Część 20
Dan wrócił dwa dni później z podróży biznesowej. Z trudem szedł po podjeździe, ciągnąc za sobą walizkę, podczas gdy cztery inne torby były przerzucone przez jego ramię. Louis zauważył go przez okno i zarzucił kurtkę, zanim wybiegł, by pomóc mu wnieść te wszystkie rzeczy.
Spadło odrobinę śniegu, ziemia była zamarznięta i ścieżka prowadząca do wejścia była śliska. Powietrze było zimne i wilgotne i Louis szczękał zębami, kiedy uważnie wszedł na ganek i spotkał Dana w połowie drogi.
- Louis! - zawołał, uśmiechając się. - Trochę minęło, nieprawdaż?
- Tak - odwzajemnił uśmiech, biorąc trochę toreb od Dana. Zajrzał do środka i uśmiechnął się na widok prezentów. - Powodzenia w ukryciu tego przed dziewczynkami i Ernim, kiedy wejdziemy do środka.
Dan zaśmiał się. - Święta są za dwa dni, myślę, że mogą poczekać - zaczęli iść w stronę domu, gdzie Jay i Harry zaczynali robić lunch.
- Wątpię w to - odpowiedział Louis. - Musiałem ukryć nasze prezenty pod łóżkiem.
Dan poklepał go po plecach, uśmiechając się. Louis trzymał otwarte drzwi gdy czekał, aż Dan wniesie swoją walizkę, lekko dysząc z wysiłku. Uśmiechnął się w podziękowaniu do Louisa, kiedy wszedł do domu, zostawiając swoje mokre buty na zewnątrz. - Tak przy okazji, co u ciebie?
- Bardzo dobrze.
- Dobrze to słyszeć - Dan zdjął swoją kurtkę i powiesił ją obok drzwi. - A Rose?
- Wspaniale sobie radzi.
- To cudownie. Zaczyna szkołę w następnym roku, prawda?
- Tak - przytaknął Louis. - Jeśli mam być szczery, jestem odrobinę przerażony. Ale również podekscytowany. Wiem, że już się nie może tego doczekać i znów będę mógł więcej pracować, kiedy zyskam więcej czasu dla siebie. Ale trochę mi to zajmie, by się do tego przyzwyczaić. Mam nadzieję, że nie będę zbyt samotny w domu.
- Ach, cóż - zaczął Dan, uśmiechając się. - Będziesz miał chłopaka, który dotrzyma ci towarzystwa - Louis zarumienił się i kaszlnął i Dan poklepał go po plecach. - Twoja matka do mnie zadzwoniła, no wiesz. Teraz pomóż mi ukryć te prezenty, więc będziesz mógł nas sobie przedstawić.
Piętnaście minut później zastał ich w kuchni, Harry ściskał dłoń Dana, podczas gdy Jay dokańczała gotowanie lunchu, po tym jak przywitała się ze swoim mężem. Louis podszedł do lodówki i wyciągnął butelkę wody, biorąc szklankę z półki. Trochę przysłuchiwał się rozmowie Dana i Harry'ego o Niemczech (gdzie najwyraźniej obaj byli) i nalał wodę do szklanki, zerkając na cokolwiek, co gotowało się na kuchence.
- Wiesz co - zaczęła, krótko rzucając na niego okiem, zanim z powrotem zwróciła wzrok na biały sos, który mieszała. - Harry jest również świetnym kucharzem. Obiecał mi pomóc przy przygotowaniu kolacji wigilijnej ukośnik twojej urodzinowej kolacji.
Każdego roku, 24 grudnia był dla nich głośną sprawą, większość krewnych Louisa mieszkających nadal w Doncaster (i niektórzy, którzy nawet przyjeżdżali z daleka, gdziekolwiek teraz mieszkali) zbierali się przy wystawnej kolacji. Jay zaczynała gotować o dziesiątej rano i Lottie z Fizzy przygotowywały jadalnię, by w jakiś sposób wszystkich zmieścić.
Louis to lubił. Stało się to tradycją, wszyscy nadrabiali stracony czas. - To dobrze - powiedział.
Jay przytaknęła, zerkając ponad ramieniem, gdzie Dan i Harry rozmawiali o kiełbasach ze wszystkich rzeczy. Odwróciła się z powrotem do Louisa ze spojrzeniem. - Harry jest cudowny - wyszeptała. - Zdecydowanie materiał na męża.
