Ryan spojrzał uważniej na młodszego.

– Są piątki. – Powiedział z ulgą i zadowoleniem.

– Gratuluje. – Uśmiechnął się szeroko, dumny z syna.

Czas mijał im na rozmowach. Głównymi rozmówcami był Alan z ojcem. Ryan raczej wszystkiemu się przysłuchiwał, odzywał się jedynie, gdy został wciągnięty w rozmowę jakimś bezpośrednio skierowanym do niego pytaniem.

W pewnym momencie wszyscy spojrzeli na wstającego z kanapy pieska. Czarne zawiniątko pokazało swoje szczupłe ciało, długie łapy, częściowo oklapnięte uszka i jasnobrązowe oczy.

Zwierzę przeciągnęło się, otrzepało, a następnie spojrzało na obecnych w salonie ludzi. Zaczęło wesoło merdać ogonem na widok gości.

Zoe ostrożnie zeszła z kanapy i wesoło, chociaż nieco pokracznie podbiegła do Ryana, obwąchując jego spodnie, a następnie podeszła do Alana.

Gdy blondyn wystawił dłoń do obwąchania i okazał psu zainteresowanie, chudy, czarny ogon zaczął energicznie machać na boki.

– Wyjdziesz z nią na siku? – Zaproponował pan Grasse. – Jest jeszcze młoda i musimy często chodzić z nią na sikupy. – W jego głosie było słychać zmęczenie tym obowiązkiem.

– Jasne! – Odparł uradowany.

William podał synowi smycz i szelki należące do psa. Pomógł mu ją ubrać, wręczył kilka smakołyków na drogę i wypuścił na spacer.

Zaraz podszedł do okna, otwierając je i rozglądając się za synem i szczeniakiem znajomych. Po chwili dołączył do niego Ryan, będąc ciekaw jak młodszemu będzie szło wyprowadzanie psa.

Oczywiście Alan z psem u boku był w swoim żywiole. Pomimo iż nigdy nie posiadał psa zdawało się, że ma w tym niemałe doświadczenie. To wywołało delikatny uśmiech na twarzy bruneta.

– Alan ostatnio chodzi szczęśliwy. – Odezwał się mężczyzna.

Ryan kątem oka spojrzał na pana Grasse.

– Tak. – Przyznał mu rację.

– Lubisz Alana. – Odezwał się ponownie.

Zmarszczył brwi. Nie rozumiał tych nagłych zmian tematu.

– Mieszkamy ze sobą pół życia. Nie mam innego wyjścia.

– Mnie się wydaje inaczej. – Odparł mężczyzna. – Lubisz go bardziej niż nam się wszystkim wydaje, prawda?

Tym razem Ryan spojrzał na niego twardym wzrokiem, zaczynając odczuwać wewnętrzny niepokój. Jednak to nie były dwa oddzielne tematy. Czyżby Alan mu coś wspominał? Nie, nie ma mowy. Sam musiał się czegoś domyślać.

– Nie chciało ci się tu przychodzić, a jednak tu jesteś. Z czyjego powodu? – Spytał, doskonale znajdując drugie dno tej sytuacji. – Odpuść sobie i nie zbliżaj się do niego, zanim to nie zajdzie za daleko. – Zmienił ton na nieco pewniejszy.

A co, jeśli już zaszło? Bo na pewno nie spodziewał się tego, albo wolał o tym nie myśleć jak daleko zabrnęła znajomość jego i jego syna.

– Bo?

– Bo tylko go zranisz. Poza tym dobrze wiesz, że akurat wy nie powinniście.

– Dlaczego? Nie jesteśmy spokrewnieni.

– A jeśli bylibyście, to by coś zmieniało?

Dla niego częściowo tak, dla Alana niekoniecznie. Jednak nie zamierzał udzielać starszemu odpowiedzi na to pytanie.

– Jak sam zauważyłeś, jest szczęśliwy. – Odezwał się Ryan, nie zamierzając odpuszczać. – Jak jesteś taki odważny, to przeprowadź taką samą rozmowę z nim. Zobaczymy jak zareaguje. Nie masz odwagi, dlatego rozmawiasz ze mną.

– Rozmawiam z tobą, bo ty jesteś bardziej rozsądny. – Pan Grasse również nie odpuszczał. – Nie zbliżaj się do mojego syna.

