1.

  Kolejny genialnie rozpoczynający się dzień. Są wakacje, a ja nie mogę nawet wyspać się jak normalny człowiek.

– Nigdzie nie pójdziesz, słyszysz? – budzi mnie krzyk mojego ojczyma. Pewnie znowu matka się uchlała.  Niestety tak to już z nią jest.

– Nie będziesz mi mówił co mam robić, padlino. – odkrzykuje do niego.

– Uwierz, że będę. Nie pozwolę, żeby twoja córka patrzyła jak toczysz się na dno. Kobieto ona ma brać z ciebie przykład. Jest w nastoletnim wieku. Potrzebuje wsparcia. A ty? Zachowujesz się jak zdzira. – wow. Nie wiedziałam, że on tak myśli. Byłam pewna, zejestem ostatnią osobą, o którą by się martwił. Z resztą nie dawałam mu szansy, żeby było inaczej.

– Od kiedy interesuje cię moja córka. Myślisz, że nie ma u mnie wsparcia? – mamusiu, chyba nie w tym życiu. – Wspieram ją. Niejedne dziecko chciałoby taką matkę jak ja. – ona chyba upadła na głowę.

– Wiesz co? Mam cię dość. – mówi, po czym słyszę skrzypienie schodów. Po kilku sekundach rozlega się delikatne pukanie do drzwi mojego pokoju.

– Proszę. – mówię ledwo słyszalnie, ale drzwi i tak zostają otwarte.

– Liv, pakuj się. Nie pozwolę, żebyś patrzyła na tą kobietę w takim stanie. Zawiozę cię do mojej matki. Znasz tam parę osób, prawda? Przez te dwa miesiące wyśle ją do specjalistów, żeby się nią zajęli. – CO? MAM JECHAĆ DO TEJ WSTRĘTNEJ BABY. PRZECIEŻ ONA MNIE NIENAWIDZI. ZRESZTĄ NIE DZIWIĘ SIĘ JEJ. A jeśli chodzi o ludzi, to jestem znana z większej masy ciała. Niestety, ale kiedy ostatnio tam byłam wyglądałam jak beczka.

– Yy...yyy no dobrze. Jeśli muszę. – na co ja się godzę? Przecież umrę tam po godzinie.

– Za godzinę wyjeżdżamy. Pakuj się. – mówi, po czym zamykam drzwi. Od razu wyciągam walizkę i pakuje do niej wszystko. Nie mam zbyt dużo ubrań. Kilka bluz, shortów, topów. Myślę, że to mi wystarczy. Pakuję bieliznę, potrzebne kosmetyki, buty i zapinam walizkę. Biorę pod rękę laptopa i wychodzę z pokoju, wynosząc walizkę na korytarz. Wracam do pokoju i ubieram się w naszykowane ciuchy.

  ***
– Pa mamo. Uważaj na siebie. – odpowiedź zastępuje szczerze olewające prychnięcie. Dziękuję.

– Nie ma co. – mówi Sam. Nie wiem jak on wytrzymuje z nią. Na jego miejscu już dawno bym od niej uciekła.

– Najlepsza mamusia na świecie. To prawda. – mówię z ironią w głosie.

– Kiedyś była inna. – mówi, na co jego kącik ust unosi się w górę.

– Ale to było kiedyś. – jak zwykle pesymistka. Otóż to.

– Masz rację, ale wierzę, że uda mi się ją odzyskać.

Ale jesteś naiwny.

– Tak ja też mam taką nadzieję. – odpowiadam. Następne godziny podróży mijają nam w ciszy. Jakoś nie mamy wspólnych tematów.

***
– Syneczku. – krzyczy Ella kiedy widzi Sama. – Oh. – dopowiada kiedy zauważa mnie. Jeej, zapowiadają się świetne wakacje.

– Mamo. Mam prośbę. To dla mnie naprawdę ważne. – zaczyna.

– Dziubasku dla ciebie wszystko.

Oj nie bądź tego taka pewna.

– Czy Olivia może zostać u was na wakac..– nie jest mu dane skończyć, bo kochana babunia zaczyna krzyczeć.

– O nie. Nie chcę tej dziewuchy pod swoim dachem. Zrobię wszystko, ale nie przyjmę jej do domu. Nie. – mówi zdecydowanie.

– Ale mamo. – mówi, wchodząc za nią do domu. Nie zwracają nawet uwagi, że tu stałam. Nie mam zamiaru tam wchodzić. Powiedziała, że nie to nie. Rozumiem.

