Rozdział 22

Wiesz co Ci powiem?- spytałem Luke'a. Minęły trzy godziny odkąd do niego przyszedłem. Przez ten czas zdążyliśmy opróżnić razem dwa piwa i pół litra wódki. Ja osobiście często nie piłem, więc taka ilość zadziała na mnie nie dość, że szybko to jeszcze mocno. Jakąś godzinę temu zaczęło mi się kręcić w głowie. Do tej pory zastanawiałem się, jakim cudem nie zwymiotowałem- Rozczarowałem się nim. Cholernie- ostatni wyraz wykrzyknąłem, sam nie wiem dlaczego. 

-Staryy, zamknij się kurwa, moi rodzice już śpią- uciszył mnie blondyn. On zdecydowanie się trzymał lepiej ode mnie. Chociaż co się dziwić? Blondyn lubił czasem poimprezować- Chyba nie chcesz by Liz tu przyszła i cię opieprzyła?

-Liz!- krzyknąłem jeszcze głośniej wyrzucając przy tym ręce do góry- Jak ja uwielbiam tę kobietę! Nie no muszę do niej iść i powiedzieć jak ja ją uwielbiam- kiedy już chciałem wstawać, zachwiałem się i spadłem na pufę, na której siedziałem. Wybuchłem głośnym i niekontrolowanym śmiechem, a zaraz potem dołączył do mnie Hemmings. Przez dobre dziesięc minut śmialiśmy się...z niczego tak naprawdę. Kiedy dostałem skurczów brzucha, próbowałem się uspokoić, co niekoniecznie wychodziło, przez Hemmingsa, który potknął się o butelkę pustego piwa i wylądował na podłodze. Zaniosłem się jeszcze większym śmiechem.

-Chłopcy, wy wiecie, która jest godzina?- zapytała dość wkurzona Liz po wejściu do pokoju Luke'a. Nasze śmiechy niemal od razu ucichły a dwie pary oczu przeniosły się na mamę blondyna- Nie macie już po siedem lat, żebym kazała wam spać, ale bądźcie przynajmniej ciszej- wskazała na nas palcem i wyszła. Ponownie zacząłem się śmiać, ale tym razem znacznie ciszej. 

-I z czego rżysz idioto? Przez ten twój śmiech będę miał przesrane.

-Ale to ty potknąłeś się o powietrze.

-Stary, potknąłem się o butelkę- zamilkłem nagle i spojrzałem na blondyna z niezrozumieniem. 

-Okay- powiedziałem od niechcenia i ułożyłem się wygodniej na pufie przyjaciela. Czułem jak zaczynam robić się senny, więc zamknąłem powoli oczy. Ale nie dane mi było pospać, bo od razu poczułem, jak dostaję w twarz.

-Nie śpij- wymamrotał Luke.

-Nie śpię- powiedziałem ledwo słyszalnie z zamkniętymi oczami.  Czułem jak już odlatuję w krainę snów. Ale nagle poczułem uderzenie na twarzy- Jesteś chory.

-Ashton się źle zachował- zmienił temat blondyn.

-Wiem.

-Ja bym mu to wygarnął wszystko.

-Ja też- powiedziałem. Luke od razu wstał i zaczął czegoś szukać pod łóżkiem. Po chwili zadowolony wyciągnął swoją zdobycz. A był to telefon. I to mój telefon. Co on tam robił?

-Zadzwoń do niego- podał mi urządzenie. Wzruszyłem ramionami i zacząłem szukać kontaktu Ashtona. Niestety przez alkohol mój wzrok się troszkę rozmazywał, więc szukanie głupiego numeru, zajęło mi troszkę więcej czasu.

-Oj daj to- Hemmings wyrwał mi telefon z ręki i sam rozpoczął poszukiwania. Ja tylko wzruszyłem na to ramionami. Chwilę później miałem już telefon przy uchu.
Z Hemmingsem nawet nie zwróciliśmy uwagi na godzinę, a było już późno.

-Halo?- z moich myśli wyrwał mnie zaspany głos Ashtona. W jednej chwili zapomniałem wszystkiego co chciałem powiedzieć- Calum?

-Ashton- powiedziałem, a bardziej wybełkotałem- Co u Ciebie? Jak tam życie Ci mija?

-O co chodzi?

-A czy musi o coś chodzić? Nie mogę do Ciebie po prostu zadzwonić?

-Jesteś pijany- stwierdził.

-Oj tam zaraz pijany. Lekko podpity-

-Ashton? Kto to?

No chyba nie.

W jednej chwili cały alkohol, który w sobie miałem, jakby całkowicie wyparował. Jeszcze chwilowe szczęście zastąpił okropny smutek. Czułem jak do oczu napływają mi słone łzy.

-Jesteś z nią- mój głos zadrżał. Dzielnie starałem się powstrzymać płacz, co szczerze mówiąc dobrze mi wychodziło.

-Calum-

-Jesteś z nią. Cholera jasna.

-Calum posłuchaj-

-Nie, to ty posłuchaj- przerwałem mu- Od kilku tygodni, widzę, że coś jest między nami źle, że nie jest tak jak kiedyś. I wiesz co? Boli mnie to. Cholernie mnie to boli. Mam wrażenie, że nie traktowałeś mnie jak chłopaka, tylko jak pocieszenie.
Cholera jasna, nawet teraz z nią jesteś, może nawet razem w łóżku? W waszej starej sypialni?- czułem pierwszą łzę spływająca po policzku.

-Calum, uspokój się.

-Nie! Nie uspokoję się. Cholera jasna. Ashton zrozum to, że tęsknię za tobą. Zrozum, że się w tobie zakochałem i zależy mi na tobie!

-A ty zrozum to, że to moja żona i na niej również mi zależy!- w tym momencie moje serce złamało się na kilka małych kawałków.
Oboje przez chwilę nie rozwijaliśmy. Ale nagle rozległ się w słuchawce głos Ashtona, do którego dopiero teraz dotarł sens słów wypowiedzianych przez niego- C-Calum, ja nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało.

-Okay- pokiwałem głową, ale Ashton nie mógł tego zobaczyć. Irwin dalej mówił, ale ja już go nie słuchałem. Rozżalony rozłączyłem się i dość nie delikatnie rzuciłem telefonem o podłogę.
Spojrzałem smutnym spojrzeniem na Luke'a, który wpatrywał się we mnie że współczuciem wypisanym na twarzy.

Otworzył swoje ramiona, w które niemalże od razu wpadłem i zacząłem cichutko szlochać.

~*~

hej wam! OKAY TO JEST TEN MOMENT GDZIE WYBIŁO NAM 10 TYSIĘCY WYSWITLEN I TYSIĄC GWIAZDEK no kurwa, co wy zrobiliście? Przez was się prawie poryczalam grr

niestety dzisiaj taki krótszy rozdział. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza i, że rozdział był taki w miarę.
Rozdział byłby wcześniej, ale miałam takie małe problemy ze zdrowiem.

iiii, zrobiłam takie trzy nowe okładki, więc sami zdecydujecie, która najlepsza


ja mam swój jeden typ, ale wybór zostawiam wam :)

i jeszcze jedno, co tam u was? Jak wam minął dzień?

Miłego dnia/wieczoru ♥️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top