love
— Dzięki — mruknęła po długiej ciszy.
— Za co? — obrócił się w jej kierunku.
— Za to, że tu ze mną jesteś. — kiwnęła głową w stronę tłumu ludzi i sceny, na którą zaraz miał wyjść zespół — I że w ogóle jesteś.
Nie miał pojęcia do czego zmierza.
— Trudno jest znaleźć kogoś, kto będzie cię kochał mimo wszystko, chyba miałam farta — mruknęła.
Nic nie powiedział.
— Wiesz, myślałam, że cię nie potrzebuję, cholera, myślałam, że nikogo nie potrzebuję. Wierzyłam, że dam radę z całym tym gównem, ale teraz kiedy w nim tonę przydałaby się pomocna dłoń.
Wzięła łyk piwa.
— Czuję, że muszę się upić, a to nie da rady tego zrobić — potrząsnęła butelką — Idę po coś mocniejszego, też chcesz?
— Nie, ale kolejnym piwem nie pogardzę, dzięki – uśmiechał się.
Poczekał aż zniknie za samochodami i wyciągnął kawałek papieru, który wcześniej wcisnął do kieszeni spodni.
Nie był najlepszy w okazywaniu uczuć, właściwie to nie miał o tym bladego pojęcia. Nigdy nie nauczł się wyrażania tego co czuje, bo w sumie nie miał po co, nie miał kogoś komu mógłby się zwierzyć. Miał co prawda Huncwotów, ale nie potrzebował słów by go zrozumieli, łączyła ich dziwna więź, która robiła to wszystko za niego. Ale potem pojawiła się Marlena i poczuł nieodpartą chęć okazania jej odrobiny miłości. Tylko nie wiedział jak.
Więc napisał to na papierze, bo tak było łatwiej, przynajmniej tak mu powiedział Remus.
Napisał o wszystkim.
O jej wadach, jak i zaletach. Choć w jego oczach nie miała wad.
O tym, co w niej kocha, a kochał chyba wszystko.
I o tym, co chciałby jej powiedzieć, ale nie umie, bo jest zbyt wielkim tchórzem, żeby przyznać się do swoich uczuć.
— Co to?
Nie zauważył, kiedy wróciła.
— Nic.
Schował kartkę z powrotem do kieszeni.
— Okej.
Pociągnął ją do siebie i pocałował.
Znowu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top