Rozdział 19

Alan z uśmiechem obserwował przyjaciela, który od samego rana chodził z nieschodzącym uśmiechem na twarzy.

– Aż takie nadzieje pokładasz w tych walentynkach?

– Będę miał wolną chatę. To świetna okazja.

– Nie stresujesz się, że... coś wyjdzie nie tak? – Dopytywał blondyn.

– Oczywiście, że tak. Ale staram się o tym nie myśleć.

– Większość osób trzęsie portkami przed swoim pierwszym razem.

– Staram się myśleć pozytywnie.

Alan podziwiał podejście Paula i szczerze życzył mu szczęści w nadchodzącym weekendzie. Cieszył się, że chociaż jemu i jego dziewczynie się razem układało, podczas gdy on nadal pozostawał sam jak palec z naprzemian ignorującym go i dokuczającym Ryanem.

– Tak w ogóle to dzisiaj jest ostatni dzień poczty walentynkowej. – Zaznaczył szatyn.

– Chyba tak. Liczysz na jakąś kartkę? – Alan obrzucił przyjaciela uważnym spojrzeniem.

– Wiesz, zawsze miło byłoby jakąś dostać. – Wyszczerzył zęby. – Rozdają je w piątek czy poniedziałek?

– Chyba w piątek. W dwa dni powinni się uwinąć z segregowaniem tego wszystkiego. W poniedziałek po święcie byłoby trochę bez sensu.

– Już, koniec rozmów. – Spóźniony na zajęcia nauczyciel uciszył klasę, zaraz otwierając drzwi.

Uczniowie z trudem uciszyli się i weszli do gabinetu. W środku przez chwilę panował niewielki rozgardiasz.

– Jak zaraz nie będzie ciszy to możecie być pewni, że nie poradzicie sobie z kartkówką. – Nauczyciel wyprostował się za biurkiem, spoglądając na młodzież ostrzegawczym spojrzeniem.

– Jaką kartkówką?! – Zawrzała natychmiast klasa.

– Jak tak dalej pójdzie to karną kartkówką. – Wyjaśnił.

Po sali rozległy się jęki niezadowolenia i liczne protesty.

– Ale pan jeszcze poprzedniej nie oddał! – Odezwał się jeden z chłopaków.

– Otóż właśnie mam sprawdzone wasze prace i lepiej dla was byłoby, gdybym je jednak zgubił.

Klasa nieco ucichła, oczekując rozdania dawno napisanych prac. Nauczyciel zaczął kolejno wyczytywać nazwiska znajdujące się na pracach.

Alan nie miał dobrych przeczuć co do oceny. Nie do końca rozumiał temat, a to był już taki czas, że nie miał zamiaru poprosić Ryana o pomoc w nauce. W końcu przyszła kolej na niego. Odebrał kartkę w kratę wypełnioną jego pismem oraz czerwonym długopisem. Nie patrzał na ocenę, dopóki nie znalazł się w swojej ławce.

Dostateczny. Nie najgorzej, ale też nie dostatecznie dobrze. Do następnego sprawdzianu będzie musiał się naprawdę przyłożyć, jeśli liczył na ocenę bardzo dobrą na koniec roku.

Po rozdaniu kartkówek i omówieniu wszystkich, według nauczyciela banalnych błędów, które wszyscy popełnili, lekcja minęła bardzo szybko. Podobnie jak kolejne. Nim chłopcy się obejrzeli, nadszedł koniec ich dnia w szkole i mogli udać się do swoich domów.

– A ty jakie masz plany na weekend? – Dopytał Paul, chcąc jeszcze chwilę porozmawiać z blondynem nim się rozejdą.

– Będę próbował przetrwać. W telewizji będą lecieć same walentynkowe filmy dla zakochanych. – Wywrócił oczami.

– Myślałem, że lubisz wyciskacze łez i romansidła.

– Lubię, ale aktualnie nie mam na nie ochoty. Nie za bardzo mam chęć oglądać jak inni znajdują miłości swojego życia, podczas gdy ja jestem sam jak palec.

– Dlatego w końcu musisz zacząć szukać jakiegoś kandydata na tej aplikacji.

– Nie jestem aż tak zdesperowany. – Burknął.

– Nie jesteś? – Szatyn udał zdziwienie.

– Bardzo śmieszne. – Prychnął w odpowiedzi. – Nie, nie jestem.

– Ej, leszcze! – Usłyszeli w oddali, lecz dobrze zdawali sobie sprawę, że było to skierowane w stronę ich dwójki.

