[28]

* przypominam, że to fikcja literacka, wymysły mojej wyobraźni. Miłego czytania <3 *

Została mi już tylko jedna godzina tych męczarni. Bez zastanowienia przepisywałam jakieś wyrażenia z tablicy. Nie mogłam się skupić. Nie wiem, czemu ale myślałam o Jacku. Zatęskniłam za nim. Bez niego i całego towarzystwa było tutaj tak cicho przez ostatni tydzień. Nic się nie działo. Moje życie toczyło się według ustalonej rutyny: szkoła, dom, szkoła, dom. Jedynie w weekend spotkałam się z Makeną w pobliskiej kawiarence oraz z Molly na korkach z matmy. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że zdążyłam przywyknąć do spontanicznych wyjść lub odwiedzin. Zach często do mnie przychodził, co też zaczęło być naszym zwyczajem. Nie widzieliśmy się od kilku dni, a mi już tego brakuje. To chore jak bardzo zżyłam się z tymi chłopakami. 

Zazdrościłam im tego wyjazdu. Krótkich wakacji od szkoły, od Los Angeles. Widziałam na instagramie i na snapchacie jak świetnie się bawili. Wiadomo, im nie potrzeba wiele, aby zapewnić sobie rozrywkę, ale jednak. Nie tylko ja widziałam ich aktywność w mediach społecznościowych. Chłopcy są popularni w okolicy. Szybko ludzie zaczęli plotkować i doszukiwać się powodu ich wyjazdu. Molly, Emma i Evelin, jak zawsze, od razu z góry narzuciły swoje zdanie na ten temat. Nieuki. Nie wiem jak oni zdadzą przez te nieobecności. Nieodpowiedzialni. Za każdym razem, jak przypominam sobie o tym, to robi mi się niedobrze. Już dawno przestałam wierzyć w plotki rozpowiadane przez dziewczyny, ale z dnia na dzień coś mnie trafia coraz mocniej kiedy poruszamy ten temat. Jest tyle innych. Przyjemniejszych. 

Poczułam wibrację w kieszeni jeansów, które wyrwały mnie z zamyślenia. Dyskretnie sprawdziłam treść SMSa. 

jack: Wróciliśmy już do LA. Chcesz się spotkać? 

me: jasne! kiedy, gdzie? 

jack: dzisiaj, o 4 będę pod twoim domem

me: ok

Od razu poprawił mi się humor. Jack chce się ze mną spotkać. Lepszego popołudnia nie mogłam sobie wymarzyć. Nareszcie koniec rutyny i wyjdę gdzieś po lekcjach. I to z chłopakiem moich snów.


Kilka minut przed 4pm wyszłam z domu, aby wyjść Jackowi na spotkanie. Ekscytowałam się na wspólne popołudnie, bo dawno tego nie robiliśmy. Byłam spragniona widoku jego pięknych oczu i historii z nigdy niewidzianego przeze mnie San Francisko. 

Gdy zamykałam za sobą bramkę, poczułam czyjeś palce wbijające się w moje żebra. Odskoczyłam z piskiem. Nie zdziwiłam się widząc przed sobą chichoczącego Zacha. 

-Zach, idioto, nie strasz mnie. - fuknęłam.

-Mi też ciebie miło widzieć Meg. - odpowiedział i przytulił na powitanie, jak to miał w zwyczaju. 

-Cześć Zach. Jak było w San Francisko? 

-Zajebiście. Wychodzisz gdzieś? 

-Tak. Z Jackiem. 

-O, to on ci pewnie opowie jak było. Następnym razem może weźmiemy ciebie i dziewczyny ze sobą. 

-Liczę na to. - zaśmialiśmy się. 

-Z czego się śmiejecie? - obok nas nagle pojawił się Jack. Wspominałam kiedyś, że jest przystojny? I o tym jak bardzo uroczy jest jego kolczyk w nosie? 

-A wiesz, pokazywałem Meg te twoje zdjęcia z imprezy. Wtedy w Amnesi. - odpowiedział Zach z chytrym uśmieszkiem. Jack od razu pobladł na twarzy

-Ty idioto! - wykrzyknął wkurzony i już chciał uderzyć przyjaciela, gdy ten mu uciekł. Herron szybciutko znalazł się pod drzwiami swojego domu. 

-Udanej randki! - krzyknął z głupkowatym uśmiechem, zanim wszedł w głąb mieszkania. 

Jack chwilę jeszcze patrzył na posiadłość Herron ze złością wymalowaną na twarzy i zaciśniętymi pięściami. A ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. 

-Ja go kiedyś zabiję. Naprawdę. - odezwał się chłopak zawistnie. 