– Pojawiłeś się w jego życiu po tylu latach nieobecności i myślisz, że masz prawo decydować o takich rzeczach.

– Mój brak nie był z mojej woli.

– Co nie zmienia faktu, że byłem przy nim przez te wszystkie lata, kiedy ciebie nie było. Wiem jak się o niego zatroszczyć.

– Skoro tak, to naprawdę myślisz, że to co jest między wami jest dobre?

Trafnie uderzył w czulszy punkt. Jednak Ryan nie chciał tak szybko dać się pogrążyć negatywnym myślom. A dlaczego miałoby nie być? Oboje mieli na siebie dobry wpływ.

– Nie bez powodu ukrywacie się przed wszystkimi. Ryan, ostrzegam cię. – Powiedział twardo. – Zakończ to zanim zajedzie za daleko.

Mężczyźni mierzyli się groźnymi spojrzeniami.

– Nie jesteś kimś odpowiednim dla niego. Zranisz go, a mam nadzieję, że również tego nie chcesz. Pomyśl co będzie dla niego lepsze. Jaka przyszłość czeka go u twojego boku? Wieczne ukrywanie się. Dostanie od ciebie to, na co naprawdę zasługuje?

Wymianę nieustępliwych spojrzeń przerwało otwarcie się drzwi wejściowych.

– Wróciliśmy. – Odezwał się męski głos, drugiego z domowników. – Poznałeś naszych gości z naszą tymczasową współlokatorką. – Odezwał się do swojego partnera. – O, cześć Ryan. – Przywitał się, lecz chłopak usłyszał w jego głosie lekką niepewność przy imieniu.

– Cześć. – Odparł jedynie.

Dalsza część spotkania przebiegła bez większych przygód. William zachowywał się jak gdyby nic się nie stało, niczego nie wiedział, a Ryan po prostu był niezwykle milczący co nie było niczym niezwykłym dla niego.

Bliżej wieczora dwójka chłopców zaczęła się zbierać do domu. Opuścili mieszkanie Williama i Carlosa. Alan wcześniej musiał się jeszcze wyprzytulać i dać wylizać na dowidzenia czarnemu szczenięciu, który żegnał się z nim niezwykle energicznie.

W końcu znaleźli się na zewnątrz. Chłodne powietrze owiało ich ramiona.

– I co, chyba nie było tak źle? – Spytał Alan w drodze na przystanek autobusowy.

Nie, było znacznie gorzej niż mogłem przypuszczać. Jednak te myśli zostawił dla siebie.

– Więcej z tobą do niego nie jadę. – Odparł chłodno.

– Oj, już nie przesadzaj. – Szturchnął go ramieniem.

Starszy przez dalszą drogę był niezwykle milczący i posępny. Do domu wrócili w sam raz na przygotowaną przez Lucy kolację.

– Mam nadzieję, że jesteście głodni. – Przywitała ich kobieta.

– Oczywiście! – Odparł młodszy.

Ryan w obecnym nastroju nie miał ochoty na wspólny posiłek, lecz ze względu na Alana postanowił zachować pozory.

Zasiadł wspólnie z pozostałymi do stołu, lecz nie udzielał się w rozmowie. W milczeniu zjadł kolację, która na całe szczęście zawierała mięso, a przynajmniej jego porcja. To nieco ratowało cały ten posiłek.

Mama nie namawiała ich do pomocy w sprzątaniu, a żaden z nich nie wychylał się i nie oferował przejęcia obowiązku. Pożegnali się z kobietą, życzyli jej dobrej nocy, nie przewidując już schodzić na dół i udali się na górę.

– Ej, Ryan. Co jest? – Spytał blondyn, gdy znaleźli się na piętrze.

– Hm?

– Wydajesz się być jakiś naburmuszony. Coś się stało? – Pytał zmartwionym tonem.

Młodszy nie przypominał sobie, żeby u jego ojca wydarzyło się coś, za co mógłby się na niego obrazić, więc nie rozumiał skąd ta zmiana nastroju.

Ryan wytknął sobie fakt, że pan Grasse zasiał w nim ziarno niepewności i to na tyle duże by jego wewnętrzne rozterki były widoczne na zewnątrz.

– Wszystko jest w porządku. – Powiedział cmokając go w czoło i chowając się w łazience.

