~35~
Obudziłam się w jakimś ciepłym pomieszczeniu. W powietrzu unosił się łagodny zapach wanilii.
Przetarłam oczy.
-W końcu się obudziłaś skarbie.
-Co ja tu?
-Majaczysz, zaraz Ci przejdzie.
-Po co tu jestem?
-Tęskniłem za tobą.
-Ale ja za tobą nie.
-Dlaczego się zmieniłaś?
-Ja? Tylko udawałam.
-To też udawałaś?
Zaczął wsuwać mi rękę pod spódniczkę a ja mimowolnie jęknęłam
-T-tak.
-Skoro tak to już cię nie męcze.
-Hmm
-Idę popływać ty coś możesz porobić.
-O 15 odwiezie Cie L.
-Dobrze.
-Ja idę popływać.
-A mogę iść z tobą... tatusiu?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top