ROZDZIAŁ 5

Reszta tygodnia minęła spokojnie. Żadnych spotkań z Nathanem, nawet Sky przestała o niego wypytywać.

- Hana, jak tam w szkole? - zapytał mój tata podczas wieczornej, piątkowej kolacji.

- A wszystko dobrze a u ciebie w pracy? - zapytałam zajadając się pyszną lasagne mojej mamy.

- Tak jak zawsze, pełno papierków. Dzisiaj dostaliśmy do przetestowania kolejny samochód, tym razem to Aston Martin Vantage.- odpowiada zafascynowany.

Ehh.. Mój tata, Ryan Mill, 40-letni biznesmen. Wraz ze swoim bratem Mattem prowadzą rodzinną firmę samochodową. Spędzają tam dużo czasu. Czasami mam wrażenie, że ta firma znaczy dla niego więcej niż my z mamą. Ale cóż, to rodzinna firma i kiedyś to będzie własność moja i Dylana, syna wujka Matta.

Po wspólnej kolacji idę do mojego pokoju. Zauważam otwarte okno, przecież je zamykałam.. Może mama je otworzyła? Idę je zamknąć, gdy nagle ktoś zakrywa swoimi dłońmi moje usta. Odwracam się i widzę tego idiotę.. Nathana.

- Co ty tu robisz? - mówię wkurzona.

- Mówiłem, że przyjadę w piątek o 20, a ja nie rzucam słów na wiatr. Nie chciałem przeszkadzać ci w tej uroczej, rodzinnej kolacji, więc zaczekałem tutaj. Serio? - pyta przejeżdżając palcem po moim pamiętniku.

- Kto ci pozwolił dotykać moje rzeczy? - cedzę przez zęby.

- „Och! Ale ten Daniel Sharman to ciacho." - cytuje moje słowa. - Kto to jest? - pyta.

- Nie interesuj się i oddaj mi to. - wskazuję na pamiętnik.

- Ach, już wiem.. Na prawdę? W czym ten chłopczyk jest lepszy ode mnie? - pyta oddając mi moją prywatną rzecz.

- We wszystkim. A teraz już wyjdź. - pokazuję na okno. On nic sobie z tego nie robi a jeszcze bardziej przybliża się do mnie i szepta mi do ucha:

- Przyszedłem po ciebie skarbie. A teraz grzecznie chodź, chce ci pokazać jedno miejsce.

- Nigdzie z tobą nie idę. - mówię odsuwając się od Nathana.

- Albo zrobimy to po dobroci albo siłą, wybieraj. - Co za dupek! Jeszcze będzie mi stawiał warunki.

- Powiedziałam nigdzie nie idę. - Chłopak nagle podchodzi do mnie, podnosi mnie a potem widzę jedynie jego pośladki. Zaczynam się wiercić, walić rękoma po jego plecach, a on co? Śmieje się, no po prostu idiota!!

- Wiesz.. Ciężko mi będzie z tobą zejść przez okno, więc albo wyjdziemy razem przez drzwi i twoi rodzice nas zobaczą, albo ja oknem a ty drzwiami, co wybierasz? - pyta stawiając mnie na podłodze.

- Dobrze, już idę. - odpowiadam. Udam, że idę do drzwi a tak na prawdę nie wyjdę, to jest plan! Tak zrobię.

- Tylko nie kombinuj. W każdej chwili mogę zapukać do drzwi, jak myślisz jak zareagują twoi rodzice na mnie? - Pokiwałam twierdząco głową. Kurczę, mój plan nie wchodzi w grę, dobra wytrzymam jakoś te kilka godzin, potem się ode mnie odczepi i się więcej nie spotkamy.

Schodząc na dół spotykam mamę:

- Córeczko gdzie idziesz? - pyta.

- Idę do Sky, właśnie pokłóciła się z Charliem. Wiesz potrzebuje teraz mojego wsparcia.

- Jasne córeczko, idź. Tylko nie wróć zbyt późno. - przytulam mamę i wychodzę.

Przed domem zauważam czarnego mustanga. Bogaty dupek. Wchodzę do środka i zapinam pasy. Chłopak patrzy na mnie zdziwiony.

- Jedziemy czy będziemy tutaj stać? - pytam pisząc SMS do Sky.

Ja: Jak coś jestem u ciebie, pokłóciłaś się z Charliem i potrzebujesz wsparcia. Opowiem ci wszystko później.

Sky: O czyli jednak? Randka z Nathanem? Już się nie mogę doczekać gdzie cię zabrał.

- Z kim piszesz? - w końcu odzywa się Nathan.

- Ze Sky. - odpowiadam zdawkowo. Chłopak jedynie kiwa głową.

15 minut później podjeżdżamy pod jakiś las.

- A jednak! Wiedziałam. Chcesz mnie tu zgwałcić i zostawić? - pytam rozbawiona.

- Nie miałem tego w planach, ale skoro tego chcesz, to możemy zmienić plany. - odpowiada śmiejąc się. - Chodźmy. - Splata nasze ręce. Idziemy już jakieś 5 minut, a chłopak dalej nie puścił mojej ręki. Czuje się skrępowana, co mam zrobić? Udaje, że wyciągam telefon i biorę go do ręki, sprawiając, że nasze dłonie się rozdzielają i sprawdzam godzinę.

❁ ❁ ❁

- Ale tutaj pięknie. - mówię widząc przez sobą panoramę miasta. Jednak ten dupek wie gdzie zaprosić dziewczynę. Zadowolony z siebie uśmiecha się i prowadzi w stronę ławki.

- Jesteś pierwszą osobą, której pokazałem to miejsce, nawet moi przyjaciele o nim nie wiedzą. - mówi przerywając ciszę.

- Mam się czuć zaszczycona? Ty Nathan Collins najpierw zapraszasz mnie na randkę a potem pokazujesz swoje ulubione miejsce.

- To nie jest randka. Ja się z nikim nie umawiam. - mówi patrząc przed siebie.

- Rozumiem, więc jakbyś to nazwał? - pytam.

- Hmm? Spotkanie koleżeńskie? - odpowiada spoglądając na mnie.

- Koleżeńskie? Nie jesteśmy kolegami, Nathan. Jestem tutaj tylko po to, żebyś dał mi w końcu spokój. Wpadłeś mi do pokoju, szantażowałeś, nie miałam wyboru. Nazwałam to randką, jak każda inna dziewczyna, którą byś tutaj zaprosił. Wybacz, że myślimy inaczej.

Kolejne minuty spędzamy na wspólnym milczeniu. Chłopak patrzy ciągle przed siebie.

- Odwieziesz mnie do domu? - pytam nieśmiało. Nathan spogląda na mnie.

- Nie. - odpowiada krótko.

- To może porozmawiamy? Nie chce spędzać czasu milcząc. - odpowiadam pocierając rękami o ciało. Zrobiło się zimno. Chłopak to zauważa, ściąga bluzę i zakłada mi ją przez głowę.

- Dziękuję. - mówię.

- Może zagramy w pytania? Ty zadasz mi pytanie, ja tobie i tak na przemian. - odzywa się chłopak.

- W porządku. - odpowiadam, ale czy tak na prawdę chce poznać bliżej Nathana Collinsa?

❁ ❁ ❁

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top