Blondyn został sam na korytarzu. Miał pewne wątpliwości co do prawdziwości jego słów, lecz na razie nie zamierzał drążyć tematu. Liczył, że to jedynie chwilowe.

Po kąpieli każdego z nich, nastąpił spokój i cisza. Oboje spędzali czas w pokoju starszego. Najpierw przeglądając chwilę aktualności na telefonie, a później tuląc się do siebie bez słowa, aż w końcu zasypiając snem bardziej lub mniej spokojnym.

h

Alanowi już wczorajszego dnia ciężko było opanować emocje. Tego ranka zdawało się to być niemal niemożliwe.

Bardzo powoli i z wielkim trudem wyswobodził się z objęć starszego, tak by ten się nie zbudził. Ostatnimi czasu miał wrażenie jakby Ryan zyskał czujnik, kiedy opuszcza jego łóżko.

Dzisiaj jednak udało mu się wydostać z pokoju bez budzenia gospodarza. Szybko zakradł się do swojego pokoju i po przebraniu chwycił spod biurka niewielki pakunek przygotowany w sekrecie.

Wrócił do sąsiedniego pokoju skąpanego w ciemnościach. Położył prezent na połowie łóżka, na której wcześniej spał. Nim opuścił pomieszczenie, poprawił zasłony, by światło nie obudziło zbyt wcześnie solenizanta.

Nim starszy się zbudzi chciał zrobić jeszcze kilka rzeczy. W dobrym nastroju zszedł na dół. Nie tylko on już nie spał.

– Alan, pojedziesz ze mną do sklepu? – Spytała kobieta mijając się z młodszym synem.

Spojrzał na nią nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie było to w jego planach. Jednocześnie nie za bardzo umiał odmówić mamie, nie mając dobrego argumentu w głowie.

– Chciałam Ryanowi zrobić na obiad karkówkę, którą tak lubi, ale jednak nie mam wszystkim potrzebnych rzeczy.

– Dobra.

Oboje założyli buty i wyszli na zewnątrz. Pogoda zdawała się dzisiaj wyjątkowo rozpieszczać słońcem w towarzystwie zaledwie kilku chmur. Taki mały przedsmak lata.

Razem pojechali do sklepu licząc, że tak jak zawsze, Ryan nie wstanie zbyt wcześnie. Zakupy oczywiście okazały się większe niż tylko zakupy z listy.

Gdy wrócili do domu zachowywali ciszę. Jednak wchodząc do kuchni można było ujrzeć stojącego przy blacie bruneta z włosami w nieładzie, sugerującymi, że niedawno się obudził, w luźnej nieco wygniecionej koszulce i z kotem na ramionach.

Alan uśmiechnął się na ten widok, który wydał mu się jednocześnie słodki i trochę seksowny.

– Wszystkiego najlepszego synku. – Powiedziała mama uśmiechając się do syna.

Jednak ciężkie zakupy zmusiły ją, by w pierwszej kolejności zająć się nimi.

– Dziękuję.

– Już wstałeś? – Spytał młodszy podchodząc bliżej i odkładając część zakupów.

– Tak, chociaż liczyłem na ciebie rano w łóżku. – Pochylił się i wyszeptał mu do ucha, wykorzystując fakt, że mama znajdowała się dalej i hałasowała wypakowując zakupy.

– Takie atrakcje zostawiłem na wieczór. – Odparł równie cicho z przebiegłym uśmiechem. – Otworzyłeś już prezent?

– Nie. Chciałem przy tobie.

Alan ucieszył się, ponieważ chciał widzieć jego reakcję na ten skromny prezent. Zresztą, one nigdy w ich wykonaniu nie były spektakularne. To zawsze było coś niewielkiego.

– Chciałem coś zjeść nim pójdę po wyniki. – Powiedział biorąc gryz kanapki. – Pójdziesz ze mną? – Spytał z pełną buzią.

– Jasne.

– Możecie wziąć moje auto jak chcecie. – Zaoferowała Lucy.

– Jest ładna pogoda, przejdziemy się. – Odparł starszy, patrząc na młodszego, który skinął zgodnie głową.

Alan pomógł mamie dokończyć rozkładać zakupy, sam szybko coś przekąsił i po tym jak Ryan przebrał się w coś, w czym można się pokazać publicznie, wyruszyli w stronę szkoły.

– Nie jedziemy autobusem? – Spytał młodszy, gdy przechodząc obok przystanku autobusowego, Ryan szedł dalej przed siebie.

