Część 8

Okej, popraw mnie, jeśli coś źle zrozumiałam, ale ogólnie - poznałeś samotnego ojca w noc Halloween, zaoferował ci pomoc w malowaniu ściany, co w jakiś sposób doprowadziło do pocałunku, potem obaj spanikowaliście i ignorowaliście siebie nawzajem przez tydzień, zaprosił cię na obiad i to omówiliście, więc teraz idziecie na randkę? - twarz Gemmy na laptopie Harry'ego była lekko rozmazana, ale widział jej zmarszczone brwi. - H, jesteś pewien, że to dobry pomysł?

- Nie jestem - powiedział szczerze Harry, zanim podniósł cienką, czarną koszulę, by pokazać siostrze. - Ta?

Nah, zostaw na drugą randkę. Nie chcesz, jakby, za bardzo go przytłoczyć za pierwszym razem. Szczególnie odkąd obaj testujecie wody - oparła się o swoje krzesło i zmrużyła oczy. - Ale naprawdę, H, samotny ojciec? Jego córka będzie numerem jeden, no wiesz-

- Tak, jak powinno być - przerwał jej Harry, podnosząc koszulę we flamingi z góry ubrań leżącej na podłodze i potem z powrotem ją odłożył, kiedy Gemma wydała pomruk dezaprobaty (Harry kochał tę koszulę, ale to nie do końca był materiał na randkę). - Rose jest bardzo uroczą, małą dziewczynką i zasługuje na wszystko co najlepsze. Jeśli Louis by o nią nie dbał, nigdy bym się na to nie zgodził.

Gemma przez moment milczała, jakby nad czymś myślała. Potem, - więc naprawdę go lubisz?

Harry jęknął, sfrustrowany. Louis miał po niego przyjechać za pół godziny i miał na sobie tylko spodnie. - Czy nie słuchałaś, Gem? Szczerze go lubię.

- Nawet jeśli znasz go jedynie, ile, nawet nie trzy tygodnie?

- Tak - powiedział Harry. - Teraz przydaj się na coś i powiedz mi co ubrać!

Teraz Gemma zdawała się być rozbawiona. Harry po części żałował, że zgodził się na rozmowę z nią przed jego randką (jego randką; Harry czuł się bardziej jak szesnastolatek, a nie w pełni dorosły, dwudziestotrzyletni mężczyzna, kiedy jego serce przyspieszało pięć razy bardziej, kiedy pomyślał o tym słowie). - Okej, relaks braciszku. Po prostu się tobą opiekuję.

- Louis jest miły, zapewniam cię - powiedział Harry. - Po prostu spanikował, bo jest ojcem. Mogę to zrozumieć.

Gemma mruknęła. - Masz na sobie twoje obcisłe jeansy, tak? Przymierz jedną z twoich koszul w kwiaty i potem narzuć czarną marynarkę. Idziecie do jakiegoś wystawnego miejsca?

- Nie bardzo - powiedział Harry, podnosząc żółtą koszulę w czerwone kwiaty. Odłożył ją, kiedy Gemma powiedziała nie ta. - Ale nie chcę być niestosownie ubrany.

Ale również nie chcesz być za bardzo wystrojony - ponownie mruknęła, potem spytała, - czekaj, pomalowałeś paznokcie?

Harry spojrzał na swoje dłonie. Jego paznokcie były pomalowane na jasnoróżowy kolor i był zaskoczony, że Gemma zdołała to zauważyć. - Tak - powiedział, przyglądając się im. - Nie robiłem tego od jakiegoś czasu. Trochę za tym tęskniłem i no wiesz, jeśli Louis okaże się być jakimś oceniającym kutasem to przynajmniej będę wiedział wcześniej, tak? - coś mu mówiło, że Louisowi do tego daleko.

-Fakt - powiedziała Gemma. - Podobają mi się. Wyglądają ślicznie, jak zawsze.