Louis mógł poczuć jak się uśmiecha. Już to wiedział, oczywiście, ale słyszeć to od swojej matki, jednej z najważniejszych dla niego osób, której opinia dla niego była znacząca - to było świetne uczucie. - Naprawdę jest - szepnął, szybko rzucając wzrokiem nad swoim ramieniem. Harry i Dan wciąż byli zajęci swoją rozmową, więc odwrócił się do Jay i dodał, - wszyscy go pokochają.
Jay przytaknęła. - Zatem jesteś naprawdę poważny co do niego?
- Tak - odpowiedział natychmiast Louis i to był pierwszy raz, kiedy brzmiał na tak pewnego siebie, odkąd Alicia spytała go czy da sobie radę z opieką nad Rose. - Jestem naprawdę, naprawdę poważny.
Jay przez chwilę go obserwowała i potem uśmiechnęła się. - Dobrze. Tak przy okazji, wyglądasz na szczęśliwszego. Mogę odgadnąć dlaczego.
Louis mógł poczuć jak lekko się zarumienił i wzruszył ramionami, uśmiechając się. - On naprawdę mnie uszczęśliwia.
Za nimi, Harry wybuchnął śmiechem, prawdopodobnie przez coś, co powiedział Dan i Louis uśmiechnął się do siebie. Mógł przyzwyczaić się do słyszenia tego dźwięku do końca życia, będąc szczerym.
*
Louis obudził się w dzień swoich urodzin z Harrym leżącym na nim, leniwie rysującym wzorki na jego nagiej klatce piersiowej. Uśmiechnął się, łapiąc Harry'ego za nadgarstek, na co ten odrobinę się przestraszył, zanim uniósł wzrok.
- Nie śpisz! Dzień dobry - przywitał się, uśmiechając się. Podniósł się i delikatnie pocałował Louisa, dodając - wszystkiego najlepszego.
Louis udał, że jęknął na to, wciągając na swoje ciało Harry'ego, oplatając go ramieniem wokół talii. - Nie przypominaj mi. Dwadzieścia dziewięć lat, poważnie. Dzieli mnie oddech od trzydziestki - Harry zachichotał i Louis dźgnął go w bok. - Naprawdę, Harry. Starzeję się. Jak możesz wciąż mnie chcieć.
- Nie bądź głupi - Harry żartobliwie lekko ugryzł go w brodę. Louis powinien prawdopodobnie się o golić. - Wszyscy się starzejemy. I poza tym, wciąż jesteś w naprawdę, naprawdę dobrej formie i jesteś bardzo, bardzo atrakcyjny.
- Dobrze wiedzieć, że chcesz mnie tylko ze względu na moją twarz i ciało - powiedział bez emocji Louis.
Harry zachichotał, uderzając go w klatkę piersiową. - Głuptas. Wciąż bym cię chciał, nawet jeśli byłbyś pomarszczony i siwiejący i wszystkie włosy zaczęłyby ci wypadać.
Zamiast się zaśmiać, serce Louisa przyspieszyło. Harry zadawał się być świadom swoich słów jakaś sekundę później, bo jego oczy rozszerzyły się i lekko się podniósł, wyglądając na odrobinę spanikowanego. Otworzył swoje usta by coś powiedzieć, ale zanim mógł to zrobić, Louis spytał - miałeś to na myśli?
Harry zamknął swoje usta. Potem przytaknął raz, jedynie szybki ruch głową w górę i w dół, przez co jego włosy zaczęły fruwać. Zagryzł swoją wargę, nagle wyglądając na nieśmiałego i Louis nie mógł nic poradzić, tylko pociągnął go w dół do pocałunku. Harry zdawał się być zaskoczony, ale podążył za tym, roztapiając się przy ciele Louisa i przesuwając się tak, że ok obu było wygodniej, jego uda po obu stronach bioder Louisa.
- Jesteś najsłodszy - wymamrotał Louis, kiedy się od siebie odsunęli i Harry ślicznie się zarumienił.
Całowali się przez jeszcze kilka minut, zanim odgłosy stóp dochodzące z dołu stały się zbyt głośne i usłyszeli, jak drzwi od innych pokoi zamknęły się z trzaskiem. Louis wiedział, że za chwilę jego rodzeństwo wparuje do pokoju, wykrzykując swoje życzenia i nawet jeśli wiedział, że Lottie i Fizzy wiedziałyby, żeby nie przeszkadzać mu, kiedy Harry jest w tym samym pokoju, nie mógł powiedzieć tego samego o reszcie swojego rodzeństwa i nie chciał, żeby zobaczyli ich z Harrym w kompromitującej sytuacji. Rose zdecydowanie zażąda, że chce natychmiast zobaczyć Louisa, więc niechętnie się odsunął.
