Rozdział 10
Całą drogę do domu biegłem. Dopiero na przedpokoju oparłem dłonie o kolana i wziąłem kilka porządnych oddechów.
-Jak było w pracy?- zapytała moja mama, która zajrzała do mnie- Coś się stało?
-Co? N-nie nic- skłamałem-Jest okay.
-Na pewno? Wyglądasz na wystraszonego.
-Na pewno- musiałem skłamać. Przecież nie powiem, że pomiędzy mną, a moim pracodawcą prawie doszło do czegoś więcej. Zdjąłem swoje znoszone trampki, wyminąłem swoją rodzicielkę i pobiegłem szybko na górę
Płożyłem się na łóżku i odetchnąłem głęboko. Stwierdziłem, że muszę się wygadać, więc nie czekając dłużej, wyjąłem telefon z kieszeni szarej bluzy. Wszedłem w kontakty i zacząłem szukać imienia swojego przyjaciela.
Prawdą było to, że nie za bardzo umiałem skrywać emocje. Jaka cholernie się starałem, to i tak można było czytać ze mnie jak z otwrtej księgi.
Nienawidziłem tego u siebie.
Kiedy już wykręciłem numer, przyłożyłem telefon do ucha. Niemal od razu usłyszałem głos Luke'a.
Jak nakręcony zacząłem opowiadać blondynowi co stało się niecałe pół godziny temu. Hemmings dał mi się wygadać i kiedy już to zrobiłem, wybuchnął głośnym śmiechem.
-To nie jest śmieszne, głupku- naburmuszyłem się brunet. Słysząc jeszcze głośniejszy śmiech blondyna, westchnąłem głośno- Skończyłeś już?
-Wiedziałem, że na niego lecisz, ale, żeby aż tak- wydusił młodszy.
-Wcale nie!
-Uh, wcale tak. Shipuję was. Cashton jest prawdziwy.
-Co jest prawdziwe? Cashton? Czy Ciebie człowieku posrało?
-Tak właściwe, to co Ci przeszkadza?
-Huh?- wymamrotałem nie rozumiejąc pytania- w jakim sensie?
-No bo, masz przed sobą gorącego gościa, ma prace, jest przystojny, zarabia, jest przystojny, czego ty więcej chcesz? Co Ci przeszkadza?
-Bo to mój szef?
-Calum, to nie jest praca w jakimś biurze, że romans jest zakazany i zostaniesz obrzucony za to, że dajesz dupy szefowi za awans. Ty tylko pilnujesz mu dziecka. I ja wiem, że ty wiesz, że to nic takiego. O co tak naprawdę chodzi?
O co tak naprawdę chodziło? Nie wiem. Już sam siebie pogubiłem. Nie wiedziałem czego oczekuję od partnera. Mój jedyny związek w którym byłem, był z osiemnastoletni wtedy narkomanem.
Może po prostu ta różnica wieku mnie od niego odpychała?
-A-ale on jest starszy.
-Niech zgadnę, nic nie przychodziło Ci do głowy, więc wymyśliłeś ten argument na poczekaniu?- spytał- a nawet jeśli! Facet jest doświadczony, wie czego byś chciał. Słuchaj przemyśl to sobie. Czy teraz mogę Ci powiedzieć jak było na mojej randce?
Rozmawialiśmy do północy o naszych małych miłostkach.
~*~
Poniedziałek
Szedłem jasnym korytarzem stawiając mocne i stanowcze kroki. Moja broda była wysoko uniesiona.
Swe kroki skierowałem do barku dla pracowników. Tam przeważnie spędzałem każda dziesięciominutową przerwę
Kiedy już się tam znalazłem, poszedłem od razu do automatu z ciepłymi napojami. Wcisnąłem przycisk z napisel espresso.
Przez czas robienie kawy, włączyłem małe radyjką, które leżało na szafce tuż przy automacie. Po chwlili w pomieszczniu było słychać dźwięki piosenki Lany Del Rey, Summertime Sadness.
Usiadłem przy stole już z kawą i zacząłem podśpiewywać piosenkę z urządzenia.
Lubiłem od czasu do czasu posiedzieć sam ze sobą. Mogłem wtedy przemyśleć kilka spraw. Teraz moje myśli zajął wysoki, siedemnastoletni brunet o pięknych czekoladowych oczach. Nie mogłem zaprzeczyć, ale coś poczułem do tego chłopaka. Nie byłem pewien co to coś znaczy. Może młodszy pociągał mnie fizycznie, seksualnie. Nie oszukujmy się, Całym miał szczupłe i wysportowane ciało.
Moje przemyślenia przerwała Mabel, która weszła do pomieszczenia. Przywitała się ze mną i podeszła do automatu. Po zapatrzonym napoju, usiadła na przeciwko mnie i zaczęliśmy rozmowę.
-Hej Ash, masz może ochotę spotkać się w sobotę?- spytała, niepewnie dziewczyna.
