3.
Obudziłam się z tak ogromnym bólem głowy, że nie miałam nawet siły się przebrać w normalne ciuchy. Zeszłam w mojej koronkowej koszuli nocnej na dół. Od razu zajrzałam do apteczki. Słyszę, głosy z salonu. Otwieram drzwi i zamieram.
– Co ty tu do cholery robisz? – pytam Louisa, który siedzi z moimi dziadkami na kanapie.
– Wow. Nie spodziewałem się, że zobaczę coś takiego.
Zdejmij ten uśmiech z twarzy.
– Babciu idę do siebie. Nie mam siły. Głowa mnie boli. – mówię łapiąc się za skroń, która cały czas pulsuje powodując ból.
– Zjadłaś śniadanie? – pyta, a wyraz jej twarzy jest mi nieznajomy. Pomieszany ze złością i zmartwieniem.
– Nie babciu. Naprawdę nie mam ochoty. – mówię, a ona wstaję.
– Obiecałaś mi, że będziesz jadła. Chodź zrobię ci coś i zjesz.
– Babciu możesz nie wspominać o tym przy NIEZNAJOMYM. – robię nacisk na ostatnie słowo patrząc na Louisa. On nadal ma ten swój idiotyczny uśmiech.
– Dobrze chodźmy do kuchni. – mówi.
– Babciu, muszę się położyć. Źle się czuję. Mogłabyś mi przynieść to do pokoju? – pytam.
– Oczywiście. Wzięłaś sobie tabletkę?
– Tak, tylko połknę po śniadaniu. Będzie mi niedobrze jeśli zrobię to na czczo.
– Idź, zaparzę ci ziółka. Może trochę pomoże.
– Będę u siebie. – mówię po czym wchodzę osłabiona po schodach.
***
Leżę z zamkniętymi oczami na plecach i namoczoną szmatką na czole. Słyszę pukanie. To pewnie babcia.
– Proszę. – mówię, po czym słyszę ciche skrzypnięcie. Nie otwieram oczu, bo jestem pewna, że to Ella. Nagle moje łóżko ugina się pod ciężarem czyjegoś ciała. Czuję dotyk na moim policzku. Tak jakby ktoś mierzył mi temperaturę. To nie są dłonie Elli. Pewnie dziadek przyszedł. Otwieram oczy i zaczynam krzyczeć.
– Czy ty jesteś idiotą? – pytam Louisa, który nadal siedzi na skraju mojego łóżka, z którego ja od razu zeskoczyłam.
– Przyszedłem przynieść ci śniadanie. – tłumaczy się, w ogóle się tym nie przejmując.
– I zacząłeś mnie macać po twarzy. – krzyczę.
– Chciałem sprawdzić czy nie masz temperatury. – wzrusza ramionami.
– Potrafię o siebie zadbać. I nie mam gorączki, za to ty chyba tak. – moja głowa zaczyna nagle bardzo pulsować. Skrzywiam się i łapie za głowę chowając ją w dłonie.
– Ej. Wszystko okey?
Nagle zaczęło cię to obchodzić?
– Tak. – mówię oschle, po czym kładę się do łóżka nie zwracając uwagi na to czy coś czy ktoś na nim siedzi. – Możesz już iść. Poradzę sobie. Jak coś będzie nie tak zawołam babcie. – mówię.
– Mam dopilnować, żebyś zjadła.
Mam nadzieję, że jesteś tak głupi, że się nie skapniesz.
– Okłamałaś mnie.
Jednak posiadasz coś takiego jak mózg.
– Nie muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć. Jak tylko zjem, wychodzisz z tego pokoju. – stawiam mu ultimatum.
– To zacznij jeść. – pokazuje na tackę z dwiema kanapkami i kubkiem z pływającymi w środku farfoclami. To mnie zawsze obrzydzało.
***
Louis wyszedł, ja zjadłam i zażyłam tabletkę. Za chwilę powinna zacząć działać. Zdrzemnę się trochę. Przytulam głowę do poduszki i kiedy już prawie odpływam mój telefon zaczyna wibrować. To Lottie. Odbieram.
– Część kochana. Jak się czujesz? Słyszałam, że rano było słabo. – polubiłam tą dziewczynę jest bardzo miła.
– Już lepiej. Tabletka zaczyna działać. Głowa już mniej boli. Jeśli chcesz to wpadnij do mnie. Niestety, ale spacer z psami musimy odłożyć na jutro. Nie mam siły na nic. – mówię.
– Okey. Położę bliźniaki na drzemkę i przyjdę. Trzymaj się. Pa. – żegna się.
– Pa. – odpowiadam po czym odkładam telefon na szafkę i wstaję z łóżka. Wezmę prysznic. Może trochę mi ulży.
***
– No więc. Nie było łatwo, ale jakimś cudem z tego wyszłam. – kończę opowiadać Lotts o mojej chorobie. Nie powiem, nadal ciężko mi się o tym mówi.
