society
— Społeczeństwo mnie przeraża.
Odstawił papierowy kubek z colą z powrotem na plastikową tackę.
— I dotarło to do ciebie dopiero podczas jedzenia cheaseburgera o drugiej rano w jakimś tanim fast foodzie?
Ugryzła kanapkę.
— Może. — przełknęła — A może nie. Czy to ważne gdzie i kiedy?
Spojrzała na niego przenikliwie.
— Nie, ważne, że w ogóle dotarło — odpowiedziała na zadane przez siebie pytanie.
Wzruszył ramionami, przecież to nie tak, że mógłby ją przegadać.
— Ludzie są tacy brzydcy.
Oparła głowę o okno. Na zewnątrz panowała ciemność, zmącona światłami neonów.
— Nie na zewnątrz, ale wewnątrz.
Zgodził się z nią.
— To takie okropne, kiedy mówią o pokoju na świecie, o miłości do drugiego człowieka, ale przy okazji robią chyba wszystko, żeby dostać tytuł hipokryty roku.
Coś w tym było.
— Albo kiedy narzekają na cały świat, ale nie robią nic by to zmienić, oprócz siedzenia na swoich tłustych dupach.
I w tym też.
— No i oczywiście są osoby, które naprawdę próbują coś zrobić, które starają się coś zmienić, ale nie są w stanie, bo nikt ich, kurwa, nie słucha — skończyła.
Wstała.
— Życie jest do bani — rzuciła.
Złapała swoją bluzę i wyszła z budynku. Poszedł za nią.
Paliła papierosa, już chyba dziesiątego tej nocy, niestety nie mogła się opanować, kiedy krew w jej żyłach buzowała od złości.
Według niego była piękna, kiedy paliła. Zresztą dla niego zawsze była piękna, mimo że z łatwością znlazłoby się kilkadziesiąt ładniejszych.
Ale on lubił jej potargane włosy i rozmarzone oczy.
Lubił jej czerwone, jak wino usta i czarne paznokcie.
Lubił jej katanę, z którą się nie rozstawała i czerwoną bandanę na włosach.
Ogólnie to lubił ją całą.
Ale najbardziej to lubił ją całować, zawsze się uśmiechała, gdy to robił.
Więc teraz też to zrobił.
I cała złość jakoś tak wyparowała.
A ona się uśmiechnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top