[11]

Jack POV

Siedziałem nad książkami w niedzielny wieczór, kiedy zadzwonił mój telefon. Na ekranie pojawiło się połączenie przychodzące z konwersacji grupowej z chłopakami. Bez zastanowienia odebrałem. Od razu zobaczyłem pięć okienek pokazujące twarze całej naszej paczki. 

-Co tam, jak tam? - odezwał się pierwszy Jonah. Nie widzieliśmy się dwa dni, a oni już się stęsknili. 

-Musimy coś obgadać. - wytłumaczył cel videorozmowy Corbyn i napił się czegoś z puszki. 

-Tylko szybko. Uczę się. - westchnąłem znudzony. Oczywiście, że wolałbym rozmowę z przyjaciółmi, ale założyłem sobie cel. Chcę się poprawić dla Megan. Nie chcę, aby widziała we mnie nieuka, który olewa wszystkie swoje obowiązki, dlatego zamierzam zacząć się starać. Moich znajomych to mocno zdziwiło. 

-Ty się uczysz? - zaczął głośno śmiać się Jonah. Grunt do wsparcie w najbliższych mówią :) - Nie wierzę. 

-Danny, czy ty słyszysz to samo co ja? On w końcu sporządniał. - zachwycił się najstarszy blondyn. 

-Idę to zapisać w kalendarzu. - odpowiedział Seavey, a jego twarz zniknęła na chwilę z ekranu. 

Tylko Zach pozostał niewzruszony. Domyślił się, o co chodzi. Znając jego, zaraz wszystko wypapla reszcie. 

-On nigdy nie zmądrzeje, - prychnął. Wiedziałem do czego zmierza. Na co ja liczyłem? - Ale kreatywny sposób na podryw. 

-ZACH! - krzyknąłem na niego. Miał siedzieć cicho. Nie chciałem, aby Daniel na razie się dowiadywał o moich uczuciach. Pewnie zabroni mi spotykać się z jego kuzynką, aby ochronić ją przed plotkami. Nadal nie powiedział nam, dlaczego tam bardzo stara się to zrobić, ale nie może to być błahy powód. Dla niego rodzina jest najważniejsza. Jest gotowy poświęcić dla niej wszystko. 

-Haha, wiedziałem. - Jonah wymachnął rękami w górę w geście zwycięstwa. 

-A już myślałem... - odparł ponuro Daniel. - Kto to jest? 

-Długo się znacie? Ładna jest? Znamy ją? - podłączył się do pytania swojego przedmówcy blondyn, tylko że on chciał wiedzieć dużo więcej.

Wahałem się, czy powiedzieć im prawdę. Obawiałem się reakcji Daniela. I reszty. Poznali Megan ostatnio i byli nią oczarowani. Ja czuję się tak codziennie. Chłopaki już zaczęli wymyślać, co moglibyśmy robić razem po szkole. Spodobało im się jej towarzystwo. Jej chyba nasze też, bo przestała się bać i ograniczać. 

Ukradkiem spoglądałem na okno Zacha. Według niego mogłem wyznawać swoją tajemnicę. Sam mnie zapewniał, że Daniel nie może się na mnie za to obrazić. Przecież każdemu zdarza się zakochać. 

-Megan Davidson. - w końcu odważyłem się to powiedzieć. Przyznałem się przed szerszym gronem do swoich uczuć. 

Spuściłem głowę. Nie chciałem widzieć reakcji jej kuzyna. Mimo wszystkich moich uczuć.. A czuję do niej prawdziwą miłość. Jest dla mnie strasznie ważna. Dla niej chcę się zmienić i pokazać jej, jak plotki mogą być fałszywe. Od naszego pierwszego spotkania w sali od matematyki nie mogę wymazać jej z pamięci. Jest idealna. Ma piękne kształty, długie ciemne włosy, głębokie oczy, w których można się zatracić, ale mi nie dane jeszcze było na tyle długo w nie patrzeć. Jej rysy twarzy zarysowują się, kiedy śmieje się. Ukazuje wtedy swoje białe zęby. Ogólnie jej uśmiech jest czarujący i słodki. Ona cała jest urocza. Jest taka tajemnicza i nieśmiała. Chciałbym być jej rycerzem i bronić ją przed światem. Bo zasługuje na najlepsza obronę. 

