[18]
Spojrzał na mnie. Zalał mnie lekki rumieniec. Pojawia się za każdym razem jak łapiemy kontakt wzrokowy. Nie umiem tego pohamować. Nawet jak po chwili opuszczam wzrok, czułam wewnętrzne ciepło. W końcu patrzył z uśmiechem na mnie, nie na żadną inną. Czułam się przez to wyjątkowo. Dawno już tak się nie czułam.
Jak zawsze po krótkiej wymianie spojrzeń między nami, odwracam głowę w stronę zeszytu. Uśmiech automatycznie pojawia się na mojej twarzy. Nie umiałabym tego powstrzymać, nawet gdybym miała najgorszy dzień.
Wzięłam do ręki długopis i starannie zapisałam temat lekcji, który od kilku minut widniał na tablicy. Zazwyczaj notuje go od razu po podyktowaniu przez nauczyciela. Jednak dzisiaj przed podaniem tematu pani Cortez wywołała Jacka Averego do odpowiedzi. Jego osoba niemiłosiernie mnie rozprasza. Nie wiem, co w nim jest, że tak na niego reaguje. Gdyby obok mnie siedziały moje koleżanki, musiałabym z trudem opanować wszystkie emocje i odruchy, które wywołuje ten chłopak. Od razu wyczułyby na linii, że coś nie gra, że coś mnie łączy z lokowanym blondynem. Tylko że akurat dzisiaj ich nie ma. Pojechały na jakąś olimpiadę. Lepiej dla mnie, bo nie muszę udawać.
Jack odpowiadał płynnie na pytania nauczycielki fizyki. Byłam tym zdumiona. Tak samo jak sorka. Jak się potem dowiedziałam, co druga lub co trzecia wypowiedź była błędna. Odpowiadał tak płynnie i pewnie, że taka idiotka z fizyki jak ja nie zauważyłam pomyłek. Uwierzyłam w każde wypowiedziane słowo. Ma dar przekonywania. I piękne oczy.
Usiadł na swoim miejscu zadowolony z oceną dostateczną z plusem w zeszycie. Może gdyby Molly to zobaczyła, zmieniłaby sposób patrzenia na Jacka i jego przyjaciół? Kogo ja oszukuję.. Ona nigdy nie zmieni swojego stanowiska w sprawie chłopaków. Chłopak musiałby wygrać olimpiadę, aby zacząć znaczyć coś w jej oczach. Ta cecha bardzo mi w niej przeszkadza.
Odwróciłam się do tyłu, aby jeszcze raz na niego spojrzeć. Cieszył się ze swojego małego sukcesu.
Dzisiaj wrócił po kilkudniowej nieobecności. Nie chorował. Ani też nie powiedział mi gdzie był. Nie wymagam tego od niego. Jeszcze nie ufa mi na tyle, aby wyznać mi swoje tajemnice. W tym wypadku są to czynności, które wykonywał zamiast chodzić do szkoły. Ja sama również utrzymuję przed nim swoje sekrety, których nie zdradził nikomu Daniel. Gdyby Jack lub któryś z chłopaków dowiedziałby się o tym, co działo się w Charleston, zmieniliby sposób patrzenia na mnie. A mi podoba się tak jak jest. Nie potrzebuje krzywych spojrzeń i sztucznego współczucia. Daniel, kiedy ostatniego czasu był u mnie razem ze swoimi rodzicami, pochwalił mnie za moją odwagę. Przyznał, że jest ze mnie dumny. Miło mi było to słyszeć. Kuzyn jednak się mną przejmuje i zauważa moje małe codzienne sukcesy. Bo każdy przetrwany dzień jest dla mnie nagrodą, którą z dnia na dzień zdobywam coraz łatwiej. Pójście do szkoły i przebywanie w tłumie ludzi nie stanowi już dla mnie takiej trudności jak kiedyś. Miło mi się zrobiło, kiedy dowiedziałam się, że Seavey zauważył poprawę i kibicuje mi, aby było lepiej. Jednak znaczę coś dla kogoś. Taki brat jak on to skarb.
Fizykę spędziłam na rozmyślaniu. Kompletnie nie wiedziałam, co działo się na lekcji. Bezmyślnie przepisywałam rozwiązane zadania z tablicy. Myślami byłam daleko stąd.
Postanowiłam, że kolejna lekcja nie będzie wyglądać jak poprzednia. Skupię się na treści, a nie będę błądziła w otchłani mózgu. Po dzwonku udałam się do najbardziej osamotnionego zakątka szkoły, w którym znajduje się sala od francuskiego. Siedział już pod nią Jack. Stał sam pod oknem z telefonem w ręku. Miałam ochotę podejść do niego, porozmawiać, pochwalić za dobrą odpowiedź z fizyki, ale wiedziałam, że nie mogę. To wbrew moich zasad. Jeszcze ktoś by nas zobaczył, puściłby plotkę w obieg i przysporzył nam problemów. Chłopaki wiedzą, jaka jestem wrażliwa, więc zrozumieli, dlaczego mamy się zachowywać, tak jak się zachowujemy. Miło z ich strony, że to uszanowali i starają się mi pomóc.