-Nie pokazywał mi żadnych zdjęć, zluzuj. - wytłumaczyłam. Podeszłam bliżej niego i stojąc za nim, położyłam mu dłonie na ramionach. Odwrócił głowę w moją stronę na ten ruch. Złagodniał na twarzy. - Idziemy? 

-A, tak. - odwrócił ode mnie wzrok. Złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić wzdłuż uliczki. 

Złapał mnie za rękę. Jack trzymał moją rękę. Idę z Jackiem Averym trzymając się za ręce. Czemu muszę być aż tak w nim zakochana? 

-Jak było w San Fransicko? - przerwałam ciszę między nami. Bardzo chciałam posłuchać opowieści z tego miasta. 

-Było świetnie. 

Szliśmy drogami, których całkowicie nie znałam. Ale za to Jack orientował się wzorowo, w między czasie streszczając mi co robił podczas ostatniego tygodnia. Skończył opowiadać, gdy byliśmy na obrzeżach miasta. Ulica nie była ruchliwa, a z każdą milą było coraz mniej domów. W końcu skończyła się brukowa ścieżka. Jej kontynuacji można szukać w lesie, który znajdował się przed nami. 

-Jack, gdzie mnie prowadzisz? - od kilku minut panowała niekrępująca cisza, którą przerwałam. Czyżby Jack chciał mnie zaprowadzić do lasu? 

-W śliczne miejsce. Na pewno ci się spodoba. - odpowiedział i nieustannie trzymając mnie za rękę wprowadził mnie na leśną ścieżkę. 

Szliśmy między drzewami, które ustawione były w równe rzędy. Otaczaliśmy się połyskującym od promieni słonecznych zielonym. Krajobraz był co najmniej magiczny. Nie dało się tutaj myśleć o problemach, po prostu odpływało się. Tylko ty i natura. 

Po krótkim marszu doszliśmy na małą polankę. Rosła tu soczyście zielona trawa. Obok przepływał wąski potok. Cicho szumiąca woda dodawała uroku otoczeniu. Najbardziej na skraju ściany lasu stało duże, grube drzewo dębowe. Jack usiadł pod nim, a ja obok niego. Chłopak oparł się o pień i przymknął na chwilę powieki. Nieopodal słychać było świergot ptaków. 

-Śliczne miejsce. Jak je znalazłeś? - odważyłam się przerwać jego zadumę i spytać.

-Jakiś rok temu byłem na imprezie niedaleko. - otworzył oczy i wpatrywał się w krajobraz przed sobą. - Było już po wschodzie słońca, gdy wracałem do domu. Nie mogłem wrócić tam pijany, więc aby choć trochę wytrzeźwieć, wydłużyłem drogę o las. Tak znalazłem to miejsce. Bardzo mi się tu spodobało. O dziwo, szum wody mnie uspokoił. Zapamiętałem drogę i czasem tu przychodzę się wyluzować. 

-Jack, a dlaczego wy tacy jesteście? - koleguję się z chłopakami bliżej od prawie trzech miesięcy. Przez ten czas sama starałam się znaleźć sama odpowiedź na to pytanie. A teraz nadarzyła się okazja, aby poznać prawdę z najbardziej wiarygodnego źródła informacji. 

-Ale jacy? 

-Imprezujecie, olewacie obowiązki, szkołę, nie uczycie, pakujecie się w kłopoty. 

Chłopak westchnął zbierając myśli. 

-My mamy inne priorytety po prostu. Chcemy tylko jak najszybciej skończyć szkołę i zacząć robić, to co chcemy. 

-Ale czemu przy tym musicie mieć opinię bad boy'ów? 

-Tak wyszło. Nie da się już tego odkręcić. Raz poszedł impuls i już pozostało spięcie na całej linii. 

-Nie rozumiem. 

