Rozdział 19
-Mama!- krzyknął uradowany Colin. Nie ukrywam, ale trochę, a nawet bardzo mnie zamurowało. Zerknąłem kątem oka na Asha i zobaczyłem, że jest w taki samym szoku, jak ja. A nawet bardziej. Nie czekając dłużej, ruszył szybkim krokiem do salonu.
Ja zamiast się ruszyć, wciąż stałem. Stałem na środku holu z łzami napływającymi do oczu. Czy teraz będzie inaczej? Czy ta kobieta, zwana matką Colina wszystko zepsuje? Czy Ashton do niej wróci?
Od tych myśli zaczęła mnie głowa boleć. Pozwoliłem tylko jednej małej łzie spłynąć po moim policzku, ale przy brodzie już ją starłem. Poruszyłem lekko moimi nogami, przez co znalazłem się dosłownie kilka kroków dalej. Wychyliłem lekko głowę i od razu rzuciła mi się dosyć urocza scenka. A mianowicie, Colin który swoimi małymi rączkami oplatał szyję tej kobiety, a ona miała go na rękach.
Oprócz tego, w oczy rzucił mi się Ashton. Nieźle wkurzony Ashton. Co ja gadam! On był wkurwiony. Jego twarz, zdobił grymas, a ręce miał na klatce piersiowej.
-Skończyłaś?- warknął. Jego twarz z sekundy na sekundę robiła się coraz bardziej czerwona, a wzrok co raz bardziej zimny. Myślałem, że zaraz wybuchnie. Kobieta odstawiła chłopca na ziemię, a sama odwróciła się przodem do Ashtona.
Matka Colina była blondynką z zielonymi oczami, Nie była bardzo szczupła, ale też nie była przy kości. Była w sam raz. Czy była piękna? Możliwe, ale na pewno nie mój typ.
-Po co przyjechałaś?
-Do dziecka...do Ciebie- uśmiechnęła się. Mój brzuch zaczął boleć, a ręce się pocić. Czy Ashton teraz poleci do niej? Zostawi mnie? Dopiero po chwili, Dziewczyna zauważyła mnie- a to kto?
-Nie interesuj się- odburknął.
-To jest Cally- powiedział dość głośno Colin- Widziałem jak całuje się z tatą. Cally to taka druga mamusia, bardzo go lubię- mówił jak najęty. Widziałem jak Ash morduje wzrokiem swojego syna.
-Jesteś gejem?
-Nie interesuj się. Calum pójdziesz z Colinem do jego pokoju?- drugą część wypowiedzi skierowała do mnie. Pokiwałem lekko głową. Wziąłem sześciolatka za rękę i poszliśmy razem do jego pokoju.
~*~
Ashton
Kiedy zobaczyłem Evelyn w moim salonie i to jeszcze przytulającą Colina, krew we mnie zawrzała. Pierwszy raz od naprawdę dawna, byłem wściekły.
-Po co tu przyjechałaś?!- warknąłem uprzednio sprawdzając czy Cal i Colin poszli na górę.
-Wróciłam- rozłożyła ręce. Czy ona oczekiwała, że rzucę jej się na szyję? Bo jak tak to się grubo myliła.
-I po co?! Przez ponad cztery trzy lata, dawaliśmy sobie radę sami. Bez twojej pomocy.
-Potrzebowałam wakacji. Odpoczynku, ale już wróciłam!- Czy ja dobrze usłyszałem? Okej, pierwszy raz mam ochotę uderzyć kobietę.
-Zostawiłaś nas, ponieważ TY potrzebowałaś wakacji? Ty siebie słyszysz?! Przez pieprzone pół roku, Colin płakał codziennie za tobą, pytał się gdzie jesteś! Czułem się okropnie, nie potrafiąc powiedzieć mu co się stało!- wyśmiałem ją- I wiesz co?! Ja też tęskniłem! W cholerę! I ja również płakałem jak dziecko, myśląc nad tym co zrobiłem źle! A teraz kiedy w końcu jestem szczęśliwy i znalazłem sobie kogoś przy którym czuję się dobrze, TY sobie wracasz! I czego ty oczekiwałaś?! Że rzucę Ci się na szyję?!- cały czas krzyczałem.