– Leć. – Odezwał się Alan. – Nie ma sensu, żebyś na mnie czekał i się narażał.

Paul pożegnał się z przyjacielem, po czym szybkim krokiem skierował się w stronę przystanku autobusowego. Blondyna zaraz dogoniła trójka chłopaków.

– Gdzie leziesz? – Odezwał się Jason. – Nie słyszałeś, co się do ciebie mówi?

Antonio szarpnął blondyna, zatrzymując go i odwracając w ich stronę. Alan chciał już po całym dniu w szkole wrócić do domu. Widział, że Ryan nie jest w dobrym humorze już, gdy zabierał mu śniadanie i najwyraźniej jeszcze na sam koniec postanowił go pomęczyć.

– Możecie się ode mnie odwalić? – Jęknął zmęczony.

– Śmieszny jesteś. Spieszy ci się gdzieś?

Zaczęły się popychanki, wyzwiska, które ze względu na późną porę i zmęczeniem materiału w szkole, były trudne do zniesienia. W szczególności, że ostatnio Ryan upodobał sobie używaniem w stosunku do niego epitetów, które były szeroko pojętymi synonimami osoby homoseksualnej.

Jakby starszy chciał w ten sposób wyleczyć pewne kompleksy. Jakby chciał sobie przemówić, że on do tej grupy nie należy, natomiast bardzo denerwuje go fakt, że jego brat już tak. Że młodszy nie widzi w tym żadnego problemu,

– Podobno ci co najgłośniej szczekają są największymi hipokrytami. – Odezwał się Alan, mając już tego dosyć.

– Ty mały... – Zaczął, oburzony oskarżeniami blondyna.

Ryan pochwycił jego kurtkę i zamachnął się ręką. Zawahał się. Nie mógł się zmusić do uderzenia go. To jednak nie miało znaczenia, bo w całe zajście postanowił się ktoś wtrącić.

– Nudzi wam się?! – Usłyszeli obcy głos. – Może spróbowalibyście z kimś swojej kategorii?

Cała czwórka chłopaków patrzała jak podchodzi do niech mężczyzna wiekiem zbliżony do starszych z tej grupy. Wszyscy lustrowali przybysza niepewnym spojrzeniem.

Brunet odziany w ciemne ciuchy stylem wpasowywał się bardziej w grupę oprawców. Gdy stanął przed Alanem, można było dostrzec niewielką różnicę w wzroście z przewagą dla nowoprzybyłego.

– Nie mieszaj się w to. – Odezwał się Jason, chcąc odstraszyć obcego.

– Bo co? – Chłopak nie tracił z pewności siebie.

– Bronisz pedała? – Garcia równie postanowił zabrać głos.

– Nie wolno mi? – Odgryzł się.

– Może jeszcze powiesz, że sam jesteś...

– Homoseksualny? A jeśli tak, to co? Chcecie zacząć również ze mną?

Ryan poczuł się mało pewnie, w przeciwieństwie do Antonia, którego na wieść, że ktoś przyznaje się do bycia gejem, wyraźnie rozdrażniła. Obawiał się stracić kontrolę nad sytuacją. W końcu tak naprawdę Alanowi nie groziła wielka krzywda, lecz po uruchomieniu się Garcii, mogło być już różnie.

– Chodźcie. – Odezwał się brunet, woląc przerwać to w tym momencie. – I tak widzimy się jutro, gówniarzu.

Pozostała dwójka niezbyt chętnie udała się za Ryanem. Odeszli, a Alan nadal był w szoku przez całą sytuację.

– Wszystko w porządku? – Słowa bruneta, który cały czas stał przy nim, sprowadziły młodszego na ziemię.

– Tak. To nic takiego, przyzwyczaiłem się. Nie musiałeś, ale naprawdę dziękuję za pomoc...

– Christopher. – Przedstawił się, wyciągając dłoń w jego stronę. – Chris.

– Alan. – Odparł z uśmiechem.

– To co mówili to prawda? – Starszy spytał mało konkretnie.

– Chodzi ci o wyzwiska? A to ma jakieś znaczenie?

Blondyn początkowo nie chciał wprost odpowiadać, nie wiedząc jakie drugie dno posiada to pytanie.

– Może. – Odparł tajemniczo.

– A ty? – Zrewanżował się.

– Masz ochotę się gdzieś przejść? Chyba, że gdzieś się spieszysz.

Alana zaskoczyła ta nagła propozycja. Szybko obrzucił mężczyznę wzrokiem. Wyglądowo plasował się powyżej średniej. Jeśli tak jak przypuszczał grają do jednej bramki to głupotą byłoby nie skorzystać z wspólnego spaceru.

