Część 6

Rezydencja Tomlinsonów była prostym, dwupiętrowym budynkiem z niskim, białym ogrodzeniem otaczającym ogród. Ściany były pomalowane na niebieski kolor i był to budynek, w którym czułeś się jak w domu, stojący na tle pomarańczowego nieba i ciemnej linii drzew w oddali.

Harry stał przed nim na chodniku przed dobre dziesięć lub piętnaście minut. Nie wiedział co robić. Nie wiedział dlaczego tu w ogóle przyszedł. Powinien prawdopodobnie pójść, zanim ktoś go zobaczy.

Gdy tylko o tym pomyślał, zobaczył jak firanka w jednym z okien rusza się i Rose była tam, z ciekawością wyglądając. Nawet z miejsca, gdzie stał Harry mógł zobaczyć jak jej twarz rozświetliła się, kiedy go zobaczyła i potem zniknęła w mgnieniu oka. Ze środka słuchać było cichy pisk i potem drzwi się otworzyły i - i była tam, wyglądając ślicznie w pomarańczowej sukience, jej rozpuszczone włosy opadały na ramiona.

- Harry! - krzyknęła, wybiegając przez drzwi w jego stronę i Harry był bezsilny i wyciągnął ręce do uścisku. Wbiegła prosto na niego i nie myślał o tym wiele, tylko podniósł ją i okręcił dokoła, ale było to warte, by usłyszeć jej zadowolony pisk. - Jesteś wcześniej! - powiedziała, kiedy odstawił ją na ziemię. - Papa jeszcze nie skończył gotować, więc wciąż nie uczesał moich włosów.

Cóż, będąc szczerym Louis nie określił godziny. Po prostu powiedział obiad, co mogło być o każdej porze pomiędzy szóstą, a ósmą. Zamiast to powiedzieć, uśmiechnął się i postawił na, - nie martw się, mogę cię uczesać, podczas gdy Louis skończy z obiadem.

Rose od razu się zgodziła i potem złapała za dłoń Harry'ego i zaciągnęła go do domu. Louis stał w otwartych drzwiach, ręce skrzyżowane i wyglądał w połowie na czułego, w połowie nerwowego. Harry niezbyt się czegoś w tym doszukiwał. Pozwoli Louisowi później wszystko wyjaśnić.

- Papa, Harry i ja idziemy do mojego pokoju, żeby mnie uczesał i pokaże mu moje zabawki!

Harry czekał by przekonać się, czy Louis sprzeciwi się, by mężczyzna, którego znają przez krótki okres czasu poszedł sam do pokoju z jego córką. Zdawał się myśleć o tym przez chwilę, odrobinę zmarszczył twarz, ale potem napotkał wzrok Harry'ego i po prostu. Jego twarz złagodniała. Harry go nie rozumiał.

- Jasne, Ro - w końcu powiedział Rose, pochylając się, by uszczypnąć jej policzek. Żartobliwie walnęła go w dłoń chichocząc i potem wbiegła do domu i na schody, ledwo kontrolowana kulka energii.

Louis odwrócił się do Harry'ego. - Dziękuję za przyjście. Ja - wiem, że mam dużo do wyjaśnienia obiecuję, że to zrobię, ale Rose jest naprawdę podekscytowana, by cię zobaczyć i pytała się o ciebie i-

- Lou - powiedział Harry, przerywając Louisowi i oboje zamarli na moment. Harry wewnętrznie przeklął samego siebie, przezwisko po prostu mu się wymsknęło i nie zdał sobie nawet z tego sprawy, ale zdecydował się udawać, jakby to nie było coś wielkiego. - W porządku, naprawdę. Mam na myśli, ja też tęskniłem za Rose - i tobą. Tak bardzo za tobą tęskniłem, ale to coś, czego nie chciałem przyznać sam przed sobą do teraz, ponieważ jesteś tutaj, stojąc przede mną i wyglądasz tak niesprawiedliwie pięknie i dlaczego. - Więc, naprawdę. Nie przejmuj się.

Louis uśmiechnął się odrobinę niepewnie i potem poklepał Harry'ego po ramieniu odrobinę niezręcznie. - Okej, um. Zawołam was, kiedy obiad będzie gotowy.

Harry jedynie przytaknął, zanim podążył za Rose po schodach. Drzwi były otwarte i pomyślał, że to musi być jej pokój, więc zajrzał do środka. Ściany były pomalowane na żółto, pomiędzy małym, ale wygodnie wyglądającym łóżkiem stała komoda. Na ścianie wisiały światełka, a na suficie znajdowały się świecące w ciemności gwiazdy. Pluszaki pokrywały praktycznie każda powierzchnię i Harry się uśmiechnął.