-Nie wiem czy to jest dobry pomysł- powiedziałem zmieszany. Przecież ma Caluma..., który mnie od siebie odpycha.
-Oh, jasne. Rozumiem. Ja już lepiej pójdę.
-Czekaj! Co powiesz na sobotę?- zapytałem z małym uśmiechem.
-Oh, ale przed chwi-
-Po prostu...zmieniłem zdanie.
-Jasne. Chętnie pójdę- dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła z pomieszczenia.
Odetchnąłem głęboko. Tak naprawdę nie chciałem się z nią umawiać, nadal miałem w głowie nastolatka.
Chociaż kto wie? Może to tylko chwilowa fascynacja nastolatkiem. Może to Mabel okaże się tą jedyną? Może to spotkanie nie będzie ostanie?
~*~
-Cally, pobaw się ze mną!- krzyknął Colin z salonu. Wróciliśmy jakieś dwie godziny temu. Przez ten czas Colinowi zaczęło się potwornie nudzić.
-Nie mogę!- odkrzyknąłem z kuchni- chodź już! Obiad gotowy!- zacząłem odcedzać makaron.
Pięć minut później, zaczęliśmy jeść spaghetti carbonara'ę, oglądając przy tym jakiś program o gotowaniu.
-Cally? Zrobimy jutro jakieś ciasto?- zakrztusiłem się.
-Ciasto? Jesteś pewny?- Colin pokiwał głową. Jedyne co umiałem zrobić na deser to owocową galaretkę- No dobrze, coś wykombinujemy- Już wiedział, że jak wrócę do domu, od razu pójdę do Joy i spytam o najprostszy przepis na ciasto.
~*~
Reszta dnia zleciała bardzo szybko. Nim się obejrzełem, Colin leżał w łóżku, a ja czytałem mu bajkę.
-Koniec- wyszeptałem widząc śpiącego już Colina. Odłożyłem książkę na miejsce, zgasiłem lampkę i wyszedłem z pokoju. Nie zamykałem drzwi, bo byłem pewny, że jeszcze Ashton do niego zajdzie.
Zszedłem na dół i sprawdziłem godzinę. Dziewiętnasta trzydzieści pięć, Ashton powinien być w każdej chwili.
Poszedłem w tym czasie do kuchni i zacząłem przeglądać social media. Po sprawdzeniu Instagrama, usłyszałem przekręcanie kluczyka w drzwiach.
Słysząc kroki zmierzające do kuchni odłożyłem telefon i włożyłem ręce do kieszeni bluzy.
-Cześć Calum- powiedział Ashton.
-Cz-cześć. Um..Ashton? Możemy porozmawiać?- spytałem. Chciałem porozmawiać z Ashem na poważnie. Chciałem porozmawiać o naszej relacji. O tym co nas łączy.
-O właśnie!- Irwin klasnął w dłonie- przepraszam, że wchodzę Ci w wypowiedź, ale masz czas w sobotę?
Moje myśli przekierowały się na inny tor. Czy Ashton chce mnie gdzieś zaprosić?
-Jasne, a coś się stało?
-Mógłbyś popilnować Colina? Jestem umówiony, a nie mam z kim go zostawić. Mógłbyś przyjść?-moja mina szybko zrzędła. Szczerze zaczynałem myślałeć, że Irwin chce mnje gdzieś zaprosić, ale się myliłem.
-Um...jasne. A to jakieś ważne spotkanie?
-Umówiłem się z koleżanką z pracy. Wiesz, niezobowiązujące sptkanie- zachichotał- To jak mógłbyś zostać?
-T-tak jasne- Hood nie marzyłem o niczym innym tylko o litrowych lodach i łóżku. Wizja Ashtona z jakąś dziewczyną na romantycznej kolacji znalazła się w mojej głowie i nie chciała jej opuścić- ja już pójdę- skierowałem wzrok na dół i zacząłem kierować się na przedpokój.
-Cal? O czym chciałeś wcześniej pogadać?- zagadnął starszy.
-Uh, jutro z Colinem chcemy zrobić jakiś deser. Masz jakieś specjalne życzenia?- podniosłem na niego wzrok.
-W sumie to nie, ale chociaż...zjadłbym dobrej szarlotki. Ale wybór zostawiam wam- uśmiechnął się szeroko.
-Jasne. Ja już pójdę. Dobranoc.
-Dobranoc Calum
~*~
Hej wszystkim
Co tam u was?
Heh, dawno mnie tu nie było hah. Pisanie tego rozdziału, to był hit. Dopiero dzisiaj go napisałam. Pisałam go cały dzień i mega mnie oczy bolą.
Ogólnie dziękuję osobą, które cierpliwie czekają na rozdziały.
Przez ten czas, przez który nic tu nie pisałam, zyskałam krasza. I wiecie co? Ja już nie chcę.
I ogólnie jak chcecie to możecie mnie zaobserwować mnie na tt @SosyRzyciem1102
Miłego wieczoru/Dobranoc ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top