[5]

Już dawno tak bardzo nie chciałam iść do szkoły. Zazwyczaj leniwie lub nie, wstawałam z łózka i szykowałam się do wyjścia. Dzisiaj nie miałam najmniejsze ochoty wygrzebać się z pod kołdry. Ostatnie dwa dni były zbyt zaskakujące. Za dużo dziwnych rzeczy się działo. Przeraża mnie myśl, że jest dopiero połowa tygodnia i tyle może się jeszcze stać. Najpierw w poniedziałek, jestem świadkiem nieprawdopodobnej sytuacji z udziałem Jacka, Zacha i tego blondyna z trzeciej klasy, którego imienia nadal nie pamiętam, potem Ray, jeden z najlepszych koszykarzy w szkole zagaduje do mnie, nawet dwa razy w ciągu jednego dnia, a następnie Avery szokuje mnie swoimi lingwistycznymi umiejętnościami.  Za. Dużo. A to był tylko jeden dzień. Mówią, jaki poniedziałek taki cały tydzień. Jeżeli to się sprawdza, to ja nie chcę opuszczać domu. Jeszcze kiedy przypomina mi się wczorajsza klasówka z matematyki, mam ochotę zapaść się pod ziemię. Tyle się do niej uczyłam, powtarzałam materiał z Molly kilkukrotnie, ale i tak wyższej oceny niż dostateczny z plusem nie przewiduję. Megan 0. Matma 1. Jak zawsze. 

Do wstania z łóżka zmusiła mnie mama, która postanowiła odwiedzić mój pokój przed wyjściem do pracy. Jak zawsze zapewniła mnie, że wszystko będzie dobrze. Gdyby tylko wiedziała, jaki mętlik powstaje w mojej głowie.. Czy ja zawsze muszę trafiać na takich ludzi, przez których mam kłopoty? 

W szkole, od przekroczenia bramki wszystko mnie przytłaczało. Odnosiłam wrażenie, że każdy na mnie patrzy i szepcze coś na mój temat. O, patrz to Megan Davidson, ta dziewczyna, co nie umie matmy. Jak ona się dostała do tej szkoły nie znając podstawowych równań trygonometrycznych. Pierdol się mój umyśle. I każdy kto kiedykolwiek tak powiedział. Chociaż pewnie nikt tak nie powiedział. Ale gdybym usłyszała, że ktoś na prawdę tak mówi, przeszłabym obok niego ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Pobiegła następnie do łazienki, albo w ogóle wybiegła ze szkoły i rozpłakała się. Nie byłabym w stanie powiedzieć, tego co myślę w twarz. Stchórzyłabym i ponownie pokazała swoją słabość. Nienawidzę siebie za to. 

Na szczęście dziewczyny, z którymi się trzymam, szybko odnalazły mnie na szkolnym korytarzu i nie pozwoliły dłużej zadręczać się nad moim losem. Udałam przed nimi, że wszystko gra i zmieniłam zręcznie temat. Bo ten dotyczący mnie nie jest moim ulubionym. 

Kilkanaście minut później siedziałyśmy już w sali lekcyjnej i czekałyśmy, aż pan Wattson odda wczorajsze klasówki. Ja nie czekałam. Modliłam się, aby ten żenujący moment minął. Nauczyciel wyczytywał oceny przeciwnie do kolejności alfabetycznej. W każdym momencie mógł wyczytać moje nazwisko. Nie mogłam się przygotować, że to już za chwilę nastąpi kompromitujący mnie moment. 

-Davidson. - w końcu usłyszałam swoje nazwisko. Tak jak inni wstałam i podeszłam do nauczyciela, stojącego na środku sali z plikiem prac w rękach. Podał mi tą podpisaną moim imieniem. -Spodziewałem się po tobie czegoś więcej. - skomentował i odprawił mnie do ławki z oceną dopuszczającą. Dostałam ledwo dwójkę. A tyle się uczyłam... 

Ta jedna ocena zadecydowała o moim humorze do końca dnia. Jeszcze jedna sytuacji wprowadziła mnie w tego doła. 