Uśmiechnął się przez sposób, w jaki Harry gonił za jego wargami, przybliżając się z wciąż zamkniętymi oczami. Docisnął palca do ust Harry'ego zatrzymując go i Harry otworzył oczy. Wydął swoje wargi.
- Wiedząc z doświadczenia, mamy może dziesięć minut, zanim moje rodzeństwo i moja córka wbiegnie do tego pokoju.
Harry jeszcze bardziej wydął wargi. Podniósł się do siedzącej pozycji, siadając Louisowi na kolanach jedynie w bokserkami i ze splątanymi włosami. Wyglądał niesprawiedliwie pięknie w ten sposób. - Ale drzwi są zamknięte.
- Harry - zaczął Louis, usta wykrzywiły się w połowie czułym, a w połowie rozbawionym uśmiechu. - Będą walić w re drzwi, dopóki ich nie otworzymy. To trochę zabija nastrój, nie sądzisz? - uszczypnął Harry'ego w bok, powodując, że pisnął z bólu. - I poza tym, moja córka chciałaby mnie zobaczyć.
Harry walnął go w dłoń, wciąż wydymając wargi. - W porządku - w końcu się zgodził, zanim jego wyraz twarzy zmienił się w coś bardziej figlarnego. - Szkoda, zamierzałem dać ci twój jeden prezent wcześniej. Ale zgaduję, że musimy zaczekać do wieczora - zaakcentował to ruchem bioder, ocierając się swoim tyłkiem o krocze Louisa i Louis przymknął oczy z jękiem. Nagle został zaatakowany przez obrazy Harry'ego, zaczerwienionego i spoconego nad Louisem, dyszącego, gdy podskakiwał na podołku Louisa, ze swoimi udami przyciśniętymi do bioder Louisa, podobnie jak robił to teraz. Odepchnął te myśli na koniec umysłu, by zostawić je na później.
Ponownie otworzył oczy, kiedy usłyszał chichot Harry'ego, żartobliwie je zwężając. - Nie spodziewałem się, że będziesz się droczył.
Harry wzruszył ramionami. - Czasami. Zazwyczaj chcę po prostu zadowalać.
Zabije Harry'ego, jeśli będzie tak mówił. I to w moje urodziny ze wszystkich dni, co za początek, pomyślał Louis.
Zepchnął z siebie Harry'ego, zanim rzeczy zaszłyby zbyt daleko (podnosząc do góry swoje biodra, więc Harry upadł ze zdziwionym okrzykiem, oczywiście) i szybko wstał, by się ubrać. Harry wydymał wargi siedząc na podłodze i Louis z miłością rzucił w nim czerwonym, świątecznym swetrem i kiedy skończyli się ubierać, nastało pukanie do drzwi.
- Mówiłem ci - powiedział Louis, na co młodszy znów zrobił kwaśną minę. Louis poczochrał jego włosy i pocałował w policzek, zanim został zaatakowany przez siedem par rąk.
- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO LOUIS!!
Louis zaśmiał się, podnosząc Rose i trzymając ją blisko siebie. Pisnęła i zanurzyła swoją twarz w jego szyi. - Wszystkiego najlepszego, Papa!
Louis pocałował ją w głowę. - Dziękuję skarbie.
Podał ją Harry'emu, kiedy jego rodzeństwo żądało jego uwagi i przytulił każdego z osobna z uśmiechem. Lottie zmierzwiła jego włosy i Fizzy zawiesiła mu się na ramionach, podczas gdy starsze bliźniaczki przytuliły go wokół talii, Ernie i Doris ciągnęli go za ręce. Zobaczył, że harry obserwował ich z czułym uśmiechem, kiedy Rose coś do niego mówiła i ciągnęła go za włosy i tak łatwo było Louisowi wyobrazić sobie przyszłość jak ta - on, budzący się w swoje urodziny w ich sypialni w ich domu, ich dzieci witające go życzeniami, podczas gdy Harry z czułością się temu przygląda.
Ta myśl sprawiła, że serce Louisa napuchło w jego piersi. Tak bardzo tego chciał.
- Mama robi ci śniadanie - powiedziała Daisy. - Nie pozwoli nam zacząć, dopóki nie zejdziesz na dół, wiec będziemy mogli zjeść wszyscy razem.
- I jesteśmy głodni, więc chodź - dokończyła Phoebe, ciągnąc Louisa za dłoń. Rose wierciła się w ramionach Harry'ego, dopóki jej nie postawił na ziemi i potem zaczęła ciągnąc za koszulkę Louisa, niemo żądając, by zszedł na dół, jak zwykle podekscytowana na wizję śniadania.