Zostawiłam Averego samego i podeszłam do Beth Collins, z którą siedzę na niektórych lekcjach. To bardzo miła blondynka. Bardzo dobrze nam się rozmawia ze sobą. Rozmawiałyśmy razem do końca przerwy. Po dzwonku weszłam do sali i podeszłam do zajmowanej przeze mnie drugiej ławki. Siedzę w niej sama. Zaczęłam się rozpakowywać.
-Mogę? - usłyszałam znajomy głos, kiedy miałam siadać na swoim miejscu. Spojrzałam na osobę stojącą przy ławce. Jack Avery czekał na moją odpowiedź.
Nie wiedziałam, czy powinnam się zgodzić. Mogłaby pójść na szkołę plotka, że coś między nami jest. A jak się nie zgodzę, to tym bardziej wyjdzie na to, że mam coś do chłopaka. I tak źle, i tak niedobrze. Chociaż z trzeciej strony, na francuski nie chodzą osoby, które żyją życiem innych. Nie ma tu potencjalnych plotkarzy, więc co mi szkodzi? Tej szóstki ludzi nie interesuje z kim usiądę.
-Jasne. - odpowiedziałam w końcu. Mam nadzieję, że Jack nie musiał jakoś długo stać i czekać, aż się zdecyduję. Coś co wydaje się dla moich prężnie pracujących wałów mózgowych trwające wiecznie, w rzeczywistości nie musi takie być.
Szybko przestałam myśleć, czy wyszłam na idiotkę. Chłopak o lokowanych włosach tak uroczo się do mnie uśmiechnął, że znowu przestawałam kontaktować ze światem. Powinnam ochłonąć i skupić się na zajęciach.
Francuski nie jest dla mnie problematyczny. Nawet wybiegam trochę nad poziom grupy. Przynajmniej z tym przedmiotem nie mam problemu. Spokojnie słuchałam nauczycielki. Co jakiś czas notowałam w kolorowym zeszycie wyrażenia. Momentami czułam na sobie wzrok sąsiada, ale starałam się nie rumienić pod jego wpływem i nie rozpraszać się. Nawet nieźle mi to wychodziło. Jednak zauważyłam, że to Jack miał problem z koncentracją na lekcji. Kreślił niewyraźnym charakterem pisma losowe słówka w niechlujnie prowadzonym zeszycie. W międzyczasie albo przyglądał się mi, albo rozglądał się po sali. Pewnie nawet nie zauważył, że widzę jak spięty siedzi będąc myślami daleko stąd.
-Młodzieży, - z rozmyśleń wyrwał nas głos nauczycielki. - Jak co roku klasy drugie mają za zadanie przygotować projekt związany z językiem, którego się uczą. Temat sami możecie wybrać, ale ma być związany z Francją czy językiem francuskim. Na wykonanie macie miesiąc, ale ma być to porządnie wykonany projekt. Będziecie pracować w parach.
W tym momencie Jack spojrzał się ukradkiem w moją stronę. Wiem, że to zrobił, bo sama wykonałam taki sam ruch.
-Powinnam sama was dobrać w dwójki, ale wiem, że wy zrobicie to lepiej. Do końca lekcji podajcie mi kto z kim będzie pracował.
Zaczął panować harmider w klasie. Odwróciliśmy się z Jackiem w swoją stronę. Patrzyliśmy sobie w oczy. Jego śliczne ciemnobrązowe tęczówki wywoływały we mnie dziwne uczucie. Nie umiem go opisać. Takie po prostu dziwne.
Myśleliśmy o tym samym. Lenistwo nauczycielki poszło nam na rękę. Bez skrępowania mogliśmy pracować razem. Ludzie z grupy nie będą na tyle zainteresowani, dlaczego współpracujemy ze sobą, a pozostałym można wmówić, że to wybór sorki. Ucieszyłam się z takiego obrotu spraw. Jack też, bo tak ładnie się do mnie uśmiechał.
Siedziałam na trawie na placu przed szkołą. Obok mnie były koleżanki. Godzinę temu wróciły z olimpiady. Właśnie zdawały mi relacje z tego, że ponownie reprezentacja szkoły zwyciężyła. Jestem z nich dumna.
-Ej dziewczyny, - zmieniła temat Evelin - Mówili wam o projekcie z języków?
