Część 23
Świąteczny poranek był cichy, ale równocześnie był chaotyczną sprawą. Po tym jak zakradli się na dół i wrzucili pościel do prania, Louis z Harrym dzielili długi prysznic i umyli sobie nawzajem włosy, w międzyczasie składając pocałunki na ustach. Kiedy się wysuszyli i ubrali, poszli do kuchni i Louis nastawił wodę na herbatę. Harry przeszukał lodówkę i podgrzał resztki makaronu, Louis wziął miskę ciasteczek i chrupał je, gdy w milczeniu robili śniadanie.
Harry wskoczył na blat, kiedy makaron był wystarczająco ciepły i Louis stanął pomiędzy jego nogami, gdy wręczył mu jego kubek z herbatą. Harry uśmiechnął się w podziękowaniu i w ten sposób zjedli śniadanie, karmiąc siebie nawzajem i uśmiechając się pomiędzy łykami herbaty.
Louis nigdy wcześniej nie czuł się tak spokojnie. Zawsze czuł się jak ocean podczas sztormu, ciemne fale rozbijające się o skalisty brzeg, podczas gdy Rose była jego siłą napędową, słońcem, które zawsze świeciło, po prostu było skryte za szarymi chmurami.
Ale teraz wody były spokojne. Przytłączającego uczucia tonięcia, które czasami odczuwał Louis, kiedy to było dla niego zbyt wiele również zniknęło.
Uśmiechnął się, unosząc ciastko do ust Harry'ego. Harry złapał swoimi wargami połowę, ale nie odgryzł tej części, poruszając swoimi brwiami i Louis przewrócił oczami, ale i tak się przybliżył i wziął drugą połowę do ust. Louis połknął swoją połówkę po przeżuciu jej, zanim wystawił język i żartobliwie zlizał okruszki z warg Harry'ego.
Harry zrobił minę i udawał, że go odpycha, ale Louis złapał jego nadgarstek i przyciągnął go do pocałunku. Obaj za bardzo się uśmiechali, żeby się prawidłowo pocałować, ale klatka piersiowa Louisa była lekka. Jeśli Harry nie przytrzymywałby go na ziemi, prawdopodobnie by się unosił. Harry po prostu sprawiał, że czuł się, jakby potrafił latać. Nie to, że to miało jakieś znaczenie gdyby umiał, bo zawsze by tutaj wracał. Do Harry'ego i Rose. Do swojego domu.
- Kocham cię - wyszeptał Louis.
Policzki Harry'ego były zarumienione, oczy jasne i szczęśliwe. - Ja ciebie też kocham.
Louis uśmiechnął się. Czas świąt zawsze był dla niego wyjątkowy, nie tylko z powodu jego urodzin. Dorastanie nie do końca było dla niego łatwe, musiał opiekować się czwórką rodzeństwa, podczas gdy Jay pracowała na długie zmiany w szpitalu i Mark wyjeżdżał w podróże biznesowe. Nie byli do końca zamożni i sam musiał podjąć się pracy, kiedy skończył czternaście lat. Nauczył się jak zarządzać pieniędzmi i jak tłumić żądzę wydawania pieniędzy, kupując rzeczy, których naprawdę potrzebował.
Ale podczas świąt wszystko było inne. Przyjeżdżali jego krewni i był zasypywany prezentami i Jay dawała z siebie wszystko przyrządzając świąteczną kolację. Chociaż raz, jako młody nastolatek, Louis nie musiał się o nic martwić. Wszystko, o czym musiał myśleć to to, jak dobrze się bawił.
Oczywiście teraz się pozmieniało. Radzili sobie lepiej, praca Dana była wystarczającym wsparciem dla nich, mogli nawet rozpieszczać dzieciaki od czasu do czasu. Jay już nie pracowała, ale Fizzy podjęła pracę w sklepie muzycznym i Lottie pracowała w bibliotece na uniwersytecie. Louis pomagał kiedy tylko mógł, chociaż Jay rzadko kiedy coś przyjmowała, bo twierdziła, że Louis musiał teraz opiekować się Rose. To i tak nie powstrzymywało go od potajemnego wsuwania pieniędzy do portfela Jay, kiedy nie patrzyła.
Ale święta wciąż były takie same. I w tym roku mógł je dzielić z mężczyzną, którego kochał.
Jakieś pół godziny później do kuchni weszła Jay i wyglądała na lekko zaskoczoną widząc, że już nie spali. - Och, dzień dobry. Jest trochę wcześnie, żeby nie spać, nieprawda?
Louis jedynie wzruszył ramionami, uśmiechając się. - Zostało trochę wody w czajniku, prawdopodobnie wystarczy na herbatę. Również, wesołych świąt.
- Wesołych świąt - odpowiedziała Jay, uśmiechając się do Harry'ego. - Mam nadzieję, że ci wszyscy ludzie cię wczoraj nie przytłoczyli, kochany.
Harry zarumienił się, chowając swój uśmiech za kubkiem. - Trochę tak, będąc szczerym. Ale myślę, że sobie poradziłem. Louis i Rose mnie uspokajali i wszyscy byli mili. Masz cudowną rodzinę, Jay.
- Dziękuję, skarbie. Wszyscy cię pokochali, tak przy okazji. Zdecydowanie ich oczarowałeś.
