Rozdział 24
-Okay, myślę, że to już koniec na dziś- powiedziałem patrząc na Colina. Chłopiec wtulał się we mnie cicho pochrapując.
-Twój tak myślę- Evelyn również spojrzała na naszego syna uśmiechając się szeroko- Mogę zostać? Wiesz na zewnątrz jest już ciemno... a ja nie chciałbym, żeby coś się stało.
-Uh, jasne, weź sobie moją koszulkę z szafy i się wykąp. Ja pójdę położyć Colina do łóżka- postanowiłem zmieszany. Szczerze mówiąc nie chętnie się zgodziłem na prośbę kobiety. Ale miała rację, było późno, a jak by się coś stało, obwiniałbym się za to.
-W porządku- Kobieta pokiwała głową i podniosła się z kanapy, kierując się na schody. Ja również wstałem na nogi. Podniosłem Colina w stylu panny młodej i zacząłem wspinać się po schodach.
Kiedy dotarłem do pokoju sześciolatka, położyłem syna na łóżko i szczelnie przykryłem kołdrą. Gdy miałem już wychodzić, usłyszałem cichy głos szept Colina.
-Tato?
-Czemu nie śpisz? Obudziłem cię?
-Nie, sam się obudziłem- wzruszył ramionami- Chodź na chwilkę- poklepał małą rączką po łóżku. Westchnąłem głośno, ale posłusznie usiadłem na posłaniu chłopca.
-Kiedy przyjdzie Cally?- zapytał z nadzieją w oczach. Zdawałem sobie sprawę, że Colin tęsknił za mulatem. Nawet bardzo.
Musiało być mu nawet ciężko z tą całą sytuacją. Najpierw matka, która go opuściła, potem opiekunka, z którą jego ojciec ma romans i nagle znowu matka, która pojawia się po kilku latach rozłąki.
I to wtedy, gdy zaczynałem sobie układać życie od nowa. Z pięknym i kochanym brunecie przy boku.
Nawet nie wiem kiedy, ale się w nim zakochałem. Zakochałem się w jego uroczym śmiechu z w jego małym nosku, który się marszczył, gdy czegoś nie rozumiał, w długich i zgrabnych nogach najczęściej odzianych w czarne jeansy. A co najważniejsze, zakochałem się w jego cudownymi charakterze i w tym jak obchodził się z Colinem- Brakuje mi go.
-Um, nie wiem maluchu. Na pewno się nie długo spotkacie- uśmiechnąłem się.
-A możemy do niego zadzwonić? Proszę!- chłopiec złożył dłonie jak do modlitwy.
-Colin jest późno, Calum już może spać- to była prawda, dochodziła już prawie północ. Hood zazwyczaj już spał.
-Ale tatoooo- jęknął Colin- Proszę, proszę, proszę!- szatynek wstał i zaczął skakać na łóżku.
-Colin natychmiast przestań skakać po łóżku i usiądź- starałem się, żeby mój ton brzmiał surowo, ale prawda była taka, że rzadko krzyczałem na syna. Był on moim oczkiem w głowie.
-Nie! Chcę do Caluma!
-Zadzwonisz do niego jutro, a teraz kładź się i idź spać.
-Nie!
-Colina, do cholery jasnej- krzyknąłem i również wstałem ze swojego miejsca.
-Ale tato- malec podszedł do mnie i przytulił się do mojej klatki piersiowej- Proszę- spojrzał na mnie tymi swoim dużymi oczkami.
Westchnąłem głęboko, ale ostatecznie zgodziłem się. Wyjąłem z kieszeni telefon i go odblokowałem. Już po chwili wybierałem numer mulata. Podałem telefon młodszemu.
Nie przypuszczałem, że Hood odbierze, a co dopiero, że odbierze po drugim sygnale, więc zdziwiłem się, gdy usłyszałem głos ciemnookiego. Oczywiście od razu zaczął mnie wyklinać.
-Ile razy mam mówić, żebyś się odczepił?! Nie masz własnego życia?
-Cally!
-C-Colin?
-Cally! Kiedy do mnie przyjedziesz. Tęsknię za tobą.
-Nie wiem, pączku. Obiecuję, że niedługo.
-Ostatnio też tak mówiłeś- ściszył głos Colin.
-Um, co ty na to, że w piątek przyjdę po Ciebie do przedszkola i spędzimy resztę dnia razem?
-Tak! Nie mogę się doczekać!- uśmiechnął się szeroko Colin. Jeszcze chwilkę porozmawiali o totalnych pierdółkach, po czym Colin się rozłączył i rzucił mi się na szyję mówiąc, że w piątek wreszcie spotka się z Calumem.
~*~
Rzuciłem dość niedelikatnie telefon na łóżko, który się odbił i wylądował na podłodze.
Super.
Podniosłem się z łóżka i podreptałem po urządzenie. Podniosłem je i zaczął szukać jakieś ryski, na szczęście żadnej nie było. O tyle dobrze.
Położyłem się ponownie do łóżka. Wiedziałem, że teraz nie zasnę, więc nawet nie odkładałem telefonu na szafkę.
Wziąłem wyżej poduszkę i wygodnie się o nią oparłem i zacząłem sprawdzać Instagrama.
Będąc szczerym nie spodziewałem się, że to właśnie Colin zadzwoni. Bardziej spodziewałem się Ashtona, który znów będzie się usprawiedliwiał.
Westchnąłem głęboko i przeniosłem się na Twittera. Nie zdążyłem jeszcze odpalić porządnie aplikacji, a usłyszałem ciche pukanie w drzwi. Po chwili zza powłoki wyłonił się mój ojciec.
-Wszystko w porządku?- zapytał.
-A czemu by nie?
-Słyszałem huk, myślałam, że coś się stało.
-Nie. Jest okay- wróciłem wzrokiem do telefonu- Jak będziesz wychodził to zamknij drzwi.
-Calum- westchnął- Ja wiem, że ostatnio nie byłem dobrym ojcem, ale pamiętaj, że możesz zawsze na mnie liczyć. W każdej chwili. Jesteś moim dzieckiem i pamiętaj, że cię kocham- w moich oczach dało się zauważyć łzy. Nigdy nie lubiłem jak ktokolwiek był wylewny w. moją stronę. Zawsze przez takie słowa się wzruszałem. W tej chwili nie było inaczej- Nie siedź długo, wyśpij się. Kocham cię, dobranoc- wyszedł.
-Ja ciebie też- wymamrotałem cicho, choć zdawałem sobie sprawę, że mnie nie usłyszy.
~*~
Hej wszstkim. Co tam u was? Jak samopoczucie?
Mam nadzieję, że rozdział jako tako wam się spodobał.
Wolicie, żebym wstawiała rozdziały krótsze, ale częściej? Czy dłuższe, ale rzadziej?
I ogólnie w czwartek byłam na pierwszej lekcji gitary i Boziuuu to było cudowne. Gracie na czymś? Pochwalcie się!
(Tylko nie piszcie, że na nerwach XD)
Miłego wieczoru xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top