[25]
Nadszedł piątek. Popołudnie spędzałam z Molly. Blondynka tłumaczyła mi matematykę, jak prawie co tydzień. Idzie mi już coraz lepiej. Ostatnio dostałam pierwszą trójkę, z której byłam mega dumna. Szczęśliwa chodziłam przez cały dzień i nic nie mogło zepsuć mi humoru.
Kiedy skończyłyśmy, do domu Evans przyszły również Emma i Evelin. Miałyśmy we cztery zrobić babską nockę. Zorganizowałyśmy sobie seans filmowy. Zastanawiałam się, z kim wypadnie lepiej. Rywalizacja toczyła się pomiędzy chłopakami (którzy w zabawny sposób komentują akcję, a atmosfera jest przyjemna i nie krępujesz się przy nich), a dziewczynami (z którymi można obgadywać aktorów, ale czujesz się trochę nieswojo). Noc minęła mi bardzo miło na oglądaniu komedii romantycznych i plotkowaniu na temat przystojnych bohaterów i ciekawych wątków, ale to popołudnie u Jonah wygrało. Sposób, w jaki czułam się wtedy, nie dorównuje temu, co można było wyczuć w powietrzu w domu Molly. Mimo że znam koleżanki dłużej, czuję się przy nich spięta. Nie umiem im zaufać. Boję się powiedzieć im o wielu rzeczach, bo wiem, że mogą mnie za nie znienawidzić. Jeszcze nie czuję się przy nich tak beztrosko jak przy przyjaciołach Daniela. Może zmieni się to z czasem...
Cały wieczór przebiegał w miłej atmosferze. Do momentu...
Zawsze musi nadejść taka chwila, która zepsuje wszystko. W przerwie między filmami Evelin zapytała nas jak tam nasze projekty z języków. Mój był bardzo dobry. Prawie go skończyliśmy z Jackiem. W sobotę popołudniu miałam do niego przyjść i dopracować ostatnie detale. Nie mogłam się doczekać, jak go zobaczę. Chłopak zaczął mi się podobać.
Tak, Jack Avery mi się podoba. Jakkolwiek nie próbowałbym stłumić w sobie tego uczucia, nie mogę. Zakochałam się. Jestem w beznadziejnej sytuacji. Po pierwsze, nie mogę nikomu powiedzieć. Zaszkodzi to nam obojgu. Ja nie chcę plotek na swój temat. Doszłyby do chłopaka, który pewnie nie odwzajemnia moich uczuć - powód numer dwa - i zniszczyłabym naszą relacje. A jak zaszkodzę nam, zacznie wszystko się walić i znowu będę zdana tylko na siebie. A on na pewno nie czuje tego samego. Co by go we mnie pociągało? Nie jestem materiałem na dziewczynę, najwyżej na przyjaciółkę. Nie dam rady stworzyć z nikim porządnego związku. Bo jak kochać kogoś, gdy nie akceptuje się samego siebie? Nadal nie do końca rozumiem, czemu on się ze mną zadaję. Tli we mnie nadzieja, że to nie przez to, że jestem rodziną jego najlepszego kumpla. Cała ta sytuacja jest popierdolona. Zadaję się z ludźmi, do których nie mogę się przyznawać w miejscach publicznych, aby zachować dobre relacje z innymi. To kolejny powód, dlaczego nie mogę być z Jackiem - stracimy wielu znajomych. W tym moje trzy koleżanki, które nienawidzą chłopaków i moją taką siłę, że jedno ich słowo, a wszyscy przestaną lubić i mnie. Taka sytuacja dotykała mnie w Charleston, tutaj nie chciałam tego. Jak widać los pisze swoje scenariusze niezgodne z moją wolą.
-Halo, Ziemia do Megan. - usłyszałam Molly i pstrykanie palcami. Dziewczyna machała mi ręką przed oczami. Aż tak odpłynęłam.
-Przepraszam, zamyśliłam się. - odpowiedziałam. Energicznie potrząsnęłam głową, aby wyrwać się w pełni z transu.
-Właśnie widzimy. - zaśmiała się Evelin. - Jak twój projekt z francuskiego? Mówię 'twój', bo Jack pewnie palcem nie kiwnął.
-Prawie skończyliśmy. Jutro, znaczy już dzisiaj, idę do niego dokończyć. To pracowity i miły chłopak. Nie spodziewałam się, że będzie nam się tak dobrze razem pracować.
-Pewnie chce cię zwieść. Nie dawaj mu się i uważaj. - zaczęła ostrzegać mnie Molly. Już dawno przestałam wierzyć w jej słowa dotyczące chłopaków. Rozpowiada tylko niestworzone i zakłamane historie.
-No właśnie. Na twoim miejscu nie szłabym do niego. To może się źle skończyć. - dodała Emma. Gdyby one wiedziały o tym wszystkich akcjach, które też mogły się źle skończyć, to wypad do Jacka przy nich to pikuś.
-Byłam już u niego. Nie mam się czego bać.
-Omamił cię, dziewczyno!
W tym momencie przestało być miło. Odliczałam już tylko czas do końca tego spotkania, by móc wrócić do domu.
Rano wyszłam od Molly jako pierwsza. Sprzedałam im tanią historyjkę o pomocy mamie i wyszłam koło ósmej rano. Dziewczyny zdenerwowały mnie swoją reakcją na moją relacje z Jackiem. A to prawie nic w stosunku do tego, co już zdążyliśmy razem przeżyć. Nie chcę sobie wyobrażać, co będzie się działo, gdy dowiedzą się, że trzymam z całą paczką.
Myśląc o tym wszystkim tylko bardziej się nakręcałam negatywnie. A przecież szłam dzisiaj do Jacka. Przynajmniej to może mnie uspokoi. I tak nie powiem mu o tym co się usłyszałam w nocy. Nie chcę go zadręczać swoimi problemami. Ma dużo swoich.