Harry posłał jej krótki uśmiech, zanim wziął czarne spodnie w białe paski, czarną koszulę i czarną marynarkę. Nałożył je, podskakując, gdy wkładał spodnie, bo oczywiście były ciasne (ku rozbawieniu Gemmy). Nałożył koszulę i powiedział, - ile guzików?

Gemma przez chwilę poważnie się nad tym zastanawiała. - Zostaw trzy rozpięte.

- Tylko trzy?

- Dobra, cztery.

Harry zostawił cztery pierwsze niezapięte i było to wystarczające, by zobaczyć kawałek jego tatuażu motyla. Jaskółki na jego klatce piersiowej również były widoczne i nałożył marynarkę z usatysfakcjonowanym uśmiechem. Obrócił się dokoła. - Jak wyglądam?

Klasnęła w dłonie. - Pięknie, braciszku. Bierz go.

- Dzięki! Teraz muszę zrobić coś ze swoimi włosami, napiszę do ciebie później. Pa!

- Pa! I mama zdecydowanie o tym usłyszy, tak przy okazji.

Harry jęknął. - Proszę, pozwolisz, żebym ja jej to powiedział? Zrobię to po tej randce, obiecuję!

Gemma przewróciła oczami, ale Harry wiedział, że to z czułości. - W porządku. Teraz idź, ciesz się swoim wieczorem.

Harry posłał jej buziaka i zaśmiała się, zanim się rozłączyła. Harry szybko włożył resztę ubrań do szafy, zanim pobiegł do łazienki. Przeczesał swoje włosy i obejrzał swój strój w lustrze, próbując zdecydować które buty powinien założyć.

Kiedy nakładał błyszczyk do ust, usłyszał pukanie do drzwi i w pośpiechu ostatni raz się poprawił, zanim praktycznie pobiegł do frontowych drzwi. Stał tam przez moment, biorąc głęboki wdech i przyodział uśmiech i potem sięgnął po klamkę, otwierając drzwi i-

- Wow - Harry nie był pewien czy powiedział to on, czy Louis, albo może obaj, ale. Louis stał tam w zwykłej, białej koszuli pod czarną marynarką, razem z ciemnymi, obcisłymi jeansami, które ukazywały złotą skórę na jego kostkach, bo nie miał skarpetek i wow.

- Wyglądasz niesamowicie - powiedział Louis, co - Harry miał właśnie powiedzieć to samo. Gapili się na siebie przez chwilę, zanim przypomnieli sobie, gdzie byli i co powinni robić. Louis zaśmiał się i potem wręczył Harry'emu mały bukiet kwiatów. Róż.

Co przypomniało Harry'emu - gdzie jest Rose?

- U kumpla - odpowiedział Louis, robiąc odrobinę zmartwioną minę. - Ale obiecałem, że odbiorę ją dziesiątej, więc. Mamy godzinę policyjną, przepraszam.

- To w porządku - zapewnił go Harry. - Wciąż mamy kilka godzin.

Louis uśmiechnął się i przytaknął, wskazując kciukiem do tyłu. - Więc chodźmy? - na chodniku stał zaparkowany samochód i Harry nie mógł nic poradzić, tylko zachichotał na myśl o tym, że Louis jechał samochodem ze swojego domu tutaj. Louis przewrócił oczami, jakby dokładnie wiedział z czego śmiał się Harry, ale uśmiech został na jego ustach. To w porządku. Będzie z nimi w porządku.

Harry miał silne przeczucie, że tak będzie.

Jazda do restauracji trwała zaledwie dziesięć minut. To było jedno z bardziej wystawnych miejsc w centrum, ale kiedy weszli do środka Harry zdał sobie sprawę, że było tu przyjemnie. Lekko martwił się, że spędzi pierwszą randkę w jakimś pretensonalnym miejscu, ale światła były ciepłe i ludzie się uśmiechali i rozmowy wypełniające przestrzeń były przyjemne.

Zostali zaprowadzeni do swojego stolika i wino zostało nalane do ich kieliszków i Harry rozejrzał się dokoła siebie. Na ścianach wisiały obrazy, żadnych z nich nie mógł rozpoznać i również wisiało kilka fotografii. Na zewnątrz zaczęło lekko padać i Harry mógł zobaczyć przez wielkie okno, które zajmowało większość ściany jak ludzie szybko chodzili z parasolkami.