– Śpieszy ci się gdzieś? Chciałem spędzić dzisiaj z tobą dzień, a wolę spędzać go na świeżym powietrzu niż w domu. – Wyznał. – Domowe atrakcje zostawiłem sobie na wieczór. – Powtórzył jego słowa wymownym tonem.

Dwójka szła przez miasto coraz bardziej zbliżając się do budynku szkoły.

– Stresujesz się? – Dopytywał Alan.

– Szczerze? Trochę. Ale chyba nie będzie źle, co?

Nie mógł zaprzeczyć, że zaczynał odczuwać lekką obawę odnośnie wyników.

– Na pewno ci dobrze poszło. W końcu dzięki komu dostawałem niemal same piątki.

Nim się obejrzeli dotarli pod budynek szkoły. Dookoła można było dostrzec innych absolwentów, chcących poznać swoje wyniki egzaminów. Na twarzach większości malowała się pewna doza niepewności.

– Poczekam na ciebie tutaj. – Odezwał się Alan zatrzymując się przed wejściem. – Będzie dobrze. – Oddał na pocieszenie.

Ryan uśmiechnął się, po czym wszedł do środka. Blondyn przesunął się i oparł o niewielki murek, częściowo na nim przysiadając. Wzrok utkwił w komórce.

– Cześć Alan. – Usłyszał po chwili.

Spojrzał w górę, zauważając stojącego przy nim Jasona. Młodszemu ciężko było ukryć fakt, że nadal czuje się dziwnie w jego towarzystwie.

– Cześć.

– Ryan, poszedł po wyniki?

Blondyn skinął jedynie głową. Starszy chłopak wszedł do środka udając się w stronę sekretariatu, gdzie wydawane były wyniki i zaświadczenia zaliczenia, bądź też nie, egzaminu.

Ryan, gdy wszedł do niewielkiego pomieszczenia nawet nie musiał się przedstawiać. Panie z sekretariatu dobrze go pamiętały.

Czuł jak ciężko wali mu serce chwytając w dłonie sztywny papier. I czuł również ogromną ulgę zalewającą jego ciało po ujrzeniu wyników.

– Pan dyrektor u siebie? – Spytał z uśmiechem na ustach.

– Tak. – Odparła niepewnie.

Odwrócił w stronę kobiet swój dyplom z wynikami, a następnie pozostawiając kobiety w osłupieniu, zapukał i wszedł do gabinetu dyrektora.

– O proszę, pan Singh. – Odezwał się podnosząc wzrok z nad papierów na biurku. – Skończył pan szkołę i nadal pan chce lądować tutaj?

– Pamięta pan nasz zakład z początku roku? – Spytał bezpośrednio.

Starszy mężczyzna patrzał na niego dłuższą chwilę, zaraz przypominając sobie wszystko. Ryan obrócił w jego stronę swój arkusz z wynikami. Dyrektor zamrugał kilkukrotnie, po czym wziął kartkę do ręki kilka razy sprawdzając czy aby na pewno widnieje na niej nazwisko chłopaka.

– Jak?

– Mówiłem panu, że nie jestem taki głupi za jakiego mnie macie. A teraz stówka dla mnie.

– Nie było świadków.

– Nie. Poza pańską dumą za niedotrzymanie słowa.

Mężczyzna zmierzył go nieprzyjemnym spojrzenie, lecz po chwili wyciągnął portfel i przekazał chłopakowi banknot.

– Interesy z panem to przyjemność.

Brunet schował pieniądze do kieszeni, po czym opuścił gabinet dyrektora. W sekretariacie natknął się na swojego przyjaciela, który właśnie odebrał wyniki. Razem wyszli na korytarz.

– No i ostatecznie po wszystkim. – Jason odezwał się jako pierwszy. – Zaliczyłem, nawet nie najgorzej. A ty?

Ryan uśmiechnął się, lecz czuł się nieco dziwnie chwaląc się wynikami. Reakcja przyjaciela była podobno do pozostałych osób.

– Co?! Jakim cudem?! – Powiedział przyglądając się arkuszowi Ryana.

– Stać mnie na więcej niż się wydaje.

– Ale z ocen miałeś same dwóje i tróje.

– Bo dokładnie tyle chciałem mieć. – Odparł.

