22.

Po rozmowie z Chloe zdecydowaliśmy, że pomożemy Olivii. Oboje chcemy żeby Jay miała kontakt z matką, ale nie będzie tak, jeśli Liv się nie ogarnie. Mam nadzieję, że wzięła sobie do serca moje słowa i porozmawia z Louise i wszystko jej dokładnie wytłumaczy. Nie wiem dlaczego, ale czuję się zobowiązany pomóc tej kobiecie. W końcu chcąc nie chcąc zostawiłem ją. Czy żałuje? Nie. Ale wiem, że jeśli postąpiłbym inaczej na pewno byśmy się dogadali. Jakąś część w środku nadal ją kocha. W końcu pierwszej miłości się nie zapomina. Jednak to Chloe wypełniła moje życie miłością i szczęściem. To dzięki niej mam wszystko to co dotychczas osiągnąłem. Dzięki niej mam też dzieci. Może Jay nie jest stuprocentowo jej córką, ale to ona wychowała ją na dzielną i niezależną kobietę. Kiedyś nie wyobrażałem sobie życia w związku, a już w zupełności nie w małżeństwie z dwójką dzieci. Myślałem, że do końca życia będę chodził do klubów i pieprzył wszystkie napotkane laski. Teraz gardzę tymi marzeniami z przeszłości. Nic lepszego nie mogło mnie spotkać.

***
– Dzisiaj jedziemy do Doncaster. – oznajmiam rodzinie przy śniadaniu. – Muszę odwiedzić mamę. Tak. Nadal jeżdżę tam i rozmawiam z nią godzinami. To jest jakby taki mój nawyk.

– Dobrze. W sumie nie mam żadnych planów. – mówi Amy.

– Tak, dawno nie widziałam bliźniaków. – dodaje Jay.

– Ja też. Ponoć Ernest ma coś dla ciebie. – mówię do córki.

– Tak wiem. Rozmawiałam z nim. Przygotował dla mnie kilka materiałów na zajęcia. – mój brat też studiuje prawo. Co prawda już kończy, ale i tak jestem z niego bardzo dumny. Również wdzięczy za to, że pomaga za wszelką cenę Jay. Niekiedy jest jej ciężko, ale wtedy Ernest do niej dzwoni i mówi jak to było u niego. Cieszę się, że mają takie kontakty.

– Dawno nie widziałam się z Lottie. – mówi Chloe spoglądając na mnie. Dobrze wie dlaczego zamierzam odwiedzić rodzinne miasto.

– W takim razie pakujcie się. Może zostaniemy na noc. – mówię. Zaraz po tym zabieram się za jedzenie. Kiedy biorę ostatniego kęsa, chwytam za talerz i chowam go do zmywarki. Kieruję się na górę i pakuję do torby najpotrzebniejsze rzeczy. Po piętnastu minutach wszyscy o dziwo jesteśmy gotowi. Pakujemy się do samochodu i wyjeżdżamy. Ze względu na ogromne korki jesteśmy na miejscu po czterech godzinach. Jeszcze nigdy nie jechałem tak długo. Co prawda nie jest to najbliżej Londynu, ale jednak autostradą można jechać większą prędkością. Zawsze wyrabiałem się w dwie i pół, trzy godziny, a teraz, to była jakaś katastrofa.

– Jesteśmy. – mówię wysiadając z samochodu. Spoglądam na dom. Nic się nie zmieniło. Wszystko wygląda tak samo. Jakby nadal żyła i wszystkiego pilnowała. Jakby co sobotę przycinała drzewko przed wejściem. Jakby codziennie wieczorem podlewała te kwiaty. Jakby co wtorek, ewentualnie jeszcze w czwartek, zamiatała z kostek liście z magnolii. Minęło już tyle lat, a ja nadal za nią cholernie tęsknię. – No więc wy idźcie, a ja idę się przejść. – mówię mrugając do Chloe, którą rozumie wszystko. Witam się z ojczymem i rodzeństwem i od razu zmierzam na cmentarz. Jest to kawał drogi stąd, dlatego postanawiam wziąć rower. Co prawda nie jest on pierwszej młodości, ale jeszcze jeździ. To najważniejsze.

Za każdym razem kiedy przyjeżdżam tu, myślę o tym samym. Co by było gdyby żyła? Co by powiedziała? Jak mocno opieprzyłaby mnie za moje głupoty? Jak mocno by mnie po tym przytuliła? Sam chciałbym to zrobić.

– Martwię się o nią. Najzwyczajniej w świecie się martwię. Może nie powinienem, ale jednak to Olivia. Coś we mnie, nadal ją kocha. – mówię do nagrobka, jak ostatni idiotą, ale jakoś od zawsze mnie to odstresowywało.

– Naprawdę? – nagle słyszę głos. Olivia. Cholera teraz? Co ona tu robi?

– Co ty tu robisz? – pytam czerwony jak burak.

– To co ty. Pamiętasz? To ty mnie nauczyłeś tego. – to prawda. Pamiętam to jakby to było przed chwilą.

– Pamiętam. Jak dużo słyszałaś? – pytam od razu. Olivia siada obok mnie.

– Wystarczająco. Widziałam, że siedzisz tu od dawna. Też rozmawiałam z mamą, jednak wydaje mi się, że dziadek słucha mnie bardziej. – oboje wybuchamy śmiechem. Jednak na tyle cichym, żeby nikogo stąd nie zbudzić.

– Nie bierz tego do siebie. W końcu byłaś moją pier.. – zaczynam lecz ona przerywa mi w połowie zdania.

