'shoes'
Frank między wargami trzymał swą różdżkę, w biegu zapinał szatę, szedł spóźniony na lekcję, na którą zaspał, bo chłopaki go nie obudzili, nie wiedział dlaczego, więc chciał się na nich później zemścić, lecz ci wredni huncwoci zapewne już szykowali na niego atak nim cokolwiek ten zrobi. Tak to jest, kiedy twoimi przyjaciółmi są cholernie inteligentni żartownisie, uprzykrzający twoje życie na każdym kroku, jednakże zawsze oferujący pomocną dłoń, gdy się upadnie.
Nim się porządnie obejrzał wokół siebie, potknął się o własne nogi, dokładnie o niezawiązane sznurówki, które tym razem postanowiły go wkurzyć. Nigdy wcześniej nie przewrócił się z ich powodu, nawet jeżeli były rozwiązane, a on biegł jak mistrz świata na pięćdziesiąt kilometrów. Lecz kiedy po prostu idzie szybkim krokiem to teraz musiały to zrobić!
Ktoś koło niego zaśmiał się, więc wstał szybko, otrzepując ubranie. Uniósł dumnie głowę i spojrzał na... ślizgona, jak cudnie.
— Wszystko w porządku?
— Może — prychnął szatyn.
Arystokrata westchnął cicho, nie wierząc w tych napuszonych Gryfonów, zachowujących się jak panowie świata.
— Następnym razem lepiej zawiąż sznurówki albo ubierz buty bez nich — poradził mu, mierząc wzrokiem Longbottoma, szybko skojarzył kim jest, przecież jego brat przyjaźni się z nim mocno.
— Nie będziesz mówił mi co mam robić.
— Okej — odparł jedynie i odszedł.
Regulus odszedł parę metrów dalej, skręcił głowę, aby ostatni raz spojrzeć na uroczego chłopaka, który próbował zachowywać się jak wkurzone dziecko.
Gryfon wiązał sznurówki i nie odrywał od niego wzroku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top