- Harry! - odwrócił głowę i zobaczył Rose stojącą w rogu pokoju, przeszukującą pudło. Obok leżała piłka do gry w piłkę nożną i mała deskorolka, mały rowerek stał oparty o ścianę razem z parą rolek, które leżały przy jego kołach. Harry pomyślał o poprzednim dniu, kiedy zobaczył ją w sportowym stroju i to było bardzo widoczne, że miała różnorodne zainteresowania.

Wydała z sebie triumfatorski okrzyk i wyciągnęła z pudełka książkę. Odwróciła się i pomachała nią w stronę Harry'ego.

Niepewnie wszedł do środka. Kiedy spojrzała na niego, z szerokimi oczami i uśmiechem, podszedł do niej i usiadł na dywanie. - I co to jest, Mała Rosie?

- Kolorowanka! - usiadła na podłodze przed nim i otworzyła książkę na przypadkowej stronie. Była to kolorowanka z dinozaurami, zauważył Harry. - Lubię dinozaury. Smoki też! Mam przytulankę Szczerbatka - widziałeś ten film? (Tłum. 'Jak wytresować smoka') To mój ulubiony. Pewnego dnia chce mieć smoka - wyciągnęła pudełko kredek i wysypała je na podłogę, podając Harry'emu. - Koloruj!

Harry uśmiechnął się, rozbawiony. - Myślałem, że mam cię uczesać?

- Och, racja - Rose Zmarszczyła twarz, kiedy o tym myślała, bardzo podobnie do tego jak Louis wcześniej. - Cóż, mogę zacząć kolorować, kiedy ty mnie uczeszesz, potem możemy pokolorować następny obrazek razem! Albo może po obiedzie. Proszę, zostaniesz po obiedzie?

- Okej - Harry z łatwością się zgodził, bezradny, by powiedzieć jej nie. - Teraz, gdzie jest twoja szczotka?

- Koło lustra - wskazała na mały stolik, nad którym wisiało lustro. - Mam również wstążki! Możesz zrobić mi warkocza?

- Jasne, Rosie.

Rose zawiwatowała i potem zaczęła kolorować. Był to T-Rex i pomalowała go na czerwono. Harry uśmiechnął się, czując mieszankę czułości i rozbawienia, kiedy usiadł za nią, by rozczesać jej włosy. Przez chwilę panowała cisza, Rose nuciła pod nosem, kiedy starała się nie wychodzić za linię i Harry rozdzielił jej włosy i zaczął pracować. To było miłe i Harry poczuł ukłucie pragnienia w swojej klatce piersiowej, ale szybko je zdławił.

Pewnego dnia będzie to miał, będzie miał własną rodzinę i własne dzieci, ale to - to nie było jego i nie powinien się do tego przyzwyczajać. Był tylko gościem i nie zostanie na długo.

- Papa jeszcze dobrze się nie nauczył warkoczy - powiedziała po chwili Rose, przerywając ciszę. - Ale jest dobry w czesaniu moich włosów w kucyka. Powiedział, że robił to cały czas cioci Phoebe i cioci Daisy i cioci Fiz i cioci Lottie, kiedy wszystkie były małe.

Harry zamrugał. - To dużo cioci.

- Uh-huh - przytaknęła Rose. - Papa ma pięć sióstr i jednego brata, ale ciocia Doris i wujek Ernie są tylko starsi ode mnie o rok. Są bliźniakami, jak ciocia Daisy i ciocia Phoebe! Papa mówi, że to cecha dziedziczna. Chciałabym mieć bliźniaka.

I, rzecz w tym, Harry i Louis (i Rose), oni są praktycznie dla siebie obcy. Jasne, Harry poznał trochę życie Louisa przez smsy, które ze sobą pisali i Harry podzielił się również trochę swoim, ale wciąż faktem jest to, że poznali się dopiero niedawno.

(Harry zignorował tę część siebie, która nie mogła nic poradzić, tylko pomyślała, zatem dlaczego to wszystko zdaje się takie znajome?)

- Masz rodzeństwo, Harry? - spytała Rose.

- Tak, starszą siostrę. Nazywa się Gemma.

- Bardzo ją kochasz? Ponieważ Papa bardzo kocha swoje rodzeństwo - Rose już przestała kolorować dinozaura i Harry skończył ją czesać. Przesunął się, żeby usiąść po turecku obok niej i mógł poczuć jak patrzy się na niego z ciekawością.

- Tak, bardzo kocham Gems. Dbamy o siebie - powiedział szczerze, czując jak uśmiech formuje się na jego ustach na myśl o jego siostrze. Była teraz w Londynie, pracując, by stać się redaktorem naczelnym w gazecie. Ostatni raz, kiedy się widzieli był cztery miesiące temu.   

