~45~
Wjechałem na teren naszej posiadłości. Moje słonko spało, w wymiocinach co prawda. Trzeba będzie ją umyć. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do domu.
-Wstawaj kwiatuszku, musisz się umyć
-C-o?
-Ah tak, dobrze tatusiu.
Od kiedy ona się zgadza na wszystko? Poszliśmy do wielkiej łazienki, w której znajdowała się ogromna wanna.
-Pomóc Ci się rozebrać?
-Yhyyym.
Stanik w gwiazdki. W GWIAZDKI. Jaka ona jest urocza. Nalałem wody i wlałem płyn aby powstała piana w wannie.
-Mam Cię umyć czy sama sobie poradzisz?
-Yhyyy.
-No dobrze chodź tutaj, zaraz będziesz czysta.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top