Prolog

Hej Wam! Witam w nowej historii. Plan wygląda następująco – dziś prolog, a ze stałą publikacją ruszamy od 29 sierpnia. Wtedy rozdziały będą wpadać, ekhem, teoretycznie dwa razy w tygodniu. 

Jak zawsze będę wdzięczna za Wasze reakcje i komentarze, a także aktywność pod #badmoveap na Twitterze. 

Książka to YA, w którym znajdzie się miejsce na wątek hate-love, trochę dużo sarkazmu, high school drama, nieco tajemnic, hot scen i... Dowiecie się więcej, czytając.

No to lecimy. Enjoy!

~~~

DEON

Dwa miesiące temu

Ojciec zatrzymuje samochód na dobrze oświetlonym podjeździe. Silnik gaśnie, zapada cisza. Nie ruszam się z miejsca, on nie wykonuje żadnego gestu. Dopiero po dobrych dwóch minutach odwraca się w moim kierunku z westchnieniem.

– Gideon...

Wie, że nie cierpię, gdy mówi do mnie pełnym imieniem, ale i tak zawsze to, kurwa, robi.

– Michael.

On też nienawidzi, kiedy zwracam się do niego w ten sposób.

– Wiem, że ta przeprowadzka nie będzie dla ciebie szczytem marzeń. Ale możesz chociaż ze względu na mnie spróbować być miły dla Iris i Danielle?

Dla tej pierwszej nawet bym mógł. Ale dla jej córki?

– Nie.

– Zachowujesz się jak rozkapryszony pięciolatek.

Patrzę na niego krótko.

– A ty jak wyrośnięty piętnastolatek. Masz w dupie to, że muszę od nowego roku zmienić szkołę, pewnie stracę kontakt ze znajomymi i na dodatek będę musiał znosić tę wredną sukę, która...

– Deon! – warczy. – Nie nazywaj Dani w ten sposób. Wiem, że za sobą nie przepadacie...

Niedopowiedzenie roku. Gdybym mógł, wrzuciłbym zdzirę pod przejeżdżającą ciężarówkę.

– Skoro wiesz, to czemu każesz mi się wprowadzić z nią do jednego domu? Chcesz, to sobie z nimi zamieszkaj. Ja mogę zostać w naszym mieszkaniu przy Ocean Street.

Wzdycha. Tę rozmowę przeprowadzaliśmy już setki razy. Jego odpowiedź nadal się nie zmieniła.

– Jestem za ciebie odpowiedzialny.

– W przyszłym roku kończę osiemnaście lat. Nigdy nie zawiodłem twojego zaufania. Dam sobie radę. Serio. Po prostu ty znalazłeś nową rodzinę, ale ja jej nie potrzebuję. – Marszczy brwi, jednak ciągnę: – Lubię Iris. Jest w porządku. Dobrze, że ją masz, cieszę się z tego całego ślubu i tak dalej. Ale Danielle i ja po prostu się nie dogadamy. Nigdy. Rozumiesz?

– Nie możesz chociaż spróbować?

Mieszkania z nią? Nie, tato, nie mogę spróbować.

Ale wiem, że on nie odpuści i że tak naprawdę nie mam wyjścia. Ta rozmowa jest ostatnim bastionem w mojej bitwie. Poległem w niej już w momencie, gdy Iris wpadła na ojca na mieście i się do niego słodko uśmiechnęła.

– Mogę. Ale nie będę siedział z wami cały wieczór. Jest piątek, Chazz pisał, że gdzieś trwa impreza. Dasz mi auto?

Przynajmniej tę potyczkę wygrywam, bo ojciec za moje zapewnienie jest w stanie teraz zrobić naprawdę wszystko. Zależy mu na Iris.

– Dam. Ale pamiętaj, że masz nie prowadzić po alkoholu i...

Macham ręką.

– Wiem. Zostaniesz u Iris na noc?

Wyjmuje kluczyk ze stacyjki i mi go podaje.

– Tak. Ale nie sprowadzaj nikogo do mieszkania...

– Będzie dobrze, tato – rzucam, klepiąc go po ramieniu, a potem wysiadam z samochodu. – Nie urządzę imprezy, skoro ktoś inny już to zrobił.

– Zachowuj się, okay? – woła.

Parskam pod nosem, spoglądając za plecy.

– Dziś jeszcze nie zabiję Danielle, masz moje słowo.

Wzdycha ponownie i przeczesuje jasne włosy palcami. Ja jestem brunetem po matce, ale przynajmniej oczy mamy z ojcem takie same, błękitne. I kilka rysów twarzy też chyba dzielimy, według Iris, choć ja tego jakoś nie widzę.

– Ona nie jest aż tak okropna – mówi tata, stając na betonowym podjeździe.

– Mhm. Tak jak mama – odpowiadam, nim gryzę się w język.

Napina ramiona.

– Gideon...

