Rozdział 26

Było sobotnie popołudnie kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Oczywiście zamist zejść na dół i je otworzyć, krzyknąłem z góry, że ktoś puka.

-Nie mogę, teraz! Ty otwórz- odpowiedziała mi mama. Westchnąłem głęboko i powolnym krokiem zszedłem na dół.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się gości. Nie chciałem nawet by ktokolwiek przychodził. Nie miałem na nic ochoty. Jedyne co chciałem to leżeć pod kocem.

Otworzyłem drzwi, a moje oczy prawie wyszły z orbit, gdy zobaczyłem kto w nich stoi. Otóż był to sam Ashton Irwin ze swoim synem, który wydał dość głośny pisk i od razu przytulił do moich nóg.

-Później Ci wszystko wyjaśnię, a teraz będę wdzięczny jeśli popilnujesz przez jakąś godzinkę, jak dobrze będzie to nawet pół- powiedział Ash, z prędkością światła, a jeszcze szybciej podszedł do mnie i pocałował w policzek- narazie! Bądź grzeczny Colin i nie rozwal Calumowi mieszkania- i już go nie było. Przez ten cały czas stałem jak wryty, nawet się nie ruszając. Colin tylko zachichotał i jeszcze mocniej przytulił się do mnie.

-Coś się stało? Słyszałam pis- oh- moja mama wparowała na przed pokój- Mam nadzieję, że to nie twoje dziecko.

-Co? Mamoo, w wieku jedenastu lat?- spojrzałem na nią już lekko zaruminiony.

-No z tobą to wszystko możliwe, a teraz co to za słodziak.

-To jest Colin, chłopczyk, którego pilnuję.

-A dlaczego jest u nas w domu?

-Jego ojciec podrzucił mi go, dosłownie kilka minut temu.

-Dobrze, więc...umyjcie ręce. Pomożecie przygotować mi obiad.

~*~

Zostawiłem Colina u bruneta, by mieć wolny dom. Chciałem porozmawiać z Evelyn. Oczywiście o jej przeprowadzce. Nie wiedziałem jak dziewczyna to zniesie, więc zawiozłem syna do Caluma, by ten ominął niepotrzebną awanturę.
Choć myślę, że niepotrzebnie. Myślę, że blondynka nie będzie robiła scen.

Zaparkowałem auto pod domem.
Zanim z niego wysiadłem, wziąłem kilka głębokich wdechów.
Może to głupio zabrzmi, ale zacząłem się denerwować.
W końcu wyszedłem z samochodu i po zamknięciu go, skierowałem się do domu. Odchrząknąłem cicho i w końcu się na mnie spojrzała.

Wszedłem po cichu do mieszkania. Położyłem klucze na szafce. Zdałem buty i poszedłem do salonu, z którego słychać było dźwięk telewizora.

W salonie zastałem Evelyn, która malowała paznokcie.
Widocznie była zbyt pochłonięta tym zajęciem, bo nie zwróciła na mnie uwagi. Nawet nie wiem czy mnie usłyszała.

-O, jesteś już- uśmiechnęła się szeroko. Jej uśmiech był ładny, ale sztuczny. Nie był tak piękny i szczery jak ten Caluma.

-Musimy porozmawiać.

-Jasne- wzruszyła ramionami i przesunęła się bardziej na lewo by zrobić mi miejsce. Ja z chęcią skorzystałem- Ja w sumie też chciałam o czymś z tobą porozmawiać. Mogę pierwsza?- skinąłem głową- Tak się zastanawiałam... może byśmy pojechali na jakieś wakacje? Tak w trójkę, z Colinen. Tak by poczuł, że ma pełną rodzinę. A kto wie, może niedługo rodzeństwo...

Przez chwilę analizowałem co blondynka do mnie powiedziała. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem, że ma wobec nas takie plany. Kolejne dziecko? No chyba nie ze mną.

-Słucham?

-No i tak chcesz, żebym tu się wprowadziła, prawda? Po to chciałeś porozmawiać?- Teraz aktualnie chciałem się zaśmiać. Czemu w ogóle tak pomyślała?

-Chyba źle mnie zrozumiałaś. Chciałem pogadać o tym, kiedy się wyprowadzasz- Dziewczyna widocznie nie spodziewała się takich słów, bo widocznie jej twarz z wesołej, zrobiła się przygnębiona- Okay, miało to zabrzmieć milej. Um, chciałbym, żebyś się wyprowadziła. Um to też dobrze nie brzmi- zacząłem plątać się w swoich słowach. Evelyn wyglądała coraz gorzej, jakby się miała popłakać, ale co się jej dziwić?

-Dlaczego?

-Okay nie będę owijał w bawełnę. Przyszłaś tutaj po kilku latach. I to akurat wtedy kiedy właśnie zacząłem związek z cudownym chłopakiem i-

-Zostawiasz mnie dla niego? Dlaczego? Czy nasze małżeństwo się dla ciebie nie liczy?- powiedziała. Jej policzki zdobiły łzy.

-A czy dla Ciebie się kiedykolwiek liczyło?- powiedziałem, na co blondynka zareagowała głośnym szlochem. Pobiegła na górę, najprawdopodobniej do swojej sypialni, by popłakać.

Westchnąłem głęboko i oparłem się o zagłówek kanapy. No cóż... przynajmniej mam z głowy.

~*~

Przez cały ten czas, gdy Ashton zostawił Colina, spędziliśmy praktycznie w kuchni.
Na początku rozbiliśmy obiad, który chwilę później był zjedzony. Potem Colinowi zachciało się ciastek domowej roboty. A, że moja mam go wręcz pokochała, od razu się zgodziła. Przy okazji otrzymała nowy przydomek- ciocia Joy. Nie ma co, ale Colin również ją bardzo polubił.

A mój ojciec? Z daleka było widać, że nie jest zadowolony pobytem szesciolatka u nas w domu. Szatynek za to nie zauważał tego i tylko próbował zagadać mojego tatę.

Gdy zaczęliśmy kończyć piec ciasteczka, ponownie tego dnia usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Wytarłem mokre ręce o ścierkę i podszedłem by otworzyć. Za powłoką stał Irwin. Cały zadowolony.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i mocno mnie przytulił. Po chwili się odsunął.

-Dzień dobry?- powiedziała, chociaż bardziej, spytała moja mama.

-Dzień dobry, Ashton Irwin, pracodawca pani syna. Dziękuję, że zajęliście się Colinem i przepraszam za kłopot- Starszy mówił jakby dostał słowotoku.

-Nic nie szkodzi! Colin to wspaniały chłopiec i nie będę miała nic przeciwko jakby zostawał częściej!- okay, to ten etap, gdzie moja mama pokochała nie tylko Colina, ale Ashtona chyba również.

-Zostaniesz na ciastka?- spytałem z uśmiechem- domowej roboty.

-Pewnie.

~*~

Hej wszystkim, co tam porabiacie?

Dzisiaj mam takie dwa ogłoszenia:
Pierwsze: 13 PAŹDZIERNIKA BYŁY PIERWSZE URODZINKI BABYSITTER, A JA TO POMINELAM, WIĘC SPÓŹNIONE HAPPY BIRTHDAY

Drugie: Następny rozdział to chyba będzie Epilog z ale nie jestem pewna 🙄

Miłego wieczoru/Dobranoc xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top