Rozdział 1
Z głębokiego snu wyrwał mnie dzwonek ogłaszający koniec ostatniej lekji. Odruchowo złapałem się za głowę. Byłem okropnie zmęczony i bliski zemdlenia. Przez całą noc próbowałem zasnąć, ale mimo tego jak bardzo chciałem w końcu iść spać to nie mogłem zmróżyć oka. Cały czas wewnątrz coś mnie niepokoiło.
Może powinieniem iść z tym do lekarza?
Na lekcjach nie potrafiłem się skupić. Jakaś cząstka wewnątrz mnie niemal krzyczała, uświadamiając mi, że coś niedobrego wydarzy się w najbliższym czasie.
Tylko nie wiedziałem co.
Pospiesznie spakowałem reszte książek i wyszedłem z klasy kierując się na stołówkę szkolną,
by się trochę pouczyć na geografię. Przez stres straciłem umiejętność uczenia się. Jeśli dalej tak będzie możliwe, że nie uda mi się przejść do następnej klasy. A tego jak najbardziej wolałbym uniknąć.
Otworzyłem drzwi do jadalni. Jak zwykle nie brakowało tutaj ludzi. Do okienka z jedzeniem ustawiała się długa kolejka. Jestem naprawdę ciekawy, czy w domu ktoś ich w ogóle karmi. Nawet w koszach na śmieci można było dostać lepszy bufet niż w szkole.
Praktycznie tego nie dało się jeść!
W ubiegłym roku jedna z uczennic znalazła w swojej kanapce zdechłe świerszcze. Mimo tak obrzydliwej sytuacji ludzie nadal potrafią jeść te kanapki kilogramami. Widocznie odwaga przezwycięża głupotę i własne życie.
Nie ustawiając się nawet w kolejce usiadłem w najbardziej oddalonym od ludzi stoliku. Odkąd Mabel zaczęła uczęszczać do szkoły malarskiej kontakt nam się urwał. Co jakiś czas wysyłałem do niej sms'y z zapytaniem jak się czuje, ale rzadko kiedy dostawałem jakąkolwiek odpowiedź. Sztuka pochłonęła ją całkowicie. Szkoda, że nigdy nie umiałem się odnaleźć w środkowisku jak ona. Wszystkie przerwy zazwyczaj spędzam sam czytająć książki, żeby się tym zbytnio nie dołować.
- Hej! Drzewko!
No prawie sam.
Do stolika przysiadła się brunetka wraz ze swoją siostrą bliźniaczką, która tylko zmierzyła mnie trywialnym wzrokiem, ale nie odezwała się słowem.
Madison i Megan.
Dziewczyny, które w ciągu kilku dni opaniwały całą szkołę. I wcale nie mówię tego przenośnie. Brunetka zrozpuszczonymi włosami i charakterystyczną grzywką nazywa się Madison. Na jej twarzy ciągle widnieją jakieś siniaki i zadrapania ukryte pod licznymi plastrami. Mimo swojej złej sławy jest jedną z najlepszych sportowców w tej szkole.
Może dlatego szkoła jej jeszcze nie wyrzuciła?
Druga bliźniaczka to Megan. Zawsze nosi starannie splecione dwa warkocze. Mimo, że jest tak samo parszywa jak jej siostra to rzadko kiedy się odzywa, gdy jest nieproszona. Obie dziewczyny nosiły szkolne niebiesko-białe kurtki z logo szkoły oraz niebieskie do kolan spódnice. Ich ulubionym zajęciem jest dręczenie innych uczniów, a zwłaszcza mnie.
- Znowu chcecie się nade mną poznęcać? - spytałem obojętnym tonem wpatrując się w książkę.
Czy się bałem? I to kurewsko, ale zawsze można stawiać pozory.
- Oj tam, zaraz poznęcać. Przecież wrzucenie cię do szkolnej szafki w zeszłym tygodniu było całkiem zabawne, no sam przyznaj. - Madison głośno się zaśmiała i uderzyła mnie "lekko" z łokcia w ramię.
Auć.
