14. Frank Sinatra vol. 1
Jestem trochę zardzewiała, bo nie pisałam od sierpnia. Ale damy radę.
Ilość wyrazów: 1344
⛔: narkotyki, alkohol
-------------------------------
— Tu jesteście! – wrzasnęła Katja.
Amado odessał się od ust Mercedes, a ta natychmiast przeskanowała podejrzanie rozentuzjazmowaną blondynkę w jeansowej mini i z szerokim pasem zawieszonym na biodrach. Po raz pierwszy Mercedes Rodriguez miała okazję ocenić własnym okiem, jak wyglądały dziewczyny, które krążyły wokół Amado na co dzień.
Triumfalny wzrok Baskijczyka prześlizgnął się jednak po blond włosach, pokaźnym biuście oraz białych kozaczkach koleżanki. Zatrzymał się na porcelanowym, chłopięcym obliczu, które pędzel życia właśnie udekorował nieregularnym, purpurowym rumieńcem. Amado obdarzył Felixa pogardliwym ćwierćuśmiechem, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że w gierkach psychologicznych nie miał z nim najmniejszych szans. A następnie dokonał – na złość Felixowi – głośnej prezentacji:
— To jest Katja, moja koleżanka z grupy. To jest Mercedes, MOJA DZIEWCZYNA.
Kolumbijka przez chwilę zmierzyła jeszcze Katję wzrokiem, ale w końcu nastolatki przytuliły się, głośno cmokając się nawzajem w policzki.
Felix wciąż stał pośrodku ulicy. Jego nogi wbiły się w ziemię jak zardzewiały hydrant, w którym opadło ciśnienie wody. Obdarzyć kogoś miłością, to jak dać mu do ręki nóż – pomyślał. Na jego nieszczęście, Amado potrafił się tym nożem posługiwać.
Wreszcie Felix wyrwał się ze swoich myśli. Kolejka ruszyła, przesuwając się w kierunku klubu, i wszyscy weszli do środka. Z głośników rozstawionych przed sceną rozległy się dźwięki najpierw supportu, a następnie gwiazdy wieczoru. Pod sufitem zalśniły czerwone światła, a pomieszczenie wypełniło się dymem.
Każde z nastolatków zajmowało się swoim problemem. Mercedes zwróciła uwagę na to, że Amado i zaprzyjaźniona z nim blondynka nie wykazywali ponadwymiarowej chemii, choć zdziwiło ją, że jej chłopak, wiecznie stojący na uboczu, potrafił się z kimś dobrze zakolegować.
Amado ukrywał mocne bicie serca wśród pulsujących rytmem ścian, podłogi wibrującej od rytmicznych podskoków oraz błyskających kolorami stroboskopów. Planował, w jaki sposób rozegrać ten wieczór.
Felix nie zwracał większej uwagi na brytyjskiego rapera. Przyglądał się ostentacyjnie poruszającym się tuż przed nim męskim biodrom oraz delikatnej dłoni, która tuż przed jego oczami odgarniała spływające na ramiona włosy. Ukazała mu przeraźliwie białą szyję, stworzoną do tego, by pieścić ją ustami oraz by składać na niej niewinne pocałunki.
Katja bawiła się jako jedyna znakomicie. Popijała piwo z sokiem i słuchała muzyki.
Nic dziwnego, że gdy ucichły oklaski po ostatnim z bisów, to właśnie ona zaproponowała:
— To co, afterek w El Mondo?
Amado uśmiechnął się. O to właśnie mu chodziło.
***
Felix wsunął dłonie w kieszenie kurtki, by ochronić je przed zimnem listopadowej nocy. Przeszywało go równie mocno, co przed mróz prosto z Amadowego serca. Hiszpański książę wlókł się za trójką rozchichotanych nastolatków niczym krowa, którą ciągnięto na sznurku w finałową podróż, tuż przed zapakowaniem na plastikową tackę i przed wystawieniem na widok publiczny w ramach promocji tydzień argentyński w Lidlu.
Mercedes, z konieczności obserwująca dokładnie otoczenie, w którym poruszał się Amado, jako pierwsza zwróciła uwagę na ten nieoczekiwany obrazek.
— Wasz kolega zawsze taki? – spytała, zwracając się w stronę Felixa.
Książę wykrzywił do niej usta. Jego wątły uśmiech był poddawany uporczywej terapii podtrzymywania życia, ponieważ prawodawstwo hiszpańskie nie zezwalało jeszcze na legalną eutanazję.
— Nie. Właściwie to nigdy. – Przyjrzała mu się Katja. – Musiał dzisiaj coś wymieszać.
— Pamiętaj, chemiku młody, wlewaj zawsze kwas do wody! – Zaśmiała się Mercedes, po czym podbiegła do Amado i wsunęła dłoń pod jego ramię.
Felix ciężko westchnął. Dobrze wiedział, że alkoholu nie powinno wlewać się do nieszczęśliwej miłości.
***
El Mondo mieściło się w białej, secesyjnej kamienicy umiejscowionej w centrum miasta. Jedynie neon szyldu oraz światła błyskające z okien nocami informowały o odbywających się wewnątrz szaleństwach. Dostępu do nich strzegły mocno umięśnione barki ochroniarzy, a także ubrana na czarno kobieta od door selection.
— Panie zapraszam – odezwała się na widok modnie wystrojonych i błyszczących świeżością Katji oraz Mercedes, na co dziewczyny uśmiechnęły się porozumiewawczo do siebie, po czym weszły do środka.
— Pana również. – Dostrzegła w tworzącej się przed wejściem grupce Felixa Garcię, który bywał w tym klubie stałym gościem.
— Przykro mi, impreza zamknięta – oznajmiła za to na widok Amado.