– Dlatego tak dopytywałeś zawsze o punktację za zadania. – Pokręcił głową. – Ty chuju, to mogłeś chociaż mi pomagać na sprawdzianach, żebym dostawał lepsze oceny!

Ryan zaśmiał się pod nosem.

– A Antonio gdzie? – Dopytał brunet.

– Pewnie przyjdzie popołudniu. Założę się, że o tej godzinie to on jeszcze śpi. – Wzruszył ramionami. – No to z takimi wynikami możesz się starać dostać do całkiem niezłych uczelni. Gdzie składałeś papiery?

Uśmiech chłopaka nieco pobladł. Jason jak zawsze szybko łączył kropki.

– Wyjeżdżasz. – Podsumował. – Daleko? Mówiłeś mu?

– Jeszcze nie.

– Wiesz, że nie ma co przeciągać z takimi sprawami. – Poradził mu.

– Tak. Ale nie dzisiaj.

– Jasne. Swoją drogą, wszystkiego najlepszego stary.

Przyjaciele pożegnali się. Razem udali się do wyjścia, a następnie rozdzielili się. Alan patrzał na Ryana oczekując wieści.

– Jason zadowolony, udało mu się zdać.

– Cieszę się, ale bardziej interesują mnie twoje wyniki.

Nie mógł powstrzymać zadowolonego uśmiechu. Bez słowa przekazał młodszemu arkusz z wynikami. Starszy patrzał jak na jego twarz rozszerza się w coraz większym uśmiechu.

– Rany, rewelacyjnie ci poszło. Gratulacje!

– Dzięki.

Chłopcy ruszyli w drogę powrotną do domu. Na twarzy starszego widniał szeroki uśmiech. Wyniki były nawet nieco lepsze niż się spodziewał. Na twarzy Alana również znajdował się uśmiech pełen dumy.

– Zjemy dzisiaj na mieście? – Zaproponował brunet w czasie marszu.

– Ty chyba żartujesz. Mama specjalnie robi obiad pod ciebie.

– Jakieś bardziej urodzinowe te urodziny w tym roku mi się wydają.

– W poprzednie cię w sumie nie było. Rok szkolny kończył się szybciej i byłeś już u taty.

Ryan wzruszył ramionami.

– Ale na deser to chyba możemy pójść, co?

– Jasne.

Po krótkiej wędrówce trafili pod drzwi domu. Po zdjęciu butów Lucy zatarasowała im przejście patrząc wyczekującym wzrokiem w stronę starszego.

– No co nic nie mówicie. – Odezwała się po chwili. –Macie wesołe miny, czyli zdałeś, tak?

– Naprawdę się martwiłaś o to czy w ogóle zdam? – Ryan odezwał się urażony. – Mówiłem ci, że zadziwię cię wynikiem. Proszę. – Z uśmiechem podał jej dyplom.

Patrzał jak mama szeroko otwiera oczy i usta ze zdumienia.

– To na pewno twoje? Nie pomylili się?

– Dzięki, że we mnie wierzysz. – Wywrócił oczami.

– Przecież wiesz jakie miałeś oceny. – Odparła na samoobronę.

– Przecież wiesz, jak się uczyłem przed szkołą średnią. – Użył podobnego argumentu.

– Przed. – Zaznaczyła.

– Bo wcześniej ojciec mnie na tyle nie wkurzył, bym musiał posunąć się do takiego kroku.

– Chcesz mi powiedzieć, że byłeś na tyle głupi by specjalnie zawalać oceny z powodu tego dupka?! – Naskoczyła na niego i delikatnie zdzieliła po głowie. – Oj, Ryan. Gratuluję wyników. – Powiedziała tym razem łagodniej i przytuliła syna do siebie. – Świetnie ci poszło. – Ucałowała go w czoło. – Sam sobie zrobiłeś super prezent na urodziny.

Lucy jakby nadal nie wierząc zrobiła zdjęcie wyników syna, po czym oddała mu dokument.

– Obiad będzie na trzecią. – Oznajmiła i opuściła synów.

– To co, patrzymy co mi tam rano wróżka zębuszka zostawiła na poduszce? – Powiedział starszy ruszając na przód.

– Ja ci dam wróżka zębuszka. – Prychnął. – Co najwyżej najlepszy chłopak na świecie, a nie... – Odparł cicho.

