ROZDZIAŁ 26
- Gdzie my idziemy Nathan? - pytam chłopaka. Od jakichś 5 minut idziemy cały czas po schodach do góry. Czy one się kiedyś skończą?
- Zaraz będziemy. Jeszcze trochę. - odpowiada.
- Obyś miał rację. - mówię pod nosem. Jestem już taka zmęczona.
❁ ❁ ❁
- Jesteśmy. - mówi Nathan otwierając drzwi.
- Jeżeli przyprowadziłeś mnie do jakiegoś beznadziejnego miejsca to cię zabije, nie po to przeszłam tyle scho.. Aaa! Czy to jest to o czym myślę? Czy my jesteśmy właśnie na dachu? - pytam podekscytowana kręcąc się wokół własnej osi.
- Tak myślałem, że ci się tutaj spodoba. - mówi puszczając do mnie oczko.
- Któraś do tej pory narzekała? - pytam z ciekawości.
- Było kilka takich dziewczyn. - mówi a mi rzednie mina. Kilka? A więc nie jestem jedyną dziewczyną, którą tutaj zabrał.. Co ty sobie myślałaś Hana? Nie jesteś dla niego jakaś wyjątkowa. Nie odpowiadam chłopakowi, odwracam się i kieruję się w kierunku barierek.
- Czy ty jesteś zazdrosna? - słyszę jego głos.
- Ja? Niby o co? O te laski, które pieprzysz? - mówię gdy chłopak zrównuje się ze mną. - To twoja sprawa. Nie obchodzi mnie to.
❁ ❁ ❁
- Więc o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - mówię przełamując ciszę, która trwała dobre kilka minut.
- Ostatnio zachowałem się jak kutas, nie powinienem tego mówić, a szczególnie do ciebie. Chciałem cię za to przeprosić. Mam nadzieje, że mi wybaczysz, bo... - chłopak chwile się zastanawia - bo nie przewidziałem innej opcji. W końcu kto by nie wybaczył takiemu przystojnemu chłopakowi jak ja. Co prawda zapomniałem o kwiatach i czekoladkach, ale jak mi wybaczysz to ci je dam. - mówi a ja analizuję w głowie wszystkie argumenty za i przeciw znajomości z nim. Po chwili jednak odzywam się:
- W porządku Nathan. Daje ci ostatnią szansę, nie spierdol tego. - chłopak momentalnie się uśmiecha. - Nie ciesz się tak, teraz już nie będę dla ciebie taka miła. Musisz sobie zasłużyć ponownie na moje zaufanie. A i dla jasności przekonały mnie te czekoladki. - uśmiecham się.
- Oczywiście skarbie. Postaram się. Dla ciebie warto. - ostatnie słowa mówi cicho, ale nie na tyle, abym tego nie usłyszała.
❁ ❁ ❁
- O czym myślisz? - pytam chłopaka.
- Nigdy w życiu nikogo nie przepraszałem a ty usłyszałaś te słowo ode mnie już dwa razy. Niewiarygodne. - mówi spoglądając na mnie.
- A więc to ta chwila kiedy powinnam skakać jak mała dziewczynka z radości, bo Nathan Collins mnie przeprosił aż dwa razy, rozumiesz dwa razy! - mówię z naciskiem na ostatnie słowa. - Chyba powinnam czuć się wyjątkowa. Ale czekaj, czekaj! Wszystkim laskom, które tutaj przyprowadziłeś mówiłeś takie miłe słówka? To taka twoja strategia, żeby później wskoczyły ci do łóżka? A może nie fatygowaliście się aż tam i robiliście to tutaj? - mówię z nutką obrzydzenia.
- Za kogo mnie masz Hana? Nie je-
- Chcesz wiedzieć za kogo tak na prawdę ciebie mam? Uważam, że jesteś totalnym dupkiem! Tak dupkiem, frajerem, skończonym idio-
- Zrozumiałem Hana. - przerywa mi chłopak.