– Pierwszą miłością? Tak wiem. Ty moją też i też tak mam. Jeśli coś by ci się stało to z marszu rzuciłbym się za tobą w ogień. Tak to już z nami będzie. – mówi spoglądając na mnie.

– Taak. – nie wiem co mam jej odpowiedzieć. – Jak się czuje babcia? – pytam ciekawy.

– Ciężko. Ma już swoje lata, a po śmierci dziadka bardzo się załamała. Jeszcze Sam gdzieś zniknął. Nie mam już siły. Wszystko mi się wali. – mówi odwracając głowę w drugą stronę. Słyszę, że w jej oczach pojawiły się łzy. Przyciągam ją do siebie i obejmuję ręką. Nawet się tego nie spodziewałem.

– Spokojnie. Tak to już w życiu jest. Raz pod górkę, a raz z górki. – mówię nadzwyczaj spokojnie.

– Tylko u mnie jakoś za często pod górkę. – opuszcza głowę na moje ramię.

– Żeby osiągnąć szczyt trzeba się najpierw na niego wspiąć. – od kiedy u mnie w głowie takie mądrości?

– Mam nadzieję, że w końcu na ten szczyt dojdę. Nigdy nie lubiłam gór. – mówi, na co oboje prychamy.

– Będę się już zbierał. Masz może ochotę na spacer? – nie, nie, nie Louis co ty odpierdalasz?

– Tak, chętnie. – kurwa.

– No więc? Rozmawiałaś z Lou? – pytam po kilku minutach ciszy.

– Tak. Powiem ci, że szczera rozmowa była nam potrzebna. Niektóre rzeczy zrozumiała, na niektóre potrzebuje jeszcze czasu, ale jest coraz lepiej. – mówi. Znowu cisza. – Dziękuję. – przerywa nagle.

– Za co? – pytam pchając rower.

– Dzięki tobie odnawiam kontakty z córką. – To naprawę mile, że się tak troszczysz. Troszczycie. Chloe też ma w to dużo wkładu. Rozmawia z Lou w szkole. Miała nawet okazję poprawić kilka przedmiotów. – widzę na jej twarzy szczery uśmiech.

– Cieszę się. Jeśli czegoś potrzebujesz, po prostu dzwoń. – mówię. Jesteśmy już pod jej domem.

– Louis? Louis. Chłopcze. Jak ja cię dawno nie widziałam. – zza werandy wychodzi nagle schorowana staruszka. Aż dziwnie się patrzy na takie osoby, które pamięta się z dużej ilości energii.

– Witam pani Smith. – mówię do kobiety.

– Coś ty znów z tą panią? Ella jestem. – mówi podchodząc do bramki. – Wejdź do środka. Wypijemy herbatę. Opowiesz co tam u ciebie. – mówi. Kiwnięciem głowy się zgadzam. Czemu nie. W sumie lubiłem tą kobietę. – Jak tam u ciebie? – pyta siadając przy stole. W tym domu nic się nie zmieniło. Nadal wszystko jest tak samo jak ponad dwadzieścia lat temu.

– U mnie wszystko w porządku. Z dziewczynek wyrosły kobiety, a my z Chloe powoli szykujemy się na wnuki. – mówię śmiejąc się razem z Ellą. Jednak Olivia, którą robi herbatę, spogląda na mnie co chwilę. Nie wiem o co chodzi? Uraziło ją to? – A pani? Yy.. przepraszam, a ty jak się czujesz?

– Jak widać. Coś czuję, że już długo nie pociągnę. To już ostatnie dni.

– Tak tak babciu. Za każdym razem kiedy tu jestem słyszę to samo. – mówi nagle Liv. Podaje nam kubki gorącej cieczy i siada obok mnie przy stole.

– Dziecko. Ja mam osiemdziesiąt dwa lata. Toż to ja powinnam już dawno leżeć w grobie. – mówi.

– Nie mów tak babciu. Potrzebuję cię. Żyć jak najdłużej. – mówi przejętą całą sytuacją Olivia.

– Przepraszam na chwilę. – mówię, kiedy w mojej kieszeni zaczyna wibrować telefon. – Halo? – odbieram.

– Louis, wszystko w porządku skarbie? Długo cię nie ma. – mówi zaniepokojona Chloe.

– Wszystko w porządku. Spotkałem Liv. Jestem u niej. Jej babcia zaprosiła mnie na herbatę. Zaraz będę wracał. – mówię.

– No dobrze. – słyszę w jej głosie zazdrość. Świadczy też o tym jej rozłączenie się.

– Przepraszam was najmocniej, ale muszę wracać. Niepokoją się o mnie. – mówię stając w progu kuchni. Podchodzę do Elli i żegnam się z nią uściskiem i buziakiem w policzek. Życzę jej wszystkiego dobrego, ona mi również po czym razem z Olivią zmierzam ku wyjściu.

– Louis. Czekaj. – łapie mnie za nadgarstek. – Przepraszam za wszystko co ci kiedykolwiek zrobiłam. – mówi, po czym całuje mnie w policzek. Nie wiem co mam zrobić, dlatego po prostu wychodzę. To trochę dziwne. Jej zachowanie. To, że powiedziałem, że jakąś część mnie nadal ją kocha, nie zaczyna, że rzucę wszystko i do niej wrócę. Nie jestem na tyle głupi. Mam rodzinę, którą kocham. Tylko ona się dla mnie liczy. Olivia to zamknięty rozdział. Już od dawna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top