ROZDZIAŁ 44 - Wypowiedzenie umowy.


ALISON


Powrót do normalności okazuje się trudniejszy niż myślałam.

Być może dlatego, że wcale tego nie chcę.

- Alison, skarbie – szepcze ostrożnie mama, stając w progu mojego pokoju. – Nie idziesz do pracy?

Jakiej pracy? Tej, w której moim szefem jest facet oznajmiający mi, że mimo, iż mnie kocha, to musi mnie zostawić? Nie idę do takiej pracy.

Dziś jest poniedziałek rano, a ja ostatnie dni spędziłam właśnie tak jak teraz. Czyli w łóżku, wypłakując resztki płynów ze swojego organizmu. Użalałam się nad sobą, odrzucałam każdą osobę, która próbowała ze mną porozmawiać. Nawet tatę.

Powinnam wreszcie zwlec się z łóżka, ogarnąć i pójść do biura, ale cholernie się boję. Nie wiem co mnie tam czeka i być może, jedyne co zobaczę, to wypowiedzenie na biurku.

- Zaraz, mamo – mówię chrapliwie.

Jezu, ja naprawdę powinnam już wstać. Czuję, że śmierdzę, a moja głowa pęka od głodówki i szlochu. Powoli obracam się na plecy, po czym niechętnie odsuwam ciepły koc na bok. Przez te parę dni niedoli, wstawałam jedynie do toalety. Mama cały czas podsuwała mi pod nos jedzenie, ale ja prawie nic z tego nie jadłam, przez co teraz odczuwam ogromny głód. Podnoszę się do pozycji siedzącej i przecieram twarz.

- Przyniosę ci śniadanie.

Nawet nie mam szansy odmówić, bo mama już biegnie do kuchni. Wstaję na drżących nogach i podchodzę do szafy, skąd wyciągam czarną sukienkę o prostym kroju. Jest pierwsza na wieszaku i nie mam siły szukać czegoś innego.

Choć szczerze mówiąc, ta czerń oddaje w pełni to jak się teraz czuję.

- Masz tu kanapki, ale też naleśniki i kawę – informuje szybko mama, przemykając przez mój pokój niczym duch.

Słyszę jedynie brzęk naczyń stawianych na komodzie, a gdy się obracam, jej już nie ma. Zamyka za sobą drzwi i jestem jej za to wdzięczna, bo wie, że nie chcę teraz rozmawiać. Daje mi przestrzeń dla samej siebie.

Zbliżam się do komody, chwytam za prostą kanapką z serem żółtym i pochłaniam ją tak łapczywie, jakbym nie jadła miesiąc. Mój żołądek od razu dziękuje mi za to, a w głowie pojawia się ulga. Upijam niewielki łyk gorącej kawy z mlekiem, po czym ospałym krokiem ruszam do łazienki.

Gdy dwadzieścia minut później, jestem w drodze do biura Sinners Holding, mam ochotę zawrócić na każdym skrzyżowaniu, które mijam. Serce bije mi jak szalone, bo cholernie nie chcę tam być. Wolałabym już wrócić do pracy z Mirandą.

Staję w końcu na parkingu, wysiadam i pewnym siebie krokiem zmierzam do środka budynku. Kwadrans temu postanowiłam sobie, że dosyć załamania. Nie mogę wiecznie opłakiwać swoje złamane serce, bo to nie sprawi, że ono magicznie się sklei. Muszę ruszyć dalej i pokazać światu, że jestem silna. Potrafię to zrobić.

Już raz to zrobiłam.

- Dzień dobry, Alison – zwraca się do mnie ochroniarz o imieniu Peter, który wita mnie tak każdego dnia od początku mojej kariery w tej firmie.

- Cześć, Peter – odpowiadam, siląc się na pogodny ton.

- To będzie piękny dzień, mówię ci.

Obyś miał rację.

