'vice versa'

Ich pierwszy pocałunek zdarzył się o jedenastej jedenaście po południu.

O tej godzinie Frank patrzył na Regulusa, łącząc ich dłonie. Dwie sekundy później usta Blacka musnęły swe odpowiedniki.

— Nie... — wyszeptał Longbottom, kiedy czarnowłosy szybko odsunął się ze swej nieśmiałości.

Było ciemno, ledwo widzieli swe twarze, przez co brunet nie dostrzegł mocno zaciśniętych ust chłopaka oraz jego przerażonych oczu.

— Przepraszam... — wydusił z siebie tylko Black. — Nie powinienem.

— Oczywiście, że powinieneś.

Niższy złączył ich usta w ponownym pocałunku, lecz znacznie dłuższym. Szarooki niepewnie poruszał swymi wargami, podpasując się pod chłopaka. Sekundy mijały, a oni czuli się znacznie pewniejsi, więc zdziwieniem nie było, gdy czarnowłosy przejął inicjatywę czynności, rozchylając swe usta, zapraszając drugiego. Spowolnili, aby delektować się tą intymną wspólną chwilą, tylko ich, tylko teraz.

— Regulus — wyszeptał, głęboko oddychając Longbottom. — Jesteś tragiczny w pocałunkach.

— Vice Versa, Frank — odparł i ponowił czynność.

A brunet nie miał nic przeciwko.

że aż trzy dziś...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top