Kręcę głową, a potem kieruję się w stronę drzwi piętrowego domu. Iris i Danielle nieźle się tu urządziły. Biały budynek z dużymi oknami wygląda na zwykły, ale zadbany i całkiem ładny. Wiem, że z jednego pokoju na górze można dostrzec ocean w oddali, drugi wychodzi na ogród na tyłach, gdzie znajduje się niewielki basen i hamak. Podoba mi się tu. Ojciec w ciągu ostatniego roku zmusił mnie cztery razy, bym przyszedł odwiedzić razem z nim Iris i jej córkę, a ja podczas wizyt myślałem o tym, że miło byłoby mieć taki dom, zamiast ciasnej klitki, do której wyprowadziliśmy się parę lat temu po rozwodzie rodziców. Matka twierdziła, że dom należy się jej, a ojciec nie chciał i tak mieszkać w miejscu, w którym zdradzała go z kilkoma facetami. No i ona była w bliźniaczej ciąży. Niech mają sobie ten cholerny dom razem z jej trzecim nowym fagasem.

Dzwonię dzwonkiem, a Iris otwiera po niecałej sekundzie. Pewnie stała w przedpokoju i czekała, aż skończymy rozmowę. Ona też zdaje sobie sprawę z tego, że nie jestem szczęśliwy z powodu zbliżającej się wielkimi krokami przeprowadzki, i że jej córka mnie nie cierpi. Ale tak samo jak mój ojciec twierdzi, że sobie jakoś z tym poradzimy. Mamy całe wakacje na dostosowanie się do nowej sytuacji, w tym tygodniu już przenosimy z tatą swoje rzeczy do tego domu i będziemy mogli zacząć wspólne rodzinne życie.

Na samą myśl entuzjazm wylewa mi się uszami.

– Hej, Iris – rzucam, a ona jak zwykle przyciąga mnie do uścisku.

Ona w ogóle uwielbia kontakt. Tulenie, całus w policzek, gładzenie ramienia czy dłoni – już się do tego przyzwyczaiłem. I jest miła, chociaż ma twardy charakter. Jej córka odziedziczyła swoją sukowatość pewnie po zmarłym ojcu.

– Cześć, Deon.

Uśmiecham się. Przynajmniej ona rozumie, gdy coś się do niej mówi. Nie cierpię zwracania się do mnie pełnym imieniem. Nie znoszę, kiedy ktoś je wypowiada i nie wierzę, że matka w ogóle mi je nadała. Musiała mnie nienawidzić jeszcze przed narodzinami, to pewne.

– Mmm, ładnie pachnie – stwierdzam. – Mac & cheese z kiełbaskami?

Iris przytakuje. Nawet nie mam ochoty wyśmiewać się z tego, że tak bardzo mi się podlizuje, bo wie, jak lubię tę serową zapiekankę. I że Danielle jej nie znosi, bo nie cierpi zapachu sera. Jaka szkoda.

– Tak jest – odpowiada, a potem patrzy na wchodzącego za mną ojca i jej uśmiech się poszerza. – Hej.

Przechodzę do jadalni, dając im czas na przywitanie. Nie zwracam uwagi na dziewczynę siedzącą po drugiej stronie stołu z założonymi słuchawkami nausznymi i ze wzrokiem wlepionym w ekran telefonu. Ma związane w kok blond włosy, w których odróżnia się różowe pasemko, i totalnie mnie olewa.

Tego się trzymajmy, a naprawdę jakoś przeżyjemy ten rok.

– Zamierzasz zapisać się do drużyny koszykarskiej, Deon? – zagaja Iris, kiedy kolacja mija nam dość spokojnie, bo Danielle zupełnie się nie odzywa. Z wielką łaską zdjęła słuchawki jakiś czas temu i teraz grzebie w talerzu, a my zjadamy normalnie posiłek. – Wiem, że to może być trudne, bo spotkasz na boisku kolegów ze starej szkoły...

– Pewnie spróbuję szczęścia.

– Spróbujesz szczęścia? – powtarza. – Przecież jesteś najlepszym obrońcą.

– Rzucającym obrońcą – uzupełnia tata. – Który zdobył w zeszłym roku nagrodę na zawodach...

– Miałem farta – przerywam im z irytacją, która zaczyna się we mnie odzywać. Tak, jestem dobry w kosza. Ale teraz przenoszę się do nowej szkoły i nie wiem, czy mam ochotę grać z nową drużyną. Muszę to przemyśleć. – I właściwie to skończyłem jeść. Kolacja była świetna, Iris, dzięki. Nie obrazicie się, jeśli już pójdę?

Tata i Iris wymieniają spojrzenia.

– Leć – stwierdza w końcu ojciec.

Puszczam oko do jego narzeczonej, a później wstaję, czując na sobie wzrok Danielle.

– Skoro on może już iść, to ja też? – pyta dziewczyna.

– Ty masz szlaban – odpowiada jej matka.

To sprawia, że zatrzymuję się za ścianą jadalni.

Szlaban? O nie.

– No chyba żartujesz! – protestuje Danielle. – Mówiłam ci, że to był tylko jeden blant, nie masz o co robić afery i...

– Skończyłam dyskusję. Rozmawiałyśmy o tym.

– Bo gdy ty byłaś młodsza, to byłaś aniołem, co? Mamuś, daj spokój. Przecież ci obiecałam. – Jej głos nabiera teraz słodszego tonu. – Mam wakacje.