Ryan zaśmiał się pod nosem. Razem udali się do pokoju bruneta, gdzie czekał na nich nietknięty prezent z rana. Spoczęli na łóżku. Starszy wziął w dłonie niewielką, czarną torebkę prezentową.

Ręka Ryana zanurzyła się w środku w pierwszej kolejności wyciągając niewielkie pudełko.

– Czy to jest... – Powiedział obracając je w dłoniach i szybko pozbywając się wierzchniej warstwy papieru. – Przecież ta wersja była sprzedawana tylko w preorderze!

Alana satysfakcjonował widok jego roziskrzonych oczu na widok nowej płyty ulubionego zespołu.

– Chwila. Przecież ona była do kupienia na samym początku roku.

– I co z tego? – Wzruszył ramionami. – Ogarniałem prezent z wyprzedzeniem.

– Różnie między nami bywało. Skąd wiedziałeś, że będzie dobrze? Albo co by się stało jakbyśmy nadal byli skłóceni?

– Byłbyś chujem, który dostałby prezent, na który totalnie nie zasługuje. – Odparł wprost. – Patrz dalej.

– Jest jeszcze coś? Wiesz, że to i tak jest dużo. Pewnie musiałeś się sporo na nią wykosztować.

– Ciesz się, że ostatecznie zasłużyłeś. Patrz co dostałeś.

Ryan sięgnął ręką po kolejną rzecz z torebki prezentowej. Tym razem opakowanie było dużo mniejsze. Delikatny uśmiech pojawił się na twarzy starszego, gdy zaczął się domyślać co może być ostatnim prezentem.

I tak po chwili otworzył niewielkie opakowanie w środku kryjące bransoletkę z białych kamieni, która zdawała się być przeciwieństwem tej, którą podarował młodszemu na urodziny i którą dzisiaj młodszy również miał na swoim nadgarstku.

– Dziękuję. – Powiedział szczerze, zaraz wkładając swój nowy prezent na rękę.

– Cieszę się, że się podoba. – Uśmiechnął się. – To jakie plany na dzisiaj?

– Mówiłem, chcę spędzić dzień z dobą. – Nadal przystawał przy tym jednym postanowieniu. – Do obiadu jeszcze chwila, co powiesz na grę w kosza? Po obiedzie się gdzieś przejdziemy, zjemy coś słodkiego i pewnie zejdzie nam do wieczora.

Alan skinął głową. Zaraz obaj przebrali się w dresowe szorty i luźne koszulki i udali na podwórko za domem. Rozegrali grę w kosza jeden do jednego.

Po wspólnej grze Ryan wpuścił do łazienki pierwszego Alana. Ten chciał wziąć jedynie prysznic, a brunet miał w planach dłuższą kąpiel.

Po wymianie miejscem w łazience młodszy udał się do kuchni.

– Pomóc ci w czymś? – Spytał mamy.

– Nie trzeba. Ale lepiej zajmij się swoim obiadem, bo z naszego to jedynie ziemniaki są dla ciebie zjadliwe.

– O mnie się nie martw, mam co jeść. – Odparł, wyciągając mieszankę warzyw z zamrażalnika.

Zaczął przygotowywanie obiadu dla siebie. Warzywa w połączeniu z smażonym ryżem, sosem sojowym i sezamem stworzyły szybko danie w stylu azjatyckim.

Gdy Ryan zszedł na dół, jego obiad był już na końcówce przygotować.

– Ale świetnie pachnie. – Odezwał się starszy schodząc na parter.

Alan nie podzielał tego entuzjazmu, gdyż w niemal całym domu czuć było martwym zwierzęciem w sosie, lecz starał się nie narzekać i nie zwracać na to uwagi.

Wszyscy wspólnie zasiedli do posiłku. Alan uśmiechał się pod nosem widząc jak brunet z zadowoleniem pochłania obiad. Cieszył się, że jego urodzinowy dzień jest udany.

Po obiedzie tak jak planowali, wyszli z domu. Ryan zaprowadził młodszego do niewielkiej kawiarni w centrum. Miejsce było niezwykle jasne, przestronne i pełne zieleni.

– To miejsce bardziej w moim stylu niż twoim. – Powiedział blondyn rozglądając się dookoła. Jeszcze nie miał okazji tutaj być.

– Jeśli tobie się podoba, to i ja jestem zadowolony. – Odparł. – Wybieraj co tylko chcesz, ja stawiam.