Postanowiłam poczytać, zanim będę wychodziła do Averych. Z książką w ręku i telefonem wyszłam na balkon. Wejście na niego znajdowało się od strony sypialni mojej mamy. Był tu mały stolik i jeden lniany fotel. Widok stąd rozpościerał się na całą okolicę. Do tego był równo naprzeciwko okna do pokoju Zacha. Jak zawsze nie zasłonił okna i widziałam go śpiącego.
Oglądanie widoków przerwał mi sygnał przychodzącego powiadomienia. Od wczoraj nie sprawdzałam mediów społecznościowych. Jako pierwszą kliknęłam ikonkę snapchata.
To zdjęcie wysłał mi Jack z podpisem "he is readyyy" około 9pm. Czyli chłopaki w nocy gdzieś pojechali.. Kolejne snapy potwierdziły, jak dobrze bawili się na jakiejś imprezie.
Nad ranem w stanie było tylko ich dwóch, aby wysłać jakiegokolwiek snapa.
Po Danielu było widać, że jest pijany. Pewnie nie hamował się w nocy, tak jak pozostali chłopcy. Chociaż po nich tak nie widać. To aż dziwne, żeby to akurat mój kuzyn miał najsłabszą głowę do alkoholu. Nie wiem czemu, ale zdawało mi się, że o Zach będzie wyglądał najgorzej. W sumie nie mam jak tego ocenić, bo nie wysłał mi nic, a fakt, że właśnie śpi, nie gra roli.
Około 4pm zaczęłam się zbierać to Jacka. Mieliśmy razem skończyć projekt na francuski. Umówiliśmy się za pół godziny. Pewnie wybrał taką godzinę, aby doprowadzić się do porządku po imprezie. Widać było na zdjęciach, że bardzo dobrze się bawił. Mam nadzieję, że będzie zdolny do myślenia.
Pod domem chłopaka byłam o ustalonej godzinie. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i cierpliwie czekałam, aż ktoś mi otworzy. Miałam nadzieję, że będzie to od razu Jack. Nie byłam przygotowana na kontrowersje z nikim innym. Z jego rodziny znam jedynie małą Islę, która jest bardzo uroczym dzieckiem.
Tak jak chciałam otworzył mi Jack.
-Megan? - zdziwił się jak mnie zobaczył. Ja też się zdziwiłam. Ale tym jak wyglądał.
Zobaczyłam zaczerwienioną i podpuchniętą twarz, szczególnie jedno oko, rozcięcie przy nosie i parę zadrapań. Zauważyłam siniaki na rękach. Jego błędny wzrok analizował mój niespokojny wyraz twarzy.
-Jack. - wyszeptałam przestraszona. - O Boże, co ci się stało.
Zadziałałam impulsywnie i przytuliłam go. Wspominałam, że zakochałam się w nim. Gdy zobaczyłam go poobijanego, zaczęłam się martwić. Chłopak jęknął cicho. Szybko się odsunęłam. Nie to że sprawiłam mu ból, to pewnie pomyślał sobie nie wiadomo co na mój temat.
-Przepraszam. - powiedziałam szybko. Lekko zestresowałam się.
-Nic się nie stało. - odpowiedział mi. Wysilił się na uśmiech, ale słabo mu to wyszło. - Chodź do mnie.
Zaczęliśmy iść do jego pokoju. Z dołu słyszałam radosne śmiechy członków rodziny Averych. Zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że przeszkodziłam w rodzinnym popołudniu.
-Nie chcę przeszkadzać. Mogę przyjść innym razem. - odezwałam się. Na serio było mi głupio. Nie chcę zabierać mu chwil z bliskimi.
-Nie martw się o nich. I tak nie siedziałem z nimi. - odpowiedział mi obojętnym głosem chłopak. Trochę mnie uspokoił.
Weszliśmy do jego pokoju. Nic tu się nie zmieniło, oprócz rozwalonej pościeli na łóżku.
-Przepraszam. Zapomniałem, że miałaś przyjść i nie sprzątnąłem. - zaczął tłumaczyć się blondyn. Szybkimi ruchami starał się ogarnąć otoczenie. Jednak w pewnym momencie zastygł w bezruchu na kilka sekund. Od razu znalazłam się przy nim.
-Wszystko w porządku? - zmartwiłam się. Pomogłam usiąść mu na łóżku. Nie wyglądał najlepiej.
-Tak, tak. - pokiwał głową mając zaciśnięte powieki. - Przepraszam na chwilę. - burknął i wybiegł z pokoju zatykając sobie usta.
Na prawdę martwiło mnie jego zachowanie. Poszłam za nim. Zamknął się w łazience. Rozumiałam co się dzieje, ale nie znałam przyczyny. Do tego te ślady bójki..
Czekałam przed drzwiami na rozwój wydarzeń. Zapukałam do środka, dopiero gdy usłyszałam jak strumień bieżącej wody ustaje.
-Mogę? - spytałam z korytarza. Usłyszałam twierdzącą odpowiedź i weszłam do małego, przestronnego pomieszczenia. Jack stał oparty o umywalkę. Wyglądał na słabego.
-Przepraszam cię, nie czuję się dzisiaj najlepiej. - powiedział. Cały czas brał głębokie wdechy. Jakby tego było mało, właśnie z nosa zaczęła skapywać mu krew prosto na śnieżnobiałą umywalkę. Chłopak przeklną pod nosem.
-Usiądź. pomogę ci.
~~
Moja siostra mówi, że bdb rozdział, więc publikuję.
I podziękowania dla pinteresta za zdjęcia chłopaków ;*
karosiaxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top