W rękach profesora Wattsona zostały tylko dwie prace. Należały do Jacka i Zacha, którzy jak dotąd jeszcze nie pojawili się na lekcji. Wszyscy myśleli, że nie pojawią się już na zajęciach. Jednak cwaniaczki, jak nazwał ich wychowawca, pojawili się w drzwiach klasy zaraz po tym komentarzu. 

-Przepraszamy za spóźnienie. - powiedzieli jednocześnie i weszli do klasy. Już zaczęli iść między ławkami do stolika zajmowanego zawsze przez nich, kiedy nauczyciel ich zatrzymał. 

-Nie tak prędko, panowie. Wczorajsze klasówki. - wystawił w ich stronę dwie kartki. Obaj cofnęli się kilka kroków i odebrali testy. Rzucili okiem na oceny. I wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się nikt. Na pewno ja. 

Obaj patrzyli się ze zdziwieniem w kartki. Zach zasłonił sobie buzie z niedowierzania. Na całą klasę zapytali jednocześnie:  Mamy czwórki?  (mood Zacha jest w grafice ^^)

Kurwa, co? Jakim cudem? Przecież oni wcale się nie uczą. Przecież oni są takimi samymi matołami z matmy jak ja. Nie, to niemożliwe. Pan Wattson musiał się pomylić. Albo oni musieli mieć ściągi. Sami z siebie nie mogli tak dobrze napisać. . Dlaczego ten świat jest taki niesprawiedliwy? 

-Nie wiem, co zrobiliście, aby mieć takie oceny. Zostańcie chwilę po lekcji. - odpowiedział nauczyciel i pozwolił im usiąść w ławce. 

Przez resztę dnia w szkole nie działo się za dużo. Chodziłam przybita i zastanawiałam się: czemu? Co jest ze mną nie tak? Ale odpowiedź nie przyszła do mnie. 

Trwała przerwa przed ostatnią lekcją. Staliśmy naszą grupką przy szafkach. Ja, Molly, Emma, Evelin oraz Ray, który ostatnimi dniami spędza z nami sporo czasu. Nie wiem, co lepszego widzi w naszym towarzystwie niż w  towarzystwie kolegów z drużyny, ale nie przeszkadza mi. Nawet zaczęliśmy się trochę kumplować. 

-Co powiecie, aby iść dzisiaj do kina popołudniu? - zaproponował blondyn. Dziewczyny ochoczo zaczęły przytakiwać i wymyślać propozycję filmów, które możemy obejrzeć. 

-Muszę się uczyć. - zgasiłam ich entuzjazm. - Muszę poprawić matematykę. 

-Oj Megan, - westchnął chłopak - Za dużo się uczysz. 

-Odpocznij trochę i chodź z nami. - dodała Evelin.

W tamtym momencie poczułam wibrację w tylnej kieszeni spodni. Miałam tam włożony telefon. Przeprosiłam na chwilę znajomych i odczytałam dwie nowe wiadomości. 

kuzyn: Trzymaj się od Raya z daleka

kuzyn: To nie jest odpowiednie towarzystwo 

Rozejrzałam się dookoła. Niedaleko ode mnie po przeciwnej stronie korytarza siedział na parapecie Daniel. W ręku trzymał swój telefon i patrzył na mnie. Otoczony był swoją świtą. 

kuzyneczka: przecież się nie znamy 

Może i odpowiedziałam mu chamsko, ale nie będzie mi dobierał znajomych. Sam nie jest lepszy. Zmienił się przez te 7 lat nie do poznania. Stoczył się przez niewłaściwe towarzystwo. Zaczął się źle zachowywać, nie tak jak wychowała go ciocia Keri. Żal mi jej i wujka. 

Schowałam telefon do plecaka i ponownie zaczęłam słuchać znajomych. 

-To jak Megan, idziesz z nami? - powróciła do tematu Molly. 

-Tak. - odpowiedziałam. Nie mam ochoty nigdzie wychodzić, ale złość na kuzyna zadecydowała. Nie będzie mi mówił z kim mogę się zadawać, a z kim nie. 