- Nie przerywaj mi! - patrzę na niego złowrogo. - Ale uważam, że nie bez powodu taki jesteś. Poznałam kilka twoich twarz, szczęśliwego, miłego, wkurzonego, smutnego, egoistycznego Nathana. I sama nie jestem pewna, którego bardziej lubię. Masz jakiś powód, dla którego przybierasz maskę skurwiela. Sądzę, że jest to dla ciebie tak jakby mechanizm obronny. Wolisz, żeby cię postrzegano jako tego złego, niebezpiecznego chłopaka niż spokojnego, nic nie znaczącego dzieciaka. Ty lubisz mieć nad wszystkim i wszystkimi kontrolę. Podoba ci się taki styl życia. Wyścigi, niebezpieczeństwo, chętnych dziewczyn na pęczki. Po prostu chcesz być kimś! Nie chcesz być zwykłym, nudnym człowiekiem. A może ty właśnie taki byłeś i znudziło ci się takie życie, więc postanowiłeś wyrwać się z rodzinnego domu i stać się kimś. Jak widać udało ci się to, dzisiaj jesteś kimś. Ale czy to jest dobre? Wszyscy się ciebie boją Nathan, boją ci się spojrzeć w twarz, boją się z tobą rozmawiać. Może tobie się to podoba, ale można stać się kimś będąc miłym, życzliwym, radosnym człowiekiem.
- Skończyłaś? - pyta chłopak. Kiwam głową. - Po pierwsze przyprowadziłem tutaj tylko ciebie. Nie wiem dlaczego powiedziałem inaczej, ale.. ale tak zrobiłem. - i weź teraz zrozum tego człowieka. - Może chciałem, żebyś zrobiła się zazdrosna? Sam nie wiem. Mniejsza z tym. Masz racje nie bez powodu taki jestem. - chłopak milczy.
- A więc dlaczego taki jesteś? - pytam. Wiem, że igram teraz z ogniem, ale kto nie ryzykuje ten szampana nie pije.
- Moje dzieciństwo było jak każde inne, kochająca się rodzina, wspólne spędzanie świąt, wspólne wyjazdy. Nie należeliśmy do tych najbogatszych ale nigdy na nic nam nie brakowało. Mój ojciec pracował jako mechanik a mama dorabiała jako kucharka. Dużo czasu spędzałem z moją mamą. W szkole wyśmiewali się ze mnie, bo rozumiesz jako, że byłem chłopakiem to powinienem pomagać ojcu w warsztacie. Za to ja wolałem siedzieć z moją mamą w kuchni patrząc na to jak gotuje i słuchać jej ciekawostek. Miałem ich w dupie. Nie obchodziła mnie ich opinia. Obchodziła mnie tylko ona, moja mama. Pamiętam jaka była szczęśliwa gdy razem gotowaliśmy. Mimo tego, że wcześniej spędziła kilka godzin w pracy i była zmęczona to zawsze ze mną gotowała. Byłem wtedy dzieciakiem. Teraz już bym jej nie pozwolił gotować razem ze mną. Kazałbym się jej położyć, odpoczywać i przyniósłbym kolacje. Ale czasu już nie cofnę. Nigdy nie zapomnę jej pysznych ciasteczek. Uwielbiałem je! Piekła je zawsze dzień przed świętami. Zawsze chowała je przede mną, co roku w innym miejscu. Pamiętam jej słowa: „Synku, te ciasteczka są dla Mikołaja. Jak je zjesz to Mikołaj będzie zły i nie dostaniesz prezentu."
- Napisałeś mi kiedyś SMS-a, że uwielbiasz ciasteczka. Czy to o nich właśnie mowa? - pytam przerywając chłopakowi, który patrzy na mnie z błyskiem w oczach.
- Pamiętasz. - mówi jakby do siebie.
- Dlaczego miałabym zapomnąć? - chłopak wzrusza ramionami po czym kontynuuje.
- Wracając. Byłem dzieciakiem, więc myślałem, że Mikołaj istnieje, więc ich nie jadłem, bo chciałem dostać prezent. Na następny dzień ciasteczek nie było, chodziłem smutny i wkurzony na Mikołaja, że sam zjadł wszystkie ciastka mojej mamy, które tak uwielbiałem. Już nawet nie obchodził mnie prezent, który dla mnie zostawił. Moja mama zawsze się ze mnie śmiała i mówiła, że upiekła nowe i są na stole.