Zmierzyłem ją zimnym spojrzeniem masując obolałe miejsce, dając jej do zrozumienia, że nie jestem w humorze na żadne tego typu zagrywki.
- No dobra, dosyć tego dobrego. Masz pożyczyć dwie dychy? Pilnie potrzebujemy na fajki.
Westchnąłem cicho, wyjąłem z tylnej kieszeni pieniądze i oddałem dziewczynie. Usłyszałem szybkie "dzięki" i po kilku sekundach zniknęły mi z pola widzenia. Pewnie i tak straciłem te dwie dychy na dobre, ale lepsze to niż wylądowanie w jakimś lesie.
Chociaż to trochę dziwne...
Zazwyczaj bliźniaczki nie dawały mi szans i potrafiły za mną łazić godzinami, czekając na odpowiedni moment, żeby mnie upokorzyć, a teraz dały mi dosyć szybko spokój.
Czyżby dzień dobroci dla zwierząt?
Z rozmyśleń przerwał mi dzwonek. Zmęczony już całą tą sytuacją, powolnym krokiem udałem się do sali A, gdzie miała odbyć się lekcja z geografii na którą i tak gówno umiałem.
Wszyscy rozsiedli się na swoich miejscach. Nagle usłyszeliśmy głośne pukanie. Drzwi otwarły się z charakterystycznym skrzypnięciem i do klasy wszedł dyrektor, a za nim chłopak.
Dyrektor na chwilę zaczął rozmawiać z nauczycielem, a ja w tym czasie dokładniej się przypatrzyłem nowemu uczniowi.
Ubrany był w luźną żółtą koszulkę z logo jakiejś drużyny. Nosił długie czarne spodnie i czarno-białe tramki. Nie charakteryzował się niczym specjalnym. Do momentu aż nie zacząłem przyglądać się jego twarzy na której widniał szeroki uśmiech. Mogłem przysiąc, że w jego oczach zobaczyłem szaleństwo.
Od momentu przyjścia dyrektora na sali zrobiło się momentalnie cicho. Jedynie czasami dało się uszłyszeć szepty ciekawskich osób.
- Przepraszam, że przerywam wam tak ważną lekcję, ale mam dla was ważną informację. Ten oto chłopak, który koło mnie stoi nazywa się Bill Cipher i będzie uczęszczał do tej klasy. Wasza nauczycielka wybierze osobę, która oprowadzi go po szkole. Mam nadzieję, że ciepło go przyjmiecie. To naprawdę bysty i sympatyczny młodzieniec.
Spojrzałem za siebie. Madison pomachała do niego z ostatniej ławki na co on uśmiechnął się jeszcze bardziej.
Czekaj. Zaraz. Chwileczkę.
Oni się znają? To oznacza, że będę musiał zacząć kopać swój grób, bo z nimi trzema na pewno nie dam sobie rady.
Dyrektor powiedział tylko "Do widzenia" i wyszedł z klasy życząc nam spokojnego dnia. Cóż za ironia.
- No dobrze Bill, skoro jeszcze nie dostałeś ławki możesz usiąść na razie koło Dippera. To ten chłopak z czapką z daszkiem - uśmiechnęła się nieśmiało nauczycielka wskazując palcem na mój stolik.
Czy panią już bóg opuścił?
Uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn usiadł koło mnie, rozpakowując przy tym swoje książki, a ja zrobiłem mu jak najwięcej miejsca oddalając się na drugi brzeg. Westchnąłem cicho i zacząłem przepisywać notatki z tablicy, ale po dłuższej chwili stwierdziłem, że to bez sensu, bo ten debil cały czas się na mnie lampił.
- Przepraszam, mam coś na twarzy? - spytałem lekko podirytowany.
- Hm? A nie, nie, po prostu się nie mogę na ciebie napatrzeć.- odpowiedział z jeszcze większym uśmiechem opierając się jednocześnie łokcami o stół.
Szybko odwróciłem wzrok i zacząłem uważnie analizować pustą kartkę od zeszytu. Poczułem straszne zażenowanie.
Usłyszałem za sobą cichy śmiech bliźniaczek.
No to mam przesrane.
***
Wielki powrót po 4 latach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top