Pozwolił się wyciągnąć z pokoju, śmiejąc się. Lottie i Fizzy zostały z tyłu i Louis usłyszał jak mówią - chodź, Harry. Nie możemy zacząć wielkiego dnia Louisa bez całej rodziny przy śniadaniu.
Nie usłyszał odpowiedzi Harry'ego, bo był zbyt daleko od pokoju i wszyscy z eksctytacją rozmawiali o jego urodzinach i świętach, ale jego klatką piersiową zacisnęła się na słowa jego sióstr. Rodzina.
Jay przyciągnęła do go uścisku, kiedy wszedł do kuchni, życząc mu wszystkiego najlepszego i całując go w policzek. Dan poklepał go po plecach i rozczochrał włosy. Został zmuszony do zajęcia miejsca na środku stołu i Rose natychmiast oznajmiła, że siada po jego prawej stronie. Wszyscy zasiedli do stołu i Louis zauważył, że krzesło po jego lewej zostawili puste.
Kiedy Lottie, Fizzy i Harry w końcu weszli do pomieszczenia, dziewczynki natychmiast usiadł na przeciwko Erniego i Doris. Harry rozejrzał się i zarumienił, kiedy zdał sobie sprawę gdzie miał usiąść i nieśmiało zajął swoje miejsce, spuszczajac głowę w dół.
Louis natychmiast sięgnął po jego dłoń pod stołem i usta Harry'ego uformowały się w małym uśmiechu. Louis ścisnął jego dłoń, zanim zwrócił się do wszystkich siedzących przy stole. - W porządku, wiem, że wszyscy umeracie, by życzyć mi wszystkiego najlepszego i powiedzieć mi jak świetnym synem, bratem i ojcem-
- I chłopakiem - wymamrotała pod nosem Lottie, na co Fizzy walnęła ją w dłoń.
- Tak, dzięki za to, Lottie - powiedział bez emocji Louis, stykając swoją stopę z tą Harry'ego pod stołem. Harry zagryzł wargę, by powstrzymać uśmiech. - Gdzie ja skończyłem - och, tak! Wiem, że wszyscy chcecie mi powiedzieć jak świetny jestem, ale oszczędźmy to na dzisiejszą kolację, bo jest zdecydowanie za wcześnie na to, bym stał się emocjonalny i moja córka wygląda, jakby dzieliły ją sekundy od połknięcia całego talerza.
- Jestem głodna!" - zaprotestowała Rose, sięgając, by dźgnąć Louisa w ramię.
- Wiem, że jesteś - Louis uśmiechnął się, również ją dźgając. - Jedzmy.
To było naprawdę dobre śniadanie. Jay, która siedziała obok Harry'ego, sfinalizowała ich plany co do kolacji pomiędzy kęsami omletu. Rose była słodsza niż zazwyczaj, oddając na talerz Louisa bekon i pytając go, czy chce więcej herbaty (nawet jeśli Louis nie pozwoliłby jej jeszcze dotknąć czajnika). Starsze bliźniaczki głośno rozmawiały o tym jak są podekscytowane, by otworzyć prezenty, podczas gdy młodsi próbowali namówić Dana, by zdradził im jakie prezenty dostaną.
W tym czasie, stopa Louisa była splątana pod stołem z tą Harry'ego. Posyłali sobie szybkie uśmiechy i Louis nie mógł sobie przypomnieć kiedy był taki szczęśliwy. Oczywiście miał wiele wielkich momentów - dostanie pierwszego zlecenia pisarkiego, trzymanie Rose po raz pierwszy w swoich ramionach, kupienie swojego mieszkania z Rose - ale dla Louisa były one zawsze czymś zabarwione, tym małym, uporczywym zmartwieniem z tyłu głowy. Patrząc wstecz na te wspomnienia czuł, jakby zawsze krążyła nad nim ta melanchonijna chmura, małe poczucie strachu, na które nie chciał zwracać uwagi. Zawsze się zastanawiał, co jeśli nie jestem na to wystarczająco dobry? Co jeśli nie jestem wystarczająco dobry dla Rose?
Ten moment nie należał do jednych z nich. W tej chwili czuł lekkość. Ten moment nie był niczym innym, tylko czystą radością, jedzeniem śniadania w swoje urodziny z całą rodziną i to, że wszyscy się ze sobą dogadywali.
I Louis pomyślał - miał przeczucie - że to był jedynie początek wielu więcej wspomnień jak te.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top