7.

- Słuchasz Eda? - pytam chłopaka.

- Yy.. co? Niee?! To jest ymm.. Daisy. Tak to jest płyta Daisy.

Dlaczego on się wstydzi? Przecież to jest najlepszy artysta jakiego znam.

- Tak? A myślisz, że się nie obrazi jak ją włączę? - śmieję się.

- Nie, myślę, że nie będzie miała nic przeciwko. - mówi.

- No dobrze. - mówię, po czym wyjmuję płytę z opakowania i wsadzam do odtwarzacza. Słyszę pierwsze akordy do One. - Tell me that you'd turn down the man
Who asks for your hand
Cos you're waiting for me
And I know, you're gonna be away a while
But I've got no plans at all to leave
Would you take away my hopes and dreams?
And just stay with me. - śpiewam. Widzę, że Louis też rusza ustami. Tak jakby znał całą na pamięć.

- Ładnie śpiewasz. - mówi, a na moich polikach znów pojawiają się rumieńce.

- Ty ładnie ruszasz ustami. - jego mina mówi sama za siebie. Miałam tego nie zauważyć.

- No dobra to moja płyta. Lubię go. Czy to źle? - buntuje się.

- Ej. Czy ja mówię, że to źle? Kocham go. I uwierz, że nie ma w tym nic złego. - śmieję się z jego reakcji.

- No dobra. Masz rację. Nie powinienem się wstydzić tego, czego słucham.

- Dokładnie. - mówię pewnie.

- Lepiej się czujesz? - to pytanie wyrwało mnie z transu w jakim byłam.

- Yy.. yy co? Tak, myślę, że tak. O wiele lepiej. Lepiej niż po rozmowie z tą kobietą. - mówię łapiąc się za głowę.

- Dlaczego? - chichocze.

- Nie zadajesz pytań. Od niej słyszę tylko dlaczego, czy żałujesz, co byś zrobiła? Kurwa. Irytuje mnie. Uważam, że nie potrzebuję jej pomocy, bo w ogóle mi nie pomaga. Na początku miałam nadzieję, że to osoba właściwą, a teraz? Chce rozmawiać cały czas o tobie. - znów palnęłam coś, czego nie powinnam.

- O mnie? - pyta przerażony.

- Tak. Uważa, że między nami coś jest. No wiesz. - mówię, po czym zawstydzona chowam głowę w dłonie.

- A chciałabyś, żeby coś było? - pyta, a ja zaczynam się śmiać.

- Nie no coś ty. Jesteśmy przyjaciółmi. - odpowiadam, po czym on też zaczyna się śmiać.

- Też tak uważam. Lepiej nam jako przyjaciele. - śmieje się.

POV. Louis

- A chciałabyś, żeby coś było? - pytam, a ona zaczyna się śmiać.

- Nie no coś ty. Jesteśmy przyjaciółmi. - odpowiada. Też zaczynam się śmiać, żeby nie wyjść na idiotę, który spodziewał się innej odpowiedzi.

- Też tak uważam. Lepiej nam jako przyjaciele. - kłamię. Pragnę tej dziewczyny. Po prostu nigdy czegoś takiego nie czułem.

***
- Mam nadzieję, że dobrze ci zrobiła ta mała wycieczka. - mówię do Liv, którą już ma wychodzić z auta.

- Bardzo dobrze. Musimy to kiedyś powtórzyć. - mówi po czym wychodzi. Stoję jeszcze kilka sekund na jej podjeździe po czym słyszę jak drzwi ponownie się otwierają. To Olivia. - Dziękuję. - przybliża się do mnie i całuje w policzek. Tym razem, po tym jak wyszła już nie wróciła.

Kobieto, robisz mi pierdoloną nadzieję.

Wjeżdżam autem do garażu. Zamykam drzwi i idę do domu. W kuchni zastaje Lottie. Siadam na krześle przy wysepce przygnębiony.

- Nie udało się? - pyta siostra podając mi kawę.

- A czy wyglądam na osobę, której się coś udało? - pytam, bawiąc się uchem od kubka.

- Nie poddawaj się. Po prostu pokaż jej, że ci zależy. - mówi łapiąc za moje ramiona.

- Od pewnego czasu nic mi nie wychodzi.

- Lou. Proszę cię, nie mów tak. Jest świetnym facetem. Uwierz w to.

- Nie wiem czy dam radę. Idę się położyć. Jestem padnięty. Później pójdę z bliźniakami na spacer. - krzyczę z korytarza.

- Weź Liv. Ona je uwielbia. - odkrzykuje, ale nie odpowiadam nic. Cały czas myślę o tym co zrobiła wychodząc. Może ona czuje do mnie to samo, ale boi się przyznać. Wstydzi się mnie. Muszę coś w sobie zmienić. Doprowadzić się do jakiegoś normalnego stanu. Ogolić, pójść do fryzjera. Tak zrobię. Dla niej zrobię wszystko.