- To miłe - powiedziała Rose i brzmiała na odrobinę smutną. Harry spojrzał na nią i zobaczył, że wpatruje się w swoją kolorowanke ze zmarszczonymi brwiami. To źle na niej wyglądało, ta przygnębiona mina i Harry sięgnął, by położyć dłoń na jej ramieniu, zanim w ogóle nad tym pomyślał.      

- Hej, co jest, Rose?   

Rose wzruszyła ramionami, odwracając kartkę, gdzie była   pięcioosobowa rodzina dinozaurów. Jedynie dwoje z nich było pokolorowanych, jeden na niebiesko, drugi na żółto. - Czasami chciałbym mieć rodzeństwo. Wiem, że Mama i Papa nie są razem i ktoś mi powiedział, że potrzeba dwóch osób, by mieć dziecko, więc nie sądzę, żebym wkrótce miała rodzeństwo - spojrzała na Harry'ego i jej oczy nagle były załzawione. Serce Harry'ego się złamało. - Czasami myślę, że Papa jest smutny. Nie mówi mi tego, ale myślę, że tęskni za Mamą. Albo nie Mamą, ale za posiadaniem kogoś? Nie wiem. Dlaczego ludzie zrywają i odchodzą?

Harry nie wiedział co powiedzieć. On - nie wiedział nic o matce Rose, nie wiedział jak, albo dlaczego odeszła i co Louis do niej czuje. Nie wiedział nic. Więc spytał, - jesteś zła na swoją mamę, Rose?

Wyglądała, jakby poważnie się nad tym zastanawiała, zanim pokręciła głową. - Nie, nie bardzo. Wciąż się z nią widuję i czasem spędzam z nią czas, Papa również, ale. Nie rozumiem dlaczego musiała nas zostawić?

- Cóż - zaczął ostrożnie Harry, przysuwając się bliżej Rose i podnosząc jedną rękę. Oparła się o niego, głowę kładąc na klatce piersiowej. Harry oplótł ją ramieniem i kontynuował. - Czasami ludzie się po prostu odkochują. Moja mama i mój tata, mój biologiczny tata, oni również się odkochali. Zostałem z moją mamą, kiedy byłem mały, ale wciąż od czasu do czasu widywałem się z tatą, tak jak ty i twoja mama. Wciąż go kocham i mama również, ale nie w ten sam sposób co kiedyś.  

Rose pociągnęła nosem, przytakując.   

Poklepał ją lekko po głowie. - Ludzie są skomplikowani, Rose. Nie wiem jak wyjaśnić połowę rzeczy, które robią.

- Tak - Rose ponownie pociągnęła nosem. Potem spytała, jej głos był tak cichy, że łamało to serce. - Myślisz, że Papa też przestanie mnie kochać?

- Nigdy - odpowiedział Harry, szczerze i w tym momencie było to po prostu czuć dobrze, żeby pochylić się i pocałować ją w głowę.

- Ja również nie przestanę go kochać - powiedziała po chwili Rose. Teraz brzmiała na bardziej zamyśloną. - Myślisz, że kiedykolwiek znajdzie nową Mamę? Albo drugiego Pape?

Jak na pięcioletniego dzieciaka miała tak otwarty umysł i była taka spostrzegawcza i troskliwa. Harry uśmiechnął się i przytulił ją, mówiąc - Znajdzie. Mimo wszystko, moja mama ponownie się zakochała. Kocham mojego ojczyma i on również kocha mnie i Gems, tak jak prawdziwa rodzina, więc. Jestem pewien, że znajdzie.

Rose przytaknęła, wtulając się w niego. Jedną ręką ściskała koszulę Harry'ego - z guzikami z brzoskwiniowym zygzakiem - i drugą wycierała swoje oczy. Przez chwilę panowała cisza i jeśli Harry wystarczająco by się przysłuchał uważał, że mógłby usłyszeć jak Louis pracował w kuchni, albo usluszałby dźwięk talerzy, gdy były rozkładane na stole i łyżki obijające się o porcelanę, garnki, które były odkładane na bok i wodę cieknącą z kranu.       

Potem, pośród tych wszystkich cichych dźwięków Rose wyszeptała - chciałabym, żebyś to był ty.

We wnętrzu Harry'ego rozpętała się trąba powietrzna, jego wewnętrzne komórki stanęły w ogniu na te szczere, proste słowa. Zanim mógł odpowiedzieć, Louis zawołał z dołu 'obiad gotowy!' Powoli wstali.  

Harry zszedł na dół i do kuchni, gdzie czekało jedzenie, ale jego umysł (i jego serce) wciąż było gdzieś w tamtym pomieszczeniu, utknęło gdzieś pomiędzy jestem pewien, że znajdzie, a chciałbym, żebyś to był ty. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top