Rozdział 8
Z perspektywy Aillen.
Obudziłam się przez suchość w gardle. Spojrzałam za zegarek, który mam zawsze na ręce i ze zdziwieniem stwierdziłam, że minęła dopiero godzina.
Westchnęłam cicho i zeszłam z łóżka. Wyszłam z pokoju i skierowałam się do mojego pokoju. Po cichu na palcach weszłam do środka, tak żeby nie obudzić Bena. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej czarną o rozmiar za duża bluzę i czarne legginsy.
Wzięłam ciuchy i skierowałam się do łazienki, po drodze wyciągnęłam jeszcze z szuflady czystą bieliznę.
Po krótkim prysznicu, wytarłam ciało puchowym ręcznikiem i ubrałam na siebie wcześniej przygotowane ubrania. Rozczesałam włosy i zaplotłam je w luźnego warkocza.
Nie przejmowałam się tym, że są mokre i tak szybko schną. Poza tym lubię jak są lekko falowane.
Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się sama do siebie. Mocno zaczerwieniony policzek nie wyglądał tak źle, bywało gorzej. Westchnęłam po chwili cicho i wyszłam z łazienki.
Podwinęłam rękawy bluzy do góry i rozsunęłam zamek, tak że było widać całą moją koszulkę z logo Batmana. Uwielbiam ją dlatego mam cztery takie same koszulki, a do tego każda jest o rozmiar lub dwa zaduża. Lubię chodzić w luźnych koszulkach, ale tylko po domu. Do szkoły chodzę w czarnych spodniach i czarnych bluzach. Nawet na wf, mam czarne ubrania po prostu lubię ubierać się na czarno.
Zeszłam schodami na dół i weszłam do kuchni.
-Co tu robisz?- zapytałam zdziwiona widokiem Briana.
-Mówiłem, że zostaje.- odpowiedział i wstał od stołu i podszedł do mnie.- Jak się czujesz?
-Lepiej- odpowiedziałam.- Jeśli chcesz możesz wracać do siebie.
-Chyba sobie żartujesz.- oburzył się.- Dziewczyno, masz podpuchnięty czerwony policzek, a do tego ten ktoś kto ci to zrobił może tu wrócić. Nie ma mowy żebym pozwolił ci tu zostać samej z Benem. Przecież jak on tu przyjedzie może cię zrobić coś więcej niż tylko uderzyć.
-Brian, to naprawdę nic. Bywało gorzej, a i tak przeżyłam.- westchnęłam.
-Może być jeden raz za dużo.- odpowiedział.
-Zamierzasz tu zostać tak?- pokiwał w odpowiedzi głową.- Do kiedy?- zapytałam i podniosłam pytająco brew.
-Tak długo jak będzie trzeba.- odpowiedział pewnie.
-Nie masz ubrań, ani nic, wiec jak zamierzasz tu zostać?- zapytałam.
-To nie jest dla mnie problem.
-Widzę, że nie ma sensu się z tobą kłócić bo i tak postawisz na swoim.- westchnęłam.- Jedź do siebie i jak już koniecznie chcesz tu być to weź sobie od siebie z domu ciuchy i tu wróć.- powiedziałam cicho.
-Nie zostawię was tu samych.
-Nic nam się nie stanie. Do tej pory sobie radziłam, kilka godzin nie zrobi mi różnicy.- westchnęłam.
-A co jeśli w tym czasie tu przyjedzie?
-Poradzę sobie, do tej pory sobie radziłam, to teraz tez sobie poradzę.- westchnęłam.
-Na pewno?
-Brian, nie jestem małym dzieckiem. Umiem o siebie zadbać.- podniosłam lekko głos.
-Nie jesteś małym dzieckiem i umiesz o siebie zadbać. Ale jesteś krucha i delikatna.- powiedział patrząc mi w oczy.
-Nie jestem krucha i delikatna- zaprzeczyłam kręcąc głową.- Pozory mylą. Przeszłam i widziałam więcej niż ci się może wydawać.
-I to cię niszczy. Z nikim nie chcesz o tym rozmawiać. Trzymasz wszystko w sobie i to cie niszczy.
-Ty też trzymasz wszystko w sobie i z nikim nie chcesz o tym rozmawiać.- wyszeptałam patrząc mu w oczy.
-Bo nikogo nie chce obarczać błachymi problemami.
-Każdy ma jakieś problemy. Lepiej jest się wygadać.
-To dlaczego tego nie zrobisz?- spuściłam głowę w dół.
Po chwili poczułam, że stoi przede mną. Położył dwa palce na moim podbródku i podniósł moją głowę do góry tak żebym spojrzała mu w oczy.
Nachylił się nade mną i zaczął delikatnie całować moje usta. Byłam sparaliżowana jego nagłym ruchem, dlatego nie byłam w stanie nic zrobić. Po prostu stałam i nic nie robiłam.
-Przepraszam.- wyszeptał i odsunął się ode mnie gdy nie oddałam pocałunku.
-Nie przepraszaj- powiedziałam i położyłam dłoń na jego policzku.
Stanełam na palcach j delikatnie pocałowałam go w usta, oddał pocałunek od razu. Bez zastanowienia. Całowaliśmy się chwilę, a ja miałam wrażenie jak by wszystko w okół nas zniknęło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top