Kątem oka widział, że Ryan z przyjaciółmi daleko się nie oddalili. W dodatku miał wrażenie, że brunet cały czas spogląda w ich stronę.

– Jasne, czemu nie. – Uśmiechnął się.

Chris wyszczerzył się w odpowiedzi i oboje ruszyli w stronę bramy wyjściowej ze szkoły.

Ryan nie mógł przyglądać się odchodzącej parze. Prychnął ze złością pod nosem. Starał się ignorować uważne spojrzenie Jasona skierowane w jego stronę. Wolał podzielać rozzłoszczony nastrój Antonia.

– Cholera, muszę wracać do domu. – Warknął Garcia. – Mama nie radzi sobie z gówniakami.

– Ojca nadal nie ma?

– Nie. Po jakiego grzyba ich tyle robili? – Marudził dalej. – Do domu dziecka niech je odda jak są problemem.

– Ciesz się, że ciebie nie oddała. – Zaśmiał się Jason.

Mężczyzna w odpowiedzi pokazał mu środkowy palec, po czym skierował się do domu. Dwójka przyjaciół została sama. Wzrok Ryana znowu przeniósł się w stronę, gdzie zniknął Alan z nowym znajomym.

– Zazdrosny? – Spytał prowokacyjnie Evans.

– Nie bądź śmieszny. – Prychnął oburzony. – Mówiłem ci, że tamtego nie było.

Jason uśmiechnął się pod nosem, zadowolony, że udało mu się zezłościć przyjaciela. Zaraz jednak poinformował go, że on sam musi już lecieć do domu. Ryan został sam.

Z grymasem na twarzy ruszył do domu nie chcąc przyznać się przed samym sobą, że w rzeczywistości był nieco zazdrosny o to, że Alan poszedł gdzieś z chłopakiem, który pojawił się niewiadomo skąd i jeszcze istniała szansa, że woli męskie chuje.

W tym czasie młodszy wraz z nowym znajomym udali się do pobliskiego parku, mając również możliwość skorzystania z licznych kawiarni będących w pobliżu.

– Często cię zaczepiają? – Zagadnął Chris.

– Da się to znieść. Poza tym zaraz kończą szkołę. Nie przejmuję się tym za bardzo. – Wzruszył ramionami.

– Postawiłbyś się im.

– Trzech na jednego? Zresztą, nie uważam, że warto robić większe kłopoty. To i tak nic nie da, a ja się nie biję.

– Ale samoobrona to co innego. – Próbował go przekonać do postawienia się starszym kolegom.

– Zmieńmy temat. Nigdy jeszcze nie widziałem cię w okolicy. Nie chodzisz do naszej szkoły. – Zauważył blondyn.

– Nie. Do trójki. Ostatni rocznik.

– Mają tam wysoki poziom. – Alan spojrzał z zainteresowaniem na starszego.

To liceum zawsze było na pierwszym miejscu jeśli chodziło o wyniki w egzaminach końcowych. Mieli najwyższy próg punktowy by się w ogóle tam dostać. Tam nie było głupich. Christopherowi raczej było bliżej do szkolnego rozrabiaki niż do kujona. Był ciekaw jak sobie radzi.

– Jak nie robisz sobie zaległości to daje się radę. – Uśmiechnął się, jakby poziom nauczania wcale nie był wysoki. – Chyba że jest się ćwierć inteligentami jak tamta trójka. Założę się, że przynajmniej jeden kiblował jakiś rok.

I to nie jeden, ale to nie do końca była wina małej inteligencji.

– Dlaczego właściwie się za mną wstawiłeś? – Alan sam zaproponował zamianę tematu, lecz musiał jeszcze na chwilę do niego powrócić.

– Dręczenie kogoś z powodu jego orientacji jest kompletnie żenujące. Tylko dlatego, że nie kręci cię kobieca pipka ludzie mają cię za jakiegoś innego.

– Oni akurat uczepili się mnie, bo po prostu jestem łatwym celem. Raczej przeczuwają, że jestem homo, po tym jak broniłem innej dwójki chłopaków, na których naskoczyli, ponieważ podejrzewali ich o bycie razem.

– Czyli przy okazji mi się poszczęściło, bo chyba jednak dobrze trafiłem. Co?

– Tak. – Zaśmiał się pod nosem.

– Może usiądziemy gdzieś na coś ciepłego do picia? Jest trochę chłodno. – Powiedział, pocierając o siebie zmarznięte dłonie.