— On jest z nami! – wykrzyknął Felix, któremu obrona Ibaigurena przyszła tym razem niezwykle łatwo.
Wcześniej przez cały wieczór młody książę zastanawiał się, czy nie powinien poddać się i iść do domu, zwłaszcza że konieczność przygotowywania projektu na studia tym razem nie byłaby zwykłą wymówką.
Wreszcie, przewracając oczami do granic możliwości, a także ścierając szkliwo zębów zaciśnięciem szczęki, uznał, że spędzi tę noc masochistycznie przyglądając się będącemu blisko Amado.
Baskijczyk tego wieczora nie uskuteczniał fochów, wyglądał na zrelaksowanego i dobrze dogadywał się z dziewczynami, co sprawiało, że w oczach Felixa stał się nieznośnie słodki, jak sierpniowa śliwka, której książę nie mógł dotknąć i zatopić w niej ust, bo gospodyni przeznaczyła ją na konfiturę.
— Nikt cię nie prosił... – mruknął Amado, szukając w tylnej kieszeni spodni najbardziej powyginanego zwitka banknotów, z jakim miał do czynienia. Dla niego było oczywiste, że za poniżenie należało odpowiedzieć jeszcze większym poniżeniem. Inaczej człowiek nigdy nie nauczy się szacunku.
Wcisnął kobiecie w otwierające się usta pięć tysięcy euro, jakby dawał jej do skosztowania gumę miętową, a następnie przeszedł między ochroniarzami, którzy zmienili się w skamieniałe posągi, i wkroczył do środka.
Klub posiadał na każdym piętrze sale z różnorodną muzyką. Coś dla siebie mogli znaleźć fani Detroit techno, berlińskiego trance'u, balearic beatu czy najnowszych przebojów prezentowanych w remixach rezydentów. Katja, która zdążyła dokładnie przeanalizować biuletyn imprez dla studentów, zdecydowała za całą czwórkę:
— Idziemy na Miss Kittin.
— Ona tu dzisiaj gra? – zdziwił się Felix.
Był zainteresowany dopiero co tworzącą się sceną electroclashu, będącego mieszanką ejtisowego synthpopu z muzyką techno oraz house. Ta stylistyka kojarzyła mu się z występem pewnej francuskiej drag queen, którą podziwiał niedawno w klubie przyjaznym LGBTQ+.
— No widzisz? Ze mną nie zginiesz – odpowiedziała Katja. – Szkoda, że wrzuciłeś mnie pod pociąg, kiedy wybierałeś sobie grupę do projektu.
Nie mogła się powstrzymać przed wbiciem księciu szpilki, uśmiechając się przy tym wdzięcznie do Amado, dzięki któremu na następnych zajęciach zamierzała otrzymać pierwszą najwyższą ocenę w swojej uniwersyteckiej karierze.
Felix blado odwzorował jej uśmiech. Być może naprawdę się pomylił przy wyborze członków swojej grupy projektowej.
Ewentualnie to znów była sprawka Amado. To on sprawiał, że ludzie wokół niego stawali się lepsi.
Felix na tę myśl uciekł wzrokiem. Było, minęło. Nie powinien emocjonalnie zagłębiać się w przeżywanie tego, czego i tak nie mógł mieć przy sobie na zawsze, i wracać do tej krótkiej chwili znajomości. Chociaż jednocześnie nie mógł sobie odmówić przyjemności, żeby kolejny raz popatrzeć na obiekt swojego pierwszego tak mocnego – i od razu tragicznie zamordowanego własnymi słowami – uczucia.
Przyjaciele podążyli za wydrukowanymi ulotkami przyklejonymi do ścian, schodząc do piwnicy, w której odbywał się set w wykonaniu francuskiej DJ-ki. Zajęli jeden z wolnych boksów. Rozłożyli rzeczy na czerwonej kanapie, po czym zamówili butelkę wódki na cztery osoby. Wyzerowali ją szybciej, niż wypadało, doprawili się kokainą w klubowej ubikacji i byli wreszcie gotowi, żeby iść tańczyć.
Przy wychodzeniu z męskiej toalety Amado lekko się zatoczył. Uniknął w ten sposób dotknięcia ramieniem obcego faceta, a przynajmniej postarał się, żeby to tak wyglądało. Dla utrzymania balansu chwycił Felixa za nadgarstek. Zaskoczony książę obrócił ku niemu twarz, ale nie wyszarpnął ręki. Nie potrafił. Zjedzona na kolację paella z owocami morza wzmocniona kilkoma shotami właśnie podjechała mu do gardła. Amado przyjrzał mu się z bliska, ale nic nie mówił. Jego wzrok nie był wcale wrogi. Zdawał się tłumaczyć: Jeśli znowu czegoś nie odjebiesz, może i dałbym ci drugą szansę.
Puls Felixa gwałtownie przyspieszył. Amado przesunął dłoń, by niepostrzeżenie umiejscowić kciuk na żyłach księcia, żeby upewnić się, jak jego tętno zareagowało na ten dotyk. Już wiedział.
Felix wyrwał rękę z uścisku. Natychmiast przypomniał sobie, dlaczego zakończył krótką relację z Amado i czym dokładnie groził powrót do stanu, który za wszelką cenę musiał ze swojego życia wyeliminować.
— Przez ten wasz czysty koks kiedyś dostanę zawału – parsknął.
Przez cały wieczór wymienił z Amado raptem kilka pojedynczych sylab. Nie poprosił go nawet o woreczek z kokainą. Dostał swoją porcję od Mercedes.
— To przestań, kurwa, żebrać, jak nasz koks ci się nie podoba, pecie. Zrób sobie lepszy. – Amado, obrażony, obrócił się do niego plecami i ruszył w kierunku sali.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top