-Nie ma mowy! - usłyszałem podniesiony ton głosu Daniela. Wiedziałem. Westchnąłem zawiedziony. 

-Nawet nie wiesz, jak mu ślinka cieknie na jej widok w klasie. Nie może przestać się na nią patrzeć. - zaczął Zach. Chciał mi pomóc czy bardziej wkurzyć Seavey'a? - Daniel, pozwól nam się z nią zaprzyjaźnić. Nie zrobimy jej nic złego, przecież wiesz. - jednak obudziła się w nim ta lepsza część i postanowił ruszyć mi z pomocą. Będzie trzeba mu podziękować, jak brunet się zgodzi. 

-Ale tak, aby nie było żadnych nieprzyjemnych plotek. - odezwał się po kilku chwilach ciszy. A ja zacząłem skakać ze szczęścia. Co ta miłość ze mną robi? 

Następnego dnia specjalnie nastawiłem wcześniejszy budzik, aby na pewno nie zaspać na pierwszą lekcję. Nie mieszkam daleko od szkoły, ale zawsze w poniedziałek się spóźniam. Jak tylko pomyślę, że zaraz mam spotkać się z sorem Wattsonem, który się na mnie uwziął, odechciewa mi się gdziekolwiek śpieszyć. Jednak od dzisiaj miało być inaczej. Megan musi uwierzyć, że nie jestem taki, jak mówią plotki. A żeby to osiągnąć, musiałem się postarać. Uważać na lekcjach, przychodzić punktualnie i nie pyskować tyle. 

Z trudem wstałem z łóżka przed siódmą rano. Ale czego się nie robi dla ukochanej? Z szafy wybrałem pierwszą lepszą ciemną bluzę i jeansy. W łazience doprowadziłem się do porządku i zszedłem na dół do rodziny na śniadanie. Rodzice i siostry zdziwili się, że zaszczyciłem ich swoim towarzystwem o tej porze. Zdążyłem ich od tego odzwyczaić. 

-Dzień dobry. - przywitałem się. Z szafki zgarnąłem kubek, do którego wlałem kawy z ekspresu. Z napojem w ręku i czystą miską dosiadłem się do reszty domowników. Zacząłem robić sobie płatki z mlekiem, z tego co było wystawione na stół. Czułem się skrępowany. Każdy patrzył na moje ruchy. Starałem nic sobie z tego nie robić i nie wypowiedzieć, jakiegoś uszczypliwego komentarza. 

-Synku, wszystko dobrze? - pierwsza odezwała się mama. Ona siedziała obok mnie. Z przejęcia moim zachowaniem, położyła dłoń na moim ramieniu. 

-W jak najlepszym porządku. - odpowiedziałem jej. Nawet uśmiechnąłem się do niej, czego nie robię często. Jak już mam się zmieniać, to na wszystkich płaszczyznach. Nie tylko tej szkolnej. Wobec rodziny też nie zachowuje się właściwie. 

Po tym wszyscy odpuścili sobie rozmowę na mój temat. Każdy wrócił do spokojnego spożywania śniadania. Jedynie moja starsza siostra Sydnie patrzyła się na mnie podejrzliwie. Ale do tego zdążyłem się przyzwyczaić. Kłócimy się ze sobą od ponad roku i szybko się nie pogodzimy. 

Pan Wattson był równie zdziwiony moją punktualnością na pierwszej godzinie. Chciał mi nawet odpuścić odpytkę, ale sam się zgłosiłem. Chciałem zaimponować Megan. Cały weekend uczyłem się matmy. Sam starałem się opanować materiał i jako tako ogarniałem temat. Zaryzykowałem i zgłosiłem się do odpowiedzi. Dopiero stojąc pod tablicą, zauważyłem, że dziewczyny nie ma. Jej koleżanka siedziała sama w trzeciej ławce w rzędzie pod oknem. Pośpieszyłem się z tym odpowiadaniem.. Jednak nauczyciel potraktował mnie łagodnie i postawił mi dostateczny. Mnie w pełni zadowala ta ocena. Szkoda tylko, że Megan nie mogła tego zobaczyć.