Uśmiecham się lekko, po czym znikam w windzie. Gdy trafiam na swoje piętro, chyba jestem bliska zawału. Jest mi duszno, a klatka piersiowa zaczyna boleć od uderzeń serca. Na żadnym z egzaminów tak się nie stresowałam, jak teraz. Wychodzę na korytarz i idę prosto do swojego biurka, które jest w takim stanie, w jakim je ostatnio zostawiłam. Na blacie leży kilka zapisanych, kolorowych karteczek, mój czerwony notes i pusty kubek po herbacie.

Nie ma na nim wypowiedzenia.

Może Dominic jeszcze nie przyszedł? Siadam na fotelu, włączam komputer i automatycznie otwieram grafik, bo właśnie tak zaczynałam każdy dzień tutaj. Śledzę wzrokiem najważniejsze punkty, ale zamieram na widok zmian wprowadzonych przez Dominica. On tego zwykle nie robi. Jeśli już, to każe mi coś zmienić.

Dzisiaj odwołał spotkanie w południe i do końca dnia dodał komentarz, że go nie ma. I co ja mam teraz zrobić? Pójść do niego i zapytać o co chodzi z resztą dnia? Co oznacza, że go nie ma?

Przenoszę wzrok na zamknięte drzwi do jego gabinetu i przez moją głowę przemyka myśl, że to chyba ja powinnam złożyć wypowiedzenie. Nasza współpraca jest bez sensu, gdy ja boję się go spotkać, a on będzie mnie unikał. Nie mogę być jego asystentką, nie mając z nim kontaktu.

Wdech i wydech, Ali. To tylko kolejny, trudny krok, który musisz pokonać.

Jakoś to będzie. Prawda?

Piszę szybko wypowiedzenie, drukuję i wstaję. Biorę głęboki wdech, a materiał obcisłej sukienki poprawiam, tak jakby to miało jakieś znaczenie. Muszę wreszcie się ruszyć, bo inaczej zaraz się poddam. Dlatego unoszę dumnie podbródek i na drżących nogach podążam w stronę jego biura. Bez pytania otwieram sama drzwi, po czym wchodzę do środka.

- Nie pozwo...

Dominic milknie na mój widok, a przez jego twarz przemyka cień smutku. Nie jest wkurzony za moje wtargnięcie. Bardziej przypomina wyczerpanego z emocji. Odpycha się od biurka i opiera wygodnie na fotelu, patrząc prosto w moje oczy, gdy pokonuję odległość między nami. Zatrzymuję się, kładę kartkę papieru na blacie biurka, po czym obracam się, by wyjść.

Tak trzymaj, Ali. Jesteś silna i stanowcza. Jesteś...

- Co to jest?

- Wypowiedzenie – odpowiadam ze wzrokiem utkwionym w drzwiach.

- Czyje wypowiedzenie?

Przewracam oczami na to idiotyczne pytanie. Powoli odwracam się w jego stronę i z całych sił staram zachować spokój.

- Moje. Bez okresu wypowiedzenia, ponieważ jestem na okresie próbnym.

Dominic wstaje z fotela i okrąża biurka, by stanąć tuż przede mną.

Odejdź, błagam.

Mój oddech przyspiesza, a ręce zaczynają drżeć, ale walczę ze sobą, by stąd nie wybiec.

- Nie przyjmuję twojego wypowiedzenia – oznajmia, krzyżując ramiona na szerokim torsie. – Nie odejdziesz z pracy.

- To nie ma sensu, Dominic – wzdycham zrezygnowana. – Lepiej się rozejść i...

- Nie odejdziesz z pracy – powtarza stanowczo, po czym wraca na swój fotel i wlepia wzrok w ekran komputera. – To moje ostatnie słowa.

Patrzę oniemiała na jego spokój i kompletny brak zainteresowania dalszą rozmową. Zaczyna pisać coś na klawiaturze, tak jakby mnie tu w ogóle nie było. Ignoruje mój pytający wzrok i myśli, że ja mu na to pozwolę.