Jaki ja byłem wtedy szczęśliwy. Jadłem wtedy wszystkie. Pewnego wieczoru usłyszałem krzyki na dole. Poszedłem na dół i zobaczyłem moich rodziców, którzy się kłócili. Ojciec wyzywał mamę, że do niczego się nie nadaje. Pamiętam jak powstrzymywała się od płaczu. Nie chciała pokazać temu kutasowi, że ją to zraniło. Ona zawsze była i będzie dla mnie najsilniejszą kobietą na świecie. Ich kłótnie zdarzały się coraz częściej. Ojciec wracał najebany do domu i wyżywał się na mamie. Ona zawsze do mnie mówiła: „Synku nie przejmuj się. Jutro będzie tak jak kiedyś. Tatuś nas kocha i nigdy nie zrobiłby nam krzywdy. Idź na górę, zamknij drzwi i idź spać". - mówiąc to zauważam jak chłopak zaciska ręce. - Szkoda, że to jutro nigdy nie nadeszło. Zawsze było tak samo. Od pewnego czasu zacząłem zauważać siniaki na ciele mojej mamy. Ale nie rozmawiałem z nią o tym. Cały czas w głowie powtarzałem sobie jej słowa, że jutro będzie jak kiedyś i ten sukinsyn się zmieni. Pewnego wieczoru usłyszałem dźwięk zbitego szkła. Natychmiast zszedłem na dół i zobaczyłem moją mamę w kałuży krwi na podłodze a nad nią jego. Pochylał się nad nią i uśmiechał i mówił: „I po co ci to było? Mnie się nie zdradza głupia dziwko." Moja mama próbowała coś powiedzieć ale nie mogła. Wykrwawiała się. Wtedy wziąłem wazon i rzuciłem nim w tego sukinsyna. Stracił na chwilę przytomność. Natychmiast pobiegłem pomóc mojej mamie. Robiłem wszystko co z mojej mocy. Prosiłem, żeby jeszcze trochę wytrzymała, że zaraz przyjedzie pogotowie i jej pomoże. Pamiętam jej ostatnie słowa: „Już jest za późno synku. Już nic ani nikt mi nie pomoże. Zaopiekuj się Kelly. Bądź dla niej dobrym starszym bratem. Jutro już wszystko wróci do normy. Będziecie bezpieczni. Kocham Was." Gdy miała jeszcze otwarte oczy powiedziałem: „Przepraszam mamo, że Ci nie pomogłem. Obiecuję." Mimo bólu, który jej towarzyszył ona przytuliła mnie ostatni raz i powiedziała: „Nie przepraszaj synku, to nie twoja wina." Dlatego już nie przepraszam ludzi, gdy to robię przypomina mi się ten dzień, ta noc i moja mama. - mówi chłopak a w jego oczach dostrzegam kilka łez. Jest mi strasznie głupio. Nie wiedziałam, że jest to dla niego takie trudne, a ja niedawno kpiłam z jego przeprosin. Hana, jaka ty jesteś głupia! - Trzy dni później odbył się pogrzeb. Wraz ze śmiercią mojej mamy umarła cząstka mnie. Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu. Bardzo mnie to bolało ale musiałem być silny, musiałem dla Kelly. Postanowiliśmy zacząć żyć od nowa, sprzedaliśmy dom i przeprowadziliśmy się do siostry mojej mamy. Minął rok a Kelly bardzo chciała iść na studia. Pieniądze nam się kończyły. Chciałem, żeby moja siostra była szczęśliwa i zacząłem szukać pracy. Miałem dużo propozycji, ale żadna nie była na tyle płatna, żeby opłacić studia. Zacząłem brać udział w wyścigach a czasami, gdy potrzebowałem więcej pieniędzy, w nielegalnych walkach. I tak mijały kolejne lata. Kelly była szczęśliwa. Zrobiłbym na prawdę wszystko, żeby nic jej nie brakowało. Obiecałem to mamie. A ja nie łamie obietnic. No i właśnie tak stałem się tym kimś, kim jestem teraz. - podeszłam do chłopaka i go przytuliłam. Wiem i czuje jakie to dla niego musiało być trudne. Chłopak mocno mnie ściska. Po dłuższej chwili odsuwamy się od siebie.
- Przepraszam Nathan. Jest mi strasznie głupio. Nie powinnam cię oceniać. Przeżyłeś coś tak strasznego a ja-
- Dlatego nie lubię o tym rozmawiać. Nie potrzebuje współczucia innych. To nie sprawi, że poczuje się lepiej. - przerywa mi.
- W porządku. Pojedziemy coś zjeść, zrobiłam się głodna? - zmieniam temat. Chłopak wydaje się być na początku zaskoczony moim pytaniem ale po chwili kiwa głową.
❁ ❁ ❁
Hejka kochani! Kolejny rozdział za nami. Gdy go pisałam to płakałam kilka razy. Jest on dosyć długi. Liczy aż 1600 słów. Zmieniłam brownie na ciasteczka. Bardziej mi one tutaj pasowały. A jak Wam się podoba rozdział? Piszcie w komentarzu! Do następnego! Buziaki!😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top