Nabrałam ochoty na spacer. Wychodzę przed dom. Wokół jest pełno domów. Na jednym podwórku, jakiś obnażony facet kosi trawę. Na kolejnym, równie prawie naga kobieta nasmarowana olejkiem, który widać z kilometra, opala się. Zaraz na przeciwko dostrzegam chłopaka. Od stóp do głów jego ciało pokrywa warstwa tuszu. Dziwne rysunki, przyprawiają mnie o dreszcze. Liże się z jakąś dziewczyną przed domem. Jest w samych majtkach, więc domyślam się co robili. Łapiemy na chwilę kontakt wzrokowy, ale natychmiast patrzę w inną stronę. Idę przed siebie, zmierzając do parku. To miejsce jest chyba moim ulubionym w tym mieście. Nigdy nie lubiłam przyjeżdżać tutaj. Jedynie park wydawał się być miejscem, gdzie panuje spokój. Chociaż ludzie i tak są dziwni. Pamiętam jednego chłopaka, z którym bawiłam się w piaskownicy. Po kilku minutach zaczął natarczywie jeść piasek. To było tak dawno. Aż jestem ciekawa co teraz je, skoro gdy był mały żywił się piaskiem.

Siadam na ławce i patrzę na bliźniaczki, bawiące się ze swoimi, równie identycznymi psiakami. Są urocze, a ja uwielbiam zwierzęta, dlatego postanawiam się przywitać, żeby móc pogłaskać.

– Dzień dobry. – mówię do dziewczyn. Na oko wyglądają na dziesięć, jedenaście lat.

– Część. – mówią w tym samym czasie. Jakie to... bliźniacze.

– Jakie słodziaki. – kucam, kiedy widzę, że te dwa urocze stworzenia wskakują mi na nogi. Głaskam je przez chwilę.

– Nie jesteś stąd, prawda? Nie kojarzę cię. – mówi jedna.

– Tak, to prawda. Jestem z Londynu. Przyjechałam na wakacje do można powiedzieć mojej babci. – mówię, jakże ucieszony głosem.

– Oj, nie przedstawiłyśmy się. Ja jestem Daisy, a to moje siostra Phoebe. Jak na nazwisko ma twoja babcia?

– Smith. Ella Smith. – mówię, na co obie patrzą na siebie przerażone. – Znacie ją prawda? – kiwają głową.

– Mieszkamy na przeciwko jej. Nieraz przychodziła do naszej mamy. – o jejku. Współczuję.

– Mnie nienawidzi. Nawet nie wiem dlaczego. To znaczy znalazło by się kilka powodów, ale no wiecie. – mówię, na co one się śmieją. Chwilę później słyszę wołanie ich imion. Widzę blondynkę, w dwóch dobieranych warkoczach. Myślę, że jest w moim wieku.

– Daisy, Phoebe, co mówiłam? Miałyście wrócić pół godziny temu. – zwraca się do nich.

– Przepraszam to ja je zagadałam. – wtrącam.

– Charlotte Tomlinson. – podaje mi rękę. Kurde. Skądś znam to nazwisko.

– Olivia Smith. – dziewczynyna robi wielkie oczy.  – Tak, ta wredna suka jest matką mojego ojczyma. – wyprzedzam ją pytaniem o to.

– Współczuję. Ym będziemy wracać do domu, masz może ochotę pójść z nami? To i tak to samo miejsce.

– Bardzo chętnie. – odpowiadam.

***
Po kilkunastu minutach spaceru, dowiedziałam się, że kilka miesięcy temu zmarła ich mama. Bardzo im współczuję. A zwłaszcza Lottie. To ona wzięła wszystkich na swoje barki. Mają jeszcze więcej rodzeństwa. Ten chłopak w majtkach jest najstarszy. Jest jeszcze młodsza siostra i parka trzyletnich bliźniaków. Chłopiec i dziewczynka. Ja jestem jedynaczką. Chciałabym mieć nieraz siostrę albo brata. Chociaż wiem, że za długo byśmy ze sobą nie wytrzymali. Mam bardzo ciężko charakter.

Kiedy dochodzę do domu, widzę, że samochód Sama zniknął. To oznacza jedno. Zostaję tutaj na najbliższe dwa miesiące. Podchodzę do drzwi i delikatnie pukam. Po chwili otwiera je Tony, ojciec mojego ojczyma. Od razu mnie przytula. Bardzo go lubię. Jest naprawdę miły i wyrozumiały. Dokładne przeciwieństwo Elli.

– Witaj słonko. Wchodź do środka. – mówi. Wpuszczając mnie do domu.

– Część dziadku. – witam się.

– I co? Zostajesz? Teraz oboje w tym tkwimy. – mówi, po czym oboje zaczynamy się śmiać.

– Tak bardzo się za tobą stęskniłam. – mówi, a on przytula mnie mocno.

– O Boże. – wzdycha Ella schodząc po schodach.

– Babciu. Proszę cię. Damy radę. Tylko musimy się jakoś dogadać. – nie wierzę własnym uszom. Co ja wygaduję?

– Masz rację. Wiem, że jestem trudna i przyznaję, nieraz mnie wyprowadzasz z równowagi, ale damy radę. – jestem pełna podziwu. W tej kobiecie jednak jest cząstka dobra.

– Musimy. – mówi dziadek.


A więc. Nowe fanfiction. Tym razem z udziałem Louisa. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Będzie ono miało zupełnie inny charakter niż pozostałe moje opowiadanie. Zachęcam do komentowania. To bardzo mnie motywuje.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top