POV. Olivia

Przecież nie powiem mu, że coś do niego czuję. Wysmiałby mnie. Przy nim czuję się swobodnie. Mimo, że na początku nie byłam nim zainteresowana, to teraz, kiedy spędza ze mną tyle czasu poczułam coś więcej niż tylko koleżeńską relację. Tam w samochodzie, kiedy wróciłam do niego, żeby dać mu całusa w policzek liczyłam, że wyjdzie. Czekałam na werandzie jeszcze kilkanaście minut z nadzieją, że przyjdzie. Ale nikt nie przyszedł. Powiedziałam babci, że nie chce już, żeby pani Parker przychodziła. Powiedziałam, że lepiej czuję się rozmawiając z przyjaciółmi. Miałam tu oczywiście na myśli Louisa. To miejsce i jego obecność wczoraj/dzisiaj sprawiła, że uspokoiłam się w środku. Nie czuję żalu. Pogodziłam się z tym. Po prostu. Dotarło do mnie o wiele więcej niż po rozmowach z panią psycholog. Zrozumiałam, że muszę żyć. Muszę żyć dla niego. Nawet jeśli on mnie nie chce. Muszę żyć i próbować. Inaczej się nie uda. Zadzwonię do niego. Biorę telefon, który niespodziewanie zaczyna wibrować. Ku mojemu zdziwieniu to Louis.

- Cześć. - mówię szybko, przegryzając wargę.

- Cześć.

Matko, co ten człowiek ze mną robi?

- Coś się stało? - pytam.

- Chciałbym cię zaprosić na spacer.

O matko.

- Tylko muszę zająć się bliźniakami. Wyręczam Lotts. Pójdziesz z nami? - pyta.

- Oczywiście. Powiedz tylko o której. - szczerzę się jak głupia do ściany, którą mam przed sobą. Muszę się ogarnąć.

- Za godzinę po ciebie przyjdziemy.

Już nie mogę się doczekać aż cię zobaczę.

- Już nie mogę się doczekać. - mówię podekscytowana.

- Widzę, że twoje samopoczucie jest o wiele lepsze. - zauważył.

- Tak. O wiele.

To dzięki tobie idioto.

- Jesteś cała w skowronkach. I proszę cię, nie przegryzaj tej wargi, bo na ten widok cały pulsuję. - w tej chwili wyglądam jak słup. Stoję wryta w podłogę i nie wiem co powiedzieć. - naprawdę, jeszcze się nie zorientowałaś, że mam pokój na przeciw twojego? - śmieje się. - Spokojnie nie podglądam cię. - mówi, a ja podchodzę do okna. Widzę Louisa. W pełnej postaci. W białym podkoszulku i szarych dresach. Przed chwilą wstał, bo ma roztrzepane włosy. Ogolił się. Nie ma tego zarostu. W sumie lubiłam go. Wyglądał z nim dorosłej, ale teraz wygląda przystojniej. Nie wierzę. Co się ze mną dzieje. - Ładnej dzisiaj wyglądasz. - mówi, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.

- Dziękuję. - rumieńce zalewają moje poliki. Nagle słyszę głos Elli. - Przepraszam. Muszę kończyć. Babcia mnie woła. Do zobaczenia. - mówię, zasłaniając przy tym zasłonę.

- Pa. - odpowiada.

***
- Napiszę. - mówię do babci.

- Na pewno? Dasz sobie radę? - dopytuje.

- Tak babciu. Miałam jej tyle do powiedzenia, że na pewno znajdę coś odpowiedniego. - łapię ją za rękę.

- Pięknie dziś wyglądasz skarbie. Twoje oczy tak błyszczą. Czy ty?? - już wiem co chce powiedzieć, ale nie. Ona mu przecież zaraz by to powiedziała.

- Babciu. - krzywię się.

- No co? Cały czas się uśmiechasz. W takim czasie to nie jest zbyt normalne, sądząc po twoim wczorajszym zachowaniu.

- Wiem. Przegięłam. Powinnam przeprosić panią Parker. Później do niej zadzwonię. Idę się szykować. Louis zabiera mnie na spacer. - uśmiecham się.

- I ty niby nie??

- Nie. Babciu proszę cię. - wydaję z siebie dziwne dźwięki.

- Dobrze już dobrze idź. - śmieje się.

***
Mam dylemat. Dżinsy, biały t-shirt i mokasyny czy czarne spodnie, koszula i trampki.

- Ughh. - wściekam się.

- Co tak warczysz do siebie? - moje nogi uginają się.

- Gdzie są dzieci? - pytam przerażona.

- Spokojnie. Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha. Są z Ellą. Według mnie opcja pierwsza. - śmiejemy się.

- Dzięki. Zaraz wrócę. Idę się przebrać. - mówię, po czym idę do łazienki.

- Czekam na dole.

POV. Louis

Ja pierdole. Mam na jej punkcie bzika. Muszę jej powiedzieć. Zrobię to.

- Olivia ja cię ko....

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top