Umówiliśmy się, że pójdziemy do kina na 6 pm. Aby na spokojnie wrócić do domów i przygotować się do wyjścia. Ray od razu zawiadomił mnie, że po mnie przyjedzie. Mówiłam mu, że sama mogę dostać się pod kino, ale on brnął w swoje. Oczywiście zostało postanowione tak, jak on chciał. Mój uległy charakter dał się pokonać. Jak zawsze. 

Według obietnicy, Ray podjechał pod mój dom kilkanaście minut przed osiemnastą. Tylko, że jak się umawialiśmy, pominął jeden bardzo istotny szczegół. Nie powiedział, że przyjedzie motorem. 

-Ja na to nie wsiądę. -zapowiedziałam od razu. Nigdy na czymś takim nie jeździłam. Oczywiście, że się boję. 

-Mam dla ciebie kask. Przytulisz się do mnie i nic ci się nie stanie. - zapewnił mnie i podał czerwony kask. Z rosnącą niepewnością przyjęłam go. Po co ja to robię? Dlaczego nie umiem odmawiać? Chłopak pomógł mi najpierw założyć kask, a potem wsiąść na jego motor. Już zanim ruszyliśmy, mocno go objęłam. 

Nie jechaliśmy długo, ale czas na tej maszynie dłużył mi się niemiłosiernie. Bałam się o swoje życie. Kiedy w końcu zatrzymaliśmy się pod kinem, odetchnęłam z ulgą. Zeskoczyłam z motoru i jak najszybciej zdjęłam kask. 

-Nigdy więcej. - mruknęłam. Ray musiał to usłyszeć, bo zaśmiał się z mojej reakcji. 

Odeszłam od niego, aby przywitać się z resztą naszej paczki. Do naszego grona dołączyli jeszcze Ryan i Steve. Dwaj koszykarze z równoległej klasy. Są przyjaciółmi Raya. Poznaliśmy się niedawno. To mili, zabawni nastolatkowie, którzy wiążą przyszłość z boiskiem. 

Całą siedmioosobową grupą weszliśmy do kina. Chłopaki kupili już bilety, więc poszliśmy od razu na salę. Ich wybór padł na horror. Nie lubię tego gatunku. Nie do końca rozumiem jego genezę. Strach nie jest przyjemną emocją, więc dlaczego tworzyć o nim filmy? Aby widz go mógł w łatwy sposób poczuć? Bo obejrzenie takiego filmu jest najłatwiej dostępną opcją. Ja zbyt często doznawałam jej w Charleston. Nie potrzebuję filmu, aby przypomnieć sobie o niej. Wystarczy sięgnąć pamięcią wstecz. Strach, stres towarzyszyły mi na co dzień. Nie byli to moi ulubieni towarzysze, nie wspominam ich dobrze. Dlatego jak teraz mam wybrać, co będę oglądać, postawię na komedię, romans lub film akcji (najbardziej przeze mnie lubiany). Oglądając takie produkcję, można się poczuć dużo lepiej psychicznie. A nie wprowadzać się w stan przedzawałowy. 

Siedziałam obok Raya, który zapewnił mnie, że gdy w czasie seansu będę się bać,  znajdę spokój w jego ramionach. Nie chciałam przed projekcją zniszczyć mu planów i zdradzać, że nie przerażają mnie tego typu rzeczy, więc jedynie przytaknęłam. 

Zaczął się film. Nie mogłam skupić się na fabule. Tępo wpatrywałam się w duży ekran. Myśli krążyły wokół mojego tymczasowego życia. Pierwszy na tapecie pojawił się blondyn, siedzący obok. Jest dla mnie jak dobry kumpel. Może niedługo stanie się przyjacielem? Na pewno nie jest to materiał na mojego chłopaka, wbrew woli dziewczyn. One uważają, że podobam mu się. Wysyła mi wyraźne sygnały. Zauważyłam to. Jednak nic na razie z tego nie będzie. Musi zdobyć moje zaufanie, co jest bardzo trudne. Nikomu ze szkoły się jeszcze nie udało. Trzymam wszystkich na dystans. Pozostało mi to po przejściach w Charleston. Boję się im zaufać. Nigdy nie wiadomo, kiedy mogą obrócić moje słowa przeciwko mnie. Nie raz już znalazłam się w takiej sytuacji, bo zaufałam niewłaściwej osobie. 

