4.
– Olivia? Olivia wstawaj. Masz gościa. – budzi mnie Tony.
– Niech przyjdzie później. Chce spać. – mówię, nadal z zamkniętymi oczami. Dziadek ściąga ze mnie kołdrę. W tej właśnie chwili, cieszę się, że jestem kobietą.
– Wstawaj natychmiast. – jego ton jest wyższy.
– Dziadku. Proszę cię. – nakrywam się ponownie. Tym razem cała jestem pod pierzynką.
– Olivia, do cholery. – do akcji wkracza Ella.
– Zaraz zejdę. Mogę się doprowadzić do normalnego stanu? – od razu wstaję na równe nogi. Jej głos jest bardzo przerażający. Tym bardziej, kiedy go wymusza.
– Za pięć minut w kuchni. – stawia mi warunek.
– Dobrze. Już idźcie, chce się przebrać. – wyganiam dziadków z pokoju. Nagle słyszę, jak po moim pokoju rozlega się dzwonek mojego telefonu.
Naprawdę, teraz chcesz ze mną rozmawiać?
– Masz mi coś ważnego do powiedzenia? – pytam, kiedy naciskam zieloną słuchawkę.
– Nie?! Po prostu mi się nudzi, a ty jesteś jedyną osobą, która odbiera tak wcześnie. – jego głos doprowadza mnie do szału.
– W takim razie idź spać, zjeść, pobiegać, bo ja muszę zejść na dół w ciągu pięciu minut ubrana i pomalowana, bo jakiś idiotą ma pragnienie się ze mną spotkać akurat o ósmej trzydzieści siedem. – mówię na jednym wdechu.
– Dobrze. Zadzwonię po prostu później.
– Pa. – żegnam się z chłopakiem.
– Pa słonko.
Kurwa. Naprawdę bije ode mnie takie światło, że aż razi. Louis komplemenciarz. Jeśli w ogóle istnieje takie określenie. Od dzisiaj już tak.
***
– Dzień dobry?! Po cholerę do mnie dzwoniłeś? – pytam chłopaka, który siedzi i rozmawia z moimi dziadkami.
– Jak miło cię widzieć. – mówi.
Ja pierdole.
– Jakim ty jesteś idiotą. Czego znowu ode mnie chcesz? – pytam, wciskając przycisk w czajniku.
– Spokojnie, nie chodzi o mnie. Chcę porozmawiać o Lottie.
O Boże. Pewnie coś się stało.
– Jezu jak to? Boże, coś jej się stało, prawda? – panikuję.
– Wystarczy Louis, ale miło mi. A jeśli chodzi o Lotts, to wszystko z nią okey. Po prostu mam dla niej niespodziankę.
Wow.
– Nie można było od razu. Mało zawału nie dostałam. Ktoś chce herbaty? – pytam patrząc na dziadków, którzy bacznie obserwują i przysłuchują się naszej rozmowie.
– Nie skarbie. Jedziemy do miasta. Bądźcie grzeczni. – mówi Ella.
– Oczywiście pani Smith. – mówi. Zaraz po tym, Ella zabiera torebkę i wychodzi z domu. Macham jej jeszcze przez okno, a kiedy odjeżdżają, zalewam herbatę wrzątkiem.
– Chcesz? – pytam Louisa.
– Nie, nie lubię herbaty. – mówi.
– Mogę zrobić ci kawę. – proponuję.
– Chętnie.
– Nie można tak od razu. Od kiedy taki nieśmiały się zrobiłeś?
– Pozory mylą skarbie.
– W jakim sensie? Że niby jesteś nieśmiały? Bardzo śmieszne. Kto jak kto, ale nie ty. – parskam śmiechem.
– Zdziwiłabyś się. Jeszcze niedawno byłem naprawdę cichą myszką. Ale wszystko się zmieniło.
– Nie wyobrażam sobie ciebie takiego. Cicha myszka? Przecież ciebie strach się bać.
– Dobra nieważne. Jak mi nie wierzysz nie moja sprawa. Przyszedłem tutaj pogadać o Lottie.
– A więc mów.
– Za miesiąc ma urodziny. Chciałabym zrobić jej niespodziankę. Ostatnio wszyscy mieliśmy trudny okres. Chciałbym jej jakoś wynagrodzić ten czas spędzony razem.
– To naprawdę miło z twojej strony i zazdrościć tylko takiego brata, ale co ja mam zrobić?
– Muszę zwołać wszystkich, przygotować imprezę, a chcę zaznaczyć, że ona ze mną mieszka.
– Naprawdę? A to nowość? Chce wiedzieć, co ja miałabym zrobić?
