Rozdział 2
Marinette
Wstałam. Szczerze? Boli mnie głowa, i jest mi nie dobrze. Okazało się że piłam wczoraj wódkę! Masakra, dobrze że rodzice tego nie wyczuli. Teraz nawet i się cieszę że się nie interesują mną.
Postanowiłam zrobić sobie wolne. Nawet nie próbując, ułożyłam się na miękkiej pościeli i poszłam spać. Gdy się obudziłam, zerknęłam na telefon. 12:48. No ku**a, spałam 2 godziny a tu już mi wypisują. Postanowiłam że pójdę pojeździć, na deskorolce. Chciałam iść na początku z Alix ale zmieniłam zdanie. Wzięłam deskę do ręki i wyszłam z domu. Szłam dość krótko, ponieważ skatepark jest niedaleko mojego domu. Nikogo nie było. Czemu tu się dziwić. Wszyscy są w szkole. Weszłam na rampę i zjechałam w dół. Bawiłam się znakomicie, lecz w jednej chwili noga wpadła mi pod kółko. Zjechałam w dół, jęcząc z bólu. Zajebiście! Miesiąc bez jeżdzenia na deskorolce gwarantowany! Jakie tandetne robią te fiszki. Próbowałam wstać, lecz na marne. Już miałam dzwonić na pogotowie, gdy znalazłam się na czyiś rękach. Spostrzegłam kto to jest moim wybawcą. Agreste?! Serio nie mógł mi się trafić nikt inny, tylko on? Ja to mam totalnego pecha!
- Puść mnie!- powiedziałam, jednak bałam się wstać
- Chcesz kuleć? Zaprowadzę Cię do szpitala.
- Od kiedy się o mnie martwisz?
- Niechce żebyś kulała, jak będziesz do mnie szła.-
- A już myślałam że myślisz na poważnie.
- Ależ to jest poważne!- Powiedział niskim tonem. Próbowałam udać obrażoną, ale to tylko go rozbawiło.
- No i co się tak cieszysz?!- powiedziałam, nadal wkurzona.
- Bo jesteś słodka, jak się złościsz.
- Ugh.
- Spokojnie już jesteśmy.
- Nareszcie. Weszliśmy do budynku. Nienawidziłam szpitali. Zawsze kojarzyły mi się z bólem, cierpieniem i śmiercią. Podczas gdy tak myślałam, nie zauważyłam jak on już wpisał moje dane, i po chwili znajdowałam się na wózku. Właśnie wjeżdżaliśmy na sale. Powoli zostałam przeniesiona na łóżko.( Bez skojarzeń kochani~Dop.Aut.^) Właśnie przyszedł lekarz. Zaczął mnie badać, i zauważyłam że spuchnęła mi kostka. Musiałam opowiadać co się stało, oczywiście pomijałam fakty związane z Adrienem. Okazało się że mam skręconą kostkę. No cóż. Musiałam zakupić kule. Przywiózł mi je ten Debil. Powoli poruszałam się. Lekarz kazał mi uważać. Wypisałam się i wyszłam. Miałam w dupie Agrest'a i tych wszystkich lekarzy. Chciałam już wrócić do domu. Gdy wróciłam do domu, okazało się że rodziców nie ma, ale tym razem na tydzień. Będe miała wolną chate. Urządze sobie impreze. A co mi tam...Usiadłam na kanapie, zaczęłam pisać sms:
Zapraszam Cię, robię impreze, wolna chata, wpadaj do mnie.
Wysłałam go do: Alix, Kima, Juleki, Alyi, Nino, Ivana, Amandy, Mylen, Sabriny, Maxa, Rose, Nathaniela, Adriena...Nie! Jego nie zaprosze. Szybko wysłałam smsy, i zaczęłam się szykować. Szykowanie zajęło mi 20 minut. Wkońcu zaczęli się schodzić. Nie przyszła jeszcze Rose, Ivan i Mylen. Zauważyłam Adriena! Cholera kto go tu zaprosił?
- Agreste! co ty tu robisz?- zapytałam z niedowierzaniem.
- Jak to co?, zaprosiłaś mnie- powiedział z zachwytem.Kurcze! Musiałam przez przypadek wysłać do niego.
- Wypad!
- Nie ładnie wypraszać gości. Poszłam na góre. Był to zły pomysł. Ciota poszedł za mną. Gdy usiadłam na łóżku zaczął się przybliżać... i uderzyłam go z całej siły w policzek, wzięłam kule i jak najszybciej poszłam zostawiając zszkowanego Adriena w moim pokoju.
%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%%
Kto myślał że do czegoś dojdzie? Zboczuszki wy :D
Czekam na gwiazdki i wyświetlenia. Piszę ten rozdział o 01.28
Więc prosze o wyrozumiałość. Miłej nocy ✋✋ <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top