Przypomniała mi się wiadomość, którą dostałam dzisiaj od Daniela. Dlaczego miałby ostrzegać mnie przed Rayem? To miły, troskliwy, uroczy sportowiec. Molly nie chciała mi za wiele o nim opowiadać. Namawiała mnie, abym sama wyrobiła sobie opinie o McSlidzie. Za to nie szczędziła słów na mojego kuzyna i całą jego paczkę. Imion dwójki z nich nadal nie pamiętam, mimo że słyszę je średnio dwa razy dziennie. Jeszcze nie było mi dane poznać ich osobiście. Z żadnym z nich, oprócz Daniela, nie rozmawiałam i jakoś mi się nie śpieszy, aby to zrobić. Nie przepadam za takimi typami jak oni. Pewnie są rozpieszczeni, skoro lekceważąco traktują wszystkie szkolne obowiązki i na za dużo sobie pozwalają. Są nieempatyczni i niedojrzali. Tylko coś mi nie pasuje w tych plotkach. Ludzie mówią jedno, a ja widzę drugie. Jeśli nie mają uczuć, to dlaczego Daniel martwi się o mnie? Dlaczego ten starszy blondyn matkował Zachowi i Jackowi? Jeżeli mają wylane na naukę, to dlaczego Jack jest jednym z lepszych uczniów w grupie francuskiej? Dlaczego razem z Zachiem dostał dzisiaj czwórkę z matmy, a ja ledwo dwójkę? Coś się nie zgadza. Tylko co? Ludzie kłamią mi prosto w twarz czy ja wyobrażam sobie za dużo? Jedno jest pewne. Słowa Daniela, które powiedział na naszym pierwszym spotkaniu po latach, zwieńczają temat. "Nie chcę, aby tutaj spotkało cię coś podobnego, więc lepiej będzie jak będziesz udawać, że mnie nie znasz". On sam ostrzegał mnie przed sobą. Jego powinnam się słuchać i jego rady. Powinnam przestać rozmyślać o piątce chłopaków mącących mi w głowie. Jeszcze wpadnę przez to w kłopoty...

Wraz z końcem moich rozmyśleń zakończył się film. Rozejrzałam się po swoich znajomych. Megan była wtulona w Rayana, Evelin w Steva. Emma i Ray niewzruszeni zaczęli zbierać swoje rzeczy. 

Przed kinem pożegnaliśmy się ze sobą. Tylko Ray nie rozstał ze mną. Postanowił, że odprowadzi mnie kawałek Tylko tym razem, na szczęście nie kazał mi wejść na motor. 

Toczyliśmy w drodze powrotnej przyjemną, niekrępującą rozmowę. W pewnym momencie chłopak postanowił zmącić atmosferę. 

-Megan, - zaczął niewinnie. - W przyszły piątek jest bal walentynkowy. Pójdziesz tam ze mną? 

Tego pytania się nie spodziewałam. Wprawił mnie w osłupienie. Co ja mam mu powiedzieć? Nie lubię ranić ludzi, a moja przecząca odpowiedź zawiedzie go. Nie zamierzam iść na ten bal. Nie lubię takich imprez. Ludzie od tygodnia chodzą podjarani tym wydarzeniem. To tylko głupia dyskoteka, na której nic ciekawego się nie wydarzy. W Charleston byłam tylko na jednej takiej zabawie organizowanej przez liceum. Większość podpierała ściany, grała drętwa muzyka. Z plotek słyszałam, że kolejne potańcówki wyglądały podobnie. Dlatego nie chodzę na takie wydarzenia. Tym bardziej nie chcę iść na nie z niedawno poznanym chłopakiem. Ray jest dla mnie kumplem, ale czułabym się niezręcznie. Szczególnie, że to bal walentynkowy, a ja nic do niego nie czuje. 

-Zastanowię się. - wyparowało z moich ust. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top