04.07.2016

Obudziłam się w środku nocy. Ktoś był w pokoju, czułam to. Nie mogłam się ruszyć, nie miałam kontroli nad moim ciałem. Usłyszałam czyjś oddech w kącie pokoju, kroki, a następnie skrzypnięcie drzwi. Wyszedł. Kilka minut później odzyskałam władzę w kończynach, zerwałam się do siadu ciężko oddychając. Kto...Albo co, to było? Wiedziałam że już nie usnę. Mogła bym przysiąc że ktoś tu był. Zsunęłam stopy na zimne panele i chwiejnym krokiem podeszłam do drzwi, po drodze chwytając kij bejsbolowy. Nie mam pojęcia co on robił w moim pokoju, ale nie to teraz było ważne. Opuściłam pomieszczenie powolnym krokiem. Moje palce zaciskały się mocno na uchwycie kija. Przemierzałam wolno korytarze, uważnie obserwując każdy szczegół. Nagle to zobaczyłam. Chłopak, o czarnych jak smoła włosach, czerwonych, mieniących się oczach z kocimi źrenicami, ubrany w czarne rurki i czarną koszulę zapinaną na guziki. Wpatrywałam się w niego przez długi czas. Za długi. Zanim zaczęłam uciekać on zdążył się do mnie zbliżyć znacznie blisko. Chwycił mnie za ramiona i obrócił mnie w swoją stronę. Wpatrywałam się w te hipnotyzujące oczy, ich kolor mną zawładnął przez chwilę przestałam myśleć. Kiedy otrząsnęłam się z transu zaczęłam się wyrywać a słone łzy płynęły po moich policzkach. "K-kim jesteś?" Wyszeptałam drżącym głosem. Nie spodziewałam się odpowiedzi z jego strony, przynajmniej nie takiej jaką dostałam. Z jego ust wydobył się dziwny skrzek, czegoś takiego nie mógł imitować człowiek. Wpatrywał się w moją zapłakana twarz tępym wzrokiem, jakby nie rozumiał co się dzieje. Jakby nie wiedział kim ja jestem. Chłopak zacisnął mi nos dwoma palcami. Wtedy mogłam dostrzec jego długie, matowo czarne pazury. Zaczęłam szybko oddychać przez usta, czarnowłosy zabrał palce. Puścił mnie i ukucnął przy kiju który upuściłam, wziął go podszedł do mnie. Była jak sparaliżowana, nie mogłam się ruszać. Stanął przede mną, patrzył się raz na kij a raz na mnie, po chwili zamachnął się. Poczułam tępy ból w okolicy skroni, następnie ból spowodowany upadkiem na zimne deski. Jedyne co zdążyłam zobaczyć przed nastaniem całkowitej ciemności to piękne, czerwone tęczówki wpatrujące się we mnie z zaciekawieniem. Obudziłam się w ciemnym i zimnym miejscu, tak jak zdążyłam się zorientować była to hotelowa piwnica. W rogu pokoju siedział ten sam chłopak którego spotkałam po wyjściu z pokoju. Obserwował mnie, każdy mój ruch. Jego czerwone tęczówki mieniły się w mroku. "Zacznijmy grę." Usłyszałam głos w mojej głowie, przepełniony jadem, męski głos. Czerwonooki stwór wydał z siebie skrzek po czym wybiegł z pomieszczenia. Bez namysłu zerwałam się z ziemi i skierowałam do wyjścia z piwnicy, wbiegłam po schodach i zaczęłam się szarpać z drzwiami. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach kiedy doszłam do wniosku że znowu zostałam zamknięta. Zeszłam powolnym krokiem, rozglądając się czy na pewno jestem sama. Ponownie usłyszałam te odgłos, przed moimi oczami mignęła mi czarna czupryna a po brzuchu rozszedł się przeszywający ból. Dostrzegłam na nim trzy podłużne linie z pod których cały czas sączyła się krew, brudząc przy tym moją piżamę. Na ścianie widniał czerwony napis."Gra się rozpoczęła, gotowi?" W tym momencie zaczęłam poważnie obawiać się o moje życie. Powoli udało mi się dojść do pomieszczenia w którym przetrzymywaliśmy wszystkie leki które nie zmieściły się w pokoju pielęgniarki na górze. Rany na brzuchu znacznie utrudniały mi poruszanie się. Kiedy dotarłam na pokoju od razu zaczęłam przeszukiwanie szafek. Wyjęłam wodę utlenioną i jakieś bandaże. Położyłam się na kanapie i zaczęłam przemywać rany, co piekło niemiłosiernie. Zabandażowałam odkażone rany i opuściłam pomieszczenie. Udałam się do jednego z większych pomieszczeń i zaczęłam przeszukiwać pudła. "Mam!" Wyszeptałam