Alan zgodził się na propozycję. Oboje udali się do jednej z kawiarni, gdzie ciepłe wnętrze miło otuliło zmarznięte policzki i dłonie chłopców. Chris zamówił sobie kubek gorącej kawy, a Alan ucieszył się, gdy zobaczył w menu pozycję bezkofeinową.

Alan postanowił wysłać szybką wiadomość do mamy, by poinformować ją o późniejszym powrocie do domu.

Zaczęły się rozmowy mające na celu nieco przybliżenie ich osób do siebie, zapoznania ze sobą. Wspólnym tematem okazało się bieganie. Chrisa również bardzo zainteresował wegetarianizm Alana. Mężczyźni mieli o czym rozmawiać.

Nowi znajomi zakończyli spotkanie po dwóch godzinach rozmów, rozchodząc się do swoich domów. Dla Alana to spotkanie było świetnym sposobem na pożegnanie się ze stresem, których przyprawił go dzisiejszy dzień.

Po wejściu do domu pierwszym kto go przywitał była oczywiście mama. Nie licząc Pitagorasa, kręcącego się wokół jego nóg.

– Obiad musisz sobie odgrzać. – Poinformowała go od razu. – Gdzie byłeś?

– Spotkałem się z kolegą. – Odparł zaglądając do salonu. – Nie jestem głodny, jadłem na mieście.

Mimo to postanowił zadbać o posiłek swojego chodzącego grzejniczka. Wchodząc do kuchni zdziwił się, zastając Ryana przy kuchennym stole.

– Nie wierze, że z nim poszedłeś. – Odparł z wyrzutem.

– Bo co? Ja ci znajomych nie wybieram. – Odburknął, nie mając ochoty na dyskusje.

Alan zaczął nakładać kotu jedzenie, by jak najszybciej opuścić to pomieszczenie.

– To nie twoja liga.

Żeby nie powiedzieć wprost, że to nie jest ktoś dla ciebie.

– Nie? A może twoja? – Prychnął. – Co zostawić ci go? Nie zachowuj się jakbyś był zazdrosny, bo ci to nie pasuje.

Chociaż w rzeczywistości po cichu pragnął by był. Oznaczałoby to, że nadal mu na nim zależy. Nie zamierzał się jednak dłużej okłamywać, dlatego słowa brata miał w głębokim poważaniu. Przecież nie będzie wybierał mu z kim może się spotykać.

Z Chrisem rozmawiało mu się naprawdę dobrze i niemiałby nic przeciwko, gdyby jednak ich znajomość poszła nieco dalej niż zwykli znajomi.

Alan podał Pi miseczkę z jedzeniem, po czym opuścił kuchnię udając się na górę do swojego pokoju. Ryan został na dole wypychając nerwowo policzek językiem, bo w rzeczywistości był nieco zazdrosny, do czego nawet sam przed sobą się nie chciał przyznać.

Obawiał się, że Alan i ten mężczyzna mogą się polubić. Że mogą się polubić na tyle, żeby zacząć ze sobą chodzić. Że Alan mógłby pożądać, albo co gorsza dotykać kogoś innego.

Starszy warknął pod nosem, niezadowolony z własnego zachowania oraz myśli.

Do końca dnia rodzeństwo unikało siebie wzajemnie.

Od rana w domu panowała cisza. Lucy jako pierwsza opuściła dom. Następny obudził się Alan. Młodszego zdziwiła obecność Ryana na dole, gdy on kończył szykować się do szkoły. Nie sądził, że obudzi się przed ósmą. Jednak to czy zdąży na pierwszą lekcję podlegało dużej wątpliwości.

Chłopcy nie odzywali się do siebie. Sztukę wzajemnego ignorowania mieli wyćwiczoną do perfekcji, dlatego każdy z nich robił to niemal z naturalnością.

Oczywiście pierwszym, który pojawił się w szkole był Alan. Będąc pod klasą uśmiechnął się na widok przyjaciela.

– Widzę, że humor w miarę dopisuje, więc wczoraj Ryan i banda chyba nie byli zbyt nachalni. Długo cię męczyli? – Dopytywał Paul.

– Nie, szybko poszło. Jakiś chłopak postawił się w mojej obronie i odpuścili.

– Nie gadaj! To nie mogło być jakieś chuchro, skoro cała trójka zrezygnowała, a nie postanowiła dać wam wpierdol.

– Jego pewność siebie zadziałała bardzo na naszą korzyść.

– Ładny chociaż?

Alan uśmiechnął się, a to wystarczyło przyjacielowi jako odpowiedź, że do brzydkich nie mógł należeć.

