Rozdział 13
Wróciłem do domu. Nadal byłem zszokowany, tym co powiedział Ashton. Czy naprawdę chciał się ze mną umówić? Czy naprawdę chciał spędzić ze mną swój wolny czas?
Z tymi myślami poszedłem do salonu, gdzie spotkałem swojego ojca, który czytał gazetę. Po nasej ostatniej wymienię zdań na temat ocen nie odzywaliśmy się do siebie.
Nie zwracając uwagi na ojca, skierowałem się na schody.
-Nie przywitasz się?-David podniósł wzrok znad gazety.
-A co? Znowu mnie pouczysz? A może dasz mi szlaban za coś, czego nie umiem?- odpowiedział prowokująco.
-Licz się ze słowami- przewróciłem oczami. Nie dyskutując dłużej, udałem się do pokoju. Zacząłem się zastanawiać, od kiedy tata stał się taki surowy w stosunku do ocen. Zawsze podchodził do tego tematu spokojnie i "na luzie".
Wziąłem czyste bokserki i jakąś za dużą koszulkę i poszedłem pod prysznic. Po około piętnastu minutach wróciłem i położyłem się do łóżka. Ku mojemu niezadowoleniu, nie mogłem zasnąć. Cały czas myślałem oczywiście o Ashtonie. Dopiero po około godzinie zamknąłem oczy i odpłynąłem.
Niedziela była dla mnie dniem na nauki. Trzy czwarte dnia spędziłem przy biurku ucząc się matematyki.
Nigdy nie byłem szóstkowym uczniem. Nawet zastanawiałem się nad korepetycjami, ale nigdy nie miałem odwagi powiedzieć o tym rodzicom. Zawsze byłem idealnym synem, który sam sobie ze wszystkim poradzi.
W poniedziałek rano, poszedłem pod sali, w której miałem lekcje. Usiadłem pod klasą i wyjąłem telefon z zamiarem poprzeglądania portali społecznościowych. W międzyczasie przysiadł się do mnie Luke.
-Co tam?
-Nic- Odparłem nawet nie odrywając wzroku z telefonu.
-Jak było w sobotę?- dopytywał.
-A jak miało być? Normalnie.
-Coś się stało?
-Boże Luke, nic się nie stało- przewróciłem oczami.
-Ale ty się uspokój, tylko zapytałem.
-Przepraszam- schowałem telefon i odwróciłem się w stronę Lukea- Po prostu jestem...zamyślony.
-Oo- ożywił się blondyn- A o kim ty tak myślisz, co?- poruszył brwiami.
-Ashton ostatnio mi powiedział, że chciałby iść ze mną na randkę- Hemmings wydał z siebie pisk wymieszany z krzykiem.
-Ty tak na serio?! Ja pierdziele! A ty co na to?
-Nic- wzruszył ponownie ramionami.
-Jak to nic? Nie rozumiem- spojrzał na mnie niezrozumiale.
-A co miałem zrobić?
-Czasem naprawdę się zastanawiam dlaczego się z tobą przyjaźnie- pokręcił zrezygnowany głową- Słuchaj, dzisiaj jak przyjdzie z pracy, mówisz mu tak: Ty, ja randka w sobotę i wychodzisz nie dając mu nic do powiedzenia- parsknąłem śmiechem.
-Jasne, a następnego dnia, będę na niego czekać w jego łóżku w samych bokserkach.
-Pewnie by nie pogardził. Mogę się założyć, że nawet nieraz sobie Ciebie wyobrażał w kontekście seksualnym- moje policzki pokryły się czerwienią.
-Przestań! To ohydne.
-Już nie udawaj cnotki, Hood. Wiem, że byś chciał wylądować z nim w łóżku.
-Nie chcę tego słuchać- akurat wtedy usłyszeliśmy dzwonek. Wszyscy weszli do klasy i zajęli swoje miejsca. Luke i ja jak zwykle usiedliśmy razem w przedostatniej ławce. Rozpakowaliśmy się i zaczęliśmy lekcje matematyki.
Pod koniec zajęć, matematyczka poprosiła mnie bym na chwilę został.
-Kiedy byś chciał poprawić te sprawdziany?- zapytała rozsiadając się na swoim fotelu. Oczywiście chodziło o dwa ostatnie, pozostałych termin minął już dawno- Myślałam nad tym piątkiem, ale decyzja należy do Ciebie.
Piątek był dla mnie zdecydowanie za wcześnie. Choć był poniedziałek. W cztery dni nie dam rady opanować całego działu. Przyznam, że miałem dobrą pamięć, ale niestety do tego, czego nie trzeba. Mogłem zapamiętać tekst każdej piosenki, ale niestety wzoru już nie.
-Mógłbym napisać go w poniedziałek?
-Jasne, przyjdź po swoich lekcjach do mojego gabinetu.
-Dobrze, dziękuję- wyszedłem z gabinetu i poszedł do sali od chemii.
~*~
Po lekcjach jak zwykle udałem się do przedszkola, do którego chodził Colin. Poszedłem do właściwej sali i odebrałem małego Irwina. Razem poszliśmy na przystanek, nie musieliśmy długo czekać. Po jakiś trzech minutach autobus był na przystanku. Dla niezadowolenia Colina, musieliśmy stać. W pojeździe było sporo ludzi. Większość to byli nastolatkowie wracający ze szkoły. Ale nie zabrakło również starszych pań, które wręcz pchały się na wolne miejsca.
Po kilkunastu minutach stania i marudzenia Colina w końcu mogliśmy wysiąść i wolnym krokiem powędrowaliśmy do domu Irwinów.