-Urodziłem się w Burbank, pół godziny drogi od Los Angeles. Wtedy już żyła moja cztery lata starsza siostra, Sydnie. Od początku byliśmy bardzo zgranym rodzeństwem. Bardzo się o mnie troszczyła, szczególnie po przeprowadzce do LA. Miałem wtedy jakieś trzy lata. Nie wiele pamiętam i nie wiele rozumiałem. Wtedy niepojętym dla mnie było, dlaczego zmieniamy dom i dlaczego miejsce taty zajmuje inny facet. Mama wyszła za mąż po raz drugi i zamieszkaliśmy tutaj. Syd nienawidziła na początku Johna. Robiła wszystko mu na złość. Nie akceptowała go. Mi było wszystko jedno, byłem za mały. Sprawy się zmieniły jak urodziła się Ava, a potem Isla. Sydnie odnalazła się bardzo dobrze w roli starszej siostry i polubiła Johna. Ja też starałem się pomagać przy niemowlakach. Jednak z czasem dziewczyny zaczęły rosnąć i opanowywać dom. Cztery kobiety i dwóch mężczyzn, z czego John dużo pracował. Czułem się jak piąte koło u wozu. Mama przestała zwracać na mnie tak dużo uwagi, Syd często nie było w domu, a zabawy lalkami zaczęły mnie męczyć. Nawet nie wiesz, jak mi było ciężko. Już w middle school zacząłem spędzać całe dnie poza domem, bo nie chciałem tam być w tej atmosferze. Wtedy zaczęły się też problemy z nauką. Matka była strasznie zła, gdy wróciła po wywiadówce, ale to nie wywołało poprawy. Potem zacząłem chodzić na imprezy, wagarować. Będzie już z rok jak z Sydnie nie odzywamy się do siebie. Nic. Jedynie ona patrzy na mnie wrogo. Ma do mnie żal za to, że się stoczyłem. Swojego czasu starała się izolować ode mnie Isle i Ave, abym na nie źle nie wpływał. Jednak dziewczynki bardzo mnie lubią i nie dają się. Ale i tak dla ich dobra staram się nie pokazywać pijany czy skacowany. Nie chcę, aby i one mnie znienawidziły. Zależy mi, aby przynajmniej one miały o mnie dobre zdanie. 

Wow. W szok wprowadziła mnie historia życia Jacka. Nie wiedziałam o nim tak wielu rzeczy, tak ważnych rzeczy. Już teraz rozumiem, dlaczego jego życie potoczyło się w takim kierunku. Szukał odskoczni od toksycznej atmosfery w domu. 

-Tak strasznie mi przykro. - odezwałam się i przytuliłam chłopaka. - Zobaczysz, jeszcze wszystko się ułoży i znowu z Sydnie będziecie zgranym rodzeństwem. Nie ma co wszystkiego przekreślać. 

-Ostatnio zacząłem się starać naprawić to co zepsułem. Staram się spędzać więcej czasu z rodziną. Z powrotem stałem się obiektem zainteresowania mamy, chociaż w małym stopniu. 

-Widzisz, wszystko niedługo się ułoży. - uśmiechnęłam się do niego, aby dodać mu otuchy. - A jak poznałeś się z resztą chłopaków? - jak już opowiada mi historię swojego życia, to mógłby mi zdradzić i ten fragment. 

-Z Zachiem znam się najdłużej. Poznaliśmy się w pierwszej klasie middle school. Od razu się polubiliśmy. Zach dotychczas mieszkał w Dallas i nie znał prawie nikogo tutaj. Ja pomagałem mu się zaaklimatyzować. Potem on pomagał mi, jak miałem problemy rodzinne. W trzeciej klasie middle school spędzałem więcej czasu u niego w domu niż u siebie. Kiedy mieliśmy iść do high school, chcieliśmy wbić się w licealne towarzystwo. Usłyszeliśmy o domówce organizowanej przez brata Raya. Nie mieliśmy nic do stracenia, więc tam poszliśmy. Jak pewnie wiesz, McSliderowie są bogaci, więc wejścia do domu pilnowali ochroniarze. Nie chcieli nas wpuścić. Zaczęliśmy się wykłócać. Do tego dołączyli Daniel i Jonah, którzy byli już na tej imprezie. Skończyło się tak, że wywalono naszą czwórkę. We czworo zaczęliśmy hejtować całe wydarzenie. Za chwilę wyleciał też Corbyn. Dosłownie wyleciał. Te goryle przy wejściu nie znały litości. Wyrzucili go niby za flirtowanie z dziewczyną gospodarza, a on po prostu rozmawiał z koleżanką z równoległej klasy. Zaczął kląć na Brada, brata Raya. Noc była młoda, więc Jonah zaproponował pójście do niego. Siedzieliśmy w piątkę do rana u Maraisów. Wtedy pierwszy raz piliśmy z Zachiem alkohol. Chłopaki od razu skapnęli się, że to nasz pierwszy raz, ale nie hejtowali. Od tamtego czasu trzymamy się razem.

Słuchałam tego wszystkiego z zaciekawieniem. Nie słyszałam takiej wersji wydarzeń. Ludzie mają bujną wyobraźnię i rozpowiadają różne historie. Od tego że znają się od dziecka do tego że poznali się na izbie wytrzeźwień. 

