Rozdział 15
-Ja się tego nie nauczę! Nie ma mowy- powiedziałem, a właściwie krzyknąłem i wyrzuciłem ręce do góry. Ja i Ashton siedzieliśmy już od ponad dwóch godzin u niego na kanapie i uczyliśmy się matematyki. W sensie on mnie uczył, bo ja nie ogarniałem nic.
-Oj nauczysz się- uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego ten człowiek się uśmiechał, ja tu nie widziałem nic radosnego, czułem się, jakbym uczył się za karę. Ja naprawdę nie lubiłem się uczyć, a wręcz nienawidziłem.
-Dajesz mi zadania z podstawówki, a ja nawet ich nie potrafię!- awanturowałem się dalej- Boże, jak ja się tam chyba zesram- miałem na myśli piątek, oczywiście. Irwin znowu zachichotał. Czy ja serio byłem aż tak zabawny?
-Nauczysz się, już ja tego dopilnuję- powiedział i pocałowałem mnie lekko w usta, a ja od razu go oddałem. Smakował kawą i miętą. Uwielbiałem całować jego miękkie wargi. Czułem się wtedy niezwykle, wręcz magicznie. Po kilku sekundach oderwał się delikatnie od moich warg i wyszeptał mi do ucha: -Teraz bierzemy się do pracy.
~*~
Po kolejnych trzech godzinach miałem cholernie dosyć. Było po dwudziestej trzeciej, a ja już padałem na twarz i to dosłownie. W tej chwili opierałem się o zagłówek kanapy z przymkniętymi oczami. Colin najedzony i wykąpany, już dawno spał. Strasznie mu teraz zazdrościłem. Gdybym mógł, położyłbym się i od razu zasnął.
-No to co? Koniec na dzisiaj?- zapytał Ashton, odwracając się w moją stronę. Nie miałem siły nawet odpowiadać, więc tylko mruknąłem cicho w jego stronę- Aww, moja dziecinka jest zmęczona?- zagruchał.
-Ja nie wiem, jakie ty masz fetysze, ale mnie w to nie mieszaj- oznajmiłem i wygodniej oparłem się o oparcie kanapy. Dwudziestokilkulatek się zaśmiał. Przez chwilę Ashton się nie odzywał. Myślałem, że poszedł na górę i mnie tu zostawił, ale się myliłem. Chwilę potem poczułem, jak tracę oparcie. I to nie przez to, że spadłem z kanapy. Z wielkim ciężarem otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą Ashtona, u którego na rękach jestem...ZARAZ, CO.
-Puść mnie- zacząłem się wyrywać- Muszę wracać do domu.
-Ty chyba nie myślisz, że o tej godzinie puszczę Cię samego do domu- podniósł brew- Nie? To dobrze- Wiedziałem, że z nim nie wygram, więc przestałem się wyrywać i tylko grzecznie wtuliłem się w jego tors. Po mniej więcej minucie znaleźliśmy się w sypialni Irwina. -Nie będzie Ci przeszkadzać, jeśli będziesz spał ze mną?- zapytał- Nie mam żadnych pokoi gościnnych, a nie chcę, żebyś spał na kanapie, chyba że ja mam spać- zaczął plątać się w słowach. Zachichotałem cicho i oznajmiłem, że nie mam nic przeciwko. Ash delikatnie położył mnie na łóżku, pocałował w czoło i zaczął kierować się w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?- wymamrotałem już z zamkniętymi oczami. Powoli odlatywałem.
-Idę wziąć prysz-
-Chodź tu- blondyn nic już więcej nie powiedział. Przez chwilę go nie słyszałem, więc uchyliłem delikatnie powiekę. Od razu zobaczyłem jak Ash zdejmuje swoją koszulkę i rzuca ją komodę. Nie ukrywam, widok półnagiego Ashtona był...obiecujący. Możliwe nawet, że lekko poczerwieniałem na twarzy. Ale tylko możliwe! Blondyn podszedł do łóżka z drugiej strony. Poczułem, jak materac się ugina, a zaraz potem ręce oplatające mnie w talii. Odwróciłem się do niego przodem i wtuliłem się w jego umięśnioną klatkę piersiową.
-Dobranoc- pocałował mnie w czoło.
~*~
-Tato?- poczułem, jak ktoś potrząsa moim ramieniem- Tato? Zalaz się spóźnimy. Otworzyłem oczy i szybko nim zamrugałem. Nadal obejmowałem Caluma, tylko z tą różnicą, że chłopak spał odwrócony do mnie tyłem. Spojrzałem jeszcze raz na Colina i zobaczyłem, że maluch stoi już ubrany w rzeczy, który wczoraj razem przygotowaliśmy, oczywiście razem z Calumem. Zerknąłem jeszcze na zegarek, siódma czterdzieści pięć. Aha, czyli miałem piętnaście minut na ubranie się, zrobienie Colinowi śniadania, na odwiezienie Colina do przedszkola i na dojazd do pracy, a zamiast tego siedziałem w łóżku i głupio parzyłem się na mojego syna, który za to patrzył na śpiącego siedemnastolatka.