-Tak. Muszę pracować z Bryanem, rozumiecie? - oburzyła się Emma. Bryan nie należy do elity tych najmądrzejszych i często się spóźnia, więc nie dziwię się nastrojowi koleżanki. Chociaż ta współpraca według mnie pozwoliłaby jej poznać bliżej naprawdę miłego i uprzejmego chłopaka, którego wadą jest lenistwo.
-Ja mam Cassandrę. Może nie będzie tak źle. - odezwała się Molly. Znając ją, chciałaby pracować z kimś innym.
-Ja z Samem, więc też masakra. - westchnęła smutna Evelin. - A ciebie do kogo przydzielili, Megan? - zwróciła się do mnie.
-Em. Do Jacka Avery'ego. - mruknęłam cicho ze spuszczoną głową. Nie chciałam widzieć ich reakcji. Bałam się.
-Oh, masz najgorzej. Jak będziesz potrzebować pomocy, to możesz na nas liczyć. - próbowały mnie wesprzeć na duchu dziewczyny. Gdyby wiedziały, że robię to z własnej woli, mogłabym pożegnać się z tą przyjaźnią. Uznałyby to za akt zdrady. Rozpuściłyby niestworzone historie na mój temat i znowu rozpętałoby się piekło. A ja dziękuję za takie traktowanie. Jak długo to możliwe, tak długo będę utrzymywać w tajemnicy moją znajomość z chłopakami.
-Bo Avery to nawet palcem nie kiwnie. - dodała Molly. I od tego komentarza zaczęła się konwersacja na temat, jaki to Jack nie jest zły. Przy okazji wymieniły się najnowszymi ploteczkami o nim i reszcie chłopaków. Co za idiota rozpowiada po całej szkole, że Jonah pieprzył się z nauczycielką woku, aby zdać.
Przypadek chciał, aby akurat Jack znalazł się w pobliżu. Jeszcze szedł w moją stronę. Moje zażenowanie sytuacją wzrosło. Czuję się tak za każdym razem, jak dziewczyny poruszają temat zachowania chłopaków. Nie mogę słuchać jak ich hejtują i mieszają z błotem. Czasem wtrącę coś, aby obronić kolegów, ale nie chce wychodzić za bardzo przed szereg i narazić się na podejrzenia. A teraz jeszcze Jack słyszał, jak dziewczyny wjeżdżają na niego. Było mi za nie wstyd. One go nie zauważyły i kontynuowały wymianę zdań. Złapałam kontakt wzrokowy z lokowanym blondynem i dopiero wtedy się odezwał.
-Megan, tutaj jesteś. - zwrócił na siebie uwagę. Usta moich koleżanek od razu się zamknęły. Ze wstydu nie odważyły się odwrócić. - Musimy pogadać. - zabrzmiał trochę agresywnie, ale tak miało być. Jest znany jako bad boy, musi się tak zachowywać.
-Dobrze. - wstałam z trawy. - Do zobaczenia później. - rzuciłam w stronę dziewczyn i poszłam za chłopakiem do szkoły.
Zeszyliśmy do piwnicy do szatni. Tam pomiędzy boksami znajduje się mała wnęka, do której nikt nie zagląda. To miejsce naszym spotkań. Tutaj mogę na spokojnie pogadać z chłopakami. To jedyne takie miejsce, w którym nie jesteśmy na nikogo narażeni. Dopiero będąc na osobności, przytuliliśmy się na powitanie.
-Przepraszam za nie. Tak bardzo mi wstyd. - zaczęłam. Wciąż byłam zażenowana postawą koleżanek.
-Luz, wiem jaki stosunek mają do mnie ludzie. To nic nowego.
-Wiesz, że ja tak nie myślę. Już przestałam wierzyć w ich..
-Spokojnie. - przerwał mi Jack w połowie zdania. - Nie tłumacz mi się. Nie przejmuj się tym hejtem, przyzwyczaiłem się. Jesteś tą szczęściarą, która zna prawdę. - stał trzymając jedną rękę na moim przedramieniu i pocierając dłonią po nim. Patrzył prosto w moje oczy. - Wszystko jest ok, Meg. - tak bardzo lubię sposób w jaki skraca moje imię. W jego ustach, jeszcze kiedy się uśmiecha tak jak teraz, brzmi tak słodko.
-Chciałeś pogadać. - zmieniłam temat. Speszyłam się pod wpływem jego czarującego uśmiechu i pięknych oczu. Zabrał rękę z mojego ciała. Poczułam dziwny chłód w miejscu, gdzie wcześniej leżała jego ciepła dłoń.
-O francuskim. Może przyjdziesz do mnie w sobotę? Zrobimy to i będziemy mieli z głowy. - zaproponował. W czasie składania propozycji podrapał się po karku. Zdążyłam zapamiętać, że robi tak, gdy się denerwuje.
-Chętnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top