– Ładniejszy niż Cud Chłopiec? Z naszej szkoły?

– Powiedzmy, że są na równi. – Odparł blondyn. – Nie, chodzi do trójki.

– To w dodatku mózgowiec. Nie mów jeszcze, że...

– Tak. – Uśmiechnął się, wiedząc o co chciał zapytać.

Paul wydawał się być niezwykle podekscytowany tymi rewelacjami.

– Alan, błagam. Powiedz mi, że nie pozwoliłeś mu tak po prostu sobie pójść. – Szatyn patrzał na niego z nadzieją w oczach.

– Chwilę spacerowaliśmy po parku, a później udaliśmy się do Costy na kawę.

– Rany, ale się cieszę!

– Paul, posiedzieliśmy razem, pogadaliśmy. Tyle. Nie rób z nas już pary.

– Ale szansę są. Masz jego numer telefonu? Umówiliście się na kolejny raz? Jak się nazywa, zaraz go znajdę. – Zalał Alana masą pytań, już trzymając w ręce telefon i włączając portal społecznościowy.

Rozmowę przerwał dzwonek na lekcje.

– Nie myśl sobie, że ci odpuszczę. – Paul zmrużył oczy, chcąc wyglądać bardziej poważnie. – Pogadamy na kolejnej przerwie.

Nie było opcji by na nadchodzącym angielskim porozmawiali, dlatego szatyn postanowił stalkowanie nowej znajomości Alana odłożyć na kolejną przerwę. Na pewno nie zamierzał odpuścić tego tematu.

Do końca zajęć szkolnych Paul miał już dobre rozeznanie w temacie. Przy każdej możliwej okazji wypytywał przyjaciela o nową znajomość i świetnie prześledził jego profil na wszelkich znalezionych portalach.

Alan przy okazji miał szansę dowiedzieć się o nim czegoś więcej, bo sam jedynie zdążył po prostu zaprosić go do znajomych na Facebooku. Sporo jednak z tych rzeczy poniekąd wiedział z wczorajszej rozmowy.

– Masz moją aprobatę. – Odezwał się szatyn niczym dumny ojciec. – Chociaż nie mam porównania do Cud Chłopca. To może skoro temat z nim jest definitywnie zakończony, to w końcu pokażesz mi, który to? – Spytał podekscytowany.

– Nie. – Odparł krótko.

– W końcu i tak się jakoś dowiem. – Uśmiechnął się.

Alan nie martwił się o to, ponieważ skoro przez taki czas nikt nie dowiedział się o nim i Ryanie czegokolwiek, to nie było opcji by coś się w tej kwestii zmieniło.

Po szkole przyjaciele rozeszli się do swoich domów. Tam nadal trwały ciche dni między braćmi, do których oboje byli przyzwyczajeni, lecz nie zawsze przychodziło im to z łatwością. Tym razem tym, który miał z tym większy problem był Ryan.

Pozostała część dnia minęła im w mgnieniu oka.

Alan zaśmiał się cicho z przyjaciela pod nosem.

– Paul, ogarnij się, bo aż całego ciebie nosi. – Upomniał go. – Ja nie wiem jak ty wytrzymasz do jutra.

– Ja również. Ale wiesz co? Chyba zaczynam się lekko denerwować. – Szepnął cicho szatyn.

Denerwować to ty się będziesz jutro. Jak przyjdzie ci rozbierać swoją pannę.

– Będzie dobrze. To dla was obu pierwszy raz więc nawet jeśli by coś poszło nie tak, to żadne z was nie ma porównania.

– Ale ja mogę się stać tym porównaniem od którego każdy kolejny będzie lepszy. – Odparł spanikowany.

– Daj spokój. Trochę wiary w siebie. Na pewno będzie to coś, co oboje będziecie długo i miło wspominać. – Chłopak starał się go pocieszyć.

– A ty nadal żadnych planów na jutro? – Paul starał się zmienić temat.

– A no nie całkiem. – Uśmiechnął się blondyn, mając nadzieję, że jednocześnie nie zaczyna się czerwienić.

Oczy przyjaciela natychmiast się rozszerzyły na tę wieść. Zatrzymał się w miejscu i chwycił bluzę blondyna, odwracając go w swoją stronę.

– Dlaczego ja dopiero teraz o tym słyszę?!

– Ponieważ wiedziałem, że tak zareagujesz.

– Napisał do ciebie czy ty do niego? A może rozmawialiście i cię zaprosił?

Alan wyciągnął komórkę z kieszeni przez chwilę jeżdżąc palcem po ekranie. W końcu odwrócił urządzenie w stronę przyjaciela.