– Myślałem, że dzisiaj są twoje urodziny nie moje.

– Nie narzekaj, tylko daj mi zrobić tę przyjemność i zapłacić za nas.

Alan uśmiechnął się, przeglądając kartę z menu. Po chwili obaj złożyli zamówienie na desery. Serce młodszego zabiło mocniej, gdy poczuł się jakby właśnie byli na randce.

Czas im mijał na rozmowach. Część osób dookoła nich przychodziła i odchodziła. Oni przez cały czas byli zadowoleni i zrelaksowani, skupieni wyłącznie na sobie.

Gdy zaczął zbliżać się wieczór opuścili kawiarnię, a Ryan wybrał dłuższą drogę powrotną, mając ochotę jeszcze na wspólny spacer. Nadal było ciepło, jak za dnia. Temperatura na noc nie miała za bardzo ochoty zmaleć.

Przez chwilę zatrzymali się przy stawie w parku. Ryan z ukrycia zrobił kilka zdjęć Alanowi. Pomarańczowo różowe niebo zrobiło dodatkowo świetny klimat.

Do domu dotarli już, gdy niebo pokryło się granatem i nielicznymi gwiazdami. Postanowili od razu skorzystać z okazji i zjeść kolację póki są na dole.

Wchodząc na górę brunet zatrzymał Alana w miejscu.

– Chodź ze mną. – Powiedział wskazując głową na łazienkę.

Zaliczyli już dzisiaj jedno mycie, jednak temperatura dzisiaj była na tyle wysoka, że żaden z nich nie pogardzi odświeżeniem się przed spaniem.

– A jak mama będzie od nas czegoś chciała?

– Będę grał! – Krzyknął w stronę parteru. – Nic nie będę słyszał. Dobranoc już!

– Dobranoc. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!

Ryan z zwycięskim uśmiechem spojrzał na młodszego.

– Teraz najwyżej będzie potrzebowała czegoś od ciebie. – Odparł.

Blondyn wywrócił oczami i dał się w pociągnąć w stronę łazienki.

– Czekaj! Ciuchy.

Każdy z nich wrócił się do swojego pokoju po ubrania na przebranie. Razem znaleźli się z powrotem w łazience. Ryan zaczął napuszczać do wanny gorącej wody, dolewając do niego trochę płynu do kąpieli młodszego, by zrobić nieco piany.

– No co tak czekasz? – Spytał, ściągając z siebie ubrania. – Nie ociągaj się tak.

Starszy wszedł jako pierwszy do wanny i w niej oczekiwał na pojawienie się blondyna. Ten jakby na powrót zaczął się krępować, lecz ostatecznie znalazł się w wannie.

– Gorąca! – Skrzywił się po wejściu.

– Ja w niej jestem, zimniejsza nie będzie.

– To był żart nawet poniżej twojego poziomu.– Burknął przekręcając kran na nieco zimniejszą wodę.

– Dobra, ale weź już przekręć na gorącą. Zaraz i tak się przyzwyczaisz.

Ryan pociągnął młodszego na siebie tak by ten oparł się o niego plecami. Alan uśmiechnął się pod nosem i gdy wody zrobiło się nieco więcej przymknął oczy.

– Na którą masz jutro zakończenie?

– Dziewiątą. – Odparł nie otwierając oczu.

Czuł jak dłonie starszego powoli i delikatnie gładził jego ciało.

– Nie wyśpię się. – Westchnął ciężko.

– Nie moja wina, że nagle zacząłeś mieć lekki sen.

– No ciekawe, odkąd się tak stało. – Prychnął. – Odkąd mam jakiegoś pasożyta w łóżku.

– Ten pasożyt może się przenieść do swojego łóżka, nie ma problemu.

Alan poczuł jak dłoń, która na jego klatce piersiowej zatrzymuje się i nieco mocniej naciska na podstawę szyi.

– Tego nie powiedziałem. – Wyszeptał mu do ucha. – A już na pewno nie dzisiaj.

Chłopcy jeszcze przez chwilę leżeli i delektowali się gorącą kąpielą, w końcu zaczynając się myć drugi raz tego dnia.

Pierwszy wyszedł Ryan.

– Jak skończysz to przyjdź. Nie spiesz się. – Powiedział, opuszczając łazienkę.