– Jejku. Naprawdę ci współczuję. Wiem jak to jest kiedy człowiek się męczy. Jeszcze gorzej jest patrzeć na to z góry. Tym bardziej jeśli jest to najbliższą ci osoba. – mówi, a w jej oczach pojawiają się łzy. – Przepraszam. Powiedziałam sobie, że nie będę już płakać z tego powodu, ale nie potrafię. Nie radzę sobie. Tęsknię za nią. Kiedy była obok, wszystko było łatwiejsze. – naprawdę mi jej szkoda. Nie wiem co mogę zrobić, żeby złagodzić ból. Po prostu ją przytulam. Tu nic innego nie pomoże. Żadne słowa.
– Pamiętaj, że ona tu jest. Obserwuje cię i wspiera. – próbuje jakoś ją pocieszyć. Ona tylko odwzajemnia uścisk.
– Dziękuję. – odpowiada cicho. Nie odpowiadam nic tylko cały czas ją przytulam i głaszczę po włosach.
***
Bardzo miło spędziłam czas z Lottie. Myślę, że ta przyjaźń, to nie będzie tylko wakacyjna znajomość. Ona naprawdę jest niezwykłą osobą. Nie to co jej brat. Ten człowiek doprowadza mnie do szału. Cały czas do mnie dzwoni. Dlaczego ja zawsze mam wyrzuty sumienia. Jestem taką idiotką. Teraz będzie mnie męczył. Może jeśli odbiorę to się odczepi.
– Halo?! – mówię.
– Zamknij okno, bo się jeszcze bardziej przeziębisz.
Skąd on wie do cholery, że ja mam otwarte okno.
Szybko podchodzę i zamykam je tak, żeby nie zauważył mojej twarzy.
– Dyskretna jesteś.
Już chcę zakończyć tą rozmowę.
– Coś jeszcze chciałeś mi przekazać?
– Jutro robię domówkę. Przyjdź. Poznamy się bliżej.
Jakim on jest idiotą.
– Nie. – odpowiadam zdecydowanie, wręcz oburzona jego pytaniem.
– Oj kochanie, nie wiesz co tracisz.
Uwierz, że wiem i jakoś zbytnio nie żałuję.
– Przeżyję. – rozłączam się. Naprawdę nie mam ochoty z nim gadać.
***
– Dziecko. Nie pójdziesz na tą dyskotekę.
– Imprezę babciu.
– Nie dyskutuj. Powiedziałam nie.
A zapowiadało się tak pięknie.
– Babciu, ale przecież ta domówka jest naprzeciko. Nie zabłądzę, ani się nie upiję. Obiecuję. – błagam Ellę, ale to i tak nic nie daje.
– Olivia. Powiedziałam nie i zdania nie zmienię. Wczoraj bolała cię głowa. Nadal jesteś osłabiona. Nie mam zamiaru odbierać cię z pogotowia.
– Jezu. – bulwersuję się, po czym wybiegam na górę i trzaskam drzwiami.
***
Ella nadal jest nieugięta. Nienawidzę kiedy ktoś mi się sprzeciwia. Naprawdę lubię, żeby wszystko szło po mojej myśli. Oczywiście większość rzeczy jest mi przeciwnych, ale jakoś już zdążyłam się przyzwyczaić. Może i dobrze, że babcia nie pozwala mi tam iść. Pewnie wyszłabym na idiotkę. Najpierw odmawiam, a potem zmieniam zdanie. Trudno. Pójdę na inną. Jeśli w ogóle dostanę zaproszenie.
***
Leżę na łóżku z laptopem na kolanach i oglądam kolejny wyciskacz łez. Moje oczy są już spuchnięte od płaczu, a pokój zawalony zasmarkanymi chusteczkami. Każde słowo wypowiedziane przez aktora trafia do mojej głowy sto razy mocniej. Czuję się tak, jakby mówił do mnie. Jakbym to ja była na miejscu tej dziewczyny, którą on zaraz pocałuje. Tak bardzo chciałabym, żeby ktoś mnie pocałował, przytulił, powiedział, że mnie kocha, że jestem piękna i że niczego nie muszę w sobie zmieniać. To chciałabym usłyszeć. Nie ważne od kogo. Ma być to szczere. I w tym jest problem. Nie ma osoby, która była ze mną chociaż raz szczera. Praktycznie każdy wymyśla coś, żeby tylko mnie nie urazić. Chociaż są też tacy, którzy są szczerzy do bólu. Ale nie takiej szczerości potrzebuję.
Chciałabym poczuć, jak to jest kogoś kochać. Jak to jest kiedy ktoś cię kocha. Ma się dla kogo żyć. Ten ktoś napaja cię codziennie pozytywną energią. Na przykład takie małżeństwo Elli i Tony'ego. Niby kłócą się cały czas, ale sposób w jaki na siebie patrzą i dotykają jest niepowtarzalny. Jedyny w swoim rodzaju. Taki, który nie występuje często. Jest to rzadki i wymierający już gatunek kochającej się pary nastolatków, którzy w mgnieniu oka zamieniają się w odkrywających siebie na nowo seniorów. Tego chcę. Szczerej miłości. Takiej, której ja prawdopodobnie nigdy nie doświadczę. Może nie wyglądam, ale to właśnie jest moim największym marzeniem. Spędzić życie z kimś kto cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko.
Kochani, bardzo chciałabym znać wasze odczucia na temat tego opowiadania. Mam nadzieję, że podoba wam się ten typ. Piszcie w komentarzach co sądzicie. To naprawdę pomaga i motywuje. Pozdrawiam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top