Christopher: Nie miałbyś może ochoty spędzić ze mną soboty?

– Alan? – Spytał szatyn dosyć chłodnym tonem.

– Tak?

– Dlaczego jeszcze przy jego kontakcie nie masz serduszka?

Chłopak wywrócił oczami, po czym schował telefon z powrotem do kieszeni. Ruszył w stronę gabinetu, w którym mieli mieć kolejne zajęcia, a Paul podążył za nim.

– To masz randkę w walentynki. Super. Stresujesz się? To będzie w sumie wasze drugie spotkanie, tak? W co się ubierzesz?

– Paul, spokojnie. – Zaśmiał się pod napływem tej lawiny pytań.

Na szkolnym korytarzu rozbrzmiał dzwonek zapraszający uczniów na lekcje.

– Tak, będziemy się widzieć drugi raz. Nie stresuje się i nie wiem co na siebie włożę. – Odparł szybko. – Później mnie na spokojnie o wszystko wypytasz.

Nauczyciel prowadzący zajęcia szybko zjawił się pod klasą, wpuszczając młodzież do środka. Lekcja ledwo zdążyła się zacząć, a uczniowie dostać zadanie na kolejne dziesięć minut, gdy rozległo się pukanie do drzwi.

– Dzień dobry. Możemy na chwilę przerwać by rozdać kartki walentynkowe? – Spytała dziewczyna ubrana cała na czerwono, której towarzyszyła koleżanka odziana w ten sam kolor. Obie na głowach miały opaski z ostającymi na boki serduszkami.

– Dobrze. – Odparł z uśmiechem, lecz niechętnie poświęcając swoją lekcję na takie zajęcia.

Alan bazgrał długopisem na ostatniej stronie zeszytu, podczas gdy przedstawiciele samorządu uczniowskiego rozdawali kartki walentynkowe. Otworzył szeroko oczy, gdy usłyszał swoje imię i nazwisko. Uniósł do góry wzrok, następnie nieśmiało podniósł rękę. Dziewczyna podeszła do niego z uśmiechem wręczając kartki.

Z zdziwieniem spoglądał na dwie koperty trzymane w dłoni. Paul z zainteresowaniem pochylał się i również uważnie skanował wzrokiem kartki.

– Zobacz od kogo. – Ponaglił go półszeptem. – Ciekawe czy się podpisały.

W pierwszej kolejności otworzył intensywnie różową kopertę. W środku znajdowała się kartka, którą można było kupić obecnie w każdym sklepie. Dość szerokim, lecz czytelnym pismem napisany był standardowy wierszyk podpisany imieniem Olivia z serduszkami nad „i".

– Nie napisała z której klasy. – Burknął niezadowolony Paul. – Jak sądzisz, jakaś młodsza się w tobie podkochuje?

Chłopak wzruszył ramionami nie kojarząc wśród znajomych mu dziewczyn żadnej Olivi. Przeniósł wzrok na kolejną i ostatnią kopertę. Była ona bladoróżowa z namalowanymi jakimiś szarymi plamami. Zmarszczył brwi nie mając pojęcia co to mogło być.

W środku znalazła się złożona na pół kartka tego samego koloru i pokryta takimi samymi plamami. I po przeczytaniu tego jednego zdania, wszystko stało się jasne, kolor koperty niczym skóra Pi oraz nadawca.

Lubię cię jak π słomki.

– Uu, to od Cud Chłopca, mam rację? – Szepnął Paul, by nikt nieodpowiedni tego nie usłyszał.

Tak, od Wielkiego Pana Hetero. Chłopak był ciekaw czy i ile kartek dostał Ryan, lecz nie zaprzątał sobie za długo tym głowy.

– Ale o co mu chodziło z tymi plamami? – Dopytywał przyjaciel.

– Pitagoras ma na skórze takie ciemniejsze plamy. Zobacz. – Powiedział, zaraz wyciągając telefon i pokazując zdjęcie kota.

– Oryginalne. – Stwierdził zaskoczony. – A ty mu jakąś wysłałeś?

Alan pokręcił przecząco głową.

– W życiu się nie spodziewałem, że mogę dostać od niego kartkę. To nie jego w stylu.

– Potrafi zaskakiwać.

– Czekaj. Do kiedy oni zbierali te kartki? Przecież nie odzywamy się do siebie od...

Praktycznie od zeszłego roku.

– Co chwila się kłócicie albo macie ciche dni. – Westchnął Paul. – Ale przyznam, że zrobiło się ciekawe. Cud Chłopiec z którym wszystko skończone wysyła ci kartkę na Walentynki, podczas gdy ty już masz innego boy'a, z którym będziesz spędzał ten dzień.

