ROZDZIAŁ 27

Jednak nie pojechałam nigdzie z Nathanem. Chłopak dostał telefon i powiedział, że musi pilnie gdzieś jechać. Nie pytałam gdzie, bo to jego sprawa. Mówił jedynie, że co się odwlecze to nie uciecze i pojedziemy kiedy indziej.

Obecnie leżę na łóżku i czytam książkę. Gdy jestem już w połowie słyszę pukanie do drzwi.

- Śpisz Hana? - pyta mnie mama wchodząc do pokoju.

- Nie, nie śpię. Coś się stało? - poprawiam się na łóżku.

- Dzisiaj dzwoniła do mnie ciocia Ruby i zaprosiła nas do siebie na Mikołajki. Przyszłam ci powiedzieć, że wyjeżdżamy w piątek po południu.

Ciocia Ruby
Chyba każdy z nas ma w rodzinie chociaż jedną taką osobę, która nie widzi niczego poza czubkiem swojego nosa. Ma prawie 40 lat a ciągle jest samotna. W sumie nie dziwie się, kto by poleciał  na taki plastik.

- Czy ja mam coś do gadania? Czy już zdecydowałaś za mnie? - przewracam oczami. - Przecież wiesz, że nie przepadam za nią.

- Będzie tam prawie cała rodzina. To tylko dwa dni, wytrzymasz Hana. - odpowiada mi mama.

- Ugh.. To będą aż dwa cholerne dni.  - wzdycham.

- Hana, słownictwo! - mówi mama patrząc na mnie tym swoim charakterystycznym wzrokiem bazyliszka. - Z tego co wiem to ma przyjechać też Dylan. - wychodzi z pokoju.

To będą cudowne Mikołajki.

Następnego dnia budzę się o 12. Dzisiaj w szkole jest organizowany jakiś dzień otwarty, dlatego dyrektor dał nam wolne, żebyśmy mu nie przeszkadzali i nie psuli wizerunku szkoły.
Jedynie jacyś kujoni albo pupilki biorą w tym udział.

Biorę telefon do ręki zaczynam przeglądać social media. Nic ciekawego nie ma. Żadnych wiadomości. Schodzę więc na dół i zaczynam robić śniadanie. Rodziców jak zwykle nie ma. Normalka.

Gdy już zjadłam śniadanie idę do pokoju i piszę wiadomość do Josha. 

Ja: Co robisz?

Josh: W tej chwili jadę na siłownie.

Cooo?

Ja: Ty i siłownia? Niemożliwe! Coś musi być na rzeczy.
PS Nie używaj telefonu jak jedziesz autem!

Josh: Wyluzuj Hana, nie kieruję. Kilka dni temu na imprezie poznałem Sama, taki przystojniak! Dobrze nam się rozmawiało i nie tylko. Jadę na siłownie, bo on tam pracuje. Liczę na małą powtórkę z imprezy.

Cały Josh.

Ja: Trzymam kciuki!

Josh: A coś się stało, że piszesz? Jak tak to wiesz, że jesteś ważniejsza od jakiegoś Sama i zaraz tam u ciebie będę.

Ja: Nic się nie stało. Po prostu trochę się nudzę.

Josh: Napisz do przystojniaka Nathana, on na pewno zapewni ci rozrywki.

Nie odpisuje już mu na tą wiadomość. Jeszcze jego by mi tu brakowało. Dzisiaj jest dzień odpoczynku, co się równa dzień bez Nathana.

Gdy wczoraj podzielił się ze mną tak prywatnym, bolesnym wspomnieniem byłam zaskoczona. Chłopak jest zagubiony a zarazem zatłoczony tymi wszystkimi wydarzeniami. Doświadczył wiele złego. Ale jak to się mówi „Po burzy zawsze wychodzi słońce".

❁ ❁ ❁

Kolejne dni mijają szybko. Nim się obejrzałam jest już piątek. Wczoraj już się spakowałam na wyjazd. Nie lubię robić czegoś na ostatnią chwile.

- Na pewno wzięłaś wszystko? - pyta mnie mama na co kiwam głową. Nie pakowałam dużo rzeczy. To tylko dwa dni. Mogłabym wziąć tylko bieliznę, jedną bluzkę i spodnie, ewentualnie jakąś bluzę i to by mi starczyło. Ale wiecie przy cioci Ruby trzeba dobrze wyglądać. Bo jak to ona powiedziała rok temu „Wstyd z tobą wychodzić Hana, ubierz się elegancko. Może spotkamy akurat moje koleżanki i jak zareagują na twoje podarte spodnie, hańba!"

- Za ile będziemy? - pytam szukając słuchawek.

- Niecałe 2 godziny. - odpowiada tata na co kiwam głową i zakładam słuchawki.

❁ ❁ ❁

- Hana wstawaj, już jesteśmy. - ze snu wyrywa mnie głos mamy.

- Tak, tak mamo, jeszcze 5 minut. - mówię poprawiając poduszkę.

- Żadne 5 minut. W tej chwili wstawaj, ciocia Ruby nie lubi spóźnialskich.

Zaraz co? Jaka ciocia Ruby? A tak, kurde, wyjazd. Mikołajki. Cudownie. Niechętnie przecieram oczy, wychodzę z auta i kieruje się razem z rodzicami w stronę drzwi. Mama wciska dzwonek do drzwi. Za chwile słyszymy dźwięk przekręcanego kluczyka i ukazuje nam się cudowna ciocia Ruby. Wyczujcie ten sarkazm.

- Wszyscy już są a wy jak zwykle spóźnieni. - mówi wpuszczając nas do środka. Najpierw wchodzą moi rodzice. - Pamiętajcie zdjąć buty w korytarzu.

Spotkanie z rodzinką czas zacząć!

Hejka kochani! Kolejny rozdział za nami. Dawno nie było rozdziałów za co was przepraszam. Na dzisiaj taki trochę króciutki rozdział, pisałam go niecałą godzinę. Jak Wam się podoba? Piszcie w komentarzu. A i Szczęśliwego Nowego Roku!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top