– Nie wiem, weź ją do galerii. Najlepiej do jakiegoś sklepu z kosmetykami. Spędzicie tam pół dnia, ale uwierz, że później będziesz wyglądać jak księżniczka. Lottie zrobi ci taki makijaż, którego ty nigdy byś nie wymyśliła.
Jak mnie irytuje jego pewność siebie.
– A tu cię zdziwię, bo również interesuję się wizażem. A to, że jestem nie pomalowana, nie znaczy, że nie potrafię tego robić, ale to prawda. Lotts jest jedyną w swoim rodzaju.
– To jak? Pomożesz mi?
– Tak. Z miłą chęcią.
– O Jezu dziękuję ci. Naprawdę.
– Ej ej. Gdzie z tymi łapami? To, że się zgodziłam, nie znaczy, że masz mnie znów dotykać.
– Przepraszam. A teraz powiedz jak mam ci się odwdzięczyć?
– Po co masz mi się odwdzięczać? Robię to z czystej przyjemności. Lottie to moja przyjaciółka i jeśli ma ją to ucieszyć, to robię to bezwarunkowo.
– Coś wymyślę.
– Jesteś uparty. Masz może ochotę na coś do jedzenia?
– Jeść? Zawsze.
– Naleśniki?
– Z dżemem.
– Oj kochany. Ja do piwnicy nie pójdę. Zapomnij. Jeśli chcesz to idź. Podejrzewam, że wiesz gdzie to jest.
– Oczywiście. Nadal się boisz potworów?
– Niee!?
Przeokropnie się boję.
– Przyniosę dwa. Tak na wszelki wypadek, gdybyś miała ochotę na naleśniki, a w piwnicy roiło się od potworów.
– Już skończyłeś? Nadal chcesz jeść?
– Tak i tak. Zaraz wracam.
W tej właśnie chwili, uświadamiam sobie, że nie należy oceniać ludzi po wyglądzie. Może jego zachowanie jest nie raz trochę dziecinne i samolubne, ale zaskoczył mnie tą niespodzianką dla Lottie. To miło z jego strony, że o niej myśli. Powinni być blisko siebie.
– Jestem. Kurwa co tu tak śmierdzi?
Zapomniałam o naleśniku. O cholera, ale ze mnie idiotką. Jak ja wywietrzę dom?
– Nie krzycz tylko otwieraj okna i drzwi. Zamysliłam się. Cholera. Jestem idiotką.
– Oj tak. Nie zaprzeczę. Daj, może ja to zrobię.
– Jeśli potrafisz.
– Przestań. Nie jestem idiotą.
– Za to ja tak.
Wybiegam po schodach do swojego pokoju i zamykam się w nim. Nienawidzę siebie. Nawet nie potrafię zrobić naleśnika. Głupiego placka, którego wystarczy dopilnować, żeby się nie spalił. Jestem do niczego. Zaczynam szperać w mojej kosmetyczce i natykam się na coś ostrego. Żyletka. Biorę ją do ręki i kieruję się do łazienki. Daję rękę nad umywalkę i ze łzami w oczach przejeżdżam ostrzem po nadgarstku. Dlaczego kurwa mnie to nie rusza? Widok krwi powodował u mnie omdlenia, a teraz? Mogłabym jeździć żyletką po całym moim ciele i i tak nic by mnie to nie ruszyło. Nienawidzę siebie,swojego ciała, umysłu, myśli. Cała jestem do niczego.
– Co ty do kurwy odpierdalasz? Pojebało cię? Odłóż to idiotko. Przecież zaraz się wykrwawisz. – słyszę tylko czyjeś mamrotanie. Zaraz potem czuję bezwład.
POV. Louis
Co za idiotka. Naprawdę przejęła się jednym głupim naleśnikiem. Musi mieć naprawdę słabą psychikę.
Wchodzę po schodach i kieruję się do jej pokoju, który ku mojemu zdziwieniu jest zamknięty, ale nie na klucz. Pewnie Tony znów zapomniał naprawić zamek. Wchodzę wgłąb i nikogo nie widzę. Zauważam, że drzwi od łazienki są lekko uchylone. Wchodzę i widzę pełno krwi. Dopiero wtedy dostrzegam dziewczynę. Leży obok kabiny ledwo żywa. Zaczynam krzyczeć. Nawet nie wiem dlaczego?
– Co ty do kurwy odpierdalasz? Pojebało cię? Odłóż to idiotko. Przecież zaraz się wykrwawisz. – krzyczę. Chwilę po tym, kiedy widzę, że już nie kontaktuję podbiegam i biorę ją na ręce. Zbiegam z nią na dół i wybiegam z domu. Wsadzam ją do mojego samochodu i nie zwlekam. Od razu zawożę na pogotowie.
Może jestem dupkiem, ale nie pozwolę, żeby ktoś wykrwawił się na śmierć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top