Alan też już wyszedł z wanny. Nie wiedział co starszy miał na myśli mówiąc by się nie spieszył. Po prostu się ubrał, przetarł drugi raz włosy ręcznikiem, chcąc pozbyć się ostatnich ociekających kosmyków, po czym opuścił łazienkę.

Wrócił się do niej jeszcze na chwilę i dwa razy psiknął się perfumem. Nie pukał. Wszedł do środka z zdziwieniem przyglądając się pomieszczeniu.

– Naprawdę zaczynam mieć jakieś śmieszne wrażenie, że to moje urodziny, a nie twoje.

Światło było zgaszone. Jedynymi źródłami światłą była nocna lampka przy łóżku oraz kilka świeczek rozłożonych w różnych miejscach pokoju. Tak niewiele, a jednak wystarczyło by wprowadzić romantyczny nastrój.

Ryan podszedł do młodszego kładąc swoje dłonie na jego biodrach.

– Kogo by nie były, to wcale nie zmienia scenariusza. – Odparł minimalizując odległość miedzy nimi.

Usta starszego połączyły się z tymi należącymi do młodszego. Powoli masowały się nawzajem w czułym pocałunku. Powolnymi krokami zaczęli zmierzać w stronę łóżka.

Ryan usiadł jako pierwszy zaraz ciągnąc za sobą młodszego. Alan siedział na jego kolanach Inie przerywał powolnych, pełnych romantycznego klimatu pocałunków.

Brunet niespiesznie pozbywał się ubrań z ciała młodszego. Delektował się każdym momentem, niemal go celebrując.

Alan nie chcąc zostać jedyną ubraną osobą w pokoju, również zaczął rozbierać starszego. Po chwili oboje leżeli bez ubrań na łóżku. Ryan wisiał nad młodszym z ciężko unoszącą się klatką piersiową. Nie mógł oderwać od niego wzroku.

Jednak Alan szybko wyłapał w tym spojrzeniu jakąś niepokojącą nutę.

– Ryan. Nie patrz tak na mnie. – Odezwał się zaniepokojony blondyn.

– Hm? Jak? – Starszy nie za bardzo wiedział co chłopak miał na myśli.

Alanowi w rzeczywistości nie podobał mu się ten tęskno smutny wzrok skierowany w jego stronę.

– Wszystko okej? – Dopytał ostrożnie.

– Oczywiście, że tak. – Brunet skłamał gładko, uśmiechając się i złączając ich usta ponownie razem.

Nie chcąc usłyszeć więcej tego typu pytań i chcąc częściowo uciec przed badawczym wzrokiem młodszego całował go czule, nie pozwalający by ich ciała oderwały się od siebie.

Pocałunki stawały się z każdą chwilą coraz bardziej namiętne. Ręce każdego błądziły po drugiego, badając jego fakturę, jakby mając z nią pierwszy raz do czynienia.

Temperatura pomieszczenia rosła z każdą chwilą, a przestrzeń miedzy parą zmniejszała się coraz bardziej.

Ryan obchodził się z młodszym z niezwykłą delikatnością i czułością. To zbliżenie zdawało się być na swój sposób bardziej niezwykłe od ich pierwszego razu. Każdy z nich czuł się wyjątkowo, zapamiętując tę noc na długo.

W końcu oboje, ubrani jedynie w bieliznę, położyli się obok siebie pod cienką letnią kołdrą. Patrzeli na siebie z szczęśliwymi uśmiechami jeszcze przez jakiś czas.

– Dobranoc. – Odezwał się Alan jako pierwszy i przekręcając się na bok.

– Dobranoc. – Odparł brunet, całując go krótko w kark i obejmując od tyłu.

Blondyn po całym dniu bardzo szybko odpłynął do krainy snów. Pogrążył się w kojącym i regenerującym śnie.

Inaczej było jednak z Ryanem. Tej nocy niemal nie zmrużył oka. Wtulał się w ciało młodszego. Przez pewien czas czuł pojedyncze łzy wydostające się z kącików jego oczu.

Trzymał go i chłonął to uczucie, starając się je zapamiętać jak najlepiej. 

____________________

Będzie dobrze. Prawda? Powiedzcie, że będzie dobrze. 

Przecież już wiele razy Ryan miał chwilę wątpliwości, ale ostatnio zdaje się, że przecież pogodził się ze swoją orientacją i był w stanie walczyć o ich związek. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top