Wokół przy stołach siedziało wiele rodzin, dzieci i dorosłych, ubranych schludnie, ale nie przesadnie. Cicha muzyka wydobywała się z głośników i uśmiech kelnera był przyjemny, kiedy wręczył im menu, grzecznie mówiąc im, żeby zawołali go, kiedy zdecydują się co zamówić.

- Ładnie tutaj - powiedział Harry, otwierając menu.

- Tak - przytaknął Louis, jego głos cichy. Harry podniósł wzrok i zobaczył, że Louis go obserwował.

Harry zarumienił się, spuszczając głowę i zagryzając uśmiech. - Dziękuję, że mnie tutaj zabrałeś.

- Dziękuję, że zgodziłeś się ze mną wyjść - Louis wskazał na ścianę, prawdopodobnie zważając jak Harry z ciekawością się jej wczesniej przyglądał. - Te dzieła są lokalnych artystów, tak przy okazji. Obrazy i zdjęcia. Jeśli dasz im zdjęcie, dają je na wystawę i dają darmowy deser.

- Naprawdę? - spytał Harry, ożywiając się na ten pomysł. Miał kilka zdjęć, które chciał wydrukować. Może się bardziej tym zainteresuje, ale innym razem.

Louis przytaknął i potem sięgnął po dłoń Harry'ego. Oddech Harry'ego stanął i Louis przez chwilę się zawahał, zanim wsunął swoje palce między te Harry'ego. Mógł dostrzec, że Louis patrzył na jego pomalowane paznokcie i czekał na komentarz, ale starszy mężczyzna jedynie czule się uśmiechnął i przejechał kciukiem po jego skórze.

- Jeszcze raz dziękuję - powiedział. - Za danie mi szansy.

- Oczywiście - odpowiedział Harry szeptem.

Po tym byli zaskakująco łatwo. Rozmawiali, podczas gdy czekali na swoje jedzenie i kontynuowali rozmowę nawet po tym, jak mieli swój posiłek, dzieląc się kawałkami swojego życia pomiędzy kęsami. To wszystko było miłe. Nawet znajome.

- Więc - zaczął Louis, po tym jak Harry skończył mówić o Gemmie. - Piekarnia, eh?

Harry przytaknął, biorąc łyk wina. Czuł ciepło w brzuchu, jego policzki były zaczerwienione i czuł jakby jego serce mogło wyskoczyć z klatki piersiowej. - Byłem kiedyś piekarzem.

- Dlaczego ta informacja sprawia, że jesteś dla mnie jeszcze bardziej czarujący? - spytał Louis, ale obaj wiedzieli, że to pytanie retoryczne.

Harry i tak odpowiedział. - Bo jestem czarujący.

- Bardzo - zgodził się Louis. - Jesteś na całkowicie nowym poziomie uroku, naprawdę.

Policzki Harry'ego zrobiły się czerwone i zachichotał, wino i Louis i ogólnie atmosfera tej nocy sprawiła, że czuł się wyluzowany i ciepły i zadowolony. - Mów za siebie - powiedział. - Ty jesteś czarujący, Louis. I niesamowity również, wychowując samodzielnie Rose i robiąc tak dobrą robotę przy tym.

- Nie do końca sam - podkreślił skromnie Louis. - Moja mama mi pomaga, kiedy przyjeżdża z Donny i Alicia wciąż robi to, co może. Ale dziękuję. Staram się.

- Jest urocza, wiesz - uśmiechnął się Harry, szczerze i ciepło i otwarcie. Tak z nim było. Otwierał się przed wszystkimi, przeważnie, i to zraniło go w przeszłości, tak, ale Harry miał to przeczucie, że mógł zaufać Louisowi i był tam, gdzie powinien być w tym momencie.

Uśmiech Louisa, który dostał w odpowiedzi pozbawił Harry'ego tchu. - Naprawdę jest.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top