Alan nie mógł zaprzeczyć, że ta kartka całkowicie wybiła go z rytmu i namieszała w głowie. Nie miał pojęcia co o tym sądzić. Odkąd Ryan dał mu do zrozumienia, że z nimi koniec, nie było dnia, który by wskazywał na to, że coś zamierza się zmienić. Szczególnie ostatnimi czasy. Nadal był Wielkim Panem Hetero, który nie chce mieć nic wspólnego z żadnymi pedałami.

W takim razie skąd ta kartka? Przecież były one zbierane na koniec stycznia do początku lutego. Dlaczego mu ją wysłał? Alan był wściekły na Ryana za ponowne mieszanie mu w głowie. Normalnie skakałby ze szczęścia za kartkę od niego, ale w tej sytuacji był po prostu zły.

Blondyn schował obie kartki między książki i powrócił do bazgrania na ostatniej stronie zeszytu, tym razem ruchy długopisu były bardziej nerwowe.

Rozdawanie kartek się zakończyło, a nauczyciel wstał od biurka.

– Dobrze, a teraz wracamy do lekcji. Na przerwie sobie porozmawiacie. – Uciszył klasę. – Za dziesięć minut sprawdzam zadanie.

Ryan od samego rana zastanawiał się czy nie zrobić sobie dnia wolnego od szkoły. Nigdy nie przepadał za walentynkami, a tegoroczne wydawały mu się wyjątkowo kiepskim dniem. Cieszył się, że w szkole odpuścili sobie organizowania walentynkowej potańcówki.

Starał się przetrwać lekcje starając się zapomnieć, że pół szkoły szaleje z powodu walnetynek, które są następnego dnia. Nie było to łatwe zadanie z powodu wszechobecnych na korytarzach serduszek i innych pierdół związanych z tym świętem.

W szkole trzymały go jedynie lekcje, z których zaraz miał mieć egzamin. Wolał nie opuszczać ich, ponieważ ostatnio przerabiają dużo materiału zaliczającego się do rozszerzenia. Chociaż jak zawsze udawał, że siedzi na zajęciach za karę, to uważnie słuchał każdego słowa nauczyciela.

– Dzień dobry, możemy na chwilę przeszkodzić? – Usłyszał kobiecy głos.

Ryan uniósł wzrok znad zeszytu, patrząc jak dwie dziewczyny wchodzą do klasy w ręku trzymając koszyk, w którym najpewniej znajdowały się karki z życzeniami.

Mężczyzna westchnął ciężko, bo akurat o tym jednym drobnym szczególe zapomniał. Zaczął się zastanawiać w ilu klasach dziewczyny już były i czy Alan otrzymał kartkę od niego.

– Ryan Singh. – Usłyszał swoje imię.

Chłopak od niechcenia podniósł rękę do góry. Dziewczyna z uśmiechem na twarzy podeszła do niego i podała mu nie mały plik kopert. Skinął jedynie głową w podziękowaniu.

Ryan zaczął szybko przeglądać koperty, bez otwierania ich. Poczuł małe ukłucie rozczarowania, nie widząc żadnej, która mogłaby być od młodszego. Sam nie wiedział, dlaczego liczył na cokolwiek. Przecież są pokłóceni od ponad miesiąca, a on nie dał mu nawet cienia szansy na to, że sytuacja między nimi może się zmienić. Chociaż w głębi duszy coraz trudniej było mu z obecną sytuacją.

W głowie zaczął obmyślać plan czy może jutro nie zorganizować dla chłopaka jakiś przeprosin. Ryan nie miał żadnych planów na jutrzejszy dzień. Był pewien, że Alan również zamierza spędzić sobotę w domu. Mama najpewniej wyjdzie na miasto ze swoim kolegą. To była świetna okazja by jakoś naprawić sytuację między nimi.

– Nie patrzysz od kogo są te kartki? – Zagadnął Jason, pochylając się w stronę przyjaciela.

– Później zerknę.

– Może jakaś nowa kandydatka na dziewczynę. – Powiedział zachęcająco, lecz to nie zadziałało na niego.

– Ciekawe ile w ogóle się podpisało. – Prychnął. – Dlaczego one robią z siebie jakieś tajemnicze adoratorki. A później pretensje, że się chłop nie domyślił, że to ona napisała tę kartkę.

– Jason Evans.

