Rozdział 3

Dzisiaj mimo protestów rodziców, odpuściłem sobie dzień w szkole. Nie zdarzało mi się to często, zazwyczaj tylko wtedy, gdy byłem chory lub miałem naprawdę fatalny humor, co zdarzało się tylko co jakiś czas

Pomimo, że mój może przyszły pracodawca, dziecko, którym będę się zajmował i obowiązki nie wydawały się takie straszne, to i tak się stresowałem.
Pierwszy raz będę miał styczność z obcym dzieckiem. I to sam na sam!

O jakiejś dwunastej zadzwonił do mnie Pan Irwin, by upewnić się czy wszystko aktualne.

-Oczywiście, będę po Colina około piętnastej.

-Dobrze, więc...do widzenia.

Do widzenia- rozłączyłem się.

~*~

O jakiejś wpół do trzeciej wyszedłem z domu. Irwin wysłała mi adres przedszkola, do którego Colin chodzi. Niby nie znajdowało się daleko, więc zacząłem iść spacerkiem.

I rzeczywiście. Po dwudziestu minutach dotarłem pod mały budynek, przed, którym rozciągał się dosyć duży plac zabaw.

Wszedłem powoli do środka, rozglądając się na boki. Nie wiedziałem na czym konkretnie skupić wzrok. Ściany były bardzo kolorowe, a na nich były po przyklejane duże naklejki z różnymi postaciami z bajek.
Kiedy wszedłem głębiej, zauważyłem kilka par drzwi, a przy większości z nich półki z rzeczami dla dzieci.

Podszedłem do sali z numerem cztery. Zapukałem lekko w drzwi i je otworzyłem. Od razu doszedł do mnie hałas, które robiły dzieci. Śmiechy i stukoty odbijały się od ścian.
Zacząłem się rozglądać albo za jakąś osoba dorosłą albo chociażby za Colinem.

Gdy już zauważyłem chłopca, zawołałem go. Ten pomachał mi i małymi kroczkami podszedł do mnie.

-Cześć kolego- przywitałem się.

-Hej- maluch uśmiechnął się.

-Przepraszam?- w pewnym momencie przyszła do nas kobieta w średnim wieku. Miała blond włosy, które związane były w luźnego koka. Ubrana była w jasne jeansy i zieloną koszulkę- Dzień dobry.

-Dzień dobry. Um, ja po Colina. Nie wiem czy Pan Irwin wspominał, ale będę się teraz zajmował Colinem.

-Uh tak, wspomniał mi coś- Chwilę jedz porozmawialiśmy. Podpisałem jeszcze jakieś dokumenty i wyszliśmy z sali. Pięciolatek od razu podszedł do swojej szafeczki i zaczął ubierać buty.

-Pomóc Ci?- zapytałem, gdy Colin nieudolnie próbował zawiązać buty. Maluch skinął głową. Opadłem na kolana i zacząłem wiązać sznurowadła.
Podniosłem się i pomogłem mu jeszcze założyć bluzę.

Złapałem chłopca za rączkę i udaliśmy się do wyjścia. Wyjąłem telefon z kieszeni by zobaczyć kiedy mamy autobus.

~*~

Po przejechaniu kilku przystanków, zamiast do domu, zaproponowałem pójście do kawiarni. Colin ucieszył się

Chciałem by pięciolatek polubił mnie. Miałem się nim zajmować. Nie chciałem by pomiędzy nami było jakoś niezręcznie i dziwnie. Chciałem by te kilka godzin ze mną spędzone były miłe.

W kawiarni chłopiec poprosił o kawałek bloku czekoladowego. Ja za to wziąłem najzwyklejszy sernik. Oczywiście bez rodzynek.

~*~

-Chcesz już coś do jedzenia?- zapytałem Colina po wejściu do domu

-W sumie to tak- odpowiedział malec kierując się do salonu.

-Okay, a co byś chciał?- podążyłem za chłopcem.

-Pizza!- krzyknął w odpowiedzi pięciolatek.

-A może coś zdrowszego? Na przykład ryż z kurczakiem?- zaproponowałem

-Jak wolis, ale ja wolę pizzę.

-Okay, czyli ryż z kurczakiem. Ja idę robić obiad, a ty pooglądaj sobie telewizję, okay?- zapytałem na co chłopiec kiwnął głową.

Skierowałem się do kuchni. Chciałem od razu wziąć się do pracy, ale miałem mały problem ze znalezieniem rzeczy i składników. Nie chciałem grzebać w nie swoich rzeczach.

-Um..Colin?! Podejdziesz na chwilę?- po chwili można usłyszeć ciche kroki należące do małego- powiesz mi proszę gdzie macie deskę do krojenia?

-Dolna safka przy lodówce- odpowiedział i poszedł ponownie do salonu.

Okay, dzięki!- schyliłem się i wyciągnąłem deskę do krojenia- Colin?! Gdzie trzymacie ryż?!- krzyknąłem
Po chwili ponownie przyszedł Colin.

-Na pewno nie będzie pizzy?

-Dobra, tym razem wygrałeś, ale następnym razem będzie porządny obiad.

-A pizza nie jest poządnym obiadem?

-Pizza jest nie zdrowa. Jaką chcesz?

-Może być hawajska!

-Okay- wykręciłem numer do jednej z pizzerii i zamówiłem dwie średniej wielkości przysmaki.
Chwilę później udaliśmy się do salonu, gdzie postanowiliśmy obejrzeć trzecią część Shreka. Oboje bardzo uwielbialiśmy tę część.

Po godzinie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, gdzie czekał na nas dostawca z gorącym posiłkiem. Po zapłaceniu wróciłem do salonu ponownie pogrążając się w bajkę.

~*~

Nim się obejrzałem, cały dzień zleciał. Aktualnie Colin leżał już wykąpany w łóżku, a ja siedziałem i czytałem mu książkę.
Dowiedziałem się, że Pan Ashton codziennie czyta swojemu synowi na dobranoc.

Kiedy pięciolatek już przesypiał, usłyszeliśmy przekręcanie zamka w drzwiach. Skończyłem czytać. Życzyłem Colinowi słodkich snów i wyszedłem z jego pokoju. Zszedłem na dół i zobaczyłem Pana Ashtona. Był ubrany czarne jeansy i białą koszulę.

-Dobry- przywitałem się

-Cześć Calum. Jak było dzisiaj.

-Będąc szczerym myślałem, że będzie gorzej, ale jednak dzień był udany. Przynajmniej moim zdaniem, nie wiem jak się podobało Colinowi- wzruszyłem ramionami.

-Jasne, Colin śpi już?

-Przysypia.

-Okay, dziękuję. Jutro będziesz?


-Oczywiście. Do jutra Panie Irwin- zacząłem iść w kierunku wyjścia.

-Oh, mów mi po imieniu. Czuję się staro ja mówisz do mnie pan- zaśmiał się- Może Cię odwieźć? Ciemno się robi?

-Co? Nie trzeba. Niech Pa- idź lepiej do Colina. Na pewno się stęsknił.

-Dobrze, w takim razie do jutra.

~*~

Hej wszystkim.
Co tam u was?
Przepraszam, że tak późno wstawiam, ale czasu nie miałam.
I za błędu przepraszam, ale nie sprawdzony.
Miłej reszty dnia ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top