Rumieniec Harry'ego pogłębił się i ukrył swoją twarz w ramieniu Louisa.
Reszta domu obudziła się niedługo po tym, z góry słychać było podekscytowane krzyki i tupot stóp. Choinka była załadowana prezentami i Louis siedział w salonie z Harrym i Jay, czekając. Jak się można było spodziewać, rodzeństwo Louisa i jego córka wbiegli do salonu, a za nimi podążał śpiący Dan i następne kilka minut wypełniła mieszanka rozdartego papieru prezentowego i pisków i śmiechu.
Kiedy była kolej Rose na otwarcie prezentu, usiadła na kanapie pomiędzy Louisem i Harrym. Dostała nową sukienkę od Dana i Jay, śliczną, lawendową z powłóczystą spódnicą i kwiatkami wyszytymi wzdłuż kołnierza. Lottie dała jej błyszczyk do ust i nowy zestaw lakierów do paznokci i Fizzy dała jej kolorowankę ze smokami i zestaw akwareli. Starsze bliźniaczki podarowały jej gumki do włosów, a młodsi rysunki. Dała wszystkim buziaka w policzek w podziękowaniu i wydała z siebie podekscytowany pisk, kiedy podano jej ostatni prezent od Harry'ego i Louisa.
Z niecierpliwością rozdarła papier, Louis uśmiechał się odrobinę nerwowo, kiedy zobaczyła książkę ukrytą w środku. Potem spojrzała na nich, ciekawa, zanim otworzyła ją i sapnęła na widok co było w środku.
Na pierwszej stronie było zdjęcie krzaka róż, kwiaty w pełni rozkwitnięte, czerwone na tle zielonych liści. Gapiła się na zdjęcie z szerokimi oczami i Harry delikatnie dźgnął ją w ramię, mówiąc, - pamiętasz kiedy poprosiłaś mnie o zrobienie zdjęcia kwiatów dla ciebie?
- Zrobiłeś je? - spytała Rose, wyraźnie oniemiała. Z przejęciem przewinęła strony, przeglądając zdjęcia ich małego miasteczka - piekarni, w której pracuje Harry, ich domu, pustego boiska - i potem znajdowały się te bardziej osobiste, zrobione podczas wspólnych nocować i kolacji.
- Podoba ci się? - spytał Louis.
- Kocham to - przytaknęła Rose, przewracając stronę i widząc, że była pusta. - Dlaczego ta jest pusta?
- Bo to twoja kolej, aby je zapełnić - wyjaśnił Louis. - To jest książka ze wspomnieniami, zgaduję, że tak możesz to nazwać. Trochę jak pamiętnik, ale składający się ze zdjęć.
- Och, rozumiem! - oczy Rose były jasne. - To jest fajne.
- Ale - powiedział Harry, udając, że marszczy brwi. Louis subtelnie wyciągnął pudełko, które skrywał pomiędzy swoim udem, a oparciem kanapy i położył je na swoich kolanach. - Jak możesz robić zdjęcia bez aparatu?
Rose przechyliła głowę. - Mogę pożyczyć twój?
- Mogłabyś to zrobić - powiedział Louis, zwracając tym samym jej uwagę i podniósł pudełko. - Albo po prostu możesz mieć swój własny.
Oczy Rose rozszerzyły się, kiedy rzuciła się na Louisa, przytulając go wokół szyi i pytając - czy to aparat? To naprawdę dla mnie? Tak? Tak?
Louis zaśmiał się. - Oczywiście, kochanie. Z Harrym kupiliśmy go dla ciebie.
- O mój Boże! - krzyknęła Rose i potem jedną ręką sięgnęła za siebie, ślepo szukając Harry'ego. - Harry! Chodź tutaj! Grupowy uścisk!
Harry zaśmiał się i przesunął bliżej nich i Rose zarzuciła mu rękę wokół szyi, drugą trzymając wokół Louisa. Krzyczała z podekscytowaniem, ciągle im dziękując. Po tym, jak się nieco uspokoiła, wyjęła aparat z pudełka z szerokim uśmiechem. Był to Polaroid, znaleźli go w tym dziwnym, małym sklepie, kiedy kręcili się po centrum w poszukiwaniu prezentów i sapnęła z zachwytem.
Harry nauczył ją go używać i Rose uważnie słuchała. Kiedy skończył, wzięła aparat i podała go Lottie, która z czułością im się przyglądała. - Ciociu Lottie, możesz zrobić zdjęcie naszej trójce? Chcę, żeby to było pierwsze zdjęcie, które dodam do mojej książki!
- Jasne, jasne - Lottie z łatwością się zgodziła, posyłając Louisowi krótkie spojrzenie. To nie było zmartwione lub oceniające spojrzenie jak zazwyczaj, ale raczej łagodne, szczere. Coś, co zdawało się mówić jestem szczęśliwa, że ty jesteś szczęśliwy. Louis uśmiechnął się do niej.
Rose usiadła pomiędzy nimi i Louis z Harrym przysunęli się bliżej, cała ich trójka uśmiechała się. Lottie uniosła aparat i policzyła do trzech i Louis nie mógł nic poradzić, tylko pomyślał, nic nie mogłoby być bardziej idealne od tego.
Migawka poszła w ruch i wyszło zdjęcie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top