– Nie.

Uśmiecham się szeroko na stal dźwięczącą w tym słowie, nawet jeżeli domyślam się, że Danielle pewnie i tak wymknie się z domu, kiedy tylko Iris z moim ojcem zajmą się sobą. Byłaby wielka szkoda, gdyby ktoś powiedział o tym jej matce, prawda? Mój humor od razu się polepsza. Dziecinne zagranie, ale wściekłość, która na pewno pojawi się na twarzy mojej cholernej przyszłej przyszywanej siostry będzie nie do opisania.

Na razie dzwonię do przyjaciela. Chazz jest rozgrywającym w naszej drużynie. No, już w jego drużynie. Numer jeden, kapitan i głupi fiut, który twierdzi, że jeśli dołączę do rywali, wgniecie mnie w parkiet.

– Gdzie ta impreza? – pytam, kiedy odbiera.

– No, już myślałem, że wolisz te rodzinne kolacyjki – rzuca. – A tu jest sporo osób z twojej przyszłej szkoły, więc mi podziękujesz.

Podaje adres, pod który docieram po pół godziny. To jakaś wielka posiadłość, w stylu tej, w której mieszka Chazz, czyli pewnie poznał kolejnego bogatego frajera, a ten zaprosił go do siebie. Ale skoro mówi, że są tu ludzie z mojego nowego liceum, przynajmniej też na tym skorzystam. Nie powiem, że nie będzie miło, jeśli poznam kogoś z Grayland High School oprócz Danielle. Mam nadzieję, że teraz jest tam więcej normalnych osób niż jeszcze parę lattemu.

Już na miejscu witam się z przyjacielem, który klepie mnie po ramieniu i przedstawia kilku osobom, między innymi gospodarzowi, Loganowi. Nie gra w drużynie, jest pływakiem i, jak się spodziewałem, bogatym dupkiem, który jednak zapewnia darmowy alkohol, dlatego na ten wieczór zostaję jego najlepszym kumplem.

Rozglądam się po salonie wypełnionym bawiącymi się ludźmi. Panuje półmrok, a muzyka jest głośna i hucząca, więc ledwo mogę słyszeć własne myśli. Chazz po dwudziestu minutach znika w jakiejś łazience z nowo poderwaną laską, a ja staję przy szczycie schodów, myśląc o tym, że Logan zna Danielle. Powiedział, że dziewczyna ma wpaść z przyjaciółką, nigdy nie omija jego imprez, dlatego czekam, aż się pojawi i będę mógł zadzwonić do Iris, by spytać, czy jej córeczka przypadkiem nie wymknęła się z domu.

A przynajmniej taki mam zamiar, tyle że w pewnym momencie dostrzegam czarnowłosą dziewczynę tańczącą na stoliku razem z jakąś blondynką. Śmieją się, poruszają do rytmu, aż w końcu ta pierwsza zeskakuje na podłogę i miesza się z tłumem, by znowu dać się ponieść fali muzyki. Przesuwam wzrokiem po jej zgrabnej sylwetce, długich nogach zasłoniętych jedynie krótkim materiałem sukienki, wąskiej talii, aż skupiam się na twarzy. Na moje wargi wypływa leniwy uśmiech, gdy unoszę głowę i nasze oczy się spotykają. Dziewczyna wpatruje się we mnie przez chwilę, a potem zaczyna kręcić tyłkiem i posyła mi długie spojrzenie. Tak jakbym już nie schodził w jej kierunku.

Po kilkunastu sekundach kładę dłonie na jej biodrach, a ona uśmiecha się lekko i przysuwa. Rzuca wyzwanie, co zdecydowanie mi się podoba.

– Jak masz na imię? – pyta, zbliżając usta do mojego ucha.

Nosi szpilki na wysokim obcasie, a i tak muszę się pochylić, by ją usłyszeć. Kiedy ciepły oddech muska moją skórę, a wargi delikatnie dotykają płatka ucha, zaciskam mocniej palce na jej ciele. Tak. Ta dziewczyna musi być dzisiaj moja.

– Mów mi Dean – rzucam, uśmiechając się lekko.

Kiwa głową.

– Ever.

– Chcesz przenieść imprezę w inne miejsce, Ever? – pytam.

Na jej ustach pojawia się kolejny psotny uśmieszek, przez który czuję jeszcze większe pobudzenie. Ever przesuwa dłońmi po moich ramionach i patrzy na mnie spod rzęs, przygryzając pełną wargę.

– No nie wiem, Dean. Moja przyjaciółka ma niedługo przyjechać i...

Mrużę oczy.

– Ze mną spędzisz wieczór przyjemniej.

Unosi brwi i spogląda na mnie jeszcze parę chwil. Cały czas tańczymy, nie zatrzymując się nawet na moment, a jej biodra przy moich prowadzą grę, która może zakończyć się dzisiaj tylko w jeden sposób.

– Chodźmy – postanawia.

Uśmiecham się i prowadzę dziewczynę do samochodu.

Chuj z Danielle. Dzisiaj zajmę się jej najlepszą przyjaciółką. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top