Rozdział 5
Marinette
Co on sb myślał?! Wydaje mu się że taką gadką mnie omota? Ale...gdy mu odmówiłam. I wchodząc do piekarni odwróciłam się i zobaczyłam jak idzie ze spuszczoną głową. A może...może to była prawda. Już sama niewiem. Bo czy taki idiota, zmienia sie z dnia na dzień w miłego i chcę się umówić ze swoim wrogiem? Brzmi bardzo śmiesznie. Niechce się zakochiwać drugi raz, żeby potem mnie zaliczył. Tego boję się najbardziej. Samodzielnie ale powoli weszłam na każdy stopień dziwnie skacząc. Minęło chyba 10 minut. Podeszłam do szafy raczej podskoczyłam na jednej nodze. Pół godziny później byłam już ubrana w piżame. Ostrożnie położyłam się na łóżku i otworzyłam pamiętnik. Zaczęłam lubić w nim pisać. Sięgnełam po długopis i zaczęłam pisać...
Drogi Pamiętniczku
Dzisiaj spławiłam Adriena. Ale czy można to nazwać tak? Boję się że to jakiś przekręt. Niechce cierpieć tyle. Wycierpiałam już 2 lata. Boję się mu zaufać. Jak już chce, musi pokazać to że mu zależy. Inaczej nigdy mu nie zaufam na nowo. Ale się późno zrobiło, przez to rozmyślanie. Idziemy spać. Znaczy ja idę xD. Papa.♥
Napisałam ostatnie słowo, po czym zamknęłam pamiętnik odkładając go na szafkę. Położyłam się i zanurzyłam nos pod kołdrę. Było mi dzisiaj zimno. Po chwili zasnęłam. Nie wiedząc co czeka mnie następnego dnia.
Adrien
Poszedłem do kwiaciarni, lecz była zamknięta. Postanowiłem że pójdę jutro. Wróciłem do domu. Postanowiłem odpocząć. Jutro wielki dzień. Przynajmniej dla mnie. Szybko się przebrałem i poszedłem spać.
Następnego dnia
Adrien
Obudziłem się bardzo wcześnie. Ubrałem, zjadłem śniadanie i wyszedłem do kwiaciarni. Kupiłem chyba największy bukiet złożony z 300 róż. Były to czerwone róże. Gdy już wziąłem je, zabrałem się za realizację mojego planu. Poszedłem pod jej dom. Dziwnie musiało to wyglądać. Ale nie interesuje mnie to. Zacząłem rzucać kamieniami (Oczywiście małymi) w jej okno. Po chwili wyszła na balkon wkurzona. Był ten moment...
-Marinette!!- krzyknąłem z dołu.
-Idź stąd Debilu!
-Najpierw Ci coś powiem!
-Kocham Cię. Cholernie mi na tobie zależy. Przepraszam za te lata. Byłem dupkiem! Ale chce się zmienić! Pomóż mi! Daj mi szansę! Wykorzystam ją jak najlepiej. Proszę Cię!!
-Ogarnij się. Ludzie się na Ciebie patrzą!
- Niech wiedzą, że naprawdę mi na tobie zależy!
-Ugh. Chodź. Nie będziesz stał na ulicy.
Powiedziała po czym kazała mi wejść.
Marinette
Wpuściłam go. Bo co miałam zrobić? Zostawić na ulicy. Urządził szopkę i myśli że przebaczę mu. Niech się pomęczy. Może zauważy jak ja się starałam. Kazałam mu wejść. Poczłapałam na dół. Wczoraj jeszcze troszkę, próbowałam i chodzę nieco lepiej. Zeszłam na dół. Otworzyłam mu drzwi i wpuściłam na kanapę. Chcąc nalać do szklanki wodę, straciłam równowagę i wylałam ją na podłogę. On mi pomógł i pościerał. Usiedliśmy w salonie na kanapie, ponieważ rodzice jeszcze spali.
-Mari...Posłuchaj..- zaczął.- Ja...naprawdę przepraszam. Wtedy jak się przewróciłaś. Miałem taką chęć Ci pomóc. Od tamtej chwili zacząłem czuć coś do Ciebie. Na początku było to pożądanie, lecz teraz chce żebyś mnie pokochała. Wiem jestem piepszonym idiotą, dupkiem, ciotą i wszystkim tym najgorszym. Mari...Proszę Cię. Daj mi szansę.
-Um...Kochałam Cię kiedyś. I to bardzo. Boję się ci zaufać. Wiem...że się starasz. Doceniam to. Ale od razu nie umiem Cię obdarzyć tym samym co kiedyś. Przepraszam. Daj mi czas. Muszę...
- Rozumiem.- przerwał mi.
-Naprawdę?- powiedziałam wytrzeszczając oczy.
-Tak. Dam Ci czas. I...jeśli na nowo odzyskam twoje zaufanie. Mogę na coś liczyć?
-Ja... niewiem. Powinieneś już pójść. Przepraszam.
-Ależ naturalnie. Do zobaczenia Mari.
-Pa Adrien...
Adrien
Udało się! No prawie. Muszę jej dać czas. Muszę się pilnować. Niechce znowu tego rozwalić.
Hey. Przepraszam za brak rozdziałów. Zajelam się drugim opowiadaniem, za co przepraszam. Ale już powracam...Przepraszam. Wiem. Kijowy rozdział. Ale wlokłam go 2 tygodnie. Straciłam wene, która powróciła. Jakoś mi to opowiadanie nie wyszło ; ( Nie wiem czy to nie usuwać..
Rozdział dla: MissCiasteczkoAndi_La_PlumaBlackyyDarkness
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top