~20~


-Nic nie mówi mi to imię...

- ...najwidoczniej to nikt ważny - Zaczęłam przeglądać mój telefon bo temat o jakimś Parku Chanye Chanyo? Miał tak beznadziejne imię że nawet go nie zapamiętałam

-Chyba żartujesz!

-On jest jednym z najprzystojniejszych Koreańczyków jakich widziałam. - Dziewczyna rozmarzyła się.

- Pewnie widziałaś ich mało.

- Skończ już krytykować, mamy z nim zajęcia na pierwszej lekcji.

- Więc lepiej się pośpieszmy... tak wiem wiem. - Niechętnie musiałam udać się na pewnie bardzo interesującą prezentacje jakiegoś bogacza.

Poszłam więc z nią do klasy, w której miały się odbywać zajęcia.

To co zobaczyłam zamurowało mnie. Mój ''tatuś'' stał na środku sali i coś opowiadał, jednak przerwał rozmowę i skierował wzrok na nas.

-Gdzie byłyście? – Jaki groźny.

- Ja-a-a... - zaczęłam się jąkać. Co on tu do cholery robił?!

- U pielęgniarki, Soo się źle czuła

- Bardzo przepraszamy za spóźnienie. - Yeri umiała wszystko opanować. Zrobiła wielkie maślane oczy i poszło gładko.

-Dobrze usiądźcie więc.

Całą lekcje opowiadał o swoim biznesie, jak to osiągnął sukces. Oczywiście cały czas prawie patrzył na mnie, gdy inne dziewczyny wprost śliniły się na jego widok. Z tego spotkania wyszło coś dobrego, dowiedziałam się że ma dwadzieścia cztery lata, jest milionerem i moim tatusiem nie mogę w to uwierzyć.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top