Rozdział 4
-Ben tylko proszę zachowuj się- powiedziałam bratu wchodząc do kawiarni. Chłopiec pokiwał głową i pobiegł w stronę stolika, przy którym zawsze siedział.
-Aillen- krzyknął szef. Zamknęłam oczy wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w jego stronę.
-Tak szefie?- zapytałam.
-Co robi tu ten bachor?- zapytał I wskazał na Bena. Zacisnęłam dłonie w pięści i przełknęłam slinę. Byle by tylko na niego nie nakrzyczeć. Co z tego, że jest moim szefem i może mnie wylać. Nie potrzebuje tej pracy.
-To nie jest bachor tylko mój brat Ben i jeśli chce pan żebym nadal tu pracowała to proszę go nie nazywać bachorem. Bo chyba oboje wiemy, że lepszego pracownika iż ja nie znajdzie Pan tu.- powiedziałam spokojnie patrząc mu w oczy.
-Nie bądź tego taka pewna.- powiedział I odszedł, a ja prychnęłam na jego słowa. Przewróciłam oczami I poszłam na zaplecze. Ściągłam czarną bluzę i na czarną bokserkę ubrałam fioletowa koszulkę z logo restauracji. Związała włosy w kucyka i wyszłam.
Stanęłam za ladą i spojrzałam na Bena. Brian pokazywał mu coś na kartce i mówił, a on rysował z uśmiechem na twarzy. Na ten widok sam się uśmiechnęłam ale z chwili szczęścia wyrwał o mnie chrząkniecie. Odwróciłam twarz w stronę klienta.
-Co podać?- zapytałem ze sztucznym uśmiechem.
-Kawę z mlekiem.
-5 Złoty.- powiedziałam I odebrałam banknot od mężczyzny, a potem wydarłam mu resztę.
Zabrałam się za robienie kawy, którą po chwili mu zaniosłam do stolika.
Westchnęłam cicho po godzinie pracy, jeszcze tylko godzina.
-Chcecie coś?- zapytałam Bena i Briana podchodząc do nich.
-Ja nie- powiedział ten drugi.
-Twoją czekoladę.- powiedział z uśmiechem Ben nie odwracając wzroku od kartki.
-Co rysujesz?- zapytałam I pochyliłam się nad chłopcem.
-Mój sen.- odpowiedział. Spojrzałam na kartę i zobaczyłam na niej twarz mężczyzny w czarnych włosach.
-Ben?-zapytałam ukrywając przerażenie.- Co ci się śniło?
-Ten pan i nasz dom.- odpowiedział chłopiec.- Był bardzo miły mówił, że zabierze mnie do wesołego miasteczka.- powiedział I wzruszył ramionami.
-Zaraz przyniosę ci czekoladę. A teraz wyrzuć ten rysunek do kosza.- chłopiec popatrzył na mnie pytająco.- Ben proszę wrzuć ten obrazek do kosza i narysuj coś innego.- powtórzyłam spokojnie. Chłopiec wstał od stołu i zaniósł obrazek do kosza, a ja skierowałam się za ladę.
Stanęłam przed maszyna do robienia czekolady i wzięłam głęboki oddech.
-Wszystko w porządku?- usłyszałam za sobą głos Briana.
-Tak- odpowiedziałam I wzięłam gotową czekoladę.- Dlaczego pytasz?- zapytałam idąc w stronę Bena, a Brian szedł za mną.
-Wydawałaś się być zdenerwowana.- powiedział u usiadł koło chłopca.
-Wydawało ci się.- odpowiedziałam i postawiłam czekoladę przed Benem.- Uważaj jest gorąca.
Godzina minęła mi szybko, nie było za dużo klientów, co dzisiaj było dla mnie akurat Lechem bo ciągle myślałam o tym co narysował Ben.
Weszłam na zaplecze i zamieniłam fioletową koszulkę na czarną bluzę. Wyszłam z pomieszczenia I stanęłam przy Brianie i bracie.
-Możemy już iść- powiedziałam z uśmiechem. Brunet spojrzał na mnie ale o nic nie pytał. Wiedziałam, że widział, że jestem zdenerwowana ale o nic nie pytał. Pomogłam bratu ubrać kurtkę i wyszliśmy. Zadrżałam delikatnie gdy zimny wiatr owiał moje policzki ale nie przejąłem się tym za bardzo.
Wsiedliśmy do samochodu, Brian włączył silnik i ruszyliśmy.
-Kiedy ja dowiem się czegoś o tobie?- zadałam pierwsze lepsze pytanie byle tylko przerwać ciszę, która między nami zapadła.
-Co robisz jutro?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Nic.
-A Ben?
-Ben idzie jutro na zajęcia o siódmej wieczorem.- powiedziłam.
-W takim razie jutro po szkole jedziemy do mnie.- powiedział z uśmiechem. Pokiwałam głową I spojrzałam do tyłu na brata, który się uśmiechał.
-Jesteś chłopakiem Aillen?- zapytał.
-Ben- skarciłam go.
-Jeszcz nie- odpowiedział Brian.
-Co znaczy jeszcze nie?- zapytał młodszy.
-Że nim będę ale dopiero za kilka tygodni.
-Nie będziesz- przerwałam mu.
-Jeszcze zobaczymy.- odpowiedział chłopak z uśmiechem. Ja już nic nie powiedziałam bo byłam przerażona tym co zobaczyłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top