- Nie możesz zatrzymać mnie tu siłą, a dalsza współpraca nie ma sensu.

- Wracaj do obowiązków, Alison.

Alison.

Obserwuję uważnie jego dłoń, która sięga po moje wypowiedzenie i bez zastanowienia wciska je do niszczarki.

- Dominic, ja się zwalniam – mówię powoli, bo on najwyraźniej jest głuchy. – Odchodzę.

- Nie.

Robię krok do przodu i zdenerwowana opieram dłonie na biurku, pochylając się w jego stronę. Byłam zestresowana, a teraz jestem wściekła.

- Nie będę z tobą pracowała, bo to mnie złamie i...

- Nie złamie – wtrąca głośno i w końcu unosi na mnie swój wzrok. – Jesteś silna i nie złamie cię nic. Na pewno nie ja, do którego nie powinnaś już nic czuć.

- Jesteś nienormalny.

- Raczej rozsądny.

Zaciskam palce na drewnie i najchętniej wywróciłabym biurko do góry nogami.

- Niepotrzebnie tu przyszłam – syczę przez zaciśnięte zęby.

- Potrzebnie. Musisz zadzwonić do kilku klientów, których kontakty przesłałem ci na emaila. Przeniesiesz spotkania z nimi na czwartek.

Odsuwam się od biurka i odwracam, by w końcu wyjść stąd. On zachowuje się, jakby był głuchy, wiec nie będę marnowała czasu. Po prostu się spakuje i tyle. Co może mi zrobić? Najwyżej nie dostanę wypłaty za ten miesiąc, a w tym momencie, wszystko mi jedno.

Idę szybko przez gabinet, ale tuż przed drzwiami zatrzymuje mnie głośne chrząknięcie Dominica.

- Posłuchaj mnie uważnie – zaczyna rzeczowym i nieco chłodnym tonem. – Dziś jest wizyta w klinice, podczas której dowiem się, czy Caroline blefuje. Muszę mieć absolutną pewność, że to nie jest kolejna intryga.

Ciężko mi ze świadomością, że ona może nosić jego dziecko. Stworzą rodzinę, a ja będę musiała patrzeć na to z boku.

- A co, jeśli to prawda? – pytam, nadal na niego nie patrząc.

- Zostanę dla dziecka.

Nigdy nie sądziłam, że tak trudno będzie mi funkcjonować w dorosłym życiu. Marzyłam o tym, by skończyć studia, poznać odpowiedniego faceta, zakochać się i żyć razem, tak jak większość normalnych związków na świecie. Tak było w przypadku moich rodziców i dziadków. Całe dzieciństwo słuchałam opowieści o tym, jak się poznawali i powoli zakochiwali w sobie. Odnaleźli swoje bratnie dusze i są szczęśliwi.

A ja musiałam zakochać się w starszym przyjacielu brata, który „skomplikowane" powinien mieć wytatuowane, kurwa, na czole.

Czy jestem wściekła? Tak. I załamana.

Nie podoba mi się ta nowa rzeczywistość i decyzje, których nie da się zmienić. Wiem, dlaczego Dominic tak postępuje i naprawdę go rozumiem. Lecz to nie zmienia faktu, że mam ochotę krzyczeć z frustracji.

- Rozumiem – szepczę sama do siebie.

- To po prostu moje bagno, z którym muszę sam sobie poradzić. Nie mogę cię tym obarczać.

- Jasne, Dominic – odpowiadam, siląc się na sztuczny uśmiech, którego on i tak nie widzi. W końcu ruszam się z miejsca i naciskam klamkę drzwi. – Panie Sinners – poprawiam się cicho.

Wychodzę pospiesznie z gabinetu i od razu niemal biegnę do łazienki. Chwilę później staję przed lustrem.

- Chciałaś przerwy, głupia Alison – mówię do swojego żałosnego odbicia. – A masz koniec.

Muszę szukać nowej pracy. Natychmiast.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top