Chwilę siedzieliśmy w zadumie. Jack pewnie rozważał to, co mi powiedział. A ja zastanawiałam się jak opowiedzieć mu swoją historię. Jestem mu to winna. Zdradził mi ogromny fragment swojego życia. Nie przed każdym można się tak otworzyć. To oznacza, że darzy mnie zaufaniem. Chcę mu pokazać, że ja mu też ufam i nie mam zamiaru dłużej ukrywać przed nim doświadczeń z dawnego życia. Szczególnie, że wiele tłumaczą 

-Jack, - wyprostowałam się i spojrzałam w jego oczy. Dotąd obejmował mnie ramieniem i patrzyliśmy się przed siebie albo w ziemie. - Też muszę ci coś powiedzieć. Wszystko zaczęło się w Charleston. To rodzinne miasto mojego taty. Mama jest stąd, ale postanowili zamieszkać na wschodnim wybrzeżu. - nie umiem mówić o tym i patrzeć mu w oczy. Spuściłam wzrok i zaczęłam bawić się swoimi palcami.  Dłonie zaczęły mi się pocić. - Jak byłam mała, to co roku przyjeżdżałam tu na wakacje. Uwielbiałam spędzać czas z Danielem, Anną, Tylerem lub Chrisem. Jednak jak miałam 7 lat, to przestaliśmy przylatywać. Mój tata.. On.. - minęło tyle czasu, a ja nadal wzruszam się jak o tym mówię - On nie przeżył zawału. Obie bardzo przeżyłyśmy jego śmierć. Mama umiała się po tym podnieść, ja miałam problem. Zaczęła pracować na dwa etaty, aby zapewnić mi wszystko. Ze śmiercią taty utraciłyśmy połowę dochodów. Brakowało nam pieniędzy. Nie miałam markowych ubrań, starałam się jak najbardziej pomagać mamie. Ona stała się moim autorytetem. Umiała podnieść się po tym wszystkim, aby zapewnić mi dobrą przyszłość. Dużo pracowała, ale zawsze znalazła dla mnie czas. Potem poszłam do middle school. - na samo wspomnienie tego czasu chciało mi się płakać, a w gardle zaczęła tworzyć mi się gula. - Byłam wyśmiewana i poniżana. Krążyło dużo plotek o mnie. Nikt nie chciał się ze mną zadawać. Każdy dzień w szkole był katorgą. Psychicznie byłam na skraju wytrzymania. W high school nie było lepiej. Może i gorzej? Przestałam ufać ludziom, bałam się ich. Każdy był w moich oczach fałszywy, chciał mojej porażki. Kiedy dowiedziałyśmy się z mamą, że babcia umarła i zostawiła nam w testamencie dom w LA, nie zastanawiałyśmy się długo nad decyzją. Po prostu przeprowadziłyśmy się tutaj i wszystko zaczęło się powoli układać. Moim planem było przeżyć. Nie zależało mi, aby kogoś poznać. Żyłam w przekonaniu, że jestem beznadziejna i każdy człowiek w końcu ode mnie odejdzie. 

-O chuj. To dużo tłumaczy. - mruknął cicho pod nosem chłopak, ale ja to usłyszałam. 

-Rozumiesz teraz, czemu bałam się was. Jeszcze te wszystkie plotki, które usłyszałam i Daniel. 

-Co ma do tego Daniel? - zdziwił się. 

-Nie utrzymywaliśmy kontaktu przez te wszystkie ciężkie lata. Nie miał dostępu do moich sociali, bo tak też roiło się od komentarzy na mój temat. Jednak on wiedział od rodziców, co się ze mną działo. Nasi rodzice utrzymywali kontakt. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy po przeprowadzce, dzień przed moim pierwszym dniem w szkole, powiedział mi, że mam się do niego nie przyznawać dla swojego dobra. Ostrzegł mnie, że zadawanie się z wami przyniesie mi problemy, a to było coś, czego za wszelką cenę chcę uniknąć.  Nie chciał, aby ktoś traktował mnie gorzej. Dlatego zakolegowałam się z dziewczynami, one pierwsze wyciągnęły do mnie rękę. I tak zostało. 

-Ale zdajesz sobie sprawę, że jak ujawnimy naszą przyjaźń to mogą się zacząć kłopoty? Te kujonki nie dadzą ci żyć, bo ukrywałaś przed nimi przyjaźń z wrogami. Rozpowiedzą po szkole, jaka jesteś fałszywa i zgorszona. - zaniepokojony spojrzał w moje oczy. Zrozumiał sens tego wszystkiego. 

-Minęło trochę czasu, odkąd tu jestem. W dużej mierze przyjaźń z wami wpłynęła na mnie pozytywnie. Zaczęłam wierzyć w siebie i ufać ludziom. Pokazaliście mi, że nie każdy jest fałszywy i chce smutku innych. Jeżeli dziewczyny skomplikują wszystko, po tym jak się dowiedzą, to będę musiała to przeżyć. Mam ciebie, chłopaków, Makene, Christyne, Tate. Jesteście dużo lepszym towarzystwem niż te Molly i bliźniaczki. Jeżeli będziecie przy mnie, to nie będę się bać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top