z entuzjazmem, wyciągając z jednego z pudeł mały pistolet z pełnym magazynkiem. Chwyciłam broń w dwie dłonie i schowałam się w rogu ciemnego pokoju. Siedziałam tam około z cztery godziny zaczęłam czuć głód, moje mięśnie zdrętwiały przez długi czas w bezruchu. Minęły jeszcze dwie godziny aż usłyszałam jak ktoś wchodzi do pokoju. Wychyliłam się i strzeliłam w klatkę piersiową czarnowłosego, chłopak się zatrzymał i jak idiota wpatrywał się w miejsce w które strzeliłam. Podniósł wzrok na mnie i lekko przechylił głowę w bok patrząc na mnie z zainteresowaniem. Zaczął powoli kroczyć w moim kierunku. Wystraszyłam się i zaczęłam na oślep strzelać w kratkę piersiową chłopaka. On nic sobie z tego nie zrobił i nie przejmując się kulami dziurawiącymi jego klatkę podchodził coraz bliżej. Kiedy skończyła się amunicja brań od razu wypadła mi z rąk. Czarnowłosy stał kilka centymetrów ode mnie. Chwycił mnie za gardło i podniósł do góry, tak aby moje nogi swobodnie nie dotykały podłogi. Jego ostre pazury raniły moją szyje. Rzucił mną o ziemię i ukucną obok, wrzasnęłam żeby się odsunął. Ale czerwonooki się spłoszył i gwałtownie wstał, stawiając stopę na moim przedramieniu. Usłyszałam trzask łamanej kości a następnie poczułam koszmarny ból. Moje ramie leżało nieruchomo, nie mogłam nic zrobić. "Zaraz dołączysz do braciszka." To znowu był ten głos, przepełniony jadem, męski głos. Ku mojemu zdziwieniu, stwór opuścił pokój. Unieruchomiłam na szybko moje ramię i opuściłam pomieszczenie. W pewnym momencie przemierzania hotelowych katakumb usłyszałam skrzek oraz szybkie kroki zbliżające się w moją stronę. Spanikowana zaczęłam biec, wbiegłam do jednego z pomieszczeń i schowałam się w metalowej szafie. Teraz kiedy to piszę w dalszym ciągu siedzę w ten meblu, w pomieszczeniu słyszę kroki, dyszenie i ryk tego stworzenia. Zdaję sobie sprawę z tego że w każdej chwili może otworzyć te metalowe drzwi i mnie zabić. Moje ramię krwawi coraz bardziej, muszę trzymać dłoń przyciśniętą do ust aby nie zacząć szlochać. Nie wiem czyja to wina. Moich rodziców, bo mnie tu zostawili. Czy może moja że do tego dopuściłam. A może to i dobry koniec? Ludzie będą mieli spokój. Nie będę już nikogo zawodzić ani krzywdzić. Dołączę do Yuu-chan. Wszyscy będą zadowoleni z takiego zakończenia tej iście poplątanej historii, którą równie dobrze można nazwać moim życiem. Po moich policzkach cały czas płynęły łzy. Tak. To zdecydowanie najlepsze zakończenie. Dla wszystkich. Już mi wszystko jedno, mogę tu umrzeć z rąk tej bestii. W takim razie czas to zakończyć. Moja historia kończy się właśnie tutaj. W zardzewiałej szafie, w piwnicach pod hotelem moich rodziców. Może się spotkamy, w następnym życiu, piekle, niebie, cholera wie grze ludzie trafiają po śmierci. Ale jedno jest pewne. Będę z moim bratem. Spojrzałam na moją wciąż krwawiącą rękę. "Chodź do mnie." Usłyszałam ten niski, miękki głos. Nie wiem czy już zupełnie mi odbiło czy to punkt uboczny dłuższego nie zażywania narkotyków. Nie interesowało mnie to, był to głos tego białowłosego chłopaka, chłopaka za którym tak tęsknię. Łzy płynęły potokiem po moich policzkach i popełniały samobójstwo skacząc z czubka mojego podbródka. "Byłeś ze mną od początku?" Zapytałam szeptem. "Amono Naomi, Amono Yiichirou, razem do końca." Wyszeptałam łamliwym głosem. Usłyszałam skrzek, głośny i przepełniony złością. "Idę do ciebie." Wychlipiałam. Mam nadzieję że po tym wszystkim ktoś jeszcze mnie pamięta. Że ktoś tęskni. Wiem że to tylko głupie marzenia i wszyscy poczuli ulgę. Ale fajnie by było umierać z myślą że kogokolwiek interesowało twoje życie. Oby chociaż ty, osobo czytająca, zainteresowała się tym co przeżyłam. Zamykam oczy i czekam na koniec, wiem że zaraz nadejdzie,
Nareszcie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top