W mieszkaniu usłyszeliśmy dźwięk naczyń dochodzący z kuchni. Czyżby ktoś się włamał?
Chciałem wejść po chichu, ale uprzedził mnie w tym Colin, który wbiegł do pomieszczenia. Ruszyłem za nim.
Takiego widoku się nie spodziewałem. W kuchni zobaczyłem gotującego Ashtona, który teraz trzymał na rękach Colina. Mężczyzna był ubrany w czarny tan top z wizerunkiem Fall Out Boy i szare poplamione dresy. Włosy miał roztrzepane.
-Cześć Calum- uśmiechnął się promiennie- Dobry sos mi wyszedł. Spróbujesz?
-Nie chcę być niegrzeczny, ale...nie pownnieneś być teraz w pracy?
-Oh, dosyć późno wstałem i stwierdziłem, że nie opłaca się iść, więc zadzwoniłem tam gdzie trzeba i wziąłem wolne na cały dzień- wyjaśnił- I skądże, nie jesteś niegrzeczny- mruknął do mnie, a moje poliki, kolejny raz dzisiaj, oblały się czerwienią.
-To dlaczego ty nie mogłeś odebrać Colina?
-Nie za bardzo chciało mi się ruszać z domu- wzruszył ramionami. Nie ukrywając, lekko się zdenerwowałem, bo kiedy mogłem od razu iść do domu i nadrobić matematykę, musiałem odebrać kilkulatka z przedszkola. Wiedziałem, że to moja praca, ale Ashton miał wolne, mógł do mnie zadzwonić i zwolnić mnie z obowiązków na jeden dzień.
-Uh, serio?
-A coś nie tak?- odstawił syna na podłogę i kazał mu umyć ręce do obiadu.
-Nie, po prostu...a nie ważne. Pójdę już. Pa Colin!
-Zostań, akurat obiad będzie.
-Nie mogę, muszę się uczyć do matmy.
-Słuchaj mogę Ci pomóc, jestem całkiem dobry z matematyki.
-Myślę, że sam dam radę.
-Oj nie wymyślaj. Od kiedy zaczęliśmy rozmowę o tym przedmiocie, wyglądasz jakbyś miał się popłakać, więc idź myj rączki i zapraszam do stołu.
Obiad minął nam w przyjemnej atmosferze. Połowa rozmowy była o tym, jak minął nam dzień, a druga połowa była o tym co wydarzyło się u Colina w placówce.
Po obiedzie Ashton i ja zaczęliśmy ogarniać kuchnie, a Colin pobiegł do swojego pokoju. Zapewne pobiegł pobawić się nowym wozem stażackim, który niedawno kupił mu ojciec.
Po posprzątaniu po obiedzie, przenieśliśmy się do salonu. Przyniósł jeszcze swój plecak, z którego wyjąłem podręcznik z matematyki.
-Okej, więc z czym masz problem?
-Um...mam w poniedziałek test z działu, którego nie ogarniam.
-Okej, jaki to dział?
-Równania- powiedziałem szukając odpowiedniej strony.
-Nie tak źle- powiedział. Wziął czystą kartkę i zadał mi pięć przykładów.
-Ashton? Te przykłady są z podstawówki- Irwin nie zwracając uwagi na moje słowa, włączył telewizor, ale przed tym upewniając się, że mi nie przeszkadza. Po pięciu minutach oddałem kartkę. Moim zdaniem, Irwinowi pomyliły się roczniki. Te zadania były wręcz banalne.
-Przykłady niby jak z podstawówki, ale w dwóch masz źle- powiedział śmiejąc się cicho.
-Jak to? Niemożliwe- wymamrotałem pod nosem. Ashton pokazał mi błędy, które popełniłem i od nowa mi wytłumaczył.
Poświęciliśmg matematyce około trzech godzin. Przez ten czas, raz przyszedł do nas Colin. Maluch zerknął na ćwiczenia. Kiedy Ashton powiedział mu, że on też będzie takiego czegoś się uczył, pięciolatek wymamrotał, że nie.ma zamiaru i czmychnął z powrotem na górę.
-Możemy już skończyć? Oczy mnie bolą- zacząłem pocierać oczy. Miałem już dosyć nauki jak na jeden dzień. Było dopiero po dziewiętnastej, a ja już robiłem się śpiący.
-Jasne. Postaram się jutro wcześniej skończyć, żeby przynajmniej godzinę Cię pouczyć.
-Co? Nie możesz się zwalniać wcześniej z pracy ze względu na mnie- pokręciłem głową.
-Ale chcę, okej? Chcę Ci pomóc, Calum- spuściłem głowę z lekkim uśmiechem. Moje policzki znowu były czerwone! To już trzeci raz w tym dniu.
-Nie musisz.
-Ale chcę. Wręcz muszę. Czuję taki obowiązek. Chcę Ci pomagać, Chcę Cię uszczęśliwiać- przysunął się bliżej do mnie.
Na tą chwilę nie byłem w stanie nic powiedzieć. Moje serce zalała fala ciepła.
Irwin patrzył w moje oczy, ale niezauważalnie zerkał na moje usta, które po chwili były zakryte jego.
~*~
Hejaa
Co tam u was?
Wiem, że nie było rozdziału... długo, ale za Bardzo mi siedział w głowę ten rozdział na którym było tylko 100 słów. Podoba wam się rozdział?
I co sądzicie o nowej okładce?
I ogólnie zyskałam nowe- słodkie przezwisko: Polsat :)
Miłego wieczoru/ Dobranoc ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top