Brunetka nie pojawiła się do końca dnia w szkole. Ze snapa dowiedziałem się, że jest chora. To zmotywowało mnie, aby dzisiaj robić dokładne notatki ze wszystkich przedmiotów. Po lekcjach pójdę i je jej zaniosę. Zach śmiał się ze mnie. Nie dziwię mu się. Zwariowałem dla tej kruchej dziewczyny, ale nic nie poradzę. Jednak poparł mój pomysł, aby ją odwiedzić. Powiedział też, żebym przy okazji zaniósł jej ubrania, które zostawiła po piątkowej ulewie w jego łazience. Pierwszy raz jego lenistwo się opłaciło. Bo mógł sam to zrobić, ale teraz ja mam kolejny powód, aby ją odwiedzić. Do tego Daniel stał się bardziej przychylny naszej znajomości, przez moje poświęcenia. Nawet nie wie, jak mnie to cieszy.

Po lekcjach od razu razem z Zachiem skierowałem się w kierunku ulicy, przy której mieszkał. Zanim udałem się do domu dziewczyny, która mi się podoba, przyjaciel przekazał mi jej rzeczy. W piątek, gdy żegnaliśmy się, nikt o nich nie pomyślał. 

Herron życzył mi powodzenia i zniknął w swoim domu. Niepewnie przeszedłem przez bramkę w ogrodzeniu posesji Davidsonów i znalazłem się pod drzwiami białego budynku. Zadzwoniłem dzwonkiem. Już nie było odwrotu. 

Kilka długich chwil czekałem zanim ktoś mi otworzy. Zdążyłem zwątpić w to, że Meg lub jej rodzice są w domu, zestresować się oraz wymyślić kilka scenariuszy tego spotkania. Najbardziej bałem się odrzucenia ze strony brunetki, albo jej rodzica, którego równie dobrze mogę za chwilę poznać. 

W końcu doczekałem się, aby drzwi domu uchyliły się. Wyjrzała zza nich głowa Megan. Miała zmęczone oczy i czerwony nos. Wyróżniał się na tle bladej twarzy. Jej włosy były zapewne związane, bo tylko pojedyncze kosmyki wystawały spod kaptura żółtej bluzy. Zdziwiła się na mój widok. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, aby nie czuła skrępowania. 

-Jack, co ty tu robisz? - odezwała się. Miała ochrypnięty głos i zatkany nos. Mimo to nadal mi się cholernie podoba. 

-Hej Meg. Przyniosłem ci notatki z dzisiaj oraz ubrania od Zacha. - wyjawiłem swoje intencje. Wzrok naszej dwójki przeniósł się na przewieszone przez moje przedramię elementy garderoby. 

-Um, wejdź. - uchyliła szerzej drzwi, abym mógł wejść do środka. 

Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, ona zrzuciła kaptur bluzy. Oprócz niej miała jeszcze czarne legginsy. Zdjąłem buty i kurtkę i poszedłem za nią wzdłuż korytarza ozdobionymi płytkami z fragmentami muszelek. Zaprowadziła mnie do salonu, gdzie domyślam się, miała właśnie swój azyl. Na kanapie rozłożony był koc oraz kilka poduszek. Telewizor był przełączony na stację muzyczną, a na stoliku obok leżały różne tabletki oraz pudełko po chińszczyźnie. Dookoła legowiska porozrzucane były zużyte chusteczki higieniczne. 

-Rozgość się. Przepraszam za ten bałagan. - powiedziała, w między czasie sprzątając śmieci. 

Usiadłem na jednym z dwóch foteli z ciemnobrązowej skóry. Wpasowywał się w otoczenie. Większość mebli znajdujących się w pomieszczeniu, jest w klimacie zeszłowiecznym, co nadaje całości charakteru. Można poczuć się tutaj jak w rodzinnym domu, który zamieszkują dziadkowie. Zawsze panuje w nim przyjemna atmosfera. Tak było tutaj, w przytulnym salonie. 

Po chwili wróciła Megan. Usiadła na kanapie i owinęła się kocykiem. Wcześniej położyła na obiciu mebla szarą sukienkę, w której chodziła po domu Zacha. 

-Jak się czujesz? - zacząłem rozmowę. 

-Nie najlepiej. - odpowiedziała i kichnęła. Podałem jej czystą chusteczkę ze stolika. Za co podziękowała mi pięknym uśmiechem. - To chyba grypa.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top