-Posłuchaj-
-Nie, to ty posłuchaj- przerwałem jej- W tej chwili pójdziesz na górę do Colina, powiesz mu, że zobaczycie się kiedy indziej i wyjdziesz stąd. A w tygodniu, czekaj na papierek od sądu na temat rozwodu- zniżyłem się do jej poziomu. Evelyn była bardzo niska. Jasna blondynka nic więcej nie powiedziała, tylko skinęła głową i poszła na górę, gdzie mieścił się pokój naszego syna.
Kiedy Evelyn skierowała się na górę, ja głęboko odetchnąłem. Pierwszy raz od ponad trzech lat, wyrzuciłem wszystko co siedziało mi barkach. Czy za bardzo na nią naskoczyłem? Nie wiem. w tej chwili nie interesowało mnie to. W tej chwili to nawet nie wszystko do mnie dociera. Mogę się założyć, że jutro jak wstanę z łóżka, to wszystko dotrze do mnie ze zdwojoną siłą.
Po chwili zauważyłem jak blondynka schodzi ostrożnie po schodach. Na dole chwyciła swoją walizkę, której tak swoją drogą, nawet nie zauważyłem i skierowała się do drzwi.
-Do zobaczenia- powiedziała i wyszła. Ja za to usiadłem na kanapie i zatopiłem swoje palce w moje przydługie blond loki. Oparłem się o zagłówek kanapy i ponownie odetchnąłem.
Minutę później usłyszałem kolejne kroki na schodach. Domyślałem się, że to któryś z chłopaków, więc nawet nie podniosłem wzroku. Tylko cały czas trzymałem go na białym suficie.
Poczułem jak siedzisko się ugina i osoba chwyta mnie za rękę. Calum. Chłopak mocno ścisnął moją rękę i pozostał w ciszy. Byłem mu wdzięczny, że nie zaczynał konwersacji. Naprawdę nie miałem teraz ochoty rozmawiać.
Siedzieliśmy już tak dwadzieścia minut. W ciszy. Przez te prawie pół godziny, żaden z nas się nie odezwał.
-Co robi Colin?- spytałem cicho, wręcz szeptem.
-Położyłem go spać- no tak było już po dwudziestej pierwszej.
-Dziękuję.
-Ja też powinienem się zbierać- powiedział podnosząc się z siedzenia.
-Nie idź- złapałem go szybko za rękę ni spojrzałem błagalnym wzrokiem.
-Musisz sobie wszystko sam na spokojnie przemyśleć, Ashy. Ale jakby co jestem pod telefonem- lekko się uśmiechnąłem na przezwisko jakie użył. Jeszcze szybko wstałem i cmoknąłem go lekko w usta.
~*~
Hej wszystkim, od razu przepraszam za długość rozdziału, za błędy i w ogóle, ale jestejm cała w nerwach przez powrót do szkoły i przyjazd taty, (bardziej to drugie) co negatywnie na mnie wpływa, więc od razu przepraszam.
I jeśli macie jakieś domowe sposoby na stres to piszcie, bo mi nic nie pomaga. I jeśli będę mogła to przetestuję wszystko. Bo płacz, ziółka, muzyczka nie pomaga, sooo piszcie :))
a co do rozdziału, jak wam się podoba? Jakie macie odczucia co do tej sytuacji?
I co najważniejsze, co tam u was? Piszcie! Jak wrażenie po Teeth? moim zdaniem to jest cudo.
Ogólnie nie wiem czy wiecie, ale opublikowałam nowe ff z Malumem, więc zapraszam.
I WBIŁO NAM TU 7K WYŚWIETLEN JKWBWHJBJHAEFJBHEJHRBJHEBJEFB
miłego dnia wam życzę xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top