Przyjaciel również otrzymał kilka kartek. Mężczyzna natychmiast wziął się za ich rozpakowywanie, będąc ciekaw, od kogo one należą. Z uśmiechem czytał każdą z nich, będąc zadowolony z zainteresowania jego osobą.

Lekcja chociaż od początku nie przebiegała w zupełnej ciszy, to po odwiedzinach uczennic z samorządu była jeszcze bliższa chaosowi.

W szkole Alan starał się unikać brata, dlatego przemieszczając się z jednego gabinetu do drugiego, wybierał drogi, na której szanse spotkania starszego były minimalne. Ryan natomiast nie narzucał się młodszemu. Nie chciał niczego psuć przed jutrzejszym dniem i planami jakie miał wobec niego.

W domu początkowo wszystko było jak dotychczas. Może Ryan sam nie zaczepiał młodszego, lecz nadal między nimi trwała cisza. Alan nie wspominał nic o kartce od starszego, który był ciekaw jego reakcji i tego co na ten temat myśli.

Wieczorem cała rodzina zebrała się razem przy kolacji. Ryan widząc dobry humor brata widział małą szansę na to by jego jutrzejszy plan wypalił. Być może jednak ta kartka go ucieszyła i dała mu znać, że między nimi nie jest tak źle.

Ryan miał dosyć dłuższego okłamywania siebie. Dopuścił do siebie myśl, że jednak kobiece ciała go nie interesują. Nie zamierzał dłużej zaprzeczać, że tęsknił za tym co przez krótki okres było między nim a Alanem. Podobali mu się faceci, a on był na samym szczycie listy, na której w sumie znajdował się jako jedyny.

– Jakie macie plany na jutro? – Spytała Lucy z delikatnym uśmiechem.

– A ty? – Ryan postanowił w pierwszej kolejności zrewanżować się pytaniem.

– Znajomy zaprosił mnie na randkę. – Powiedziała wprost, nie kryjąc tego za zwykłym spotkaniem. – Wychodzę przed południem i wrócę najpewniej wieczorem. A wy?

– Siedzę w domu. Przecież nie mam z kim się spotkać. – Odparł burkliwie starszy, chcąc przypomnieć matce, że przecież zerwał z dziewczyną.

Nie musiała i nie wiedziała, że to ona zerwała z nim.

– Popołudniu wychodzę na miasto. – Odezwał się młodszy z lekkimi rumieńcami.

Brunet zakrztusił się przeżuwanym jedzeniem słysząc jego słowa. Zakaszlał, po czym spojrzał zdziwiony na brata. Kobieta również wydawała się być zaskoczona, lecz w pozytywny sposób.

– Super. W takim razie powodzenia. – Powiedziała, nie dopytując o więcej.

Lucy wraz z Alanem kontynuowali kolację, podczas gdy Ryan nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Nie spodziewał się, że Alan może gdzieś wyjść i to w walentynki. Jednak skoro wychodził, do głowy przychodziła mu tylko dwie osoby. Przyjaciela młodszego odrzucił po szybkim uświadomieniu sobie, że ten najpewniej spędza czas ze swoją dziewczyną, więc to że idą gdzieś razem jako kumple odpadał.

– Nie mów, że... – Zaczął wiedząc, że blondyn doskonale będzie wiedział o co chciał zapytać.

– Tak. – Odparł z zadowolonym uśmiechem.

Ryan zacisnął usta w wąską linię i przeniósł wzrok na swój talerz by nie zabić młodszego samym spojrzeniem. Miał ochotę poruszyć z nim jakoś ten temat, ale na pewno nie zamierzał robić tego przy mamie.

Poczekał na młodszego na górze, wiedząc że przecież w końcu musi się tutaj zjawić. Gdy tylko pojawił się na piętrze otworzył usta, lecz został uciszony gestem ręki.

– Jeśli masz zamiar powiedzieć cokolwiek na temat mojego jutrzejszego spotkania z Chrisem to sobie daruj. Nie mam ochoty tego słuchać i nie interesuje mnie to.

Blondyn wyminął Ryana i zamknął się w swoim pokoju. Mężczyzna warknął wściekle pod nosem, po czym udał się do siebie. Niedelikatnie położył się na łóżko chwytając do ręki telefon. Zaraz wszedł na profil na portalu społecznościowym brata by tam znaleźć chłopaka, z którym jutro będzie widział się młodszy. Miał zamiar dokładnie go prześwietlić.

______________________
Ryan zyskał konkurencję. Czy ma czego się obawiać? Czy Alan powinien brnąć w nową znajomość czy dać kolejną szansę Ryanowi?
Odpowiedz wydaje się być oczywista 🙈

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top