-Cally został na noc? Czemu ja o tym nie wiem?- teraz spojrzał wymownie na mnie. Wstałem gwałtownie z łóżka i wymamrotałem do pięciolatka, że nie czas na pytania. Podszedłem do szafy i wyjąłem z niej parę bokserek, czarne jeansy i białą koszulę. Szybkim krokiem skierowałem się do łazienki. Po ogarnięciu się zszedłem na dół, by zrobić sobie kawę i śniadanie Colinowi. Wstawiłem wodę i wyjąłem mleko z lodówki. Wyciągnąłem płatki z szafki i wsypałem je do miski, a potem dodałem do nich mleka. Wstawiłem je do mikrofalówki na półtorej minuty. Po chwili usłyszałem, jak ktoś idzie w stronę kuchni, zapewne Colin. I się nie pomyliłem. Chłopiec usiadł przy stole.
-Nadal nie odpowiedziałeś mi na pytanie.
-Jakie pytanie?
-Cemu, Cally tutaj spał?
-Ponie- urwałem i odwróciłem się w stronę mikrofalówki, która zaczęła dźwięk, oznajmujący o tym, że czas podgrzewania minął- Ponieważ uczyłem go do późna matematyki. Było za późno, by wracał sam do domu- podałem mu śniadanie. Następnie zauważyłem parę wydobywającą się z czajnika. Zalałem kawę i dodałem do niej odrobinę cukru.
-A cemu spaliście w jednym łóżku?- zakrztusiłem się moją kawą. Nie spodziewałem się, że pięciolatek zada akurat takie pytanie.
-A miał spać na kanapie?
-Nie, ale pzeciez mógł w pokoju obok mnie- I tu mnie ma. Specjalnie nie powiedziałem Calowi, że mamy pokój gościnny.
-Dosyć tej dyskusji. Zjadłeś już?- pokiwał główką. Wstał z krzesła i odniósł miskę do zlewu. Ja zrobiłem to samo tylko, że ze szklanką. Nakazałem Colinowi iść na przedpokój się ubrać, a sam poszedłem jeszcze do mojej sypialni. Wziąłem z komody jakąś czystą kartkę i niechlujnym pismem napisałem wiadomość Calumowi i położyłem obok kartki zapasowe klucze. Pocałowałem jeszcze chłopaka lekko i w usta, na co zmarszczył nos. Na dole ujrzałem gotowego przedszkolaka. Musiałem mu jeszcze zawiązać buty i sam zacząłem się ubierać.
-Colin? Zerkniesz która godzina?- zapytałem, wkładając już buty. Wziął mój telefon z komody obok. -Siedem i pięć, pięć- Cholera. Spóźnienie do pracy gwarantowane. Sprawdziłem jeszcze, czy wszystko mam i wyszedłem z synem z domu, który zamknąłem na klucz.
~*~
Mruknąłem cicho i przekręciłem się na drugą stronę. Wyciągnąłem prawą rękę przed siebie, ale nic, ani nikogo nie wyczułem. Otworzyłem powoli oczy i zauważyłem przed sobą puste miejsce. Podniosłem się do siadu i rozejrzałem. Pokój był pusty. Nikogo oprócz mnie nie było. Zacząłem szukać wzrokiem telefonu, ale go nie znalazłem. Wstałem z łóżka i jako- tako rozprostowałem kości. Na komodzie, na której stał telewizor, zauważyłem karteczkę, a obok niej klucze. Wziąłem ją do ręki i przeczytałem:
Dzień dobry, śpiochu Mam nadzieję, że dobrze spałeś. Ja pojechałem do pracy i odwieźć Colina do przedszkola. Zrób sobie jakieś śniadanie, kuchnia jest do twojej dyspozycji tak jak cały dom. Jak będziesz wychodził, masz tu zapasowe klucze.
Do zobaczenia, Ashton
Zabrałem klucze i schowałem je do kieszeni bluzy. Poszedłem na dół i dopiero tam zlokalizowałem swój telefon. Leżał na stole pośród moich notatek z matmy. Wziąłem go do ręki i to, co tam zobaczyłem, przyprawiło mnie o zawrót głowy.
20 nieodebranych połączeń od: Mama
35 nieodebranych połączeń od: Tata
W skali od jeden do dziesięć, ja bardzo mam przesrane?
Dwanaście
~*~
Heja, najpierw chciałabym was bardzo przerosić za tak długą nieobecność. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie
Co tam u was? Jak wam mija dzień?
Ogólnie zauważyłam, że lepiej mi idzie pisanie w narracji pierwszoosobowej i zaczynam miec problemy z pisanie w trzecioosobowej, ale to już wy oceńcie, jak podobał wam się rozdział?
Miłego wieczoru <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top